Reklama

Tryb slow motion wystarczył na Tottenham. Paris Saint-Germain zdobyło Superpuchar Europy

Michał Kołkowski

13 sierpnia 2025, 23:39 • 5 min czytania 2 komentarze

Zawodnicy Paris Saint-Germain cierpieli na boisku w dzisiejszym starciu o Superpuchar Europy i to było widać jak na dłoni. Biegali na ciężkich nogach, oddychali rękawami. W pewnym momencie przegrywali już 0:2 i wydawało się, że mogą zapomnieć o trofeum. Okazało się jednak, że nawet PSG grające w trybie slow motion ma wystarczająco dużo jakości w ofensywie, by poradzić sobie z Tottenhamem Hotspur. Londyńczycy dali się dwa razy zaskoczyć w końcowej fazie meczu, wypuścili z rąk przewagę, a potem polegli w serii rzutów karnych. 

Tryb slow motion wystarczył na Tottenham. Paris Saint-Germain zdobyło Superpuchar Europy

Thomas Frank mógł więc w sposób wymarzony rozpocząć swoją kadencję w Spurs. A tymczasem zaczął od przywołania finałowych demonów z przeszłości.

Reklama

Paris Saint-Germain – Tottenham Hotspur 2:2 k. 4:3. PSG zdobywa Superpuchar Europy!

Człap, człap, człap – tak można w skrócie podsumować postawę Paris Saint-Germain przez znaczną część dzisiejszego spotkania.

I nie jest to nawet jakiś atak na podopiecznych Luisa Enrique. Po prostu paryżanie są na takim etapie przygotowań, że zwyczajnie trudno od nich w tej chwili wymagać występów na najwyższych obrotach. Przypomnijmy – oni zaledwie miesiąc temu zamknęli sezon 2024/25, przegrywając w finale Klubowych Mistrzostw Świata z Chelsea. Tak dla porównania, gracze Tottenhamu swoje ostatnie oficjalne spotkanie w minionej kampanii rozegrali jeszcze w maju. Nie spodziewaliśmy się zatem, że PSG zdoła dzisiaj zademonstrować w pełnej krasie jeden ze swoich najważniejszych atutów, czyli zaduszanie rywala w super-intensywnym pressingu.

No i faktycznie, zaskoczenia w tym względzie nie było. Paryżanie grali – jako się rzekło – w zwolnionym tempie. Widać to było zwłaszcza po ich postawie w środkowej strefie boiska. Choćby Vitinha, na ogół wszędobylski i umiejętnie przyspieszający akcje swojej drużyny, tym razem rozgrywał w tempie późnego Grzegorza Krychowiaka.

Raziła też liczba prostych błędów technicznych po stronie triumfatorów Ligi Mistrzów. Nawet taki weteran jak Marquinhos notował nieodpowiedzialne straty i kiksował w prostych sytuacjach. Marnie zaprezentowali się też boczni obrońcy PSG, a taki Desire Doue zaliczył tyle samo fauli (trzy) co wygranych pojedynków w ofensywie. I tak dalej, i tak dalej. Długo trudno było pozytywnie wyróżnić któregokolwiek z podopiecznych Luisa Enrique. No, może Fabian Ruiz i – przede wszystkim – Lee Kang-in trochę rozruszali grę swojej drużyny po wejściu na murawę w drugiej połowie. Temu drugiemu udało się zresztą zdobyć kontaktową bramkę w 85. minucie. 

Bramkę, na którą Spurs nie zareagowali. I to był ich kolosalny błąd.

Zwrot akcji w finale Superpucharu Europy. Tottenham wypuścił dwubramkową przewagę

Biorąc pod uwagę sytuację panującą w obozie PSG, Tottenham miał zatem do pewnego stopnia ułatwione zadanie. Ale i tak trzeba oddać londyńczykom, że przez lwią część dzisiejszego meczu mieli pełną kontrolę nad przebiegiem widowiska. To musiało cieszyć Thomasa Franka, który debiutował dziś na ławce trenerskiej Spurs. Jednak jeszcze więcej satysfakcji dostarczyły zapewne Duńczykowi dwa gole strzelone rywalom po stałych fragmentach gry.

Najpierw, krótko przed końcem pierwszej połowy, w podbramkowym zamieszaniu najlepiej odnalazł się Micky van de Ven.

A tuż po zmianie stron prowadzenie Spurs podwyższył Cristian Romero. Inna sprawa, że ta druga bramka dla Tottenhamu musi jednak powędrować na konto Lucasa Chevaliera, który ma zastąpić Gianluigiego Donnarummę w roli pierwszego bramkarza PSG. Uderzenie wrednie skozłowało, fakt, ale i tak nie było zbyt trudne.

W zasadzie wydawało się, że ten drugi gol dla Spurs załatwia sprawę. Że paryżanie już się nie podniosą, bo zwyczajnie nie mają dość energii, by pozwolić sobie na ofensywny zryw w końcówce. I rzeczywiście, ich ataki nie były szczególnie dynamiczne. Jednak nasycony dwubramkową zaliczką Tottenham i tak dał się zdominować i nie zareagował nawet w chwili, gdy Guglielmo Vicario musiał wyciągać piłkę z siatki po uderzeniu wspomnianego już Lee Kang-ina. W zasadzie można było odnieść wrażenie, że sytuacja na boisku się odwróciła i teraz to PSG nabiera werwy oraz wiatru w żagle, podczas gdy Koguty w tempie ekspresowym opadają sił. 

Koniec końców jedynym pomysłem ekipy z Londynu na dowiezienie prowadzenia do ostatniego gwizdka arbitra była klasyczna gra na przetrwanie. Jednak nawet ten desperacki plan spełzł na niczym, bo w czwartej minucie doliczonego czasu gry Goncalo Ramos wyrównał stan rywalizacji.

Wyrównał, dodajmy, po asyście Ousmane’a Dembele. Kolejny kroczek do Złotej Piłki?

W rzutach karnych PSG znowu zaczęło fatalnie – swoją jedenastkę w dość kompromitującym stylu spartolił bowiem Vitinha. Jednak od tego momentu paryżanie byli już bezbłędni, podczas gdy Spurs pękli pod presją. Najpierw beznadziejnie uderzył Micky van de Ven, potem jeszcze mocniej pomylił się Mathys Tel.

Superpuchar Europy wędruje zatem do Paryża, podobnie jak prawie wszystkie najważniejsze trofea w 2025 roku. Do pełni szczęścia zabrakło PSG w zasadzie wyłącznie sukcesu w finale Klubowych Mistrzostw Świata. Dzisiaj zawodnicy Luisa Enrique ewidentnie znajdowali się pod formą, ale hiszpański szkoleniowiec zmontował w stolicy Francji taką pakę, że nawet grając na 20-30% możliwości jest ona w stanie uporać się ze zwycięzcami Ligi Europy.

Jest to cholernie imponujące.

PARIS SAINT-GERMAIN – TOTTENHAM HOTSPUR 2:2 (0:1) k. 4:3

  • 0:1 – van de Ven 39′
  • 0:2 – Romero 48′
  • 1:2 – Lee Kang-in 85′
  • 2:2 – Ramos 90+4′
  • karne PSG: Vitinha (X), Ramos (gol, Dembele (gol), Lee Kang-in (gol), Mendes (gol)
  • karne Tottenham: Solanke (gol), Bentancur (gol), van de Ven (X), Tel (X), Porro (gol)

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. NewsPix.pl

2 komentarze

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Piłka nożna

Reklama
Reklama