Gian Piero Gasperini w klubie tradycyjnie uważanym za wielki wytrzymał 89 dni. Nie wygrał meczu. W karierze nie zdobył ani scudetto, ani Coppa Italia, a w Champions League nie przebrnął ćwierćfinału. Ale mimo to nie ma we Włoszech trenera, który wywarłby większy wpływ na obecny kształt ligi. Aż pięć drużyn Serie A gra zgodnie z pomysłami 65-latka spod Turynu, który wprowadził Atalantę Bergamo do czołówki.
Gasperini to cham, prostak, gbur. Z poprzednim dyrektorem sportowym La Dei Giovannim Sartorim nie rozmawiał miesiącami. Do piłkarzy odzywa się rzadko. Za to do sędziów regularnie, tyle że po to, by im naubliżać. Cristina – żona od 43 lat – twierdzi, że jej Gian Piero pokłóciłby się nawet z samym papieżem, chociaż przecież jest wierzący.
Ale Gasperini to też wzór, nauczyciel, mistrz. Trener, który wymyślił styl gry, dzięki któremu mali stają się średni, a średni urastają do miana wielkich.
W mieście murarzy
Bergamo to miasto ciężkiej pracy. „Muratori” – tak nazywają mieszkańców we Włoszech. Murarze. Dla miejscowych to komplement. Lepsza dobrze ułożona cegła niż piękne zdanie, za którym nie idą czyny. Sąsiadów z Mediolanu nazywają szyderczo „Bauscia”. To onomatopeiczne słowo, nie do dosłownego przetłumaczenia na polski, oznaczające kogoś, komu język lata jak łopata i nic więcej. „Bergamaschi” mogą się naśmiewać ze stolicy regionu, bo nie byłoby jej bez nich. Kiedy trzeba coś zbudować, dzwoni się do Bergamo lub ewentualnie do Brescii. Eli Mengem z kanału COPA 90 po pięciu minutach w Mediolanie wpadł na pierwszą lepszą budowę i harowali tam robotnicy z Bergamo. Oczywiście.
Dlatego Gasperini pasował tam idealnie. Jakby urodził się właśnie po to, by kiedyś stworzyć z zespół, z którego ciężko pracujący „bergamaschi” będą dumni. Zespół harujący od pierwszej do ostatniej sekundy, który na każdego gola musi wylać hektolitry potu.
– Nie zapominajmy, że piłkarze nie trenują tak ciężko jak przedstawiciele innych dyscyplin, których zajęcia są naprawdę bardzo wyczerpujące i intensywne. Moi zawodnicy muszą to zrozumieć i potraktować jako mobilizację – wykładał Gasperini.
Duvan Zapata powiedział Alessandro Vocalelliemu z La Gazzetta dello Sport, że nigdy wcześniej nie ćwiczył tak mocno jak w Atalancie, a według Alejandro Gomeza w La Dei tak się zapierdzielało, iż mecze stały się odpoczynkiem.
Ale tylko w ten sposób wizja gry Gasperiniego mogła zostać wcielona w życie.
Tożsamość Atalanty
– Obrona czyni cię niepokonanym, ale jeśli chcesz zwyciężyć, musisz zaatakować – napisał w „Sztuce Wojny” jeden z największych starożytnych myślicieli Dalekiego Wschodu – Sun Zi. Te słowa cytował Gasperini w trakcie wywiadu dla The Guardian.
Wysoki, agresywny pressing. Krycie jeden na jednego na całym boisku. Ustawienie 3-4-3. Wahadłowi trzymający się flanek, nie zbiegający do środka. Skrajni stoperzy włączający się do akcji ofensywnych i odważnie wbiegający w pole karne rywali.
Oto tożsamość Atalanty. Oto „Sztuka Wojny” według Gasperiniego, która od 2016 roku trzykrotnie z rzędu zajmowała trzecie miejsce i raz czwarte. Dwa razy dotarła do finału Coppa Italia. Raz do ćwierćfinału Ligi Mistrzów i raz etap niżej. Wszystko przy ograniczonym budżecie, dużo mniejszym niż te gigantów z Turynu, Mediolanu lub Rzymu.
A przecież wcześniej Gasperini dzięki tym samym założeniom awansował z Crotone do Serie B, a z Genoą do Serie A i następnie z piątego miejsca (najwyższego Rossoblu od 19 lat) do eliminacji Ligi Europy, przegrywając kwalifikacje do Ligi Mistrzów z Fiorentiną za sprawą bilansu meczów bezpośrednich (0:1 i 3:3).
– Grają jeden z najlepszych futbolów w całej lidze – zachwycał się Jose Mourinho, wówczas Inter.
W tamtej Genoi grali Ivan Jurić, Thiago Motta, Raffaele Palladino i Salvatore Bocchetti.
Dzisiaj wszyscy są trenerami w Serie A.
I wszyscy zgodnie uważają się za uczniów Gasperiniego.
Jurić w Veronie…
– Będę mu dziękował do końca życia. Nauczył mnie wszystkiego. Sprawił, że dostrzegłem tyle spraw na poziomie zawodowym i ludzkim – w ten sposób o trenerze Atalanty mówił Jurić, najbardziej doświadczony z czterech „absolwentów szkoły Gasperiniego”.
– Spotkałem go jako zawodnik w Crotone i otworzył mi oczy na zupełnie inny rodzaj futbolu. Na futbol totalny – dodał.
Jurić zaczął w Mantovie, następnie właśnie Crotone wprowadził do Serie A (pierwszy raz w historii klubu), po czym zastąpił mistrza w Genoi. Tam musiał przetrwać rządy Enrico Preziosiego, który zatrudniał go trzykrotnie i trzykrotnie zwalniał (wszystko między lipcem 2016 a grudniem 2018), by mimo wszystko zapracować na szansę w Hellas Verona, w sezonie 2019/20 ligowym beniaminku.
I tam się zaczęło.
Hellas ma w herbie dwa mastify i w pewnym sensie piłkarze do tego nawiązywali – bez piłki rzucali się na przeciwników niczym wściekłe psy, by ją odzyskać, co zaowocowało odpowiednio dziewiątym i dziesiątym miejscem, rewelacyjnym jak na możliwości finansowe klubu z Werony. Gialloblu potrafili pokonać Juventus (2:1), Atalantę (2:0), Lazio (2:1), Napoli (3:1) oraz zremisować z Milanem (1:1 i 2:2), Lazio (0:0), Interem (2:2), Atalantą (1:1), Juventusem (1:1 i 1:1) i Napoli (1:1).
W drugim sezonie podstawowym zawodnikiem Verony był Paweł Dawidowicz.
– Mamy bardzo odważny sposób gry, który opiera się na przygotowaniu fizycznym. Kiedy jesteśmy pod tym względem w odpowiedniej formie, to dominujemy i w takich dniach możemy pokonać każdego. Naprawdę każdego. Nie ma drużyny w Serie A, przed meczem z którą byśmy sobie mówili: „O, z nimi to będzie trudno”. Nawet z wyżej notowanymi przeciwnikami potrafimy walczyć jak z równymi sobie. Tyle że gdy przydarza nam się gorszy moment, jeśli chodzi o dyspozycję fizyczną, robi się problem. Trudno nam się wtedy gra – tłumaczył mi.
– Inaczej przygotowujesz się, kiedy bronisz czwórką w linii w kryciu strefowym, a inaczej, gdy walczysz jeden na jednego przez 90 minut na całym boisku. My biegamy w tym samym rytmie przez cały mecz, a praktycznie cała liga, poza Atalantą, stosuje pressing z przerwami. Mocno, słabo, mocno, słabo – tak na przemian. W związku z tym przeskok między zajęciami w Palermo czy tutaj, u Fabio Grosso jeszcze w Serie B, był odczuwalny. Ćwiczenia są tak ułożone, byśmy mieli siłę na pełne spotkanie – kontynuował.
Nikt w Serie A nie bronił tak intensywnie jak Hellas – współczynnik PPDA (podanie na akcje w defensywie na połowie przeciwnika/za Understat) – 8,55 – i średnia fauli na mecz – 16,4 (za Who Scored) – były zdecydowanie najlepsze w lidze (jakkolwiek to nie brzmi w kontekście przewinień, ich liczba świadczy o agresywności defensywy).
Jednak po dwóch latach Jurić miał dość ubóstwa i przeniósł się do ciut bardziej majętnego Torino.
…i w Torino
W Turynie szkoleniowiec błyskawicznie nadał zespołowi charakter zgodny z pryncypiami „szkoły Gasperiniego”. Il Toro finiszował dziesiąty, co stanowiło najlepszy rezultat od trzech lat, a efekty zabiegów chorwackiego trenera były równie widoczne, co zabiegi kosmetyczne na twarzy Silvio Berlusconiego:
- 1. w lidze pod względem najniższego PPDA (9,9)
- 8. w lidze pod względem wysokich przechwytów, czyli maks. 40 metrów od bramki rywali (291)
- 6. w lidze pod względem goli po wysokich przechwytach (5)
- 1. w lidze pod względem średniej fauli (16,7)
- 1. w lidze pod względem średniej wygranych pojedynków powietrznych (20,6)
- 1. w lidze pod względem średniej liczby długich podań bramkarzy (24,4)
- 1. w lidze pod względem przeciętnej długości podań bramkarzy (45,1 metra/wszystkie dane za fbref, The Analyst i Who Scored)
Dużo agresywności, dużo pressingu, długie wznowienia golkipera, bez budowania akcji od własnego pola karnego i co za tym idzie dużo walki o „drugie piłki”.
Co więcej, podobnie jak mistrz, Jurić miał kłopot komunikacyjny z dyrektorem sportowym – Davide Vagnatim, z którym w trakcie letniego zgrupowania karczemnie się awanturował na parkingu (co – rzecz jasna – nagrał ktoś czujny).
W drugim sezonie Juricia gra Torino stała się nieco mniej agresywna, ale drużyna z Piemontu niezmiennie pozostaje w czołówce Serie A w wysokich przechwytach (6.), wygranych pojedynków powietrznych (4.) czy faulach (4.).
Prymus Motta w Monzie
Motta egzamin na licencję UEFA Pro zdał we wrześniu 2020, jako prymus, najlepszy na roku z wynikiem 108, ale u schyłku tamtego lata mówiono innym absolwencie – Andrei Pirlo, który wykręcił 107, tyle że od 39 dni był już szkoleniowcem Juventusu. Mottę wymieniano z kronikarskiego obowiązku, a pierwszą posadą sam sobie nie pomógł. W fatalnej Genoi wytrwał dziesięć meczów, od końca października do końca grudnia. Lepiej było za drugim podejściem – utrzymał w Serie A Spezię, osieroconą przez Vincenzo Italiano (przeniósł się do Fiorentiny). Ale dopiero po objęciu Bolognii pokazał, że zna się na robocie.
– Gasperini dał mi wiele lekcji – powiedział Motta.
Po czym sprawił, że nijaki zespół z dołu środka tabeli wdrapał się tuż za czołówkę – na ósmą pozycję – i stał się najlepszą ekipą klasy średniej. Za kadencji byłego reprezentanta Italii tyle samo punktów, co drużyna z Bolonii, zdobyła… Atalanta, a tylko cztery więcej Inter oraz Milan.
– Mamy reagować tak szybko, jak tylko stracimy piłkę i naciskać rywala. Zależy nam na odbiorze w niebezpiecznych rejonach, by od razu tworzyć zagrożenie – deklarował Motta, choć równie dobrze mógłby Gasperini.
W tym sezonie Bologna jest:
- 5. w lidze pod względem PPDA (11,4)
- 7. w lidze pod względem wysokich przechwytów (37)
- 3. w lidze pod względem goli po wysokich przechwytach (4)
- 6. w lidze pod względem prób odbioru w ofensywnej tercji (69)
- 5. pod względem pojedynków w obronie (251/dane za The Analyst i fbref)
Jeśli Rossoblu utrzymają ósme miejsce, skończą sezon najwyżej od 20 lat.
Palladino spełnia cel Gallianiego
– Naszym celem jest dziesiąte miejsce. Nie musimy rozmawiać o utrzymaniu. Rok temu przestrzegano mnie, że mówienie o konieczności awansu do Serie A przyniesie pecha. Zdecydowanie nie przyniosło. Dlatego powinniśmy mówić o celu i tak robimy. Dziesiąta pozycja na zakończenie sezonu – zapowiadał Adriano Galliani, prawa ręka Berlusconiego, kiedyś szycha w Milanie, dziś w Monzie.
Odważnie, ale już po sześciu kolejkach na wszystkich związanych z absolutnym beniaminkiem padł blady strach. Pięć porażek, jeden remis, minus jedenaście w bramkach, ostatnie miejsce. Dziesiąta pozycja? Cóż, w tamtym momencie dziesięć punktów zdawało się nieprawdopodobnym celem…
Dlatego podziękowano Giovanniemu Stroppie i zatrudniono Palladino. Żółtodzioba, który pracował tylko z juniorami Brianzolich, za to wzorował się na Gasperinim.
– Dla mnie był trenerem numer jeden. Nauczycielem. Nawet teraz go tak nazywam – zapowiedział na początek.
Agresja, pressing, wertykalność i trzyosobowa obrona – tym charakteryzowała się młodzieżowa drużyna Monzy, z którą walczył o awans do Primavera 1. Sezon zasadniczy skończyła czwarta, w półfinale play-offów mierzyła się z Parmą i po porażce 0:2 oraz wygranej 2:0 odpadła, bo Crociati finiszowali wyżej – jako drudzy.
Palladino całkowicie odmienił beniaminka, już w debiucie pokonał Juventus 1:0 i ruszyło. Monza zaczęła grać agresywniej (13 fauli na mecz to 6. wynik w lidze za Who Scored) i stosować wyższy, bardziej intensywny pressing (11,02 to 7. wynik w lidze za Understat lub 12,3 to 9. wynik w lidze za The Analyst), co zadziałało jak katapulta. Gdyby liczyć punkty wyłącznie za kadencji 39-latka, Brianzoli zajmowaliby rewelacyjne siódme miejsce, gwarantujące eliminacje europejskich pucharów, z dwoma punktami straty do Interu oraz Milanu i trzema do Romy, pierwszego przeciwnika ze strefy… Ligi Mistrzów.
Na ratunek Bocchetti
Bocchetti przejął Veronę na sześć kolejek, po czym zaczął prowadzić Gialloblu w duecie z Marco Zaffaronim.
– Intensywność, pressing, poświęcenie – wymieniał na powitalnej konferencji.
Nie ukrywał, że jest ze „szkoły Gasperiniego” i inspiruje się Juriciem oraz jego następcą – Igorem Tudorem. Jak pisała L’Arena, według Bocchettiego futbol na prowincji może się obronić tak długo, jak będzie w nim bieganie, atletyzm i intensywność.
Gialloblu nie prezentują się tak spektakularnie, jak w poprzednich trzech latach, ale po zmianach w jakimś stopniu odżyli i na siedem spotkań przed metą wciąż mają szansę na utrzymanie.
– To, co Gasperini zrozumiał dziesięć czy piętnaście lat temu, wielu zrozumiało dopiero teraz: jeśli nie biegasz, jeśli nie pressujesz, jeśli nie wykorzystujesz w pełni fizyczności swojego zespołu, jakość, którą masz, nie będzie wykorzystana – stwierdził Tudor, który co prawda w Genoi 2008/09 nie występował, ale w Veronie kontynuował dzieło Juricia.
Oczywiście każdy dostosowywał taktykę do możliwości i tak Hellas gra do bólu bezpośrednio (średnie tempo posuwania akcji do przodu to 2,01 m/s, najszybsze w lidze), a Monza spokojnie rozgrywa (średni czas akcji to prawie jedenaście sekund, tylko Napoli notuje więcej), ale generalne założenia się nie zmieniają.
Ciężka praca bije talent
Gasperini może i nie poradził sobie w Interze w 2011 roku (89 dni!), ale to było dawno i do tego w tamtych Nerazzurrich to pewnie dałby radę wyłącznie cudotwórca. A ponadto całkiem prawdopodobne, że jego styl zwyczajnie idealnie pasuje do klasy średniej i niższej. Do zawodników, którzy wiedzą, że bez zapierdzielania niczego nie osiągną, bo żadnymi wirtuozami nie są (a jeśli są, jak Gomez czy Josip Ilicić w Atalancie, nigdzie indziej nie pokazywali pełni talentu). Do klubów, które prędzej stać na zdrowych, silnych chłopów z zacięciem do biegania niż wirtuozów, z linijką w stopach, co to mogą nimi malować freski. Dzięki niemu klasa wyższa musi się bać tej niższej, bo ciężka praca zawsze bije talent, który ciężko nie pracuje.
WIĘCEJ O SERIE A:
- Sztuka przetrwania wg Interu. Nerazzurri w finale Coppa Italia
- Awans albo śmierć. Inzaghi znowu gra o posadę
- Pięć rzeczy, których Lech musi się spodziewać po Fiorentinie
foto. Newspix