Reklama

Nowe horyzonty alpinizmu. Co zostało do zdobycia?

Łukasz Poznański

Autor:Łukasz Poznański

20 listopada 2023, 13:41 • 10 min czytania 8 komentarzy

16 stycznia 2021 roku kończy się pewna era. Nepalczycy wspinają się na ostatni niezdobyty zimą ośmiotysięcznik, K2. Okej, korzystają z tlenu, więc może ktoś jeszcze poprawi styl, ale i tak są pierwsi. Co swoją drogą stanowi wspaniały hołd dla cichego, wieloletniego trudu Szerpów. Co teraz? Czy na kolejne emocje we wspinaniu w wysokich górach będziemy czekali aż do kolonizacji Marsa? I czego jeszcze można próbować w alpinizmie?

Nowe horyzonty alpinizmu. Co zostało do zdobycia?

“Nasi idą. Dziś założyli drugi obóz”. Pamiętamy nie tak odległe momenty, gdy wszyscy byliśmy wyprawą narodową, a raporty z kolejnych dni ekspedycji przedostawały się do wieczornego pasma w głównych stacjach telewizyjnych. Internetowi hejterzy budzili się w swoich jamach, by zdążyć zabrać głos i koniecznie skrytykować w anonimowym komentarzu sens całego przedsięwzięcia. Żyliśmy tym, a niewiarygodne zmagania z górą, warunkami i samym sobą dostarczały nam mnóstwa wrażeń. To wszystko już za nami. 

Nie ma już takich białych plam – mówi mi Krzysztof Wielicki, zdobywca Korony Himalajów i Karakorum, laureat prestiżowego Złotego Czekana za całokształt górskich dokonań. Zimą jako pierwszy był na trzech z czternastu najwyższych gór świata, w tym na Mount Everest. Jeśli chcielibyśmy zastosować analogię do seriali, to pan Krzysztof był bohaterem pierwszego, hitowego sezonu. Wszyscy go widzieli, trafił na stałe do kanonu kultury. Każdy też orientuje się mniej więcej w fabule i… wszyscy liczą na kontynuację. 

Sezon 1. “The Ice Warriors”

My byliśmy zdobywcami – dobitnie stwierdza zasłużony himalaista. Pozwólmy sobie w tym miejscu jeszcze na małą recenzję pierwszej części górskich przygód, żeby dobrze zrozumieć, z czym mierzą się twórcy dzieła.

Pierwszy sezon to międzynarodowy wyścig. Polacy początkowo nie mogli brać w nim udziału zamknięci za żelazną kurtyną, więc pierwsze wejścia na ośmiotysięczniki dokonały się bez naszego udziału. Gdy tylko jednak pojawia się taka możliwość w latach 70. i 80., nasi ruszają. Świat śledzi pojedynek Jerzego Kukuczki i Reinholda Messnera o to, kto pierwszy zdobędzie Koronę Himalajów i Karakorum (czyli postawi stopę na wszystkich czternastu najwyższych górach). Włoch ma handicap. Gdy Kukuczka dołącza do wyścigu, rywal jest już na półmetku! Dodatkowo może korzystać z wielu udogodnień. Ma sponsorów, nie ma problemów z uzyskaniem paszportu, a do przemieszczania się w trudno dostępnym terenie korzysta z helikoptera. Messner ostatecznie zwycięża. Polakowi brakuje w tym momencie jeszcze trzech szczytów, ale decyduje się kontynuować wyzwanie. Kończy jako drugi, ale jest dużo szybszy. Jego wynik to 7 lat 11 miesięcy i 14 dni. Dla porównania rezultat Messnera wynosił 16 lat. Panowie nigdy publicznie nie przyznali, że ze sobą rywalizują, ale wiemy, że i jeden, i drugi chciał ukończyć wyzwanie jako pierwszy. Darzyli się jednak wielkim szacunkiem.

Reklama

Po powrocie do domu Kukuczka otrzymał od rywala słynny telegram: “Nie jesteś drugi, jesteś wielki”. 

Wyczyny polskich wspinaczy w tamtych i kolejnych latach przynoszą im popularność oraz skutkują powstaniem w kraju ogromnej bazy “kibiców alpinizmu”. Himalaizm dostarcza całego spektrum emocji. Tych radosnych, związanych z okupionymi ogromnym wysiłkiem sukcesami, ale i tych smutnych. A nawet i mieszanych. Jedną z najbardziej awangardowych górskich anegdot jest pierwsze zimowe wejście na Lhotse. Krzysztof Wielicki dokonał go w Sylwestra, samotnie, w gorsecie ortopedycznym, który nosił po tym, jak wcześniej złamał sobie kręgosłup. Dziś nikt nie dopuściłby do udziału kontuzjowanego wspinacza w wyprawie. Na tej samej górze w następnym roku ginie Jerzy Kukuczka. Chciał wytyczyć nową drogę na szczyt, ale na wysokości ok. 8200 m pękła lina, do której był przywiązany. Wielki wspinacz spadł w przepaść.

Wszyscy chcieliśmy się zapisać w historii. Zasłużyliśmy na nadane nam za granicą miano “ice warriors” – mówi Wielicki. W naszej rozmowie pada też słowo “patriotyzm”. Był to ważny aspekt całego przedsięwzięcia, które miało też swój antysystemowy wymiar. Sukcesy polskich alpinistów stanowiły miłe pokrzepienie dla utrudzonego narodu, toczącego codzienną walkę o zaspokojenie podstawowych życiowych potrzeb. Himalaiści budzili wiarę w to, że można zmieniać przykrą rzeczywistość.

Historia trwała jeszcze do niedawna. Doczekaliśmy się kolejnego pokolenia wspinaczy, za których kciuki trzymało równocześnie nowe pokolenie fanów. W XXI wieku dopisaliśmy do listy naszych zimowych zdobyczy kolejne trzy szczyty: Broad Peak, Gaszerbrum I i Sziszapangmę (zdobytą przez polsko-włoski team – Simone Moro i Piotra Morawskiego). Przeżywaliśmy smutek, gdy z Broad Peak nie wrócili Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski. Wzruszaliśmy się losem Czapkinsa, Tomka Mackiewicza, który pozostał na stokach swojej wyśnionej Nanga Parbat. 

Reklama

W klasyfikacji zimowych wejść na najwyższe szczyty nikt nas już nie wyprzedzi, ale i my nie powiększymy naszego dorobku. Więcej niezdobytych zimą ośmiotysięczników nie ma. W finałowym odcinku widzimy Nepalczyków, tych od śmiesznej flagi, jak wydzierają nam nasze upragnione trofeum i stają na szczycie K2. Ledwie rok wcześniej kibicowaliśmy polskiej narodowej wyprawie, ale jej nie udało się wówczas zwyciężyć z kapryśną pogodą. To już koniec? Można się rozejść? Krzysztof Wielicki sygnalizuje, że niekoniecznie: – Zawsze można poprawiać styl, wytyczać nowe drogi – mówi.

To samo pytanie zadaję także Andrzejowi Bargielowi.

Spin-off. “Wyczyn Andrzeja Bargiela”

Dokonania Jędrka, jak mówią o nim koledzy, to wspaniały spin-off być może dorównujący popularnością i skalą pierwowzorowi. Znów jesteśmy pierwsi. Teraz występujemy nawet w roli pionierów. Akcja dzieje się w tym samym miejscu, wysokie, strzeliste, ośnieżone szczyty i gdzieś tam na górze jeden człowiek. “Na lekko”, jak to się mówi, czyli bez dużego bagażu, a raczej z minimum niezbędnego sprzętu. Zapina narty i… zjeżdża z prawie pionowej ściany. Dotychczas ma na koncie zjazdy z Sziszapangmy, Manaslu, Gaszerbruma I i II, Broad Peak oraz K2.

W 2016 roku pobił rekord w szybkości zdobycia tytułu Śnieżnej Pantery, czyli pięciu siedmiotysięczników, które w przeszłości znajdowały się w granicach ZSRR. Zajęło mu to jedynie 29 dni 17 godzin 5 minut. Poprzedni, należący do Rosjan najlepszy wynik wynosił 42 dni. Ze wszystkich szczytów zjechał oczywiście na nartach. – Te przestrzenie, te drogi, szczególnie na niższych ośmiotysięcznikach są świetne do uprawiania narciarstwa – mówi Jędrek.

Bargiel trafił ze swoim ekstremalnym pomysłem do szerszego grona odbiorców. Wielokrotnie występował w telewizjach śniadaniowych.

Wyzwań jest bardzo dużo i tak naprawdę było to jedno z łatwiejszych, które można było podjąć, a było spektakularne – przyznaje skromnie skialpinista, zapytany o przyszłość himalaizmu i jego własną rolę w promowaniu polskiego wspinania. – Można robić nowe drogi, nowe ściany, które są pionowe i to jest prawdziwy alpinizm w wydaniu sportowym. Duże wyzwania to duże ściany. To jest coś wokół czego się ten sport międzynarodowy trzyma i rozwija.

No właśnie, sport. Oto słowo klucz, które pozwoli nam się zorientować w sytuacji. O co w sumie chodzi tym, którzy jeżdżą ciągle w Himalaje. Oddajmy jeszcze raz głos Jędrkowi: 

Pierwsze zimowe wyprawy robiły niesamowite wrażenie. Nie było sprzętu, nie było danych, technologii i oni po prostu eksplorowali sami, wytyczali drogi. To było wyzwanie w latach 80. – mówi Bargiel. Po chwili dodaje jednak: – Żadne zimowe wejście nie ma nagrody za przejście roku. To u nas działało bardzo na wyobraźnię, bo w Polsce ta historia była duża i chcieliśmy to dokończyć, ale nawet pierwsze wejścia na ośmiotysięczniki takiego wyróżnienia nie otrzymały. To działa z punktu widzenia komercyjnego, bo zbudowała się wokół tego pewna magia, ale w samym sporcie to już nie jest taką wartością.

Sezon 2

Trwają prace nad drugim sezonem. Na razie nie ma on jeszcze tytułu. Może “Złoty Czekan”? Ta nagroda to Oscar w świecie alpinizmu. Otrzymują ją wspinacze, którzy w minionym roku dokonali najbardziej wymagających i spektakularnych przejść, wspięli się po pionowych, niedostępnych ścianach w wysokich górach. Tytuł pasowałby, ponieważ cel zdobycia Piolet d’Or, jak brzmi oryginalna nazwa wyróżnienia, stawiają sobie aspirujący do roli nowych bohaterów członkowie programu Polski Himalaizm Sportowy. Gromadzi on ambitnych wspinaczy i zapewnia im warunki do trenowania, by w przyszłości mogli podreperować nasze osiągnięcia sportowe. 

To że ktoś w dzisiejszych czasach wszedł na ośmiotysięcznik, nie świadczy o tym, że jest wybitnym wspinaczem. Do tego wystarczy po prostu być bogatym, troszeczkę sprawnym i mieć odrobinę szczęścia. To jest wielki biznes, stoją za tym duże agencje i wchodzenie na ośmiotysięczniki drogami normalnymi, z tlenem czy bez, nie ma w sobie znamion sportowych. Nie ma w tym nic przełomowego – tłumaczy kierownik programu Wadim Jabłoński.

Ostatnia wyprawa Wadima na Chobutse to w zasadzie odcinek pilotażowy drugiego sezonu. Razem z Maciejem Kimelem wytyczyli nową drogę na ten mało uczęszczany himalajski szczyt, mierzący 6686 m, i zdobyli go w stylu alpejskim. Wadim deklaruje, że jest to dla niego jedyny akceptowalny sposób działania w wysokich górach. Chodzi o to, by ekspedycja, na wzór wspinania w Alpach, była precyzyjnie przygotowana i by mały, samowystarczalny zespół mógł w krótkim czasie, korzystając z minimum sprzętu, wejść na górę i zejść do bazy. Bez dużej logistyki i kosztownego zaplecza.

SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ

Drogę, którą pokonali, nazwali “Just breathe”. Nikt przed nimi tamtędy nie szedł, nie wiedzieli więc do końca, co napotkają i jakie będą warunki. Opis wyprawy jest pasjonujący, była tam przyjaźń, dziesięciogodzinny biwak na siedząco na skalnej półce bez picia, jedzenia czy snu, czekanie na wschód słońca, kolejny biwak w lodowej grocie, a nawet wspinaczka stromą granią po śniegu bez asekuracji na dużej wysokości, gdy brakuje już tchu. Stopień ryzyka “Just breathe” wspinacze ocenili na R/X, co w specjalnej skali oznacza drogę o asekuracji ryzykownej/śmiertelnej. Jabłoński:

W dzisiejszych czasach, jeśli coś co ma nosić znamiona sportu i popychania alpinizmu do przodu, to wyłącznie albo zdobywanie nowych dziewiczych szczytów, których jeszcze trochę jest, albo wytyczanie dróg na niezdobytych ścianach na szczyty, które mają mało wejść i są trudne. Innych kierunków w górach wysokich w zasadzie nie ma. Jeśli ktoś wchodzi drogą normalną na ośmiotysięcznik, to jest to marne osiągnięcie sportowe i odtwórstwo czegoś, co zostało osiągnięte przy dużo gorszym sprzęcie 50-60 lat temu.

Działalność PHS to w polskim alpinizmie w pewnym sensie powrót do korzeni, wszak nie wolno nam zapomnieć o Wojciechu Kurtyce, wspinaczu, który był pionierem stylu alpejskiego w latach 70. i 80. Sam Kukuczka też mógł się pochwalić tym, że podczas zdobywania Korony Himalajów i Karakorum aż na dziesięć szczytów wszedł nowymi drogami, a na siedem w stylu alpejskim. Zamiast tzw. stylu oblężniczego, który znamy z zimowych narodowych wypraw, kiedy to zakłada się obozy na kolejnych wysokościach i montuje się na stałe specjalne liny poręczowe mające umożliwić ewentualną sprawną ewakuację, stawiają na lato i naprawdę wymagającą wspinaczkę. 

Wysokość to nie wszystko. Droga może mieć jeszcze trudności techniczne. Szczyt sześcio-, siedmiotysięczny może być wielokrotnie trudniejszy do zdobycia niż ośmiotysięcznik drogą normalną – komentuje Wadim.

Polski Himalaizm Sportowy to na razie nowy program, który zastąpił poprzedni – Polski Himalaizm Zimowy. Tamten miał bardzo konkretny cel, zimowe zdobycie K2. Nie udało się go niestety zrealizować. Nowy projekt tworzą w większości młodzi wspinacze, mocno nastawieni na naukę i zdobywanie doświadczenia. Stara gwardia czuwa, chętnie podsuwa im pomysły i służy radą. W radzie programowej PHS zasiada m.in. Janusz Majer, a w wyjazdach brali udział Adam Bielecki czy Janusz Gołąb. U jednych i drugich jest dużo entuzjazmu oraz przekonanie, że nowe pokolenie nie zawiedzie, a wytrwały trening przyniesie sukcesy. 

Dla jakiego widza będzie więc ten nowy sezon? Z pewnością dla bardziej wysublimowanego. To artystyczne kino, które stawia odbiorcy pewne wymagania. Będziemy musieli orientować się trochę w technice wspinania, sposobach górskiego biwakowania, czy opisach trudności dróg. Tak samo jest jednak z innymi sportami, choćby zespołowymi, które trudno śledzić bez podstawowej znajomości zasad. Im większe będą osiągnięcia nowego pokolenia wspinaczy, tym większy zyskają rozgłos i jego członkowie będą mieli szansę wprowadzić szersze grono odbiorców w tajniki alpinizmu.

Czekamy więc i mocno im kibicujemy. 

ŁUKASZ POZNAŃSKI

Fot. Newspix

Stara się wcielić w życie ideał człowieka renesansu. Multilingwista. Pasjonat podróży autostopowych i noclegów pod gołym niebem. Przeżeglował morze (na razie jedno), przewspinał góry. Zaśpiewa, zagra. Trochę gorzej z tańcem, chyba że jest to taniec z piłką koszykową. Uwielbia się uczyć. Marzy, by w każdej dziedzinie umiejętności, myśli i wiedzy ludzkiej zdobyć choć podstawową orientację. W sporcie najbardziej pasjonuje go przekraczanie granic. Niezłomna wola, która pozwala zdyscyplinować każdą komórkę organizmu, by w określonej sekundzie osiągnąć powzięty cel.

Rozwiń

Najnowsze

Uncategorized

Komentarze

8 komentarzy

Loading...