Wisła Płock pozostaje jedyną drużyną, która po trzech kolejkach Ekstraklasy wygrała wszystkie spotkania. Tych sukcesów nie byłoby jednak, gdyby nie dobra postawa 20-letniego Wiktora Nowaka. Pochodzący z pobliskiego Drobina pomocnik strzelił zwycięskiego gola z Rakowem Częstochowa i miał również udział przy trafieniach z Piastem Gliwice. Latem wypożyczono go do Płocka po trudnym okresie przygotowań w Górniku Zabrze, a wcześniej został odrzucony przez Akademię Legii. O wyboistej drodze do pierwszego miejsca w Ekstraklasie opowiada w naszym wywiadzie. Zapraszamy!
![Wiktor Nowak: Marzę o reprezentacji Polski [WYWIAD]](https://static.weszlo.com/cdn-cgi/image/width=1920,quality=85,format=avif/2025/08/250727_LJ_AA_117-scaled.jpg)
Wojciech Piela, Weszło: Jesteś zszokowany tym startem sezonu dla Wisły Płock?
Wiktor Nowak, piłkarz Wisły Płock: Niekoniecznie. Wiedziałem, że mamy dobry skład. Może nie w stu procentach, ale można się było tego spodziewać.
Dostrzegłeś już jakieś różnice między I ligą a Ekstraklasą?
Na pewno są tutaj lepsi piłkarze. Szybkość meczów jest wyższa, piłka chodzi inaczej. Fizyczność też jest na wysokim poziomie.
Często mówi się właśnie, że fizyczność to domena w I lidze, a w Ekstraklasie może być paradoksalnie łatwiej pod tym względem.
Może dlatego łatwiej, bo drużyny są bardziej poukładane. Mecze wyglądają inaczej, w I lidze jest dużo faz przejściowych, dużo walki. Nie jest jednak tak, że w Ekstraklasie grasz z dzieciakami, które unikają kontaktu.
Jaki był wasz pomysł na Raków?
Chcieliśmy być cały czas drużyną. Trzymaliśmy się razem i to pomogło. Nie brakowało przecież trudnych momentów. Straciliśmy gola, a potem Sekul zmarnował karnego. Dalej realizowaliśmy nasz plan. Staraliśmy się cieszyć z małych chwil, choćby nawet jak udany wślizg. Wiadomo, że mecz z Rakowem, a więc byłym mistrzem Polski i drużyną grającą w pucharach to duża rzecz. Zwłaszcza, że graliśmy u nich. Była nutka może nie stresu, ale na pewno ekscytacji.
Co pomyślałeś, kiedy strzeliłeś zwycięskiego gola?
Po meczu myślałem tylko o tym, żeby się cieszyć. Na boisku staram się wyłączyć i skupiać tylko na tym, co się dzieje. Po golu wszystko ze mnie zeszło. Miałem dosyć nieprzyjemny okres w Górniku i o tym sobie pomyślałem. Duża radość, euforia i jakbym coś z siebie zrzucił.
Cieszysz się, że tak to się wszystko potoczyło latem?
Wydaje mi się, że wypożyczenie do Wisły to była dobra decyzja. Zwłaszcza, jeśli miałbym nie łapać minut w Górniku, to byłem na coś takiego otwarty. Zadecydowaliśmy wspólnie, że taki krok będzie dla mnie dobry w karierze.
Miałeś rozmowę z trenerem Gasparikiem?
Tak, sam trener zapytał się mnie, jakbym zapatrywał się na wypożyczenie. Powiedział mi, że nie chce abym tracił czas na siedzenie na ławce. Bardzo to doceniam. Lubię trenerów, którzy są szczerzy, a nie owijają w bawełnę i tak było w tym przypadku.
Ludzie w Górniku nadal cię obserwują? Masz z nimi kontakt?
Tak, koledzy z zespołu pisali do mnie po zwycięskich meczach. Tak samo ludzie z zarządu czy jeden z asystentów. Było sporo gratulacji.
Może będą chcieli cię ściągnąć z wypożyczenia, jak tak dalej pójdzie…
Nie myślę o tym, chodzi też o to, żebym się rozwijał. Pewnie bardziej wchodziłoby to w grę, gdybym w Płocku też nie łapał minut, a na to się nie zanosi.
Często kluby wpisują tak zwane „klauzule strachu” blokujące wypożyczonych graczy. Będziesz mógł zagrać w listopadzie z Górnikiem?
Tak. Cieszę się, bo gdyby ktoś wskoczył wtedy na moje miejsce i zagrał dobrze, to pewnie znów musiałbym o nie walczyć. Tutaj nie było tego problemu.
Jak wyglądało przywitanie z szatnią w Płocku?
Nie miałem wielkich kłopotów z aklimatyzacją. Znałem wcześniej Krystiana Pomorskiego i Dawida Barnowskiego, z którymi grałem w Zniczu Pruszków. Wszyscy byli jednak bardzo otwarci, z każdym da się porozmawiać. Mocno pomógł mi też Łukasz Sekulski, choćby z mieszkaniem. Wielu chłopaków znało mnie też z meczów pierwszej ligi, więc było to o tyle łatwiejsze.
A ty co zapamiętałeś z tych meczów z Wisłą?
Choćby inną pozycję Dominika Kuna niż w ostatnim meczu z Piastem. Zazwyczaj gra jako defensywny pomocnik i dużo pracuje w środku. Z lewej strony też pokazał się jednak znakomicie, a jego rajd przy golu na 2:0 to prawdziwa petarda. Wcześniej też dał asystę w pierwszej połowie, gdzie miałem swój mały udział przy zagraniu piętką. Po tych kilku treningach w Płocku wiedziałem, czego można się po nim spodziewać. To niezwykle uniwersalny zawodnik i dobrze, że go mamy.
Wisła Płock ma najstarszą drużynę w Ekstraklasie. Jest sporo graczy po trzydziestce. Pewnie różnie można na to patrzeć, ale ty jako młody zawodnik starasz się korzystać z tego doświadczenia?
Dużo uwag staram się brać do siebie i wprowadzać w życie. Nie każdy młody zawodnik chce słuchać, a to bardzo ważne. Jeśli chodzi o zachowania z piłką, ma kto podpowiadać. Na pierwszy plan wysuwa się zwłaszcza Marcin Kamiński. Da się wyczuć, że ma niezłe CV i grał w Bundeslidze. Mega głośny jest też Dani Pacheco. Niesamowity piłkarz, a przy okazji zabawny i dobry człowiek.
Mariusz Misiura to dla ciebie najważniejsza postać w trakcie piłkarskiej kariery?
Myślę, że tak. Pod jego wodzą zadebiutowałem w seniorskiej piłce. To było w II lidze, w Zniczu. On mnie zauważył w rezerwach i zaczął mocniej na mnie stawiać. Po awansie do I ligi również tak było. Później też sporo zyskałem u trenera Szoki, ale na zawsze będę pamiętał, kto mnie wykopał z tych rezerw. Teraz też trener Misiura wyciągnął do mnie pomocną dłoń i jestem mu za to niezwykle wdzięczny. Mam nadzieję, że odpłacę się dobrą grą na boisku.
Na co może najbardziej liczyć z twojej strony?
Jestem zawodnikiem wybieganym i nigdy nie odpuszczam. Staram się, aby wszędzie było mnie pełno. Chcę stwarzać kolegom możliwość zagrania. Na pewno atutem, który mogę wykorzystać jest wbieganie za linię obrony.
Jest dużo taktyki?
Trener chce żebyśmy na boisku byli najlepszą wersją siebie. Wiadomo, że są założenia, ale chodzi też o odwagę. Na boisku mamy podejmować decyzje sami, choćby nie bać się wejść w drybling.
Jaki to człowiek?
Nie interesuje się tylko tym, co dzieje się w trakcie treningu. Potrafi też zapytać, jak się układają sprawy z dziewczyną czy o inne tego typu rzeczy. Jest bardzo życiowy.
A jak odebrałeś jego słowa o reprezentacji Polski?
Na pewno było mi bardzo miło. Podchodzę do tego jednak z chłodną głową, na razie mam jednego gola w Ekstraklasie. Wiem, że powołań za darmo nie rozdają, więc muszę nadal mocno pracować. Jest to jednak moje wielkie marzenie, jak chyba każdego zawodnika z Polski.
Rozumiem, że na razie nikt ze sztabu trenera Urbana nie dzwonił?
Mam na maksa ustawioną głośność, z nieznanych numerów też często odbieram, ale jak na złość, nie ma telefonu (śmiech). Myślę, że w tym momencie mocno ucieszyłbym się nawet z powołania do kadry U21. Tam jeszcze nie zadebiutowałem, więc krok po kroku. Na wszystko nadejdzie czas.
Przetarcie z kadrą miałeś w reprezentacji U20.
Zgadza się i mocno to wtedy przeżywałem. Miałem podobne uczucia, jak przy tym golu z Rakowem. To była moja pierwsza reprezentacja, wcześniej nie miałem takich doświadczeń. Odsłuchanie hymnu z orzełkiem na piersi to było wielkie spełnienie dziecięcych marzeń. Pamiętam mecz z Turcją w Łomży, kiedy po raz pierwszy zagrałem w wyjściowym składzie. Na trybunach byli moi rodzice, dziewczyna czy znajomi z Drobina, skąd pochodzę. Strzeliłem gola, więc wszystko się pięknie ułożyło. To moment, którego nigdy nie zapomnę.
Masz swój ulubiony zagraniczny klub?
Barcelona. Wiem, że teraz jest tam dużo połączeń lotniczych, ale nie spieszy mi się z wyjazdem. Twardo stąpam po ziemi. Może jakbym się faktycznie dostał do kadry i Lewy do niej wrócił, to coś zagadam (śmiech).
Do wyjazdu się więc też nie palisz?
Wiadomo, że każdy marzy pewnie o Premier League, bo to najlepsza liga świata, ale spokojnie. Mam jeszcze mnóstwo do zrobienia w Płocku i na tym się skupiam.
W niewielkim Drobinie możesz być wzorem do naśladowania?
Każdy musi ocenić indywidualnie, ale na pewno łatwo nie było. Rodzice nieraz stawali na głowie i pomagali w trudnych momentach. Jestem im bardzo wdzięczny. Były wzloty i upadki aż do upragnionego celu, jakim była gra w Ekstraklasie.
Kiedy było najtrudniej?
Po odejściu z akademii Legii Warszawa. To było dla mnie coś innego, coś nowego. Byłem młodym chłopakiem, spędziłem tam większość dzieciństwa i musiałem sobie z tym poradzić. Trzeba było szukać sobie klubu. Poszedłem do Znicza, gdzie na początku trafiłem do rezerw. O wsparciu trenera Misiury mówiłem, ale też dużo dawali mi rodzice, dziewczyna czy znajomi. Jestem przykładem na to, że nie ma nic za darmo. Na wszystko sobie zapracowałem.
Data 17 sierpnia i mecz z Legią zaznaczone czerwonym długopisem?
Nie podchodzę do tego w ten sposób. Tak widocznie musiało być i nie spoglądałem w terminarz w odniesieniu do rywali. Cieszę się jednak, że mogłem coś udowodnić i dziś jestem w tej samej lidze, co Legia.
Podtrzymujesz to zdanie, że nie wyobrażasz sobie tam na razie powrotu?
Uważam, że nikt nigdy nie powinien zamykać sobie żadnych furtek. Nie wiesz co przyniesie życie, zwłaszcza to piłkarskie.
Czyli gdyby Legia kiedyś zadzwoniła, to nie jesteś na nie?
Myślę, że tak.
Dobrymi wynikami na pewno zwracasz na siebie uwagę.
Czujemy to jako cała drużyna. W Płocku ludzie mocno żyją Wisłą. Wiadomo, że kibice chcą dobrych wyników. Po tych trzech zwycięstwach, apetyt rośnie w miarę jedzenia. My jednak skupiamy się na sobie, na każdym treningu i kolejnych meczach. Mam nadzieję, że passa zwycięstw będzie trwała jak najdłużej.
W klubie mówi się o sezonie 2022/23? Wtedy nawet po 7. kolejkach Wisła była liderem Ekstraklasy, a skończyło się spadkiem.
Ostatnio właśnie jeden kolega mi o tym wspomniał. Wiem jednak, że teraz na pewno tak nie będzie. Zresztą na przywitanie w szatni musiałem zaśpiewać piosenkę zespołu After Party „Bujaj się”. Mam nadzieję, że teraz my trochę rozbujamy tę ligę.
CZYTAJ WIĘCEJ O PIŁCE NA WESZŁO:
- Trela: Ryzykowne pewniaki. Problem Rakowa z transferami wewnętrznymi
- Argument pogodowy? Edward Iordanescu niepotrzebnie o tym wspomina
- Kumpel Emre Cana, pionier dla Kosowa. Halimi: Ludzie krzyczeli “Messi, Messi!” [WYWIAD]
Fot. Newspix