Reklama

Białek z Al Thumama: Nikt nie jest milszy niż Katarczyk, który organizuje mundial

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

25 listopada 2022, 20:53 • 8 min czytania 8 komentarzy

To nie Mohammed Al-Owais, jeden z bohaterów meczu Arabii Saudyjskiej z Argentyną, ma najlepszy refleks na mundialu. Zawstydzają go wolontariusze. Gdy wypadnie ci z ręki papierek, schylają się po niego zanim w ogóle zdążysz zorientować się, że czegoś ci brakuje.

Białek z Al Thumama: Nikt nie jest milszy niż Katarczyk, który organizuje mundial

Jako że podczas mistrzostw świata jestem dziennikarzem, fotografem i operatorem na raz (jeśli już tu jesteś – serdecznie zapraszam do vlogów!), zwykle trzymam coś w ręce. A to kamerę, a to statyw, a to obiektyw, a to telefon, a to akredytację, a to słuchawki, a to wejściówkę, a to wodę. Raz wyleciała mi z dłoni bezprzewodowa słuchawka, raz karta pamięci. Akurat rozmawiałem z wolontariuszami. Nie zdążyłem nawet popatrzeć w dół, a już miałem z powrotem w ręce najpierw słuchawkę, a potem kartę.

ALKOHOL I MUNDIAL – CAŁA PRAWDA. KATARSKI TURYSTA, VLOG Z MISTRZOSTW ŚWIATA!

To charakterystyczny obrazek, który pokazuje, że można poczuć się na mundialu komfortowo aż do przesady. Mimo że Katar odpadł z mistrzostw świata jako pierwszy, to on jest póki co największym wygranym tego rocznego mundialu. Prawa człowieka. Korupcja. Wyzysk. Inwigilacja. Sportwashing. Bezwzględne prawo. Sytuacja kobiet. Tematy, o których gorąco dyskutowało się przed startem imprezy, wylądowały daleko poza marginesem publicznej debaty.

Reklama

Czy to dobrze? Nie wiem, po prostu stwierdzam. To nośne tematy, więc z pewnością byłoby o nich bardzo głośno, gdyby dało się je opisać. Przed mundialem można było przeczytać dużo o robotnikach pracujących niewolniczo za głodową pensję, lecz dziś nie widać ich ani w Dauszy, ani na przedmieściach. Umiejętnie ich pochowano, a w zamian obserwujemy uśmiechniętych pracowników, pomocnych na każdym kroku. Zamiast łamania praw człowieka są kibice, którzy może i wydali dużo pieniędzy, może i chcieliby mieć szerszy dostęp do alkoholu, ale koniec końców dobrze się bawią. Zamiast konieczności ściągania aplikacji, które mogą ingerować w posiadane na telefonie treści, jest aplikacja Hayya, która zapewnia darmową komunikację miejską.

Sam jadąc do Kataru przygotowałem się na to, by, wiecie, pisać prawdę, demaskować rzeczywistość, węszyć oszustwa na każdym kroku. I to nawet jeśli miałbym trafić przez to do więzienia, bo i takie myśli przechodziły przez głowę. Czytając teksty, jakie pojawiały się przed mistrzostwami, uznawałem to wręcz za całkiem prawdopodobny scenariusz. Oczyma wyobraźni widziałem ludzi, którzy widząc masę zagranicznych dziennikarzy, chcą powiedzieć o czymś światu. Tragedie, które czyhają za rogiem. Problemy, które tylko czekają, by je opisać.

Póki co obserwuję dwa różne światy. Ten, który poznałem z mediów, szykując się do wyjazdu i ten, który zastałem na miejscu. Pamiętam jak podczas zeszłego mundialu Roki ukuł znakomitą puentę, że Rosja wygląda tak, jakby Putin wziął na audiencję wszystkich obywateli i kazał im być miłym. Z Katarem jest identycznie. Wszelkie obawy, jakie miało się jadąc do tego kraju, giną gdzieś w uśmiechach obsługi, serdecznych gestach ludzi na ulicach i – tak, tak! – otwartości.

Wystarczy jeden moment zawahania, a już masz na plecach wolontariusza, który chce rozwiązać twój problem. Stanowisko do drukowania biletów meczowych w głównym centrum medialnym. Automat twierdzi, że nie jestem akredytowany na spotkanie Brazylii z Serbią. Na stronie FIFA jak byk widnieje jednak, że dostałem wstęp na ten mecz. Brzmi to jak coś, za czym będzie trzeba się trochę nachodzić.

– Przepraszam, może pomogę? Co się dzieje? Mogę spojrzeć? – po dosłownie dwóch sekundach od mojej zdziwionej miny pojawia się wolontariuszka, która prowadzi do człowieka, który zajmuje się problemami z widocznością biletów w systemie.

Reklama

Z Polski? O, to ciekawe, bo wczoraj też był ktoś z Polski. – Majcjek, kojarzysz? – wypowiada imię z angielskim akcentem. Nie kojarzę, choć to nieważne, bo po szybkim small talku mój problem jest rozwiązany. – Chcesz miejsce z pulpitem? – pyta pracownik FIFA, zanim ponowię próbę drukowania biletów. Oczywiście, że chcę. Podczas tegorocznego mundialu nie było jeszcze tak obleganego przez dziennikarzy meczu jak ten Brazylii z Serbią. Załapanie się na miejsce z pulpitem, na którym można postawić laptopa, to już wyższy poziom. A więc nie dość, że mój problem został rozwiązany, to jeszcze dostałem benefit. To mniej więcej tak, jakby dentysta sam się u ciebie pojawił, gdy rozboli cię ząb, zaleczył go za darmo, a dodatkowo naprawił inną plombę, choć wcale tego się nie spodziewałeś.

Zabrudzona matryca w aparacie? Usługa, na której wykonanie czeka się w Polsce zwykle dobę, zgodnie z obietnicą pracownika przy stanowisku Sony ma zostać wykonana w dwie godziny. Po godzinie sprzęt jest już gotowy do odbioru. Oczywiście za darmo. Sprzątanie w kompleksie willowym, gdzie mieszkam? Choć obsługa nie musi tego robić, oprócz wyczyszczenia pokoju dostaję w gratisie złożenie i poukładanie ubrań w walizce.

Zdaję sobie sprawę, że żyję w bańce dziennikarskiej i nie mam do końca wiedzy, czy zwykli kibice także są prowadzeni za rączkę przez każdą koleinę. To w dużej mierze od dziennikarzy, a więc także i ode mnie, zależy, jaki obraz Kataru-organizatora powstanie na świecie. Siłą rzeczy to na mnie skupiona jest w jakiś sposób największa atencja organizatorów.

Ale to nie tylko sytuacje meczowe. Stacja metra, automat z batonami. Gdy po włożeniu banknotu zamówiony przeze mnie produkt nie chce wypaść ze sprężyny automatu, zaczynam lekko potrząsać maszyną. – Hej, co się stało? Baton nie wyszedł? – podbiega po sekundzie jakiś chłopak i zamawia ten sam baton specjalnie po to, by sprężyna wypluła dwa na raz. Jest mi głupio, że ktoś wydaje pieniądze za mnie, lecz szybki rzut oka na zegarek jegomościa rozprasza niezręczność z powodu pieniędzy. Jest już mi tylko niezręcznie, że ktoś poświęcił minutę swojego życia tylko po to, by mi się zrobiło miło.

Nie da się ukryć, na katarskiej strefie VIP można się poczuć królem życia 

Modlitwa pod stadionem. Jeśli o korzystny wynik Kataru, to nie została wysłuchana.

Byłem przekonany, że jeśli coś w Katarze wypadnie dobrze – poza pogodą, stadionami i szeroko pojętym przepychem, co każdy zakładał w ciemno – to miejscowa reprezentacja. Katarczycy wygrali w 2019 roku Puchar Azji. Rok temu, w próbie generalnej do mundialu, czyli Pucharze Narodów Arabskich, zajęli trzecie miejsce. Te fakty jasno świadczą o tym, że weszli już wyżej niż poziom „nie będzie wstydu”. Tymczasem w meczu otwarcia w zasadzie nie zaistnieli. Dzisiaj, w meczu o wszystko z Senegalem, byli wyraźnie słabsi. Gospodarze mogli domagać się rzutu karnego, mogą mówić o pewnej niesprawiedliwości, ale prawdziwszy im obraz to „interwencja” Khoukhiego, który najpierw nie trafił w piłkę, później ta odbiła się od jego tyłka, a następnie wylądowała pod nogami Senegalczyka, który otworzył wynik. Ewentualnie „sytuacja” Hassana, który toczył rozpaczliwą walkę z grawitacją w polu karnym rywala, a gdy już ją wygrał, strzelił prosto w swojego kolegę.

Niewiele lepiej było na trybunach. Mecze Katarczyków oczywiście nie mają żadnego problemu z zapełnieniem krzesełek podczas pierwszego gwizdka, gorzej jest podczas tego końcowego. Katarscy fani znów przedwcześnie opuszczali stadion. Obiekt Al Thumama pustoszał po 84. minucie, gdy Bamba Dieng strzelił na 1:3, przesądzając o zwycięstwie swojego zespołu. Po doliczonym czasie gry pozostały prawdziwe pustki.

Katarczycy oglądają mecze w wielkim spokoju. W ogóle nie śpiewają. Praktycznie nie noszą na sobie – szalików czy koszulek – choć większość z nich ma w ręku czekającą na nich na meczu flagę. Wszyscy są ubrani tak samo – w białe (mężczyźni) bądź czarne (kobiety) tuniki. Na stadion wchodzą w ciszy, w większości całymi rodzinami. Gdybym nie wiedział, gdzie jestem, pomyślałbym, że stoję właśnie pod operą. Inna sprawa, że arenę Al Thumama – jak i wiele innych w Dauszy – naprawdę można pomylić z operą.

Pod stadionem Al Thumama zorganizowano stoiska, na których można odebrać za darmo flagi Senegalu i Kataru… 

…a także namalować sobie flagę na policzku. 

– Nie jestem ortodoksyjna, dlatego nie noszę hidżabu. To normalne. Nigdy nie miałam z tego powodu problemów.

Nawet brzydkie budynki ukryte. No bo przecież Katar musi się kojarzyć z przepychem. Przyznam – gdy szedłem tą drogą za pierwszym razem, nie dostrzegłem, by płachta zasłaniała jakiś budynek (pewnie pomyślałem sobie, że to zwykły, nic nieoznaczający branding mistrzostw). Swój cel zatem spełnia.

Skąd jesteś? – zagaduje wolontariusz spotkany pod willą, w której mieszkam.

Z Polski – odpowiadam zgodnie z prawdą.

Wasz piłkarz nie strzelił karnego! – ripostuje, znajdując punkt zaczepienia.

Zanim kończę lekki wywód o tym, że Lewandowski raczej nie myli się z rzutów karnych i zwykle dźwiga presję trudnych momentów w polskiej reprezentacji, wolontariusz przerywa pytaniem:

– On jest chyba sławny, prawda?

– Kto?

– Ten piłkarz, który strzelał karnego.

Ciężko jest znaleźć na świecie młodego człowieka, który nie wie, kim jest Robert Lewandowski. Ja go znalazłem podczas mundialu. Gdy lekko się zadziwiam, wolontariusz uśmiecha się i rzuca na pożegnanie z entuzjazmem: – Have a nice day. 

A ja po raz kolejny powtarzam sobie: nie wpadnij w pułapkę. To, że ktoś jest miły, nie znaczy, że jego kraj nie ma żadnego brudu za paznokciem. Gdy czytam swoje teksty z rosyjskiego mundialu, obserwuję tezy, które nie zestarzały się zbyt dobrze. O szkodliwej propagandzie. O niemających pokrycia w prawdzie stereotypach. O świetnym kraju świetnych ludzi. Po lekturze tych tekstów nabrałem pokory. Nie napiszę więc nic o propagandzie, stereotypach czy świetnym kraju. Napiszę tylko, że Katarczycy są uczynni, serdeczni i pomocni. Tylko tyle i aż tyle.

KORESPONDENCJA Z KATARU: 

Fot. Jakub Białek

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
1
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Mistrzostwa Świata 2022

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
1
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Komentarze

8 komentarzy

Loading...