Grzegorz Mielcarski stwierdził, że Fernando Santos czuł się w Polsce samotny. To bardzo wzruszające – aż chciałoby się tego urwisa z Portugalii przytulić.

Mielcarski, który pracował z Santosem w kadrze, opowiedział w rozmowie z Foot Truckiem o współpracy trenera z Kuleszą: – Mieli bardzo słaby, ograniczony kontakt. Oprócz dwóch osób ze związku – Kuby Kwiatkowskiego i Łukasza Gawrjołka – i mnie, Fernando Santos nikogo nie znał. Z Łukaszem Wachowskim miał rzadszy kontakt, ale z nim mógł jeszcze odbyć kilka spotkań. Santos czuł się tutaj samotny, nie miał wsparcia.
Pewnie byłoby łatwiej o znajomości, gdyby Santos – zgodnie z obietnicami – zamieszkał w Polsce, a nie w niej tylko bywał. Wtedy miałby bliżej do Kuleszy, to zresztą bardzo łatwo sprawdzić: jeśli przyłożyć na mapie linijkę, widać, że z Warszawy do Warszawy jest bliżej niż z Warszawy do Portugalii.
Trener mógłby sobie też pomóc, gdyby – znów, tak jak obiecywano – zatrudnił w sztabie polskiego asystenta, a nie tylko Mielcarskiego. No bo miał być Mielcarski i jeszcze polski trener, a stanęło tylko na Mielcarskim. A to zawsze jedna osoba mniej do rozmowy dla tej duszy towarzystwa.
A pewnie byłoby też łatwiej, gdyby Santos poznawał – dość istotnych w tej układance – piłkarzy. Tymczasem na pierwszym zgrupowaniu trzeba było mu pokazywać, kto jest kto. To jednak trochę dziwne, że powołujesz tego i tamtego, a potem nie wiesz, jak oni wyglądają.
Grzegorz Mielcarski o Fernando Santosie. Samotność jest trudna…
Krótko mówiąc – można mieć gdzieś samotność Santosa, bo nie zrobił nic, by z nią walczyć. I dobrze, że w dalszej części wywiadu Mielcarski potrafi dostrzec błędy selekcjonera.
Jak powiedział: – Był zamknięty w sobie. Piłkarze też do niego nie lgnęli – nie chcieli za wszelką cenę o wszystkim z nim rozmawiać. On był nerwusem, często był poirytowany. Porażki go bardzo drażniły, a kiedy przegrywał, to był trudny nawet dla nas – swoich asystentów. Nie odrobił lekcji. Był przekonany, że – skoro pracował tyle lat w reprezentacjach – on już wie. A nie wiedział. Nie wiedział do końca, czego ci piłkarze potrzebują. Myślę nawet, że część zawodników mogła się bać jego reakcji na to, jak np. wygląda przygotowanie do meczu. On był moim trenerem w FC Porto i AEK-u Ateny i jako piłkarz nie lubiłem takich sytuacji. Ja się jednak może nauczyłem z tym funkcjonować, bo miałem w szatni bardzo silne osobowości, które pokazywały, jak sobie z tym radzą. W reprezentacji Polski aż tak to mi nie przeszkadzało, ale rozumiałem naszych piłkarzy.
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Poszukiwacze zaginionej Arki. W Lubinie jej nie było
- Dwóch rannych, bez zabitych. Chaotyczny remis w Lublinie
- Kontuzja rewelacji sezonu w Ekstraklasie. 8-10 tygodni pauzy
Fot. Newspix