Ekspansja Premier League na Ekstraklasę zatacza coraz szersze kręgi. Po przejęciu części zagrań w pierwszej kolejce i zrzucaniu całej winy za niepowodzenia na niefrasobliwą kobietę w Chelsea, teraz Anglia zabiera nam piątki. A nawet “superpiątki”. Dziś więc poza przyjemnym widowiskiem w Lubinie mogliśmy sobie obejrzeć początek drugiej kolejki Premier League. Aston Villa – Manchester United. Po pierwszym meczu “Czerwonych Diabłów” – obaw tyle samo, co nadziei.
Louis van Gaal ma coraz mniej czasu, by jego wizje zaczęły przynosić efekty w postaci ligowych punktów. Choćby dlatego każdy kolejny mecz United warto oglądać, a postępy w (od)budowie wielkiego zespołu po czerwonej części miasta winien śledzić każdy fan futbolu.
Jak to wyglądało tym razem? Zwycięstwo z Tottenhamem bez celnego strzału przebito całkiem niezłym, intensywnym starciem, choć znów – najczęściej dobrym tylko do momentu wykonania ostatniego podania. Taki właśnie “niedorobiony” jest Manchester United Louisa van Gaala na początku sezonu 2015/16. Przykłady można by mnożyć w nieskończoność – fajna klepka Rooneya i Maty w środku pola, może jakiś rajd Januzaja, czasem błyskotliwe zejście ze skrzydła Depaya. Już podnosimy się z miejsc, już składamy ręce do oklasków, a tu albo za mocno, albo niecelnie, albo nie w tempo.
Na Twitterze podczas tego meczu toczyła się dyskusja na temat określenia “dobry pomysł”. Dotyczyło to oczywiście dość kuriozalnej maniery polskich komentatorów, którzy doszukują się “dobrego pomysłu” w każdym idiotycznym strzale, w każdym niecelnym podaniu i każdej zbyt wczesnej wrzutce. Oglądając zaś Manchester United… Psia krew, oni naprawdę wyglądają, jakby mieli dobry pomysł! No bo czy świetnym pomysłem nie jest wymiana trzech podań z pierwszej piłki, minięcie dwóch obrońców i odegranie na skrzydło? Oczywiście jest. Ale niestety – na skrzydle zazwyczaj w takim układzie nikogo nie ma, na to odegranie nikt nie czeka.
Utkwiła nam w pamięci FANTASTYCZNA akcja, w której Rooney po ładnym rozegraniu przerzucił piłkę nad obrońcami. Skończyło się na tym, że Depay zabrał piłkę lepiej ustawionemu koledze i… wrócił za tych defensorów, których podaniem zgubił Rooney.
Nie zrozumcie nas źle. Goście nie grali beznadziejnie, byli wyraźnie lepsi od Aston Villi, mieli większe posiadanie piłki, więcej strzałów, a i procentem celnych podań – na które przecież narzekaliśmy – przebili gospodarzy, utrzymując ten współczynnik na poziomie 86%. Do tego bardzo dobre wrażenie zrobił na nas ruchliwy Depay, spory spokój przy golu wykazał Januzaj, niesamowitą asystą popisał się w tej sytuacji Juan Mata, niemal bezbłędnie grał Schneiderlin, gdy już pojawił się na boisku – bez strat grał Schweinsteiger. A na dwadzieścia minut przed końcem jeszcze raz zaczarował nas Mata, gdy kapitalnie wypuścił Depaya.
Ogółem więc – oglądało się to nieźle, nawet jeśli Manchester United nadal wygląda na zespół w fazie budowy, rozbudowy czy remontu. Matematyka jednak nie kłamie. Dwa razy 1:0, dwa razy trzy punkty. Jeśli to odpali na dobre, “Czerwone Diabły” będzie się świetnie oglądało.
Nawet bez De Gei. O nim bowiem ciekawostkę wygrzebał Gary Lineker…
Manchester United have kept a clean sheet in every Premier League game that David de Gea has missed since the start of 2013/14 season.
— Gary Lineker (@GaryLineker) August 14, 2015
Szykuje się ciekawy sezon Manchesteru United. Szykuje się ciekawy sezon Premier League.