To, że Widzewowi w tym sezonie idzie gorzej, niż oczekiwano, w ogóle nie jest jakimś wielkim zaskoczeniem, bo taką historię Ekstraklasa już widziała: chodzi o Lechię Gdańsk z sezonu 2014/15.

Wtedy również przed sezonem i po wejściu nowych właścicieli trafiło do klubu wielu piłkarzy, część miała – tak jak w Widzewie – dobrze kojarzone nazwiska, jak Łukasik, Pawłowski, Makuszewski, Borysiuk, Buksa, część – też jak w Widzewie – miała być gwiazdami ściągniętymi z zagranicy, jak Aleksić, Colak czy Friesenbichler. I tutaj, i tam sprawę rewolucji ogarnąć miał trener spoza Polski, cóż: obaj nie dali rady.
Quim Machado został zwolniony po dziewięciu kolejkach sezonu, kiedy Lechia grała nieprzekonująco, nie tworzyła zespołu i była zlepkiem indywidualności. Brzmi znajomo, gdyż z podobnych powodów Sopić poleciał po sześciu kolejkach.
I dalej: Machado też zastąpił człowiek „stamtąd”, czyli Tomasz Unton, a Sopicia zastąpi Patryk Czubak, dobrze znany kibicom w Łodzi. Pozostaje życzyć, żeby Czubak na tym skończył podobieństwa obu historii, bo Unton wytrzymał siedem meczów, z których wygrał jeden, udało mu się nawet odpaść z Pucharu Polski ze Stalą Stalowa Wola. Dopiero przyjście Jerzego Brzęczka w listopadzie sprawiło, że ta drużyna zaczęła jakkolwiek wyglądać i skończyła sezon na piątym miejscu.
Patryk Czubak nowym trenerem Widzewa. Czy da radę stworzyć zespół?
Pytanie tylko, czy Czubak faktycznie będzie w stanie ten Widzew dźwignąć.
Próbował swoich sił w Stomilu Olsztyn, ale poszło mu bardzo słabo, z sześciu meczów przegrał cztery i bilansu już nie poprawił, bo odszedł ze względu na sprawy osobiste – jego żona miała duże problemy z ciążą. Trudno więc mimo wszystko tutaj w trenera uderzać, głowa miała prawo być gdzie indziej. Potem na chwilę przejął Widzew, gdy z klubem pożegnał się Myśliwiec, ale Czubak magicznej różdżki ze sobą nie miał: trzy mecze, jedna porażka, jeden remis, jedna wygrana.
Ponadto Czubak nie ma nawet licencji UEFA Pro, nie jest też na kursie, więc być może po to Widzew ściąga Łukasza Włodarka, który na kursie jest i mógłby ratować go licencją. „Być może”, trudno powiedzieć, jak zostanie to rozwiązane, ponieważ sprawy licencyjne w polskiej piłce to absolutna komedia, przypomnijmy tekst Michała Treli:
W Cracovii rękawiczki w ogóle sobie odpuścili. Jacka Zielińskiego zastąpił Dawid Kroczek, zatrudniony chwilę wcześniej jako trener rezerw, które miały zostać reaktywowane dopiero kilka miesięcy później. Niemający licencji UEFA Pro. Niebędący wówczas przyjęty na kurs. Nienależący do sztabu zwalnianego trenera, ani nawet niewpisywany fikcyjnie jako pierwszy asystent. Prezes Mateusz Dróżdż, z zawodu prawnik, szczycił się zresztą, że nie bawił się w udawanie, tylko zwyczajnie nie przejął się istniejącymi przepisami. Zresztą, jak wynikało z ówczesnych doniesień, takie rozwiązanie zaleciła mu… sama federacja. Jedyne, w czym Cracovia starała się udawać, to sugerując, że Kroczek prowadzi drużynę w duecie z Tomaszem Jasikiem, również niemającym licencji, niebędącym wówczas jeszcze na kursie, ale faktycznie pracującym wcześniej w roli asystenta Zielińskiego, a więc uprawnionym do dokończenia po nim rundy. Kiedy Kroczek został przyjęty, szopkę można było zakończyć.

Patryk Czubak jak Adrian Siemieniec? To marzenia
Tak naprawdę należy ten temat zostawić, na końcu jednak nie kwit ten czy inny zdecyduje, czy Czubak da sobie radę. Kwestia jest inna – nie wygląda to poważnie. To znaczy, przeglądając X-a, można znaleźć opinie kibiców, którzy powołują się na przypadek Jagiellonii i wierzą, że Czubak będzie nowym Siemieńcem, który wszystkich zaskoczy.
Po pierwsze – Siemieniec wszystkich zaskoczył, bo jest w zasadzie wyjątkiem. Gdyby takie cuda jak z nim działy się za każdym razem, gdy nieopierzony trener wskakuje w buty pierwszego szkoleniowca, nikt by się Siemieńcem nie zachwycał, bo byłby codziennością jak bułki w piekarni. Historia, którą napisał trener Jagi, jest wyjątkowa i warto się nią inspirować, ale jednocześnie nie warto być przekonanym, że każdy młody szkoleniowiec to kolejny Siemieniec.
Po drugie – Jaga decydowała się na ten ruch trochę z biedy, trochę z rozpaczy. Było blisko końca sezonu, spadek zaglądał w oczy, postawiono na Siemieńca, który – owszem – znał klub, ale też który w przypadku porażki nie kosztowałby milionów monet. A Widzew nie jest biedny, może pozwalać sobie na ruchy, będące poza zasięgiem nawet dziś już nie dla słabej, tylko europejskiej Jagiellonii. Widzew nie jest też w rozpaczy, to ledwie szósta kolejka sezonu.
I mimo wszystko stawia na Czubaka. Trochę to wygląda więc tak, że najpierw postawiono wszystko na jedną kartę, to znaczy nikt nie zakładał, że Sopiciowi nie wyjdzie. A pewnie trzeba było mieć plan B, skoro jeszcze w poprzednim sezonie Sopić od marca wygrał trzy meczu. Owszem, mógł się bronić słabym składem, ale chyba chociaż takie maleńkie ziarenko wątpliwości mogło zostać zasiane w głowach działaczy Widzewa. Niestety – najwyraźniej nie zostało, bo szli z Sopiciem i bez realnego planu B dalej, nawet gdy nowy Widzew przeciętnie wszedł w sezon. Szybko było widać, że szału nie ma, ale znów wydaje się, że w Łodzi siedzieli z założonymi rękami.
W końcu przyszła pobudka i został jeden plan: dać ten zespół Czubakowi.
Cóż, gdyby był to klub bez większych ambicji, jakieś Zagłębie Lubin – okej. Ale to Widzew, on ma znów być wielki, wracać do Europy, to on wydaje masę pieniędzy na piłkarzy i jeszcze trochę wyda. Tymczasem do ważnej funkcji trenera podchodzi dość frywolnie: ten jest średni, ale niech pracuje, ech, no jednak mu nie idzie, to weźmy tego naszego.
Naprawdę: nie wygląda to poważnie. I niech Czubak nas zaskoczy, tego mu życzymy, ale na razie głównym argumentem jest fakt, że Siemieńcowi się udało. Trochę mało jak na tak duży projekt.
WIĘCEJ O WIDZEWIE ŁÓDŹ NA WESZŁO:
- Jakub Sypek: Nie czuję się gorszym piłkarzem niż Fornalczyk [WYWIAD]
- Selahi: Mój wzór to Luka Modrić. Jestem wojownikiem [WYWIAD]
- Samuel Akere: Gdy nie mogłem grać w klubie, sprzedawałem pomarańcze [WYWIAD]
- Dobrzycki o Widzewie: Nie chcę wymówek, że nie mamy jakości. Trzeba inwestować
Fot. Newspix