Bramkarz to taka pozycja, że nie jest niczym dziwnym, jeśli przez cały sezon gra się jednym, a pozostali mogą się porzucać tylko na treningach albo ewentualnie dostają swoją szansą na początku Pucharu Polski, kiedy jedzie się na niższą ligę i trener wierzy, że rezerwowy nic nie zepsuje. Natomiast w Widzewie jest inaczej – nie doturlaliśmy się jeszcze do października, a tam już mieli między słupkami trzech fachowców. Niby kto bogatemu zabroni, ale niestety akurat im mógłby się przyjrzeć program „Usterka”.

Sezon zaczął Rafał Gikiewicz, który w pierwszym meczu zaliczył czyste konto, ale już w drugim puścił trzy gole i przy tym trzecim miał swój udział, bo wrzucił na konia kolegę i Jagiellonia z Widzewem wygrała, mimo że do 91. minuty przegrywała. Jako że nie był to pierwszy raz Gikiewicza z wątpliwym zagraniem – w zeszłym sezonie można było znaleźć takich co najmniej kilka – to bramkarz stracił zaufanie szkoleniowca (wtedy jeszcze Sopicia).
Między słupki wskoczył Kikolski i biorąc pod uwagę obecne rozgrywki, jest w Widzewie weteranem, bo udało mu się zagrać aż w pięciu spotkaniach. Niestety miał ten problem, że w meczu z Lechem – pierwszym dla nowego trenera, Czubaka – popełnił błąd przy rzucie rożnym, co utorowało drogę do bramki Fiabemie. A jeśli strzela ci Fiabema, który mógłby zremisować z psem w ogrodzie 0:0, siadasz na ławce.
Kikolskiego zmienił więc Ilić, też nowy transfer, no i… wszyscy wczoraj widzieliśmy. Przy pierwszym golu ewidentnie popełnił błąd, wybijając piłkę pod nogi rywala, przy trzecim zachował się bardzo nieporadnie. Tak, był rykoszet, ale też Serb puścił tę bramkę w stylu gościa, którego na WF-ie stawiasz na bramkę, bo ktoś stać musi, natomiast wiesz, że będzie się regularnie mylił i po prostu trzeba strzelać więcej niż ci drudzy. Widzewowi się to nie udało i z Górnikiem przegrał, co ma większe konsekwencje niż mecz między matematyką a biologią.
Widzew Łódź – nowe transfery nie oczarowują
I wiadomo, że Ilić może się jeszcze okazać kozakiem, że Kikolski wcale nie był tak fatalny, ale jednak ta rotacja jest trochę niepoważna, a o Widzewie jakoś świadczy. Mianowicie – wciąż panuje tam spory bałagan, ta drużyna będzie potrzebowała jeszcze sporo czasu, by się zazębić, w końcu podobno zespoły buduje się od tyłu, a jak na tej karuzeli ma się zgrać obrona z bramkarzem, skoro ci są wymieniani co chwilę.
Do gry zostali jeszcze Krzywański z Błockim i pewnie to się nie wydarzy, ale w sumie…
Zresztą kwestia bramkarzy jest w zasadzie odbiciem całego zespołu, mianowicie nowe transfery – choć kosztowne – nie zagwarantowały nam efektu wow. Wzięto dwóch golkiperów, żaden od początku nie ma aury kozaka. Przyjechał autobus z piłkarzami z pola, o żadnym nie można powiedzieć, że od początku jest gamechangerem, kimś takim jak Stojilković w Cracovii albo Palma w Lechu. No nie, są goście z dobrymi meczami, przebłyskami, ale po tej ofensywie transferowej początek jest dość nieśmiały. Tym bardziej że taki Fornalczyk ze swoimi liczbami – a z właściwie ich brakiem – to póki co wielka wtopa.
Oczywiście przy tylu zmianach też potrzeba chwili, żeby wszyscy się wkomponowali i poznali, natomiast nie ma to aż tak dużo czasu. Skoro Widzew chce grać o puchary, musi wrzucić wyższy bieg. Na razie się na to nie zanosi.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:
- Jarosław Przybył tłumaczy karnego dla Rakowa. To dlatego zmienił decyzję
- Wrze po meczu Rakowa z Legią. Ekspert wydał werdykt po decyzji sędziego
- Trener Legii Warszawa oburzony sędziowaniem. „Oglądałem ten moment 20 razy”
- Raków – Legia: ej, PZPN, może zajmiecie się w końcu sędziowaniem?
- Co to było?! Paździerz w Częstochowie zakończony remisem
Fot. Newspix