Klasyczny mecz dwóch połówek – lepszego podsumowania dzisiejszego starcia Stali Mielec z Cracovią chyba nie znajdziemy. Przez przerwą gospodarze obnażyli defensywne słabości ekipy “Pasów” błyskawicznymi kontratakami, a w drugiej odsłonie spotkania sami dali się zaskoczyć, w znacznie mniejszym stopniu zagrażając już Sebastianowi Madejskiemu. Summa summarum, wynik 2:2 należy zatem uznać za sprawiedliwy. Usatysfakcjonowani mogą być też tak zwani neutralni kibice, bo dane nam było obejrzeć naprawdę kawał dobrego meczycha.
Z wisienką na torcie w postaci pięknego trafienia Michała Rakoczego.
Stal punktowała Cracovię
Cracovia – trzeba jej to oddać – spotkanie rozpoczęła ambitnie. Podopieczni Jacka Zielińskiego tuż po otwierającym gwizdku arbitra przejęli inicjatywę i z każdą minutą coraz głębiej spychali Stal Mielec w okolice jej własnej szesnastki. To jednak wcale nie oznacza, że gospodarze bronili się desperacko. Wręcz przeciwnie – defensorzy Stali mieli trochę problemów z mocno trzymającym się na nogach Benjaminem Kallmanem, kilka razy w bocznym sektorze boiska pokazał się Paweł Jaroszyński, parę ciekawych zagrań zaprezentowali Michał Rakoczy i Karol Knap, ale większość akcji “Pasów” nie doczekała się puenty w postaci czystej pozycji do oddania strzału. Uderzeń było wprawdzie sporo, aż 12 w samej tylko pierwszej połowie, lecz Mateusz Kochalski radził sobie z nimi dość gładko.
No i należy podkreślić, że Stal ewidentnie zaplanowała oddanie rywalom inicjatywy.
To był niewątpliwie pomysł Kamila Kieresia na Cracovię – dać się rywalowi wyszumieć, zaprosić go na własną połowę, a potem powalczyć o odzyskanie futbolówki i w trybie ekspresowym przenieść ją pod pole karne oponenta, najchętniej długim zagraniem za plecy wysoko ustawionych obrońców “Pasów”. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Najpierw do siatki trafił Iłla Szkuryn, nowy snajper mielczan, który wykorzystał kapitalne dogranie od Macieja Domańskiego. Prowadzenie gospodarzy podwyższył jeszcze przed przerwą Domański (zresztą – po dograniu Szkuryna). Kiereś mógł zacmokać z zachwytu – jego zespół naprawdę rewelacyjnie się prezentował w fazie szybkiego przejścia z fazy defensywnej do ataku, kontrataki Stali siały spustoszenie w szeregach obronnych Cracovii.
Jasne, mieli też gospodarze trochę szczęścia. Przy golu numer jeden mocno protestował Rakoczy, sugerując, że faulowano go przy odbiorze piłki. Natomiast Domański pokonał Sebastiana Madejskiego po znacznym rykoszecie. Co nie zmienia faktu, że Stal na prowadzenie zasługiwała. Po prostu punktowała rywali.
Odwrócona sytuacja
Po przerwie sytuacja odwróciła się 180 stopni – Stal zagrała odważniej i… szybciutko została wypunktowana. I to w jakim stylu! Najpierw ładnym trafieniem popisał się Jaroszyński, a potem – mówimy to bez cienia przesady – fenomenalnego gola zapisał na swoim koncie Rakoczy. Wszystko się tutaj zgadzało – drybling, kontrola nad piłką, siła i precyzja uderzenia. Stadiony świata. Jacek Zieliński w wielu wypowiedziach zachęcał Rakoczego, by ten wziął na swoje barki rolę lidera Cracovii. Szkoleniowiec nie ukrywał przekonania, że czas Rakoczego nadszedł już teraz, że nie ma na co czekać.
Cóż, tak zachowuje się lider z prawdziwego zdarzenia.
Zarzucić “Pasom” możemy jednak to, że zabrakło dalszego pójścia za ciosem. Stal po stracie drugiego trafienia sprawiała wrażenie drużyny zaskoczonej. Drużyny, którą można gładko znokautować i zapewnić sobie trzy punkty. A jednak Cracovia zwolniła, pozwoliła gospodarzom na ponowne zwarcie szyków w defensywie. Być może przyjezdni obawiali się, że jeśli znów zaatakują zbyt ochoczo, to skończy się jak w pierwszej odsłonie spotkania – czyli golem straconym po kontrze.
Jasne, ekipa Zielińskiego naciskała. Było kilka niebezpiecznie wyglądających dośrodkowań, był strzał w słupek po rzucie rożnym, ale brakowało w tym wszystkim impetu, jakiegoś elementu przyspieszenia i zaskoczenia. Cracovia zwyczajnie nie zaryzykowała w walce o pełną pulę, zadowoliła się remisem. I chyba, podobnie zresztą jak Stal, zwyczajnie opadła z sił. Liczba prostych błędów w rozegraniu wzrosła na finiszu spotkania do horrendalnych rozmiarów. Choć, dodajmy uczciwie, najlepszą szansę strzelecką w końcowej fazie meczu miała Stal, ale Kai Meriluoto przymierzył beznadziejnie.
***
To co, lepszych dwóch rannych niż jeden zabity?
Chyba z takiego założenia po meczu wyjdą zarówno Kiereś, jak i Zieliński. Ten pierwszy nie może być usatysfakcjonowany postawą swojej drużyny po przerwie, ale te dynamiczne kontry w pierwszej połowie wyglądały naprawdę obiecująco, a Iłla Szkuryn pokazał, że po dojściu do pełnej formy fizycznej może stanowić bardzo cenne wzmocnienie. Natomiast szkoleniowiec “Pasów” musi docenić fakt, iż jego drużynie udało się odwrócić losy spotkania i wywalczyć chociaż punkcik. No ale nad grą defensywną trzeba mocno popracować, bo dzisiaj było zdecydowanie zbyt łatwo zaskoczyć obronę Cracovii.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Lech znów mierzy w karierę międzynarodową. Ale czas też ugrać coś na polskiej scenie
- Przeskoczenie ogniw w łańcuchu pokarmowym, czyli Lech odrzuca tymczasowość
- Uniwersalny stoper z francuską plamą. Kim jest Miha Blazić?
- Błyskotliwy drybler po przejściach. Jakim piłkarzem jest Ali Gholizadeh?
fot. FotoPyk