Latem 2023 roku Marek Zub wrócił do polskiej piłki po dekadzie przerwy i podjął się zadania zbudowania od nowa Stali Rzeszów. Niewielu wierzyło w powodzenie tej misji, tymczasem Stal nie tylko z dużym spokojem utrzymała się na zapleczu Ekstraklasy, ale też ma spore szanse na zwycięstwo w Pro Junior System, bo filarem drużyny są jej wychowankowie. Jak Zub dotarł do młodej drużyny i dlaczego uważa, że była niedoceniana? Co jest kluczem do sukcesu w rzeszowskim projekcie? Jak dogaduje się z właścicielem klubu?
Czuje się pan wygranym tego sezonu?
Wygrany to za duże słowo. Powiem wprost i lakonicznie: jest ok. Były w tym sezonie trudniejsze momenty, szczególnie wynikające z tego, że były bardzo jednoznaczne jeśli chodzi o wynik sportowy. Kolejne porażki, które przytrafiały nam się w krótkich seriach — to były najtrudniejsze momenty, ale z całości jestem zadowolony. Każdy mecz to dla nas lekcja, okazja do szukania pozytywów i baza do oceny naszej pracy.
Gdy przychodził pan do Stali Rzeszów, nie miałem wobec was większych oczekiwań. Myślę, że większość osób śledzących pierwszą ligę miała podobnie. Myśleliśmy, że będziecie tam, gdzie dziś jest Polonia Warszawa czy Bruk-Bet Termalica.
A na jakiej podstawie te mało optymistyczne opinie były formułowanie?
Powiem za siebie: Stal przed sezonem straciła wielu kluczowych zawodników oraz trenera, który wciągnął ten zespół na wyższy poziom. Pierwsze ruchy kadrowe nie dawały nadziei, że drużyna będzie silniejsza.
Ale przyszła też duża grupa zawodników, która była w Stali od dłuższego czasu i tu możemy się różnić w podejściu. Początkowo naszym “obciążeniem” była młodzież z akademii, która nie była doceniana. Wiadomo, że trudno było to zrobić, ale już po krótkim okresie uznałem, że to ciekawi piłkarze i nie musi być tak, jak nam wróżono. Trzeba było jednak z tym trochę powalczyć.
Z tym, żebyśmy was lepiej postrzegali?
Tak. Żeby zawodnicy spod szyldu akademii Stali Rzeszów byli cenieni. Mówi się, że młodzi mają czas, że nie wiadomo, co z nich będzie. Ci chłopcy zbyt długo byli niedoceniani.
Obawy kibiców były jednak logiczne, skoro Stal w jednym okienku straciła piłkarzy, którzy odpowiadali za większość zdobytych bramek, za grę zespołu.
Zgadzam się z tym, ale bronię tego, co zastałem. Nie chciałem szukać porównań do poprzedniego sezonu. Wtedy były baraże o Ekstraklasę, potem redukcja kadry w krótkim czasie. Chciałem jednak bronić wartości piłkarzy, z którymi zacząłem pracować. Nie znałem tych chłopaków, ale po krótkim okresie przekonałem się o ich potencjale.
Do pracy w Rzeszowie skusił pana ten potencjał czy było coś jeszcze?
Miałem okazję zapoznać się z planami, koncepcją, filozofią klubu. Ona została jasno sprecyzowana: praca z dużą grupą młodzieży, zrobienie z niej zespołu, a w tle walka o wynik sportowy. Miałem też osobiste powody, bo wracam w swoje dawne strony. Podoba mi się też pierwszoligowy system, który jednej trzeciej drużyn daje szansę na walkę o awans do Ekstraklasy. Nie można w takiej sytuacji nie myśleć o tym, żeby nie znaleźć się w szóstce, mimo że totalnie nie znałem poziomu ligi ani zespołów, bo wracałem do Polski po dziesięciu latach. W takich okolicznościach zacząłem pracę z zespołem, który dopiero trzeba było kształtować.
Brzmi ciekawie, ale też ryzykownie. Jak sam pan mówi: wszedł pan do środowiska, którego nie znał, a miejsca na błędy nie było.
Ryzyko istnieje zawsze i zawsze jest wysokie. Czasami bardziej ryzykuje klub, czasami trener. Z mojej perspektywy większa była jednak ciekawość.
Jak przez te wszystkie lata zmieniła się gra w polskiej lidze?
Kalendarz ułożył się tak, że trafiliśmy na najmocniejsze zespoły — Wisła Kraków, GKS Tychy, Odra Opole — i nie zdobyliśmy punktów, co tylko utrudniło start. Byłem zaskoczony poziomem piłkarskim, organizacją. Wydawało mi się, że jesteśmy tak daleko, że trudno będzie resztę złapać. Po kilku tygodniach było lepiej, bo każdy tydzień pracy w tej grupie był dla nas handicapem. Jednak nie byliśmy daleko! Trafiłem na sezon, w którym na zapleczu mamy wiele zasłużonych marek.
Trudno było zbudować autorytet w zespole po pierwsze młodym, po drugiej będącym tuż po rozstaniu z zasłużonym trenerem?
Kluczem są relacje z zawodnikami, kompetencje miękkie w takim układzie mają duże znaczenie. Tematu merytoryki nie podnoszę, bo to dla mnie oczywiste. Nie dało się określić tego, w jakiej dyspozycji będą, natomiast po pierwszych rozmowach z piłkarzami można było się zorientować, że mają wiedzę piłkarską, a to odzwierciedla wartość akademii. Młodzi piłkarze Stali byli przygotowani do rywalizacji z seniorami, do przejścia do dorosłej drużyny. Bardzo szybko rozumieli to, co miałem im do przekazania, rozumieli grę i trening — to było dla mnie kluczowe.
Co robi największe wrażenie na trenerze, jeśli chodzi o warunki w Stali Rzeszów?
Podejście właściciela klubu do — nie lubię tego słowa, ale nie znam lepszego — projektu. To, jak definiuje Stal, jak tym zarządza, sposób doboru ludzi i dawanie im przestrzeni do pracy; zaufanie do tego, co ci ludzie mogą mu dać. Wszystko to bardzo dobrze nastraja do pracy i charakteryzuje Stal Rzeszów.
Jakim człowiekiem i współpracownikiem jest prezes Rafał Kalisz?
Optymalnym. Cechują go zaufanie, cierpliwość i stabilizacja. Trzyma się założeń. W mediach zwalniano mnie już dwukrotnie, ale w tych momentach ze strony właściciela miałem największe wsparcie. Przypominał o tym, że to projekt, który potrzebuje czasu, może nawet potrzebuje go trochę więcej niż w innych okolicznościach, bo to nie jest zadanie krótkoterminowe. Jak każdy chciałbym, żeby efekt pracy przychodził jak najszybciej, ale w Stali dostaliśmy optymalny czas na pracę.
Pewnie łatwiej rozmawia się z osobą, która operuje na konkretach i detalach. Daniel Myśliwiec mówił mi kiedyś, że prezesowi Kaliszowi pokazuje zaawansowane dane i omawiają kierunek, w którym idzie zespół, a nie sam wynik.
Rzeczywiście: w Stali nie bazuje się na opiniach. Uważam, że to normalność, używanie mniej lub bardziej szczegółowych danych statystycznych. Rozwój futbolu i sportu, środki, jakie mamy do dyspozycji, wymagają korzystania z takich narzędzi. Nasze rozmowy nie polegają na tym, czy graliśmy dobrze lub źle, możemy to ubrać w konkretne informacje. Ostatnio jednak mówimy głównie o tym, jak rozwija się nasza młoda grupa piłkarzy, która zaczyna przygodę na tym poziomie. Próbujemy analizować ich pozycję, rolę, wpływ i perspektywę rozwoju, żeby budować drużynę na kolejny sezon w oparciu o tych chłopaków.
Daniel Myśliwiec o pracy w Stali Rzeszów [WYWIAD]
Co ciekawego mówią wam analizy?
Można złapać trendy dotyczące pewnych zachowań na boisku, odnieść się do innych krajów, rozgryźć pewne tendencje. Kluczowa w pracy trenera i zawodnika jest szybkość adaptacji do miejsca, w którym pracujesz, znalezienie kompromisu między tym, co zastałeś i czego nie powinieneś zmieniać, a co możesz do danego środowiska wnieść. Skoro Stal pracowała analitycznie nad pewnymi modelami, zachowaniami, nie rujnowałem tego, tylko dodałem swoje spojrzenie, które klub uwzględnia.
Jak liczby opisują młodych piłkarzy Stali?
Mogę zbadać, kto jest mentalnie mocniejszy — mam na myśli odporność na błędy i reakcje na nie. Kwestie motoryczne, fizyczne, na ile są w stanie funkcjonować biegowo i jakościowo w trakcie meczu, jak to porównać z danymi z Ekstraklasy czy pierwszej ligi. Jeśli mam zawodnika, który wytrzymuje tempo wysiłku w trakcie meczu i jest w stanie to robić, to jest to podstawa do wrzucenia go do rywalizacji z seniorami. Bez tego nie podejmę się takiego zadania, nawet jeśli jest najlepszym technikiem czy dryblerem. To za mało, bo bez podstawy fizycznej przy pierwszych ruchach zostałby pogrzebany. Jeśli jednak wytrzyma trud gry, reszta przyjdzie z czasem, to przestrzeń do zdobywania doświadczenia.
Bayern, Chelsea i Stal Rzeszów. Jak pierwszoligowiec inwestuje w analizę danych?
Najtrudniejsze jest to, żeby tych chłopaków nie spalić?
Tak. Potrzebne jest ryzyko i cierpliwość, bo nie wszystko się udaje. Dlatego mówiłem o kompetencjach miękkich trenera, bo poznanie tych zawodników ma duże znaczenie. To ułatwia decyzję o tym, kiedy dać szansę, kiedy kogoś podbudować. Wchodzimy w kwestie psychologiczne, ale to wszystko wiąże się ze wsparciem. Dużo rozmawiam z piłkarzami, daję im różne zadania, czasami zaskakujące, ale pokazujące, jak potrafią się skoncentrować i jak reagują. Te drobne rzeczy pozwalają mi swobodniej i częściej dawać im szanse.
Jakie to zadania?
Różne zabawy, musiałbym to rozpisać. Łamigłówki zahaczające o psychologię poznawczą. Rzeczy wymagające dostrzeżenie czegoś, czego na dziś nie dostrzega. Cel tych zadań jest taki, żeby na skutek takiej sugestii ktoś coś zobaczył. Uproszczając: żeby wszedł do pokoju i zorientował się, że ściana pomalowana na biało jest w rzeczywistości ścianą czarną. Niech pokombinuje, co ten trener pieprzy, żeby spróbował zobaczyć tę czarną ścianę. Może dzięki temu wygra trochę czasu, przyśpieszy swoje funkcjonowanie, bo do tego potrzeba swoje przeżyć, zebrać doświadczenie.
O zbieraniu doświadczenia i cennej lekcji mówił pan także po 0:8 z GKS Katowice. Jak takie mecze mogą pomóc drużynie?
One pomagają zrozumieć, że to, co spotyka zespół w pozytywnym kontekście, ma znaczenie, bo bilans zawsze wychodzi na zero. W piłce nożnej są rzeczy, których się nie spodziewamy. Okoliczności i rozmiary tej porażki były niespodziewane. W kilka dni można pokonać trasę z nieba do piekła — od wygranej z liderem, który jest już w Ekstraklasie, do porażki z zespołem, który nie należy do słabeuszy, ale przegrać aż tak i w takim momencie… W młodym wieku postrzega się wszystko tak, że życie jest piękne, futbol to wygrane, kontrakty, wywiady. Czasami jest też konieczność przeżycia czegoś takiego, to przyśpieszony kurs dojrzewania, w dodatku dużym kosztem, bo nie jest łatwo się zregenerować po takim tąpnięciu.
Jak pan się zapatruje na przyszłość i kolejny sezon?
Idziemy w tym samym kierunku. Nastąpi etap większej stabilizacji, żeby z grupy, która weszła do drużyny zbudować jeszcze lepszy zespół. W dalszym ciągu są to rozgrywki, w których sześć klubów ma szansę gry w Ekstraklasie, więc cel będzie taki sam. Mam jednak nadzieję, że będziemy bardziej stabilni w górnej części tabeli.
Jest ryzyko, że grupa najbardziej utalentowanych piłkarzy Stali odejdzie z klubu?
To też jest w strategii, jako klub nie możemy się zamykać. W pewnym momencie Stal będzie dla wielu piłkarzy sufitem. Naszym podejściem do młodzieży uruchomiliśmy akademię, więc liczymy się z tym, że któryś z naszych zawodników trafi wyżej i będzie się dalej rozwijał. To pokazuje, że przyśpieszenie działań w akademii miało sens.
Stopniowa budowa klubu jest słuszna? Są pewnie i tacy, którzy woleliby, żeby Stal odważniej walczyła o wynik.
Kluczowa jest pozycja właściciela, który dyktuje cele i to wszystko finansuje. Można pójść w stronę szybkiego wzmocnienia zespołu, ale na przestrzeni lat w różnych klubach Ekstraklasy i pierwszej ligi widzimy, że to wcale niczego nie przyśpiesza. Dla naszego właściciela ważne są też kwestie lokalne, więc opieranie się na piłkarzach wywodzących się z regionu, czy takich, którzy przeszli przez akademię, jest ważniejsze niż znalezienie zawodnika z zewnątrz, który za rok czy dwa odejdzie. Takie postaci też mogą być istotne, ale wszystko jest kwestią odpowiedniego balansu i proporcji.
WIĘCEJ O 1. LIDZE:
- Od pół wieku na meczu zaplecza Ekstraklasy nie było tylu widzów, ilu na Derbach Trójmiasta
- W Warcie był za słaby na Ekstraklasę, wprowadził do niej Lechię. Maksym Chłań to gwiazda 1. ligi
- Sauna z Magierą, obietnice Śląska i „polski Sterling”. Poznajcie Sebastiana Bergiera
- Od Kononowicza do Bizancjum. Dlaczego awans Lechii Gdańsk to zjawisko?
- Najważniejszy finał dopiero przed Wisłą
- GKS Katowice ma 60 lat. „Od dwóch dekad jest stagnacja. Liczymy na odmianę”