Tak to jest, gdy człowiekowi wszystko przychodzi zbyt łatwo. Pierwszego gola Zagłębie dostało za darmo. Tosik walnął, ile sił w nodze, a że w Zabrzu od paru tygodni nie ma bramkarza, to musiało wpaść. Ba, można wręcz zaryzykować, że gdyby to Przyrowski dziś bronił, a nie Kasprzik bramka mogłaby nie paść – „Przyroś” bowiem nigdy nie rusza się z miejsca, a jego konkurent stawia na dziwne akrobacje. Drugie trafienie? Też w dużej mierze z przypadku – niby Cotra fajnie się złożył, ale wpadło po rykoszecie. I gdy wydawało się już, że Zagłębie rozjedzie Górnika walcem, w ekipie Stokowca zapanował taki chill, że z meczu wygranego zrobił się mecz przegrany, bo tak trzeba traktować ten remis. W końcu jak mawiał klasyk – 2:0 to najgorszy wynik (oczywiście poza 3:0 i 4:0). Nie dociśniesz, to może być po tobie.
Za nami całkiem niezłe spotkanie, jak na poniedziałek, choć wielkiej jakości piłkarskiej dziś w Zabrzu nie uświadczyliśmy. Zagłębie prezentowało głównie minimalizm. Górnik natomiast przedstawił dwa różne zespoły. Pierwszy: złożony z Madeja, Sobolewskiego, Grendela, ewentualnie Kosznika, którym się chciało i których krew zalewała, gdy koledzy nie podłączali się do akcji. I drugi, w którym prym wiedli Skrzypczak – napastnik gwarantujący brak goli – oraz Słodowy, obrońca, który swoim wyprowadzeniem piłki wyprowadza z równowagi cały stadion. Leszek Ojrzyński tak się zresztą zagotował tą całą bezradnością, że już w 35. minucie wypuścił podwójną wędkę i tyle widzieliśmy Skrzypczaka oraz równie bezużytecznego Gwaze.
W drugiej połowie Górnik – widząc apatię Lubina – naprawdę się ożywił. Do remisu wystarczyły dwa stałe fragmenty – wrzutka Grendela do Sobolewskiego, chyba najbardziej zdeterminowanego piłkarza w Zabrzu oraz karny – a jakże – Grendela po ręce Cotry. Czy słuszny? Ręka ułożona nienaturalnie, ale chyba jednak zagranie przypadkowe. Te dwie akcje wystarczyły do wywalczenia remisu, który przy obecnej sytuacji w tabeli należy traktować jako kolejną klęskę. Po sześciu kolejkach zabrzanie mają ledwie jeden punkt (jeden – przypomnijmy – odjęła im też Komisja Licencyjna), co oznacza, że nieprzerwanie ryją nosami po dnie tabeli.
Fot. FotoPyK