Reprezentacja Palestyny oddaje walkowery w kluczowych meczach, bo jej piłkarze nie dostają od Izraela przepustek. Palestyńscy piłkarze giną od kul snajperów, kończą z dziesięcioma nabojami w stopie albo wychodzą z więzienia po stu dniach strajku głodowego. Arabskie lub muzułmańskie kraje wolą stracić prawo do organizacji imprezy niż ugościć na niej Izrael, a Mohamed Salah odstawia szopki, by nie przywitać się z przeciwnikiem żydowskiego pochodzenia. Opowiedzieliśmy o izraelsko-palestyńskim konflikcie za pomocą scen związanych z piłką nożną. Są mocne i drastyczne. Dla Izraelczyków piłka to kolejna przestrzeń, na której mogą uciskać Palestynę. Dla Palestyńczyków: kolejna przestrzeń, na której mogą się odgrywać na Izraelczykach i tworzyć z kadry narodowej potężną tubę dyplomatyczną. Izrael, Palestyna, piłka nożna i krwawe walki w tle.
***
Mistrzostwa świata 2022. Katarczycy otwarcie zapowiadają, że nie pozwolą na żadne polityczne manifesty. Nie wpuszczają na stadiony nawet irańskich kobiet, gdy na ich koszulkach widnieje chałupniczo namalowany apel o wolność dla rodaczek i rodaków prześladowanych przez ekstremistyczny reżim. Wyrywają z rąk brazylijskiego dziennikarza flagę regionu, z którego się wywodzi (Pernambuco), tylko dlatego, że wygląda ona podobnie do tęczowej flagi symbolizującej społeczność LGBT. Służby są wręcz nadgorliwe.
Chyba że chodzi o Palestynę.
Palestyńska flaga powiewa w towarzystwie wieżowców nowoczesnego Tampa Bay i restauracyjek przy zabytkowym Souq Waqif. Napis „Free Palestine” czytamy na murach hoteli, szybach samochodów i gadżetach kibiców. Cały Katar jest przepełniony Palestyną. Im dalej na turnieju zachodzi Maroko, arabska drużyna, tym więcej postronnych kibiców zaczyna się zastanawiać, o co chodzi z tym okupowanym przez Izrael państwem, które chciałoby powiedzieć o czymś światu. Katar zaraża tematem Palestyny, choć miał nie robić wyjątków dla żadnych politycznych kwestii.
„New York Times” nazywa Palestynę trzydziestym trzecim uczestnikiem mundialu. Z palestyńską flagą paradują piłkarze z Maroka, Tunezji, Kataru i szalony kibic wbiegający nielegalnie na murawę. Na jednym ze spotkań pojawia się ogromna sektorówka w barwach narodowych kraju ze Strefy Gazy i Zachodniego Brzegu Jordanu. Trudno zakładać, że na tak szczelnie kontrolowanym turnieju znalazła się tam ona bez wiedzy służb.
Riyad Mansour, ambasador Palestyny w Katarze, jeszcze przed zakończeniem mundialu mówi, że mistrzem świata została Palestyna. Świat wreszcie spojrzał na jej sprawę, wcześniej przemilczaną i zamiecioną pod dywan. To największy sukces.
Maroko a sprawa arabska. Kraj z Afryki ambasadorem sprawy Palestyny na mundialu
***
Asim, na oko trzydziestoletni mężczyzna, mieszka w Strefie Gazy. Przyjechał do Dauszy, bo kibicuje arabskiemu Maroko. Czuje się trochę tak, jakby to jego kraj podejmował właśnie Portugalię w ćwierćfinale mistrzostw świata. Owija wokół siebie wielką palestyńską flagę. Opowiada:
– Patrzycie w Europie tylko na Ukrainę. I słusznie, bo tam też trwa wojna. Ale zapominacie o nas. Ten mecz jest po to, byście zwrócili uwagę na Palestynę. To w zasadzie nasza misja na cały mundial. Zwrócić uwagę świata na losy Palestyny. Jesteśmy codziennie zabijani. Codziennie. Wczoraj Izraelczycy zabili pięć osób. Dzisiaj, kiedy będziemy przeżywać mecz, też pewnie ktoś zginie. Nie wiedziałeś o tym? No tak, jak każdy człowiek z zachodu.
***
Izraelski reporter zaczepia po meczu angielskich kibiców.
– It’s coming home? – pyta idącą grupkę.
– It’s coming home – słyszy w odpowiedzi, a grupka po szybkiej chwili wykrzykuje: – Najważniejsza jest wolna Palestyna!!!
Znowu ktoś to robi. Znowu trafia na wizję w programie na żywo. Izraelscy dziennikarze twierdzą, że są podczas mistrzostw świata znieważani, prześladowani i szykanowani. Opowiadają, że kibice z innych krajów, nie tylko ci arabskiego pochodzenia, potrafią stanąć przed kamerami i powiedzieć bezczelne: – Wy, Izraelczycy, nie jesteście tu mile widziani.
Po sieci krążą wiralowe filmiki, na których izraelscy reporterzy rozpaczliwie szukają jakichkolwiek rozmówców, ale nikt nie chce z nimi gadać. Jeden z dziennikarzy żartuje w niemieckich mediach, że relacjonowanie mundialu to wyzwanie porównywalne do namówienia na wywiad Jennifer Lopez. Raz Shechnick, reporter żydowskiego pochodzenia, rozpacza w rozmowie z „Deutschandfunk”: – Nie spodziewałem się, że będą mnie przytulać i częstować baklawą. Ale jestem znienawidzony. Prześladują mnie. Codziennie słyszę, że mój kraj nie istnieje, że nie ma Izraela, jest Palestyna. Chcę tylko pracować w spokoju.
Początkowo mieli nie zostać wpuszczeni do kraju. Katar nie utrzymuje dyplomatycznych stosunków z Izraelem. Obywatele obu państw nie wjeżdżają na swoje terytorium. FIFA nie godzi się na taką dyskryminację i wymusza tymczasowy rozejm. Cztery tysiące Izraelczyków dostaje pozwolenie na przekroczenie katarskiej granicy na czas mistrzostw.
Nie noszą barw. Gdy ktoś pyta, mówią, że przyjechali z Cypru. Tak jest łatwiej, bo Żydów wyprasza się z taksówek i restauracji. Angielscy dziennikarze opisują scenkę na stoisku jednej z sieci komórkowych. Sprzedawca zakłada nową kartę SIM w telefonie klienta. Nagle się wzdryga. Pokrzykuje na kupującego i kompulsywnie wyrzuca go ze stoiska. Pracownik sieci zauważa na ekranie telefonu hebrajskie napisy. Kojarzy fakty. Wykonanie usługi dla Izraelczyka kłóci się z jego honorem. Niech ten szuka szczęścia dalej.
***
„Al-Nakba” to święto obchodzone przez Arabów 15 maja każdego roku. Dzień Katastrofy Palestyńczyków. Chwilę wcześniej, dokładnie 14 maja 1948 roku, Izrael utworzył własne, suwerenne państwo. Zanim pojawia się na mapie, toczy pierwszą w swoich dziejach wojnę izraelsko-arabską. Wspomina ją jako walkę o wolność. Dla Palestyńczyków to właśnie „Al-Nakba”. Katastrofa.
Trzynaście tysięcy zabitych.
530 zmasakrowanych wiosek i miasteczek.
750 tysięcy osób wpędzonych do niewoli (wielu na całe życie).
78 procent palestyńskiego terytorium przejęte przez Izrael.
Gdy na zegarach katarskich stadionów wybija 48. minuta, kibice wznoszą ku górze palestyńskie flagi. Chcą, by masakra sprzed lat była wiecznie żywa.
***
Lato 2014. Czwórka palestyńskich dzieci ginie w ataku bombowym grając w piłkę na plaży. Ismail, dziewięć lat. Ahed, dziesięć lat. Zakariya, dziesięć lat. Muhammad, jedenaście lat. Bezpieczeństwo miały gwarantować stojące nieopodal międzynarodowe hotele, w których stacjonują zagraniczni korespondenci wojenni (do prasy się nie strzela). Jednak w Strefie Gazy śmiercionośnych ładunków trzeba spodziewać się absolutnie wszędzie.
Wujek zmarłych dzieci oskarża Izrael o „morderstwo z zimną krwią”. Rozpacza: – Dlaczego przy tak zaawansowanej technologii nie zidentyfikowali, że ładunek trafi w dzieci? Nie wiem, czym się usprawiedliwią. Naszych chłopców już nie ma…
Dokładnie miesiąc później rodzina i przyjaciele chłopców grają mecz w tym samym miejscu. Hołd dla tych, którzy odeszli zdecydowanie za młodo.
***
Śmierć to nieodłączny element palestyńskiego futbolu. W 2021 roku młody piłkarz, Muath Alzaanin, ginie w nalocie na Strefę Gazy. Domy innych dwóch zawodników, Mohammeda Balaha i Mohammeda Saliha, zamieniają się w gruzy. W 2014 roku Ahead Zaqout, legenda palestyńskiej piłki, traci życie po nalocie bombowym, a 18-letni Saji Darwish dostaje kulę od snajpera, co według izraelskiej armii jest konsekwencją „rzucania kamieniami”. W 2009 roku na ostrzeliwanym terenie życie traci trzech czołowych palestyńskich zawodników: Ayman Alkurd, Shadi Sbakhe i Wajet Moshtahe. W 2004 roku izraelskie wojsko morduje utalentowanego Tariqa al Quoto.
Obudziły mnie rakiety. To nie western, na wojnie wszyscy są źli
***
Rok 2014. Dwóch palestyńskich juniorów, 17-letni Abd al-Raoufa Halabiya i 19-letni Jawhar Nasser Jawhar, zostaje schwytanych przez izraelskich żołnierzy. Wracają do domów po treningu w okolicach stadionu Faisal al-Husseini.
Przechodzą tortury.
Żołnierze ciągną ich po ziemi. Biją, wyżywają się. Strzelają w nich z pistoletu bez jakiegokolwiek uprzedzenia. 17-latek kończy ze złamaną nogą, postrzelonymi stopami i urazem głowy po uderzeniu kolbą karabinu. 19-latek przyjmuje jedenaście kul. Siedem z nich na lewą stopę, trzy na prawą, jedną na rękę.
Przeżyli. Chociaż tyle. Obu wysłano na leczenie do Jordanii. Izraelscy żołnierze, którzy w czasie tortur podobno zanosili się śmiechem, wyczekują, aż młodzi piłkarze wrócą do zdrowia. Gdy tylko wydobrzeją, zostaną aresztowani z zarzutem transportu ładunku wybuchowego.
Do piłki oczywiście nie wracają.
***
Lipiec 2009. Mahmoud Sarsak, 25-letni Palestyńczyk, jedzie ze Strefy Gazy na Zachodni Brzeg, gdzie ma podpisać kontrakt z nowym klubem.
Nie dociera.
Na przejściu granicznym zatrzymuje go izraelska policja. Na komisariat dowozi go czołg. Służby podejrzewają, że Sarsak mógł brać udział w ataku terrorystycznym. Konkretnie: że podłożył bombę, która zraniła izraelskiego żołnierza. Piłkarz słyszy również oskarżenia o przynależność do Islamskiego Dżihadu. Trafia do więzienia. Jest w nim nękany. Izraelskie służby nie mają żadnego dowodu, ale to nic. Ich prawo zezwala na zamykanie Palestyńczyków na czas nieokreślony bez procesu i zarzutów. Sarsak jest poddawany okropnym próbom. Jest ogłuszany muzyką, puszczają mu metal. Oślepiany intensywnym światłem. Przetrzymywany w lodowatej celi, gdzie z zimna traci przytomność. Wywożony na pustynię, by być przetrzymywanym w upiornie nagrzanym pojemniku.
Tortury trwają trzy lata. Sarsak wciąż nie ma żadnych zarzutów. Nie uczestniczy w żadnym procesie sądowym. Nikt nie przedstawia mu dowodów. Nie przysługuje mu nawet adwokat. Z rozpaczy decyduje się na strajk głodowy. Wytrzymuje bez jedzenia ponad sto dni. Służby litują się i wypuszczają go. Z aresztu wychodzi wrak człowieka. Lżejszy o połowę niż w momencie zatrzymania. Nikt nie daje gwarancji, że przeżyje najbliższe dni. Ma zaniki pamięci, omdlenia, traci wzrok i słuch, jego barki są bezpowrotnie uszkodzone od zwisania na kajdankach. Jego sprawą interesowały się takie tuzy jak Sepp Blatter (wtedy szef FIFA), Michel Platini (wtedy szef UEFA), Eric Cantona czy Lilian Thuram. Po wyjściu nazwano go mistrzem świata w strajku głodowym.
Do piłki też już nie wrócił.
***
2007 rok. Hamas, postrzegany na zewnątrz jako organizacja terrorystyczna, wygrywa wybory parlamentarne. Władzę traci Al-Fateh, czyli nacjonalistyczne ugrupowanie kierowane przez Jasera Arafata. Obsadzenie rządu swoimi ludźmi nie zaspokaja ambicji Hamasu. Organizacja dokonuje zamachu stanu w Strefie Gazy. Przejmuje siłą władzę absolutną nad tym regionem. Rządzi bezwzględnie i autorytarnie. Al-Fateh zachowuje wpływy w Zachodnim Brzegu Jordanu.
Reprezentacja Palestyny przebywa w Ammanie na Pucharze Azji Zachodniej, gdy Hamas przeprowadza rozpierduchę na kontrolowanym przez siebie terenie. Kadra przegrywa swoje oba mecze (Irak i Iran), ale nie wraca do domu. Jest zbyt niebezpiecznie. Krwawe walki ciągną się tygodniami. Ze Strefy Gazy pochodzi w tamtym momencie aż trzynastu kadrowiczów. Wszyscy koczują w stolicy Jordanii.
– W każdej sekundzie myślę o mojej rodzinie – opowiada przerażony kapitan palestyńskiej kadry, Saeb Jendeya. – Ciągle dzwonię do bliskich i pytam o granicę, kiedy ją otworzą i czy mają żywność. W ciągu ostatnich dwóch dni mieli trudności ze zdobyciem jedzenia. Mam pięcioro małych dzieci. Rząd nie wypłaca mojej pensji od dziesięciu miesięcy – żali się. Spędza w Ammanie wraz z innymi zawodnikami jeszcze kilka tygodni.
Do zewnętrznego problemu (wojenne relacje z Izraelem) dochodzi wewnętrzny, bo Hamas nie bez powodu nazywany jest organizacją terrorystyczną.
***
Palestyna jest rozbita na dwa terytoria, Strefę Gazy i Zachodni Brzeg Jordanu, pomiędzy nimi przebiega ziemia Izraela. Regularne mecze pomiędzy zespołami ze Strefy Gazy a Zachodnim Brzegiem nie są możliwe. Żeby przejechać z pierwszej do drugiego, bądź z drugiego do pierwszej, trzeba wyrobić izraelską wizę, a więc liczyć na przychylność wroga, której w newralgicznych momentach nie ma.
Przykładów nie trzeba daleko szukać.
Strefa Gazy ma swoją ligę, Zachodni Brzeg Jordanu swoją. Obie liczą po dwanaście zespołów. Jej zwycięzcy od 2015 roku ponownie spotykają się w finale (jeśli im się to uda), który wyłania krajowego mistrza. Ten z kolei bierze udział w eliminacjach do azjatyckiej ligi Mistrzów. Przez piętnaście lat przed 2015 rokiem nie rozgrywano meczów finałowych. Szybciej rozwija się piłka na Zachodnim Brzegu. Większość klubów ze Strefy Gazy kontrolowana jest przez Hamas. W niektórych grają członkowie tej terrorystycznej frakcji, inne wyrażają publiczne poparcie wobec działań ekstremistów. Najlepsi piłkarze przeprowadzają się na Zachodni Brzeg (albo przynajmniej próbują). Dziennikarze CNN zwracają swego czasu uwagę na reklamę konsoli Nintendo, która widnieje przy jednej z głównych dróg nieopodal Wschodniej Jerozolimy. Zwiastuje ona jakiś tam dobrobyt. W Strefie Gazy w tym samym czasie puste półki, brakuje podstawowych produktów.
2019 rok. Drużyna Rafah z Gazy wnioskuje o wizy dla 35-osobowej ekipy. Pozwolenia na wjazd na najważniejszy mecz sezonu dostają tylko cztery osoby. Jeden piłkarz i trzech działaczy. Tak meczu się nie zagra. Trwa przepychanka. Palestyńska federacja nie certoli się, od razu wnosi sprawę do FIFA. Apeluje o ukaranie kraju, który – jej zdaniem – robi palestyńskiej piłce na złość. Izrael twierdzi, że jest wręcz życzliwy: przypomina, że wnioski o wizy zostały złożone po czasie, a i tak ktoś się nad nimi pochylił.
Rafah składa wniosek ponowie. Wizy otrzymuje tym razem dwanaście osób. Wśród nich tylko pięciu piłkarzy. Wciąż nie można grać. „Jerusalem Post”, jedna z najbardziej opiniotwórczych izraelskich gazet, chwali władze kraju za odpowiedzialność i dbanie o bezpieczeństwo rodaków. Kto wie, czy jadący na najważniejszy mecz sezonu piłkarze nie wwieźliby przy okazji kilku ładunków wybuchowych?
Mecz nie dochodzi do skutku.
***
Strefa Gazy ma czterdzieści kilometrów długości i dziewięć szerokości. Nazywana jest największym więzieniem świata. Jej mieszkańcy gorzko żartują, że to przynajmniej więzienie na świeżym powietrzu.
2004 rok. Palestyna ma realną szansę na awans do ostatniej rundy eliminacji mistrzostw świata. Kluczowe są dla niej mecze z Uzbekistanem. Na pierwszy z nich wybiera się jako lider grupy. Połowa piłkarzy z pierwszego składu nie dociera na spotkanie. Zawodnicy nie dostają wiz. Nic się nie da zrobić. Palestyna przegrywa 0:3.
Z marzeń o dużej imprezie nic nie wyszło.
Palestyna pociesza się, że spróbuje następnym razem, ale następnym razem jest jeszcze gorzej. Na mecz z Singapurem w ramach kolejnych eliminacji Palestyńczycy w ogóle nie docierają. Aż osiemnastu zawodników nie dostaje zezwolenia na wyjazd. Arabska drużyna oddaje walkowera i w konsekwencji zostaje zdyskwalifikowana z eliminacji.
Kolejna próba to kwalifikacje do igrzysk olimpijskich w Londynie. Mecz z Tajlandią to pierwsze spotkanie zorganizowane na terenie Palestyny w ramach oficjalnych rozgrywek międzynarodowych (wcześniej arabski kraj gra ze względów bezpieczeństwa na terenie sąsiednich krajów). Święto nie wypala. Brakuje ośmiu reprezentantów. Są zatrzymani na granicy, podobnie jak selekcjoner, który dociera na zgrupowanie dopiero dzień przed spotkaniem.
Nie jest łatwo prowadzić palestyńską reprezentację.
***
Ahmed Al-Hassan, wtedy selekcjoner, narzeka w „Washington Post”: – Nie potrafię zebrać ich w jednym miejscu. Ci ze Stefy Gazy nie docierają do Zachodniego Brzegu i na odwrót. Piłkarze z innych lig nie mogą tu przyjechać.
***
Alexis Norrambuena rozegrał w Ekstraklasie ponad sto pięćdziesiąt spotkań. Urodził się w Chile. W 2012 roku dostał powołanie do palestyńskiej kadry. Jego dziadek ze strony mamy pochodzi z tego kraju. Przyjazd na zgrupowanie do Ammanu bądź Dauszy z Białegostoku nie stanowi takiego problemu jak ze Strefy Gazy z łaską Izraela. Nawet jeśli na Podlasiu także nie ma lotniska.
Rozsiani po całym świecie piłkarze z palestyńskimi korzeniami mają rozwiązać notoryczne problemy z wizami. Palestyńska federacja wyszukuje wzmocnień w niestandardowy sposób. Zamieszcza ogłoszenie w niemieckim magazynie „Kicker”. Zaprasza w nim do kontaktu wszystkich zawodników, którzy posiadają przodków wywodzących się z tego arabskiego państwa. Chile to oczywisty teren poszukiwań. W tym kraju Ameryki Południowej żyje pół miliona osób palestyńskiego pochodzenia. To największa diaspora tego tej nacji żyjąca poza arabską kulturą. Przez reprezentację przewijają się z czasem piłkarze grający na co dzień w Chinach, Stanach Zjednoczonych, Szwecji, Serbii, Egipcie czy Arabii Saudyjskiej.
***
Norrambuena: – Spędzę Boże Narodzenie z rodziną w Betlejem, ale wiem, że w trakcie przekraczania granicy będą mi zadawać setki pytań. Trochę to denerwujące, gdy chcesz, żeby wszystko poszło sprawnie, a gość z karabinem trzyma cię przez trzy godziny na lotnisku. Patrz na mojego syna… Ma dziewięć lat, przegląda książeczkę z żółwiami ninja. Skąd on może coś wiedzieć na temat konfliktu Palestyny?
***
1998 rok. To wtedy zaczyna się przygoda Palestyny w poważnej piłce nożnej. Choć nie wszystkie kraje uznają ją jako autonomiczne państwo, oficjalnie wstępuje w szeregi FIFA. Z prawdziwą pompą wita ją Sepp Blatter, dopiero co powołany na urząd prezydenta światowej federacji, który nawet fatyguje się osobiście do Strefy Gazy w 1999 roku.
Szef FIFA spotyka się z Jaserem Arafatem, prezydentem Palestyny. Wysłuchuje jego żądań wobec Izraela i konfrontuje je później z izraelskim ministrem. Palestyna od początku walczy o możliwość swobodnego przemieszczania się. Choć Izrael robi jej przez lata pod górkę jak tylko może, dla Palestyńczyków sama obecność w FIFA i zainteresowanie prominentnych działaczy znaczy więcej niż jakikolwiek sukces sportowy.
***
2008 rok. Palestyńczycy odbudowują po zachodniej stronie stadion piłkarski na dwanaście i pół tysiąca miejsc. 26 października grają u siebie swój pierwszy mecz międzynarodowy od dołączenia do struktur FIFA. Przeciwnikiem Jordania, w której szeregach jest wielu zawodników z palestyńskim obywatelstwem. Do miasta Ramallah, gdzie odbywa się mecz, przybywa sam Sepp Blatter, jeden z ojców sukcesu palestyńskiej piłki.
Rok później na stadionie Malab Fajsal al-Husajni odbywa się pierwszy w historii Palestyny mecz kobiecej reprezentacji. Stadion pęka w szwach. Większość publiki stanowią kobiety.
Stadion w Strefie Gazy ma nieco trudniejszą historię. W 2006 roku spadają na niego bomby. Na środku boiska powstaje ogromny krater. FIFA nosi się z zamiarem sfinansowania odbudowy go, ale sześć lat później Izrael ponownie bombarduje obiekt, tłumacząc to tym, że Hamas używał stadionu do wystrzeliwania rakiet, a więc stał się on de facto celem wojskowym.
FIFA finalnie remontuje stadion, który jest przeznaczony do użytku od 2019 roku. Może pomieścić dziesięć tysięcy widzów. Obok jest hala sportowa.
***
— W porównaniu z Gazą miasto Ramallah wyglądało jak Las Vegas.
***
Największy sukces palestyńskiej piłki? Kwalifikacja do Pucharu Azji w 2015 roku. Palestyna awansowała poprzez Challenge Cup, czyli turniej zorganizowany dla krajów rozwijających się, którego zwycięzca trafia do najbardziej elitarnych rozgrywek reprezentacyjnych na kontynencie.
Sportowo? Słabo. Palestyna przegrywa trzy mecze (grupa z Japonią, Irakiem i Jordanią) i jedzie do domu. Ale nie sport jest w tej historii najważniejszy.
Ramzi Salih, bramkarz: – Nasz udział w turnieju to wiadomość wysłana światu. Pokazujemy mu, że mimo zniszczeń istniejemy.
Ahmed Al-Hassan, selekcjoner: – Chcemy osiągnąć przede wszystkim cel polityczny. Udowodnić, że jesteśmy godni niepodległego państwa z suwerennymi instytucjami, pomimo wojny, okupacji i podziału na Gazę i Zachodni Brzeg.
***
– Nie jesteście tylko sportowcami. Musicie przekazywać światu wiadomość, że Palestyna ma prawo do lepszego życia. Macie postępować jak ambasadorzy i ministrowie spraw zagranicznych.
Jedna z odpraw w palestyńskiej szatni.
***
Listopad 2017 roku. Kolejny wielki sukces palestyńskiej piłki, sportowy i polityczny zarazem.
Po raz pierwszy w historii Palestyna przeskakuje Izrael w rankingu FIFA.
Arabski kraj plasuje się na 82. pozycji. Izrael, który trafia do trudnej grupy eliminacyjnej z Hiszpanią i Włochami, spada na 98. miejsce. Tamtejsi dziennikarze próbują zdyskredytować lokalnego wroga. Powstają teksty przedstawiające reprezentantów Palestyny jako izraelskich więźniów.
Kraj trzymany pod butem jednak potrafi się odgryźć.
Dla Izraela to jak policzek.
***
Mecze o pokój, czyli „zagrajcie ze sobą i pokażcie światu, że już się nie kłócicie”. 2005 rok, Camp Nou. FC Barcelona podejmuje drużynę złożoną z mieszanki izraelskich i palestyńskich piłkarzy. Zgodę na mecz wydają głowy obu państw.
Kibicom nie podoba się bratanie z Izraelem. Bulwersują się także niektórzy politycy. Mecze o pokój są ich zdaniem „próbą oszukania świata poprzez tworzenie fałszywego wrażenia, że między Palestyną i Izraelem wszystko jest w porządku”.
Najgłośniejsze grzmoty wysyła Jamal Muhesin, wysoko postawiony człowiek w ministerstwie sportu: – Palestyńscy sportowcy, jak wszyscy inni Palestyńczycy, są nieustannie nękani. Świat powinien zobaczyć tę okropną rzeczywistość, a nie dawać się zwodzić różowemu obrazowi wykreowanemu w Barcelonie.
I dalej: – Jesteśmy przeciwni takim meczom. Izrael zabija nasze dzieci, okupuje nas, zamienia nasze miasta i wsie w odizolowane getta. Nie wolno nam nigdy brać udziału w działaniach propagandowych mających na celu zacieranie tej rzeczywistości.
Barcelona wygrywa 2:1. Mecz ogląda z trybun ponad trzydzieści tysięcy widzów. Palestyna wlepia uczestnikom meczu kary i zaczyna kampanię antynormalizującą. Nie chce za pomocą sportu udawać, że wszystko jest dobrze, skoro jeszcze tak daleko do zażegnania konfliktu.
***
2015. Palestyna doskonale wie, że ma w FIFA sojusznika, więc postanawia odważnie uderzyć pięścią w stół. Składa wniosek o zawieszenie Izraela w prawach członka FIFA.
Uzasadnienie? Izraelscy urzędnicy nie pozwalają na swobodne przemieszczanie się pomiędzy Strefą Gazy i Zachodnim Brzegiem Jordanu. Niszczą infrastrukturę sportową. Blokują transporty sprzętu. Utrudniają przyjazdy zagranicznym zespołom na mecze rozgrywane w Palestynie (zwłaszcza tym z muzułmańskich krajów). Do tego dochodzą rasistowskie zachowania izraelskich kibiców.
Żeby wykluczyć Izrael z piłkarskiej centrali, swoją zgodę musiałoby wyrazić 75 procent zrzeszonych w FIFA federacji (jest ich łącznie 209). To wręcz nierealna wizja. Mimo to przyciśnięci do muru oficjele z Izraela deklarują spełnienie palestyńskich żądań. Dadzą piłkarzom przepustki ułatwiające przemieszczanie się. Pozwolą na import sprzętu sportowego bez podatku. Pomogą w rozbudowie infrastruktury nad Zachodnim Brzegiem Jordanu. Powołają komisję złożoną z przedstawicieli Izraela, Palestyny i FIFA, która będzie rozstrzygać spory, które powstaną w przyszłości.
Szef palestyńskiej federacji, Dżibril Radżab, wycofuje wniosek o usunięcie Izraela dopiero kilka chwil przed głosowaniem. W przerwie na lunch.
Znowu gra na nosie. Zbiera za to duży poklask. Zaczyna myśleć o prezydenturze nie tylko w federacji piłkarskiej, lecz w całym kraju. Tak istotną rolę w Palestynie odgrywa piłka nożna.
***
2012. Hamas nawołuje do bojkotu FC Barcelony, po tym jak kataloński klub zaprasza na El Clasico Gilada Shalita, czyli izraelskiego żołnierza, który był więziony przez pięć lat w Strefie Gazy.
Attallah Abu Al Subah, były minister kultury z ramienia Hamasu, zapowiada, że żadna stacja telewizyjna w Strefie Gazy nie pokaże już nigdy meczu FC Barcelony i żadna lokalna gazeta nie napisze już o katalońskim klubie ani słowa.
***
Sierpień 2013 roku. Barcelona odwiedza Palestynę i Izrael. Świat obiega obrazek modlącego się przy ścianie płaczu Leo Messiego. „Duma Katalonii” chce nieść pokój. Piłkarze spotykają się z prezydentami obu krajów. Trenują też z dziećmi, najpierw tymi palestyńskimi (w Hebronie), a później izraelskimi (w Tel Awiwie).
– Gole są ważne, ale ważniejsza jest edukacja dzieci i próba ich zbliżenia – mówi Andres Iniesta.
***
2015 rok. Sepp Blatter przybywa do Jerozolimy, jak sam twierdzi, z misją pokojową. Chce walczyć o rozejm pomiędzy Izraelem a Palestyną. Spotyka się z Benjaminem Netanjahu, premierem Izraela. Zwołuje później konferencję prasową.
Ogłasza na niej: – Rozmawialiśmy z premierem Netanjahu o organizacji w niedalekiej przyszłości – jutro, pojutrze, za kilka miesięcy lub do końca roku – meczu na rzecz pokoju pomiędzy drużynami Palestyny i Izraela.
Blatter twierdzi, że premier Izraela jest „gotów przyjechać i uściskać wszystkim ręce”. Wielu to dziwi. Przecież mowa o polityku, który kibicuje ekstremistycznemu Beitarowi Jerozolima i jest znany z antypalestyńskich poglądów.
Nacjonalistyczny klub w rękach szejka. Dwie twarze Beitaru Jerozolima
Pomysł finalnie upada, bo w FIFA wybucha skandal korupcyjny. Działacze najwyższego szczebla lecą ze stołków. Blatter podaje się do dymisji, potem zostaje poddany ośmioletniemu zawieszeniu.
***
– Jestem bardzo zasmucony scenami, do których dochodzi w konflikcie pomiędzy Izraelem i Palestyną, gdzie przemoc odbiera życie tak wielu młodym ludziom i rani tak wiele dzieci – pisze na swoim Facebooku Papież Franciszek.
Także chce organizować mecz, zupełnie jakby miał on dać choćby namiastkę pokoju. Spotkanie ma się odbyć w październiku 2014. Głowa Kościoła namawia do wzięcia udziału Leo Messiego i Diego Maradonę. Prasa donosi, że zagra także Yossi Benayoun.
Mecz nie dochodzi jednak do skutku.
***
Newralgicznym punktem pomiędzy Izraelem i Palestyną jest Jerozolima. Formalnie: stolica Izraela. W 1967 roku żydowski kraj zajął w wojnie sześciodniowej również Jerozolimę Wschodnią, którą włączył do obszaru administracyjnego Jerozolimy. Palestyna uważa z kolei, że Jerozolima Wschodnia to stolica jej przyszłego państwa.
Pogmatwane to.
2021 rok. FC Barcelona dogaduje sparing z Beitarem, czyli klubem, którym żyje Jerozolima. Spotkanie ma się odbyć właśnie w tam. Palestyńczycy nie chcą do tego dopuścić. Protestują. Piszą pisma do FIFA i UEFA. Deklarują, że nie zamierzają blokować meczu Barcelony z Beitarem, tylko niech odbędzie się gdziekolwiek, a nie akurat w istotnej dla Palestyny części Jerozolimy. „Duma Katalonii” próbuje załagadzać sytuację, ale nic to. Za palestyńskim protestem staje rzesza arabskich kibiców, więc władze Barcelony uginają się. W oficjalnym piśmie żądają rozegrania meczu w innym mieście niż Jerozolima.
Beitar odwołuje więc sparing.
Mały w skali świata klub z Izraela odmawia samej Barcelonie.
– Dużo rozmyślałem i uznałem, że jestem przede wszystkim dumnym Żydem i Izraelczykiem. Nie mogę zdradzić Jerozolimy – wyjaśnia Moshe Hogg, ówczesny właściciel klubu.
***
1958 rok. Kuriozalna historia. Izrael może wystąpić na mundialu… bez rozegrania ani jednego meczu eliminacyjnego.
Na mistrzostwa świata ma jechać szesnaście zespołów. Dwóch uczestników wyłaniają połączone eliminacje strefy azjatyckiej i afrykańskiej. Będące od dziesięciu lat na mapie świata państwo trafia na Turcję, Indonezję, Egipt i Sudan.
Żaden z tych krajów nie chce grać meczu z Izraelem.
Izraelczycy dostają więc cztery walkowery i ten sposób mogą awansować na mundial. FIFA nie wie, co zrobić z tą absurdalną sytuacją. Nie chce promować drużyny, która nie rozegrała ani jednego meczu, więc tworzy sztuczny baraż z Walią, w którym wygrywa zespół z Europy.
***
Dlaczego Izrael rozgrywa swoje mecze w UEFA, choć nie należy geograficznie do Europy? Powyższa scenka doskonale to obrazuje. Arabskie kraje walczą z Izraelem od dnia, w którym ten kraj powstał. Nie uznają go. Z zasady nie wchodzą z nim w relacje dyplomatyczne. W tle konfliktu jest uciskana Palestyna.
Izrael należy do państw, które w 1954 roku zakładały Azjatycką Konfederację Piłkarską (AFC) i to jej szeregi reprezentował przez dwadzieścia lat. Opuścił ją na wniosek Kuwejtu w 1974 roku, po wojnie Jom Kipur, w którą Izrael toczył z koalicją Egiptu i Syrii. Nie przystąpił do eliminacji o mundial 1978. Potem startował w Europie, następnie dwa razy w strefie Oceanii.
W 1991 oficjalnie dołączył do UEFA.
***
Żaden kraj nie posiada tak licznej muzułmańskiej społeczności jak Indonezja, gdzie żyje ponad dwieście milionów wyznawców tej religii. Kraj z Oceanii otwarcie popiera Palestynę i utożsamia się z całym arabskim światem. Miał organizować na przestrzeni maja i czerwca mistrzostwa świata drużyn do lat 20, ale na kilka miesięcy przed turniejem stracił prawa do organizacji imprezy (ta odbyła się w Argentynie).
Indonezja nie zgodziła się na przyjęcie w swoim kraju reprezentacji Izraela, która zakwalifikowała się drogą eliminacji. Składający się z siedemnastu tysięcy wysp kraj wolał stracić prawa do organizacji prestiżowej imprezy niż wpuszczać na swoje terytorium piłkarzy z wrogiego kraju.
To mówi bardzo wiele.
Zwłaszcza że to niepierwsza tego typu historia. W 1962 Indonezja organizowała Igrzyska Azjatyckie. Choć deklarowała, że przyjmie do siebie wszystkich, to finalnie nie zgodziła się na występ izraelskich sportowców. W konsekwencji odebrano jej prawa do udziału w Igrzyskach Olimpijskich 1964. Teraz też grozi jej wykluczenie z eliminacji o mundial 2026.
To wszystko jest dla niej mniejszym złem niż gra z Izraelem na własnym terenie.
***
Bojkot działa w obie strony. Izraelczycy także nie podejmują na swoich terenach arabskich zespołów. Ten stan rzeczy utrzymuje się od 1934 roku, czyli zanim jeszcze w ogóle powstało izraelskie państwo.
Do kiedy? Aż do grudnia 2021 roku. Organizujący turniej U-19 Izrael zgadza się wtedy na przyjazd młodzieżowej drużyny ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Oba kraje nawiązują kilka miesięcy wcześniej relacje. Powstaje połączenie lotnicze pomiędzy Izraelem a Dubajem. Politycy otwierają pole do współpracy gospodarczej.
Pierwszy arabski kraj stawia duży krok w stronę zakopania toporu wojennego.
***
2013 rok. Trzecia runda eliminacji do Ligi Mistrzów. Mohamed Salah nie jest jeszcze gwiazdą światowego formatu. Dopiero przebija się w FC Basel. Szwajcarzy trafiają w eliminacjach na Maccabi Tel Awiw. Już tylko chwilę do meczu. Obie drużyny stają na środku boiska. Prezentacja składów. Po niej ma dojść do przywitania zawodników.
Piłkarze Basel i Maccabi zbijają ze sobą piątki. Ale nie Salah, który nagle zbiega za linię boczną. Ma problem z butami. Musi je zmienić. Reprezentuje arabski świat. O jego niechęci względem Żydów, tak osobistej jak kulturowej, powszechnie wiadomo. Piłkarz teatralnie zbiega za linię, bo podanie ręki rywalom z Izraela byłoby dla niego zbyt dużym poniżeniem. O sprawie robi się głośno. UEFA wszczyna śledztwo. Salah nie wie, co robić. Na kilka dni przed meczem rewanżowym pojawia się pogłoska, według której lider FC Basel nie jedzie do Tel Awiwu.
On sam ironizuje: — Będę sobie wyobrażał, że gram w Palestynie, a nie w Izraelu. Poza tym zamierzam strzelić gola i wygrać.
Strzelił gola.
Wygrał awans do następnej rundy.
I znów z nikim się nie przywitał. Tylko udawał, że to robi.
***
Beitar Jerozolima to ultraprawicowy klub, według wielu wręcz rasistowski. Jak zapracował na swój wizerunek?
Marzec 2013. Znany z Lechii Gdańsk i Lecha Poznań Zaur Sadajew pakuje swoją pierwszą bramkę dla Beitaru Jerozolima, którego szeregi zasilił zimą. Jest 1:0. Większa część trybun reaguje na to trafienie euforią. Ta mniejsza (ale liczna i zauważalna) zaczyna ostentacyjnie wychodzić ze stadionu. Okazuje swój sprzeciw. To gol, którym się brzydzi.
Sadajew pochodzi z Czeczeni. Jest zdeklarowanym muzułmaninem. Kibice Beitaru nie akceptują żadnej odmienności. W swojej ksenofobii są radykalni i nieprzejednani. Uważają, że w Beitarze mogą grać jedynie „prawdziwi” Żydzi. Sadajew i Dżabraił Kadijew (drugi Czeczeniec, który równolegle trafia do Beitaru) nie są Żydami, wyznają znienawidzony islam.
Wychodzących ze stadionu widać tutaj:
***
Wychodzenie ze stadionu to pikuś przy tym, co działo się wcześniej. „La Familia”, najbardziej wpływowa frakcja na trybunach Beitaru, skupia w swoich szeregach około trzech tysięcy członków. Każdy z nich nienawidzi obcych. W szczególności Arabów.
Jeszcze zanim do Beitaru trafiła dwójka czeczeńskich piłkarzy, fanatycy wywiesili na jednym z meczów transparent: „Beitar Forever Pure”. Beitar na zawsze czysty. To miało przekonać rządzących klubem, by jednak nie szukali wzmocnień w Czeczeni. Ani nigdzie indziej. A już na pewno nie w arabskich krajach. Organy dyscyplinarne wlepiły za ten wybryk 13,5 tysięcy dolarów grzywny.
To nie wszystko. Ktoś podpalił budynek klubowy. Spaliły się niektóre trofea i magazynek ze sprzętem. Akurat wtedy, gdy trybuny wściekają się na zatrudnienie dwóch wyznawców islamu…
Sam Sadajew chodzi po mieście z przydzielonym przez klub ochroniarzem. Żegna się po trzech miesiącach. Jego historia to tylko jeden z przykładów radykalnej ksenofobii.
Kibole w ostry i zdecydowany sposób sprzeciwiali się, gdy w ich klubie grał Nigeryjczyk muzułmańskiego wyznania, Ndala Ibrahim. Zablokowali zatrudnienie Abbasa Suana, czyli reprezentanta Izraela, który jest arabskiego pochodzenia. Jako jedyny izraelski klub Beitar nie uczcił minutą ciszy zamordowania premiera Icchaka Rabina, którego dopuścił się żydowski ekstremista.
***
– Spodziewałem się, że takie będą reakcje. Moim zamiarem było pokazanie prawdziwej twarzy naszego społeczeństwa.
Arkady Gajdamak, ówczesny właściciel klubu, o wielkiej aferze po zakontraktowaniu dwóch Czeczenów.
***
– Następny film będzie o twoim pogrzebie – taką wiadomość od „La Familii” dostała Maya Zinshtein, autorka filmu „Forever pure” o radykalnej grupie kibiców Beitaru.
Film podobno otworzył oczy tym normalnym, nieradykalnym kibicom klubu z Jerozolimy, którzy uświadomili sobie, jak fatalny i jednoznaczny wizerunek ma ich społeczność.
***
– To my, najwięksi rasiści w kraju.
Jedna z przyśpiewek „La Familii”.
***
Ariel Harush to legenda Beitaru i kapitan zespołu w momencie, gdy Sadajew i Kadijew przenosili się do Izraela. Kurtuazyjnie powitał nowych zawodników na konferencji prasowej. Kibice Beitaru poczuli się zhańbieni. Wydali wyrok: to zdrada. Bramkarz musi odejść. Nie tylko nie potępia zatrudnienia muzułmanów, on jeszcze przyjmuje ich z otwartymi rękami. To ma być kapitan?
Harush, który wychował się w Jerozolimie, po odejściu z Beitaru bał się w niej żyć. Bramkarz podchodzi do swojego auta. Sprawdza, czy umieszczono pod nim ładunek wybuchowy. Jest przeszkolony. Saperzy wyuczyli go wykrywania bomb. Chodzi za nim ochrona. To nie pojedynczy obrazek. To codzienność. Po odejściu z Beitaru Harush sprawdza samochód za każdym razem, gdy do niego wsiada.
On jedynie przedstawił na konferencji prasowej zawodników wyznających islam.
***
– Widziałem, co stało się pięć lat temu, gdy muzułmanie dołączyli do klubu. Ja ich tutaj nie zatrudnię. Mam duże doświadczenie w pracy z Arabami i muzułmanami w poprzednich drużynach. Każdy głupek, który próbuje nazywać mnie rasistą, niech sobie mówi, co chce.
Eli Cohen, dyrektor generalny Beitaru.
***
Guy Israeli, szef „La Familii”. – Gdy widzę w moim kraju milion rozmodlonych Arabów, robię się nerwowy. Rząd cały czas wmawia nam, że futbol to gra pokoju. My nie chcemy pokoju, tylko wojny.
***
Marzec 2019. Izrael wygrywa z Austrią 4:2. Munas Dabbur, autor jednej z bramek, słyszy, że otrzyma za niedługo telefon z gratulacjami od samego premiera Netanjahu. Piłkarz ślęczy nad telefonem. Prosi rodzinę i przyjaciół, by do niego nie dzwonić, bo jeszcze nie daj Boże ktoś wbije się na linię przed samym szefem rządu.
Dabbour czeka i czeka…
Premier nie zadzwonił. Dabbour ma arabskie korzenie i modli się do Allaha. Oprócz niego w izraelskiej kadrze jest w tamtym momencie jeszcze czterech innych muzułmańskich Arabów. Netanjahu celowo znieważa w ten sposób piłkarza, którego obecności w kadrze narodowej wewnętrznie nie akceptuje.
***
Dabbour po jednym z meczów reprezentacji: – To okropne uczucie, gdy atakują cię twoi fani. Dajesz z siebie wszystko dla nich i drużyny. Chcesz, żeby wszyscy byli szczęśliwi. A oni na koniec się obrażają. Najwyższy czas to skończyć. To wielka hańba dla futbolu. Obrzuca się mnie obelgami nawet po zdobytych golach. Większa część publiki była za nami, więc pokonaliśmy wszelkie przeszkody.
***
Członkowie „La Familii” jadą obejrzeć trening Beitaru. Po drodze zatrzymują się w McDonald’s. Jeden z pracowników poleruje stoły przed lokalem.
– To Arab!!! – rozpoznaje kibol z bystrzejszym okiem i cała grupa przechodzi do ataku.
Chuligani wrzeszczą o „śmierci dla wszystkich Arabów” i atakują za pomocą innych obrzydliwych określeń. Pracownik ucieka do środka. Szalikowcy demolują restaurację krzesłami, by dostać się do arabskiego zbiega.
Zobaczyli Araba, który sprząta.
To ich rozwścieczyło.
***
Dabbour walczy w imieniu izraelskich piłkarzy z arabskimi korzeniami: – Zrobimy wszystko, żeby odnieść sukces. Ale nie będziemy śpiewać hymnu. Nie róbmy z tego problemu za każdym razem.
Muzułmańscy Izraelczycy nie śpiewają przed meczami hymnu. Nie utożsamiają się ze słowami pieśni, która jest hymnem Żydów z całego świata. Notorycznie spada na nich lawina krytyki kibiców żydowskiego pochodzenia, którzy chcą, by każdy utożsamiał się z hymnem.
Bibras Natcho (88 występów, kapitan reprezentacji przez trzy lata) tłumaczy: – To reprezentacja kraju, a nie Żydów. W naszym kraju nie mieszkają tylko Żydzi. Wszyscy muszą to zaakceptować.
Zdarzali się selekcjonerzy, którzy kierowali się pochodzeniem lub religią. Lepsze czasy dla arabskich piłkarzy nastały w erze Andreasa Herzoga, który ma w nosie, skąd pochodzi dany piłkarz. Jako człowiek z zewnątrz każdego traktuje tak samo. Arabscy piłkarze z uśmiechem pojawiają się na zgrupowaniach. Czują się wreszcie akceptowani.
Choć hymnu dalej nie śpiewają.
***
Oficjalny portal FIFA, na którym wybierający się na katarski mundial kibice kupują bilety i rezerwują noclegi. Przy rejestracji jesteśmy proszeni o podstawowe dane. W rubryce „miejsce zamieszkania” nie można wybrać Izraela. Nie ma go ani w sekcji „Azja i Bliski Wschód”, ani wśród europejskich państw.
Jest za to opcja: „Okupowane tereny Palestyny”.
Po kilkunastu godzinach znika ona z portalu. Pojawia się za to Izrael.
***
Rok 2005. Abban Suan gra swój piąty mecz w kadrze i strzela w dziewięćdziesiątej minucie Irlandii na 1:1. Ratuje tym samym szanse Izraela na awans na mundial. Po strzelonej bramce trochę się zapomina. Bije pokłony w stronę Mekki (symboliczny muzułmański gest). Wyznaje islam, jest Arabem i nie śpiewa, gdy z głośników leci hymn.
W tamtym czasie w wielu izraelskich miastach można było zobaczyć graffiti z hasłem: „No Arabs, no bombs” (nie ma Arabów, nie ma bomb).
Po golu Suana szybko zmieniono je na: „no Arabs, no goals” (nie ma Arabów, nie ma bramek).
Sprytne.
Niech was jednak ta gra słów nie zwiedzie. Suan jest regularnie lżony i obrażany. Prawicowcy wykupują wielkie ogłoszenie w gazecie. Piszą w nim, że arabski piłkarz nie jest bohaterem ich kraju, a nadziei na mundial już nie ma: gol muzułmanina tak się naprawdę nie liczy, Izrael na pewno nie wyjdzie już z grupy, koniec nawet matematycznych szans.
***
Prezes palestyńskiej federacji chce puszczać z dymem fotki z wizerunkiem Leo Messiego. – Weźmiemy go na celownik. Jeśli zagra w Izraelu, będziemy palić jego zdjęcia i koszulki, wezwiemy też do zaprzestania kibicowania mu – grzmi Dżibril Radżab, szef związku.
Rok 2018. Mundial za pasem. Argentyna umawia się z Izraelem na próbę generalną. Sparing ma się odbyć w Jerozolimie. Znowu ta newralgiczna Jerozolima. Arabowie nie pozwalają na rozegranie tego meczu. Węszą, że Izrael chce zorganizować po cichu siedemdziesięciolecie swojego istnienia jako kraju. Manifestują więc w Strefie Gazy. Protestują przed centrum treningowym w Barcelonie. Rozwieszają flagi wyglądające jakby były uplamione krwią (symbol palestyńskiego cierpienia). No i chcą palić zdjęcia i koszulki z Leo Messim.
Radżab został zawieszony za swoje wypowiedzi i dostał grzywnę w wysokości 20 tysięcy franków.
Ale opłaciło się. Argentyna nie przyjechała do Izraela. Sam premier żydowskiego kraju próbował namawiać prezydenta Argentyny do zmiany decyzji, lecz bezskutecznie. Kolejny dyplomatyczny sukces Palestyny.
***
Abdallah Jaber ma trzydzieści lat i 49 meczów w palestyńskiej kadrze. Jest jednym z najbardziej zasłużonych piłkarzy swojego kraju. Młodszy od sześć lat Mahmoud reprezentuje barwy Maccabi Hajfa i występuje w izraelskiej kadrze narodowej. Od dzieciaka grał w Izraelu.
Abdallah i Mahmoud są braćmi.
Rodzą się w At-Tajjiba. Niedaleko muru, który oddziela palestyńskie terytorium od izraelskiego, Arabów od Żydów. Starszy Abdallah próbuje najpierw w Izraelu, ale wraca na Zachodni Brzeg i staje się filarem palestyńskiej kadry. Mahmoud również stawia swoje pierwsze kroki w Izraelu, tylko że nie wraca. Postrzegają go w tym bardziej perspektywicznym kraju za duży talent.
Jeden gra dla Palestyny, drugi dla Izraela.
Bracia.
Niebywała rywalizacja. To historia o wiele większego kalibru niż przypadki braci Boateng (Ghana i Niemcy) lub Xhaka (Szwajcaria i Albania). Nigdzie na świecie nie ma drugiego rodzeństwa, które grałoby w piłkę dla dwóch toczących ze sobą konflikt zbrojny narodów.
Tak wiele różnych słońc. Przypadek braci Jaber
***
– Dopilnuję, żeby Abdallah Jaber już nigdy nie zagrał dla Palestyny – szef palestyńskiej federacji po tym jak 49-krotny reprezentant desperacko wybrał ligę izraelską, bo nie dostawał pensji od kilku miesięcy.
***
Joanna Wiśniowska z „Gazety Wyborczej” przepytuje Anitę Werner i Michała Kołodziejczyka, autorów książki „Mecz to pretekst”, której jeden z rozdziałów został napisany w Izraelu.
– Żydowskie dzieci myślą, że ich palestyńscy rówieśnicy mają długie brody?
– Tak usłyszeliśmy od osób prowadzących w Centrum Szymona Peresa w Tel Awiwie warsztaty, w których piłka jest narzędziem komunikacji między skonfliktowanymi stronami. Najpierw w jednym rogu boiska siedzą dzieci żydowskie, w drugim – palestyńskie. Mali Żydzi patrzą podejrzliwie, gdy podjeżdża autokar z małymi Arabami. Na każdym kroku słyszą, że Palestyńczycy są terrorystami, wysadzają autobusy, więc spodziewają się, że na mecz przyjedzie ktoś taki. Aż tu organizatorzy dają obu drużynom takie same stroje i nagle się okazuje, że wszyscy wyglądają tak samo. Weźmy język. Dzieciakom z Izraela język drugiej strony kojarzy się z wojną, cierpieniem, utratą bliskich. Zdarza się, że żydowskie dzieci pierwszy raz słyszą arabski, a palestyńskie – hebrajski. Choć żyją po sąsiedzku, nie znają nawet tak prostych słów jak „podaj”. A tu muszą poznać chociaż podstawowe zwroty. Kiedyś podczas zajęć zaczął się ostrzał, wszyscy zeszli do schronu. Dookoła spadały rakiety, a izraelskie dzieci tuliły w schronie te palestyńskie.
– Nagle okazuje się, że i jedni, i drudzy mają imiona?
– To nie jest już Arab, tylko Mahmud czy Hasan, a z drugiej strony to już nie Żyd, tylko Mosze lub Itzik. To konkretne osoby.
***
Lato 2014. Mieszkańcy Strefy Gazy zbiegają do schronu kilkanaście razy dziennie. I tak mniej więcej przez pięćdziesiąt dni. Dopiero po takim czasie nadchodzi zawieszenie broni. Tydzień po ogłoszeniu rozejmu odbywa się turniej piłkarski dla dzieci z Izraela i Palestyny.
Te palestyńskie pochodzą z ostrzeliwanej Strefy Gazy, te izraelskie mieszkają w wioskach sąsiadujących z tym terenem. W turnieju bierze udział 80 dzieci. Piłka ma integrować. Wychowywać w duchu wzajemnego pokoju. „Der Spiegel” cytuje jedenastoletniego Ofira, który przez długie tygodnie nie wychodził z domu, czekając w Strefie Gazy na zawieszenie broni: – Arabskie dzieci nie są złe, pragną pokoju tak jak ja.
Może wpajano mu co innego.
***
Eric Cantona chętnie wypowiada się na tematy polityczne. Rok temu wrzucił do mediów społecznościowych zdjęcie w patchworkowej koszulce wzorowanej na palestyńskiej fladze. „Dochody ze sprzedaży będą przeznaczane na sprzęt i odzież sportową dla drużyny piłkarskiej z obozu dla uchodźców Aida”, pisał wtedy.
Wcześniej, gdy izraelskie wojsko zaatakowało Gazę, zorganizował zbiórkę pieniędzy dla ofiar ataku.
Ostatnio podzielił się ze swoimi obserwującymi mocnym przesłaniem.
„Bronienie praw człowieka Palestyńczyków nie oznacza, że popierasz Hamas.
Gdy mówisz „Wolna Palestyna”, nie jesteś antysemitą i nie chcesz pozbyć się wszystkich Żydów.
„Wolna Palestyna” oznacza uwolnienie Palestyńczyków spod izraelskiej okupacji, która od 75 lat pozbawia ich podstawowych praw człowieka.
„Wolna Palestyna” oznacza koniec przetrzymywania 2,3 miliona Palestyńczyków, z których połowę stanową dzieci, w największym więzieniu świata na świeżym powietrzu.
„Wolna Palestyna” oznacza koniec apartheidu narzuconego przez izraelski rząd.
„Wolna Palestyna” oznacza oddanie Palestyńczykom kontroli nad ich terytorium”.
WIĘCEJ O KONFLIKCIE IZRAELA Z PALESTYNĄ:
- Obudziły mnie rakiety. To nie western, na wojnie wszyscy są źli
- Tak wiele różnych słońc. Przypadek braci Jaber
- Dzień, w którym ziściły się nasze najgorsze lęki. Historia masakry w Monachium
Fot. newspix.pl / FotoPyK / własne