Jeśli coś jest głupie, ale działa, to znaczy, że nie jest głupie. Kiedy słyszycie, że ktoś leczy mięśniowe urazy sportowców maścią z końskiego łożyska, to łapiecie się pewnie za głowę, a ten ważny składnik mazidła momentalnie ląduje na waszym podium dziwnych rzeczy, którymi nigdy przenigdy nie chcielibyście być smarowani. Kiedy jednak dowiecie się, że autorska terapia pewnej pani z Serbii, oparta właśnie na takiej maści i odrobinie elektrowstrząsów, potrafi znacząco przyspieszyć rekonwalescencję przy urazach mięśniowych, zaczniecie pewnie pytać, jakim niby cudem. No jakim?
Działa, pomaga, nie ma sensu drążyć tematu, zresztą pewnie i tak się nie dowiemy. Właściwie wszystko, co możemy powiedzieć o tajnych metodach znanej bałkańskiej uzdrowicielki, Marijany Kovacević, wiemy tylko z relacji jej pacjentów i niezbyt szczegółowych informacji podawanych przez nią samą. Jak każda cudotwórczyni, Kovacević strzeże swoich sekretów i dba o monopol na leczenie naderwanych mięśni końskim łożyskiem. A biznes też kręci się całkiem nieźle.
W zdecydowanej większości przypadków terapia Marijany Kovacević okazuje się bardzo pomocna, choć zdarza się, że i Serbkę jakiś uraz pokonuje. Ufa jej jednak naprawdę wielu sportowców, a jej terapia okazała się nieoceniona dla piłkarzy Liverpoolu czy Chelsea, wyleczyli się u niej Robin van Persie, Dejan Stanković i Vincent Kompany. Nawet sam Cristiano Ronaldo miał być swego czasu jej pacjentem. Cudu dokonała dla Novaka Djokovicia kontuzjowanego podczas ubiegłorocznego Australian Open. Pomogła też dwóm piłkarzom Lecha Poznań. Jeden z nich gra teraz dla Zagłębia Lubin i opowiedział nam o swoich doświadczeniach.
Jasmin Burić dobrze wspomina wizytę w Belgradzie. Do gabinetu Marijany Kovacević zawitał w 2018 roku.
***
Wiem, że byłeś, widziałeś, wyzdrowiałeś. Jak zapamiętałeś wizytę u Marijany Kovacević?
— Bardzo dobrze. Wyleczyła mnie, dokładnie tak, jak się dogadaliśmy. Tam wszystko jest świetnie zorganizowane. Jest taki facet, który to wszystko dla niej załatwia — odbiera cię z lotniska, zawozi na wstępne USG… Tam od razu sprawdzają, jaki masz uraz, diagnozują problem.
I potem zawożą cię do tej pani.
— Tak, ale w tym jej gabinecie nic ciekawego nie ma. Jeden stół, na którym się kładziesz i taka maszyna wyglądająca, jak zwykły aparat USG, choć przeznaczona do czegoś trochę innego. Całość trwa godzinę i jesteś tam tylko ty, ona i to jej urządzenie od elektrowstrząsów.
Marijana Kovacević. Nowoczesna wiedźma czy genialna lekarka?
Wyobraźnia podsuwała wam pewnie dziwną chatkę z błota i gałęzi, w której wariatka z Bałkanów odprawia jakieś dziwne rytuały, zabija ciężarne klacze i wyrabia gołymi rękami jakąś niezbyt pachnącą maść. W różnych europejskich mediach można znaleźć mnóstwo informacji o “znachorce”, która leczy końskim łożyskiem, a to po prostu buduje w naszych głowach bardzo, ale to bardzo niepoważny obraz Marijany Kovacević.
Nie do końca uczciwie, bo jej gabinet w stolicy Serbii jest po prostu zwykłym gabinetem. Efekty zabiegów są często lepsze od niektórych o wiele mniej niekonwencjonalnych. Ona sama wygląda po prostu normalnie, choć na pierwszy rzut oka można uznać, że prędzej zrobi wam manicure, niż naprawi zniszczony mięsień.
Jej nietypowe metody mogą budzić wątpliwości.
W dodatku z jej pomocy korzystało już tak wielu różnych sportowców, że to nie może być jakaś totalna prowizorka. Trudno wyobrazić sobie, że jakiś piłkarz z Bałkanów namówiłby takiego Alberta Rierę czy Franka Lamparda na leczenie u przypadkowej leśnej znachorki przyjmującej interesantów w buszu. No nie — wszystko odbywa się w sposób bardzo profesjonalny, jest dokładnie zaplanowane, a sama Marijana Kovacević na większości swoich pacjentów robi naprawdę pozytywne wrażenie.
Burić też utrzymuje, że nie spotkał się z kimś totalnie postrzelonym. Podkreśla również, że Kovacević podchodzi do każdego przypadku bardzo uczciwie.
***
Czyli to nie jest żadna dziwna wariatka? Nie ma tam żadnej czarnej magii?
— Nie, kompletnie nie. W Lechu grał Vojo Ubiparip, on też wyleczył u niej uraz i jest kolejnym dowodem na to, że to działa. Jeśli masz problem z “dwójką” czy “czwórką”, gdzieś jest jakieś naderwanie — ona może naprawdę pomóc, choć trochę łatwiej idzie z mięśniem dwugłowym. Wygląda to tak, że jak już postawią diagnozę, to trafiasz do niej, ona masuje cię w miejscu urazu swoją autorską maścią, która jest już na główce tej jej maszyny. Podobnej zresztą trochę do tego urządzenia od USG.
— Byłem tam w sumie chyba cztery dni i codziennie spędzałem w gabinecie około godziny. Tam przychodzi naprawdę dużo ludzi, ale ona nie przyjmuje wszystkich. Jeśli widzi, że nie może komuś pomóc, to po prostu nie podejmuje się leczenia i nie bierze żadnych pieniędzy.
Cudowna maść
W świat zawsze idzie jednak przekaz o terapii z wykorzystaniem maści na bazie tego końskiego łożyska. To taki niezbędny przy rozmnażaniu ssaków fragment ciała matki, którym jest ona połączona z płodem. Poprzez łożysko organizm ciężarnej dostarcz dziecku tlen i pożywienie. Ludzie też mają łożysko. Nie musieliście być w tym wszystkim zorientowani, ale to minimum niezbędne do zrozumienia, czemu ów narząd wzbudził zainteresowanie Marijany Kovacevic.
Można znaleźć całą masę opracowań podkreślających dobry wpływ tego wyjątkowego składnika na regenerację mięśni, z tym że niemal wszystkie są autorstwa badaczy z dawnego ZSRR lub Bałkanów i raczej próżno szukać ich w poczytnych naukowych czasopismach. Poza jakimiś pojedynczymi przypadkami.
Kilku Japończyków opublikowało na łamach całkiem cenionego Journal of Medical Case Reports wyniki swoich badań, w których udało się dowieść pozytywnego działania końskiego łożyska na pielęgnację blizn po amputacji piersi. Grupa naukowców z Kazachstanu dowodziła kilka lat temu, że ekstrakt z końskiego łożyska potrafi wpływać na układ odpornościowy człowieka i udało im się zamieścić swoją pracę w czasopiśmie Biomedicine, będącym zresztą na liście punktowanych przez nasze ministerstwo.
Od pewnego czasu końskie łożysko wzbudza też duże zainteresowanie w świecie kosmetologii. Ma, podobnie jak śluz ślimaka, spowalniać starzenie się skóry, pozytywnie wpływać na jej jędrność. Może znaleźć się zatem w jakimś kremie przeciwzmarszczkowym i paniom nie wyda się to nawet dziwne.
Marijana Kovacević stworzyła tajną recepturę na bazie końskiego łożyska.
Rola, jaką pełni ten narząd płodowy przy rozmnażaniu ssaków, nadała mu trochę mityczny status. Łożysko ma być pierwszym połączeniem matki z dzieckiem i w dodatku swoistym opiekunem nowego życia. Niektóre kobiety decydują się nawet… zjeść łożysko tuż po porodzie, by odzyskać sprawność ciała i umysłu. W niektórych regionach świata przygotowuje się nawet specjalne koktajle z łożyskiem, które mają zminimalizować utratę krwi i zwiększyć poziom energii. Inni ze sproszkowanych łożysk robią tabletki.
To jednak za daleko odbiega od naszej historii. Mariana Kovacević robi z końskiego łożyska maść, której działania nie dowiedziono badaniami — z naukowego punktu widzenia, dziełem życia pani Kovacević można się co najwyżej pobrudzić.
Istnieje natomiast wiele świadectw piłkarzy, będących dowodem na to, że jej autorski wyrób działa. Nie do końca wiadomo, co tam jeszcze Serbka dorzuca do tego końskiego łożyska, ale jak sama twierdzi: — Wszystkie substancje użyte podczas zabiegu są w pełni naturalne i bezpieczne dla każdego rodzaju badań antydopingowych.
I tyle musi wystarczyć zarówno nam, jak i leczącym się u niej sportowcom.
***
Ta jej maść. Z tego co mi wiadomo, robi ją z końskiego łożyska…
— Wiesz, nie jest dla mnie ważne, z czego dokładnie ją robi. Pomogło, pomaga też innym, nie interesowałem się składem tej maści i po prostu nie wiem, jaka to jest maść.
Kim jest i skąd się wzięła? To tajemnica
Jedni mówią, że była zwykłą gospodynią domową, która chciała robić w życiu coś więcej. Ma rzekomo trójkę dzieci i dyplom po ukończonych studiach farmacji, choć niektórzy utrzymują, że był to tylko państwowy kurs. Media potwierdziły, że zbierała nawet doświadczenie w pracy jako pracowniczka różnych laboratoriów i instytucji farmaceutycznych. Trudno powiedzieć jednak coś więcej na jej temat. Stąd też wiele nadmuchanych jak balonik opowieści o jej zamiłowaniu do przedziwnych strojów czy zbyt mocnego makijażu. I jeszcze porównania do pani domu z Rodziny Addamsów.
Aura tajemniczości nie przeszkadza jej w znajdywaniu kolejnych pacjentów, a może i wręcz przeciwnie — pomaga. Marijana Kovacević jeszcze piętnaście lat temu przyjmowała ich w maleńkim gabineciku w dzielnicy pełnej sklepów i mieszkań, a dziś ma wyrobioną markę i nawiązała stałą współpracę z kilkoma sportowcami. Także tymi ze światowego topu.
Podsumowując — nie wiemy, ile ma lat. Nie wiemy, z czego, oprócz końskiego łożyska, robi swoją popisową maść. Nie do końca wiemy, skąd się wzięła. Trudno nawet potwierdzić, że naprawdę nazywa się Marijana Kovacević.
Pilković, Bramkarić, Futbolović i zaciąg z Anglii. Pierwsi pacjenci Marijany Kovacević
Nie da się nie zauważyć, że serbska domorosła lekarka najbardziej znana jest w ojczyźnie i jej okolicach. Zdecydowana większość wyleczonych przez nią sportowców pochodzi z Serbii, Bośni czy Chorwacji i to oni przekazują pocztą pantoflową informację o genialnej terapii Marijany Kovacević kolegom z szatni europejskich klubów, a ci w trudnych momentach swojej kariery decydują się skorzystać z wyjątkowych zabiegów odbywających się w Belgradzie.
Pierwszy szum wokół praktyk pani Kovacević zaczął się gdzieś w 2009 roku, kiedy stolicę Serbii zaczęli odwiedzać piłkarze angielskiej Premier League. Wspomniani van Persie i Riera, a także Yossi Benayoun, Fabio Aurelio i Glen Johnson. Zawodnik Arsenalu i aż czterech graczy Liverpoolu prowadzonego wtedy przez Rafę Beniteza. Hiszpański szkoleniowiec tuż przed świętami Bożego Narodzenia wpadł nawet na pomysł, by zatrudnić Marijanę Kovacević do swojego sztabu, bo zarówno on, jak i medycy współpracujący z ekipą z Anfield Road byli pod ogromnym wrażeniem efektów, jakie przyniosły zabiegi.
Benitez naprawdę miał rozważać angaż Marijany Kovacević…
— Nigdy nie wyobrażałem sobie, że tak szybko znów znajdę się na boisku, a to pokazuje, co można osiągnąć dzięki temu leczeniu — zachwycał się Benayoun na łamach Daily Mail — Nie było żadnych zastrzyków — dodał.
Zamieszanie i rosnąca sława Serbki sprawiły, że jej działalnością zainteresowały się też lokalne władze. Kovacević nie chciała rozmawiać z serbską inspekcją Ministerstwa Zdrowia i pozostawała przez bardzo długi czas nieuchwytna. Zmieniała numer telefonu, adres mailowy, zmieniała adres zamieszkania. W sprawę zaangażowano służby, które, próbując wytropić kobietę, zaczęły monitorować wszystkie loty z Anglii do Belgradu, by później móc śledzić potencjalnych pacjentów. Szybko jednak porzucono pomysł uprzykrzenia życia kobiecie — rok później Marijana Kovacević poleciała z reprezentacją Serbii na mundial do RPA, oficjalnie w roli “członka delegacji”.
Wcześniej, przez całe siedem lat jej praktyki, żaden przedstawiciel władzy nie zainteresował się jej specyficzną terapią. Nie wychodziła ona jednak poza bałkańską bańkę informacyjną. Na stół w gabinecie Marijany Kovacević trafiali wtedy zawodnicy z okolic — Marko Pantelić, Ivica Olić, Branislav Ivanović, Savo Milosević… i wielu innych “iciów”.
Jasmin Burić przyznaje, że w Serbii i kilku okolicznych państwach Marijana Kovacević jest naprawdę rozpoznawalna.
***
Jak się dowiedziałeś, że ona może ci jakkolwiek pomóc?
— Na Bałkanach wiedzą o tym chyba wszyscy i powiedział mi o niej któryś z kolegów, nawet nie pamiętam już, kto to był. Jeśli jakiś sportowiec jest stamtąd, mieszka tam, to jest spora szansa, że kiedyś o niej słyszał. To naprawdę znana osoba i pomaga wrócić do zdrowia naprawdę bardzo, bardzo szybko. Ja miałem pauzować przez cztery czy pięć tygodni, a dzięki zabiegom wróciłem do gry już po siedmiu dniach.
Wielkie sukcesy i jedna wielka porażka
Przytaczaliśmy już słowa chwalącego Marijanę Kovacević piłkarza, ale takich głosów było zdecydowanie więcej. Zadowoleni z usług Serbki byli nie tylko Burić czy Benayoun. W samych superlatywach mówił o jej zabiegach Robin van Persie:
— Teraz czuję się świetnie, jestem szczęśliwy, ta kobieta potrafi czynić cuda — mówił holenderski napastnik.
Kovacević wspierała w ostatnich latach różne drużyny — cały czas współpracuje na przykład z piłkarzami na Półwyspie Arabskim. W czasie mundialu w 2010 roku miała pomagać reprezentacji Serbii, ale przy okazji załapała się na współpracę z kadrą Ghany. Ekipie z Afryki miała pomóc w przywróceniu do zdrowia Daniela Amarteya, który miał podczas turnieju problemy z pachwiną. Black Stars polubili ją na tyle, że w 2015 roku została nawet członkiem sztabu medycznego reprezentacji na Puchar Narodów Afryki.
Marijana Kovacević prawie dekadę temu wyruszyła z Ghaną na Puchar Narodów Afryki.
Najbardziej spektakularny sukces odniosła jednak tuż przed startem ubiegłorocznego Australian Open, kiedy poskładała do kupy obolałego Novaka Djokovicia. Mogła pomóc w leczeniu setek piłkarzy, ale jeden z najlepszych tenisistów w historii liczący na 10. tytuł na kortach w Melbourne został przez nią uzdrowiony w prawdziwie cudowny sposób. Serb tuż przed rozpoczęciem turnieju doznał urazu ścięgna udowego i nie namyślając się długo poprosił o pomoc Marijanę Kovacević. Rodaczka zrobiła wszystko tak jak zawsze — była maść, były elektrowstrząsy, wszystko z należytą dokładnością.
Djoković dotarł do finału, gdzie w trzech setach pokonał Stefanosa Tsitsipasa i sięgnął po swoje 22. zwycięstwo w turnieju wielkoszlemowym. Po podniesieniu pucharu publicznie podziękował cudotwórczyni, która postawiła go na nogi.
Nie zawsze jednak jest tak cukierkowo. Największą porażką Serbki jest na pewno przypadek Diego Costy. Był maj 2014 roku. Hiszpan marzył o występie w finale Ligi Mistrzów przeciwko Realowi Madryt. Jego Atletico stało przed wielką szansą na wzniesienie trofeum do góry, a napastnik był wówczas kluczowym elementem układanki Diego Simeone. Pech chciał, że w jednym z wcześniejszych spotkań Costa doznał urazu mięśniowego, który miał go eliminować z gry. Diagnoza była jednoznaczna — na derby Madrytu w finale nie było dla niego żadnych szans.
Wtedy zdecydowano się o szukaniu wsparcia u Marijany Kovacević. Serbka uznała, że jest w stanie pomóc piłkarzowi i postawić go na nogi jeszcze przed ważnym meczem. Costa przyjechał do Belgradu, odbył serię zabiegów i wydawało się, że wszystko jest w porządku. Mięsień dwugłowy miał wytrzymać trudy finału, ale tym razem wszelkie starania zawiodły.
Napastnik rozpoczął spotkanie z Realem w pierwszym składzie, ale jego występ szybko dobiegł końca. Diego Costa opuścił boisko już w 9. minucie rywalizacji i mógł tylko oglądać, jak przeciwnicy wracają z dalekiej podróży, by dobić jego drużynę w dogrywce i sięgnąć po kolejne zwycięstwo w Lidze Mistrzów.
***
Słyszałem, że nie zawsze wszystko wychodzi i nie wszyscy są tak zachwyceni…
— Jeśli przychodzi do niej tak dużo ludzi, to normalne, że zdarzają się niepowodzenia. Myślę jednak, że w wypadku mnóstwa osób zabiegi kończą się sukcesem i to wszystko faktycznie przyspiesza leczenie.
***
CZYTAJ WIĘCEJ W WESZŁO:
- Seler naciowy. Zakazane warzywo Chelsea
- Oshima: Pracowałem jako barman. Myślałem, że z piłki nic już nie będzie [WYWIAD]
- Szalony koncept pewnego Czecha. Jak Bohemians podbili antypody
Fot. Newspix / Vreme / ghanasoccernet