To już czwarty raz, kiedy publikujemy tę wkurwiającą mapkę. Rok w rok. Kiedy na nią patrzymy, wywracają nam się flaki, no ale cóż – jak to mawiają: dziennikarski obowiązek. Uroczyście oświadczamy, że nasze kluby podtrzymały poziom i Polska ciągle zasiada na wiklinowym tronie dla największego frajera w europejskiej piłce. Grono frajerów systematycznie maleje, ale naszym klubom przeszkadza to niespecjalnie. Status quo zachowany.
Okej, zaczynamy naszą lekcję. Swoją drogą ktoś, kto nie lubił geografii w liceum, państwa Europy spokojnie mógłby opanować korzystając wyłącznie z naszych prezentowanych corocznie pomocy naukowych. Jest okazja do utrwalenia wiadomości. Zatem, drodzy uczniowie, kraje zamalowane na żółto są piłkarsko cywilizowane. Mniej lub bardziej, ale w gruncie rzeczy osiągnęły przyzwoity, minimalny poziom, czyli w ostatnich dziewiętnastu latach miały przedstawiciela w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Co oznacza biały kolor? Śpieszymy z odpowiedzią.
Biały kolor, drodzy państwo, oznacza piłkarski busz. Oznacza miejsca, gdzie być może są piękne stadiony i teoretycznie profesjonalne kluby, ale gdzie od dziewiętnastu lat nie zawitała europejska piłka na najwyższym poziomie. Do wczoraj miano największej futbolowej dziczy należało do Kazachstanu, chociaż oni i tak powinni mieć fory, bo jeszcze nie tak dawno rywalizowali z klubami azjatyckimi. Po tym, jak w dniu wczorajszym Astana wyeliminowała APOEL Nikozja, zaszczytne miano największego piłkarskiego grajdoła w Europie przypadło Polsce.
Czas na mały test. Co różni Polskę od San Marino? Na przykład to, że Polska ma jakieś 1300 razy więcej obywateli. Teraz łatwiejsze: co łączy Polskę i San Marino? To, że od dziewiętnastu lat, podobnie jak my, nie zakwalifikowali się do Ligi Mistrzów. Tak samo jak Litwa, Łotwa, Macedonia czy Estonia. Każdy piłkarz z tamtejszych lig marzy o wyjeździe do Polski. Marzy o zarabianiu więcej niż 2 tys. euro miesięcznie. Lepsza kasa, lepsze warunki, większy profesjonalizm, ale poziom w skali europejskiej doskonale równy. Różnica polega na tym, że kiedyś odpadaliśmy z klasą, z Realami, Fiorentinami czy Barcelonami. Dziś wystarczy szepnąć nazwę “Basel” i wszyscy mają pełne gacie.
Kiedy nasza piłka zejdzie z drzew? Oby następnego odcinka naszej mapy żalu już nie było. Albo niech będzie, z tą różnicą, że wielka biała plama na środku w końcu nabierze choćby bladożółtą barwę. W przeciwnym wypadku do elity dostanie się na przykład taka Czarnogóra. Kraj, który istnieje krócej, niż my czekamy na Ligę Mistrzów.
PB