Po tym, jak Lech zremisował 1:1 z Crveną Zvezdą, ale prezentował się blado, Wojciech Jagoda w programie na Weszło TV porównał zespół z Poznania do bohatera „Krzyżaków” Henryka Sienkiewicza. Chciał podkreślić, że w Lechu nie zgadzało się nic i mistrz Polski nie miał argumentów. Dziś było podobnie, choć zamiast silnego mistrza Serbii po drugiej stronie stanęła ambitna, poukładana, ale dużo słabsza piłkarsko Korona. Znów było 1:1, a jednym plusem po stronie gospodarzy był Luis Palma. Zespół z Kielc stracił Mariusza Fornalczyka, który nie może odnaleźć się w Widzewie, ale zainkasował za niego olbrzymie pieniądze. Dziś gola strzelił Dawid Błanik, który wskoczył do składu w jego miejsce. Właśnie za takie rzeczy cenimy trenera Jacka Zielińskiego.

Michał Gurgul nieprzypadkowo już dwa razy w tym sezonie znalazł się w jedenastce „badziewiaków”. Dziś, na początku spotkania, usłyszeliśmy od komentatorów sugestię, że selekcjoner Jan Urban mógłby właśnie jego rozpatrywać na lewą obronę reprezentacji, bo mamy na tej pozycji wyjątkową posuchę. Minęło kilka minut i Gurgul skompromitował się najbardziej w obecnym sezonie (a konkurencja nie jest taka licha). Obrońca Lecha totalnie się zagapił i po wykopie Xaviera Dziekońskiego uprzedził go Wiktor Długosz i pokonał Bartosza Mrozka.
Michał Gurgul miał furę szczęścia. Gol dla Korony Kielce nie został uznany
Tak, wiemy, że Długosz jest prawie tak szybki jak Capita Capemba z Radomiaka. Swoje przyspieszenie pokazał m. in. na początku meczu właśnie z zespołem z Radomia w poprzedniej kolejce. Ale rany, człowieku, nie możesz tak „bronić”. Tym bardziej, gdy aspirujesz do grania w kadrze.
Lech i Gurgul mieli jednak furę szczęścia, bo okazało się, że Długosz był na pozycji spalonej. Niedługo później pomocnik Korony miał kolejną niezłą okazję, ale jego strzał zza pola karnego był niecelny. Pierwsza połowa długo wyglądała tak, że Lech miał więcej z gry, dominował i strzelał na bramkę Korony, ale wypady gości były naprawdę groźne.
Korona mogła dziś cieszyć się, że Lech przez długi czas nie może korzystać z kontuzjowanego Patrika Walemarka, bo Szwed w poprzednim sezonie był znakomity w obu spotkaniach tych drużyn, ładując w nich trzy gole i dokładając dwie asysty. W Lechu nie było też Afonso Sousy, który odszedł do Turcji. Nie mógł zagrać Ali Gholizadeh, którego uraz okazał się nieco poważniejszy. Lech w pomocy ma taki problem, że od pierwszej minuty zagrał dziś Kornel Lisman. Z całym szacunkiem dla Kornela Lismana. Choć to akurat on miał najlepszą okazję na gola w pierwszej połowie, w jej doliczonym czasie, ale ze świetnej pozycji trafił w bramkarza.
Luis Palma wściekły na Kornela Lismana
Po tym, jak Lech kilka dni temu zremisował 1:1 w Belgradzie z Crveną Zvezdą, co nie dało awansu do kolejnej rundy eliminacji Ligi Mistrzów, Wojciech Jagoda, komentator Canal+Sport, który był gościem naszego studia, porównał Kolejorza do… Juranda ze Spychowa, jednego z bohaterów „Krzyżaków”, który, jak to ujął, nie miał ręki, nogi, oka i nie wiadomo czego jeszcze. Fakt, Lech w Belgradzie, mimo wyniku 1:1, pokazał bardzo niewiele, ale to była Crvena Zvezda. Dziś jednak wyglądał podobnie w spotkaniu z Koroną, co dużo trudniej zrozumieć. Nie przegrał głównie dlatego, że miał w składzie Luisa Palmę, który może być w tej lidze kozakiem.
Na samym początku drugiej połowy wreszcie z dobrej strony pokazał się niewidoczny zupełnie wcześniej Antonin, ale napastnik Korony uderzył obok bramki. I Korona dalej była bez celnego uderzenia w tym meczu. Lech po chwili odpowiedział, do siatki trafił Palma, ale powtórki pokazały, że Honduranin przy przyjmowaniu piłki pomógł sobie ręką. Tak więc dalej nie mieliśmy goli.
Bramka padła, gdy skompromitował się kolejny obrońca Lecha. Tym razem Mateusz Skrzypczak łatwo stracił piłkę i błyskawicznie do przodu ruszył Dawid Błanik. Radomiakowi strzelił dwa gole. Dziś nie dał się dogonić i pewnie pokonał Mrozka.
Korona sprzedała przed tym sezonem Widzewowi za 1,5 miliona euro Mariusza Fornalczyka. Ten nie radzi sobie najlepiej w Łodzi, wydaje się być w kolejnych meczach przemotywowany. W jego miejsce do pierwszego składu Korony wskoczył Błanik i znów trafił dla zespołu z Kielc. Cenimy jako trenera Jacka Zielińskiego. Trzeba przyznać, że fajnie to poukładał.
Lech próbował coś zrobić, ale długo wyglądało to nieudolnie. Bardziej imponowali nam goście – np. Stjepan Davidović, który po włączeniu piątego biegu odsadził przy linii bocznej przeciwnika. Mistrzowi Polski nie pomógł nawet Bryan Fiabema, który pojawił się z ławki. Szok, prawda? On ma jakieś papiery na Nielsa Frederiksena?
Lecha w końcu uratował Palma, który trafił z ostrego kąta po dograniu Mikaela Ishaka. Honduranin dziś zdecydowanie wyrastał ponad słabego Lecha, pchał drużynę do przodu, zwłaszcza w końcówce, ale jego świetna gra to było za mało, żeby osiągnąć coś więcej.
Co zapamiętamy jeszcze z tego meczu? Palmę, który po jednej z akcji wściekł się na Lismana, że ten ją sknocił.
Rozumieliśmy go…
A Jagoda, tak nam się wydaje, najwidoczniej rzucił na Lecha klątwę tym porównaniem do bohatera „Krzyżaków”.
Lech Poznań – Korona Kielce 1:1 (0:0)
- 0:1 Błanik – 64′
- 1:1 Palma – 83′