Wyniki w grupie Rakowa Częstochowa przez długi czas układały się tak, że wystarczyło, żeby Medaliki strzeliły jednego gola i mielibyśmy dwie polskie drużyny w pucharach na wiosnę. Gra drużyny Dawida Szwargi sugerowała jednak, że lepiej szukać nadziei w alternatywnej ścieżce i liczyć na to, że Sporting złoi Sturm. Problem w tym, że choć Portugalczykom poszło nieźle, mistrzowie Polski i tak zebrali jeszcze większy łomot, ostatecznie żegnając się z marzeniami.
Nawet gdy do szczęścia potrzeba niewiele, dla Rakowa jest to zbyt wiele. A przecież naprawdę nie trzeba było wspinać się dziś na Mount Everest w klapkach, żeby dać sobie chociaż nadzieję na to, że wszystko ułoży się pomyślnie. Gian Piero Gasperini nawet nie udawał, że traktuje to spotkanie śmiertelnie poważnie. Zostawił we Włoszech elitarną część swojego składu, zabrał do Polski Atalantę B.
W bramce zmiennik.
Dwóch stoperów z trzeciej ligi, trzeci to zmiennik.
Na wahadłach zmiennicy, w środku totalny świeżak.
W ofensywie dwóch zmienników.
Z ławki dwóch debiutantów i dwóch dzieciaków.
Jasne, w szerokiej kadrze Atalanty Bergamo znajdziemy zawodników, których Raków Częstochowa przyjąłby z pocałowaniem ręki. Niemniej mistrz Polski, który gra o wysoką stawkę, nie powinien dać się wybatożyć bardziej niż w pierwszym spotkaniu, gdy La Dea nie traktowała meczu w Lidze Europy jak wycieczki krajoznawczej. Tymczasem goście przyjechali na imprezę i bawili się świetnie. Gospodarze podpierali ścianę.
Tyran, geniusz, dyktator, motywator. Wszystkie twarze Gasperiniego
Atalanta zabawiła się w Sosnowcu
Alejandro Gomeza w Lombardii już nie ma, ale vibe Baila como el Papu był w zespole Gian Piero Gasperiniego aż nadto żywy. Atalanta tańczyła na murawie jak za najlepszych lat. Luis Muriel na tle obrońców Rakowa nie wyglądał jak gość, którego trener powoli odsuwa od składu i dziękuje mu za lata poświęceń, a jak gość, który w duecie z Duvanem Zapatą roznosił ligę. Powinien skompletować hattricka, ale koszmarnie spudłował, gdy sunął na bramkę bez obstawy, wykorzystując enty błąd defensorów. Wcześniej nawinął Bogdana Racovitana, drugą sztukę strzelił bez wysiłku – to Jean Carlos nabił go, gdy nieudolnie wybijał piłkę po płaskim dośrodkowaniu.
Obrazkiem, który zapadnie w pamięć, będzie dwukrotna próba ośmieszenia Rakowa, chęć zdobycia bramki piętą. Niewiele brakowało, Medaliki uratował słupek.
W kierunku Vladana Kovacevicia leciało dzisiaj wszystko. Niemal każde zagranie w szesnastkę częstochowian kończyło się strzałem Atalanty. Raków do niedawna był ekspertem w temacie obrony pola karnego. Gdyby pokazać, z jaką łatwością rywale wygrywali dziś głowy, wkręcali obrońców i szukali kolejnych bramek, ktoś, kto pamięta mistrzów Polski właśnie dzięki temu, przecierałby oczy ze zdumienia. Zwłaszcza że to nie tylko kwestia wyższości przeciwników, ich olbrzymiej jakości. Medaliki były dziś Mikołajem rozdającym prezenty, jeden po drugim.
Tu piłkę zgubił Koczerhin, tam obciął się Adnan Kovacević. Fran Tudor miał pecha: skiksował, potem dostał w twarz, piłka w siatce. Obraz nędzy i rozpaczy.
Nieskuteczny jak Raków. Stara śpiewka wiecznie żywa
Wystarczyło jednak, żeby Raków do komediodramatu w defensywie dołożył lepszą skuteczność i ta porażka smakowałaby zupełnie inaczej. Pójście w ślad Legii Warszawa, która swego czasu zaserwowała nam szalony mecz z Borussią Dortmund, i wrzucenie kilku sztuk, oznaczałoby, że mistrz Polski zostanie w Europie. Sporting spisał się — z naszego punktu widzenia — nad wyraz dobrze. Kiedy jednak przyszło gospodarzom strzelać, odwalali jeszcze większą fuszerkę niż pod własną bramką.
Łukasz Zwoliński minął się z piłką, gdy Srdjan Plavsić wyłożył mu ją na tacy, w zasadzie do pustej bramki.
Ante Crnac walnął pod sufit stadionu z czternastu metrów.
Adnan Kovacević trafił w słupek, Crnac dobił w bramkarza.
Crnac kiwnął, obił rywala.
Zwoliński uderzył głową nad bramką.
Raz za razem, kiedy już podnosiliśmy brew, oczekując, że teraz to już na pewno wpadnie, że z wypiekami na twarzy będziemy zerkać na Flashscore’a, sprawdzając, co dzieje się w Lizbonie, okazywało się, że nie ma to większego sensu. Raków spartolił ogromną szansę na to, żeby trudnej, męczącej dla oka jesiennej przygodzie w pucharach nadać trochę uśmiechu. Zarobić kilka milionów euro. Nie wyszło, tyle by było z Europy. Teraz trzeba spróbować dostać się do niej ponownie, co wcale nie jest takie oczywiste.
Raków Częstochowa – Atalanta Bergamo 0:4 (0:1)
Muriel 14′, 72′, Bonfanti 26′, De Ketelaere 90+2′
WIĘCEJ O POLSKICH DRUŻYNACH W EUROPEJSKICH PUCHARACH:
- Karawana Legii idzie dalej
- Życie jest łatwiejsze, gdy masz Josue. Legia zostaje na wiosnę w pucharach!
- Ponad 2,5 mln euro, ranking i przyszłe rozstawienia – o to grały Raków i Legia
fot. Newspix