Reklama

Nigdy nie lekceważ wielkiej Chorwacji!

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

09 grudnia 2022, 19:45 • 4 min czytania 101 komentarzy

Pękamy z zazdrości. Oglądając reprezentację Chorwacji, ciągle gdzieś z tyłu głowy przewijało nam się to co chwila zadawane podczas tego mundialu pytanie: dlaczego my tak nie możemy? Dlaczego ten niesamowity 4-milionowy kraj drugi raz z rzędu ma reprezentację w półfinale mistrzostw świata i doprowadza Brazylię do szału, a my jesteśmy tu, gdzie jesteśmy? Temat na dłuższą rozmowę, więc skupmy się na bohaterach dnia. Chorwaci, jesteście niesamowici!

Nigdy nie lekceważ wielkiej Chorwacji!

Nigdy nie lekceważ Chorwatów. Nigdy nie lekceważ Chorwatów. Każdy z reprezentantów Canarinhos powinien teraz za karę po sto razy napisać to zdanie w zeszycie i zapamiętać je na resztę życia.

Chorwacja – Brazylia: przesądziły rzuty karne

Tych gości nic nie złamie. Możesz prowadzić, może się wydawać, że oni już nie mają sił, że wreszcie ich okiełznałeś, a tu bang! Dostajesz gola na 1:1 i są rzuty karne. A w nich Modrić i spółka na wielkich imprezach nie mają sobie równych. Oni w zasadzie inaczej faz pucharowych nie przechodzą. Dla nich seria jedenastek to jak wyjście do sklepu po bułki, czynność codzienna. Brazylijscy zawodnicy czuli się, jakby ktoś im przystawiał lufę do skroni, mieli wypisany strach na twarzach.

Nie mogło więc dziwić, że Chorwaci wszystkie cztery karne wykonali perfekcyjne (Alisson tylko raz wyczuł intencje strzelca), a w ekipie z Kraju Kawy ciśnienia nie wytrzymali Rodrygo i Marquinhos. Stoper PSG nawet zmylił Livakovicia, ale trafił w słupek. Wyłącznie jego wina, na nic nie może zwalić. To też on nie zablokował Bruno Petkovicia w 117. minucie. Napastnik Dinama Zagrzeb nie strzelił optymalnie i gdyby nie rykoszet od Marquinhosa, pewnie nie zostałby bohaterem swojego narodu.

Petković generalnie wyglądał na gościa z trochę innej rzeczywistości, wszystko działo się dla niego za szybko. Raz jednak udało mu się ograć dwóch obrońców i podać do Brozovicia, a potem miał trochę szczęścia przy bramce i nikt już – poza wąskim gronem analityków – nie będzie się nad tym zastanawiał. Czasami w takich okolicznościach tworzą się legendy.

Reklama

Niesamowity Livaković, wspaniały Gvardiol, świetny Juranović

Nie ma jednak co pisać, że Chorwacja jechała dziś na farcie. Absolutnie nie, zasłużyła sobie na półfinał klasą poszczególnych zawodników, świetnym funkcjonowaniem jako drużyna i niezłomnością ducha.

Dominik Livaković po to stoi między słupkami, żeby czasem obronić coś ponad standard i znów mu się to udało. O ile do przerwy się nudził, dostawał strzały do “koszyczka”, o tyle po zmianie stron kilka razy zrobił różnicę. Brazylia się męczyła, Brazylia była sfrustrowana, ale między tymi długimi momentami bezsilności dochodziła do sytuacji, chorwacka obrona nie zawsze była bezbłędna – zwłaszcza po lewej stronie, na której Borna Sosa parokrotnie przekonał się, jakie pokrętło w nodze ma Antony. W razie czego jednak zawsze był Livaković. Wygrał dwa pojedynki z Neymarem, zatrzymał strzał Paquety i nie pozwolił, by kapitalnie grający Josko Gvardiol splamił się samobójem, a niewiele do tego brakowało zaraz na początku drugiej połowy.

Zdecydowanie nie zgadzaliśmy się z Royem Keanem, który zarzucał Brazylijczykom brak szacunku dla rywala, bo tańczyli po golach z Koreą Południową. Być może jednak sami Canarinhos trochę lekceważąco podeszli do Chorwatów. Znów zatańczymy sambę, będzie pięknie, będzie zabawa – chyba z takim nastawieniem wyszli na boisko.

A tu zamiast samby były krew, pot i łzy. Chorwacja świetnie broniła i pressowała, potrafiła też długo utrzymać się przy piłce, wykorzystując fakt, że drużyna Tite raczej nie lubowała się w szaleńczym pressingu. Wspaniale się oglądało, jak “Vatreni” kontrolują przebieg wydarzeń i rozgrywają mecz po swojemu. Josip Juranović schował Viniciusa do kieszeni i pozwolił mu z niej wyjść dopiero w trakcie zmiany. W akcjach ofensywnych były obrońca Legii przyspieszał tak, jakby goniło go stado lwów. To jego szybkość mogliśmy podziwiać, a nie Viniciusa.

Nic nie miało prawa się wydarzyć

W drugiej odsłonie Juranović i koledzy sił mieli trochę mniej, a Tite trafił ze zmianami skrzydłowych, więc już tak idealnie to nie wyglądało, ale w razie czego zawsze można było liczyć na Livakovicia.

Reklama

Gdy doszło do dogrywki i wreszcie Neymar po dwóch efektownych klepkach z kolegami przedarł się przez chorwackie zasieki i bramkarza, a potem posłał piłkę do siatki, wydawało się, że jest po wszystkim. Przecież Chorwaci już słaniali się na nogach. Nic nie miało prawa się wydarzyć.

A jednak się wydarzyło i reszta jest historią. Reprezentacja Chorwacji po raz drugi z rzędu powalczy o finał mundialu. W Kraju Kawy muszą się pogodzić z faktem, że oczekiwanie na mistrzostwo świata przedłuży się do co najmniej dwudziestu czterech lat. Brazylijskie społeczeństwo na pewno płazem tej porażki nie puści. Ta drużyna miała być faworytem turnieju, wszystko zdawało się zgadzać, a tymczasem koniec końców Kanarki w Katarze zostały pożarte przez pierwszego bardziej skocznego kota.

WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA W KATARZE:

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Szef polskich sędziów: Nie uważam, by błędów było znacząco więcej niż w przeszłości

Paweł Paczul
0
Szef polskich sędziów: Nie uważam, by błędów było znacząco więcej niż w przeszłości

Mistrzostwa Świata 2022

Ekstraklasa

Szef polskich sędziów: Nie uważam, by błędów było znacząco więcej niż w przeszłości

Paweł Paczul
0
Szef polskich sędziów: Nie uważam, by błędów było znacząco więcej niż w przeszłości

Komentarze

101 komentarzy

Loading...