Reklama

Trela: Świeżość spojrzenia. Elsner i Iordanescu jako fascynujące eksperymenty

Michał Trela

03 sierpnia 2025, 08:31 • 11 min czytania 12 komentarzy

Świat futbolu żyje transferami, ale w przypadku Legii i Cracovii ciekawszy tego lata byłby ich brak. Po to, by poznać odpowiedzi na nurtujące wielu pytania: kto miał rację w zeszłorocznym sporze o ocenę warszawskiej kadry? I co zrobiłby z polskim średniakiem fachowiec z czołowej ligi Europy? Z tego powodu w pierwszej fazie sezonu to najciekawsze projekty do śledzenia.

Trela: Świeżość spojrzenia. Elsner i Iordanescu jako fascynujące eksperymenty

Sześć tygodni po objęciu Liverpoolu Juergen Klopp wygłosił jedno z najpiękniejszych zdań o piłce nożnej. Na każdej konferencji prasowej musiał wtedy opowiadać o planach na nadchodzące zimowe okno transferowe. Spodziewano się bowiem, że nowy słynny menedżer natychmiast ruszy na wielkie zakupy, by umożliwić realizację postawionych przed nim celów. „Czasami wydaje mi się, że jestem jedyną osobą w tym kraju, która wierzy w trening. Cała reszta wierzy w transfery. A ja uwielbiam piłkę nożną, bo treningi mogą dużo zmienić”.

Reklama

Jurgen Klopp potrzebował transferów, by poprowadzić Liverpool do sukcesów

Ligi Mistrzów i mistrzostwa Anglii Klopp nie wygrał oczywiście z Mamadou Sakho i Christianem Bentekem. Musiał wydać 80 milionów na Virgila Van Dijka, po 40 na Sadio Mane i Mohameda Salaha, 70 na Alissona i jeszcze sporo na paru innych. Ze składu, który zastał na Anfield, sukcesów doczekali nieliczni. Ważniejsze jest jednak wyjściowe nastawienie trenera. Właściwa kolejność. Najpierw wyrobienie sobie własnego zdania o tych, których ma. Później próba ulepienia ich na własną modłę. I dopiero wymienianie na lepsze modele.

Wiele dyskusji o futbolu jest nierozstrzygalnych. Czy Pep Guardiola doszedłby, gdzie jest, gdyby startował w Rayo Vallecano? Czy Michał Probierz, jak sam kiedyś twierdził, postawiony na miejscu Pepa Guardioli osiągnąłby podobne sukcesy? Powiedzieć można wszystko, jak kumpel z dzieciństwa, który podczas oglądania blamażu z Finlandią za Leo Beenhakkera stwierdził, że gdybyśmy teraz zagrali z Brazylią, byłby remis. Jak absurdalne by to nie było, narzędzi, by zanegować, zwykle nie ma.

SPÓR O GONCALO FEIO

Dlatego obserwowanie dwóch ekstraklasowych klubów w pierwszej fazie obecnego sezonu urasta do rangi bardzo ciekawego eksperymentu. Główną osią narracyjną poprzednich rozgrywek Legii Warszawa było przekomarzanie się, czy Goncalo Feio osiąga cuda z nędzną kadrą, jaką zbudował mu nieudolny dział sportowy, czy też nędzny trener tłamsi potencjał niezłej kadry, jaką zbudował mu dział sportowy. Niezaprzeczalnych dowodów, kto miał rację, nie dostaniemy nigdy, zresztą prawdziwa odpowiedź pewnie nie byłaby aż tak kategoryczna w żadną ze stron. Faktem jest, że Portugalczykowi w dwóch okienkach transferowych kupiono zawodników za siedem milionów euro, co w historii polskiej ligi się nie wydarzyło. Skali tych inwestycji nie było jednak zwykle widać na boisku.

Niezależnie od oceny minionego sezonu, odkąd z trenerem nie przedłużono kontraktu, jasne było, że w stolicy dojdzie do wielkiej przebudowy. Ślamazarność jej tempa irytowała kibiców, ale sprawiła, że nowy trener Edward Iordanescu przynajmniej na początku musiał pracować z zawodnikami odziedziczonymi po poprzedniku. W sześciu prowadzonych przezeń meczach wystąpiło na razie dwóch nowych graczy, którzy uzbierali łącznie ledwie 74 minuty. To za mało, by ewentualne dobre wyniki, czy niezłe wrażenie sprawiane przez zespół tłumaczyć letnimi transferami. Zwłaszcza że odszedł na razie tylko jeden znaczący piłkarz, który jednak nie miał jeszcze fundamentalnego wpływu na zespół.

Edward Iordanescu

Edward Iordanescu

Postawa Legii na początku rozgrywek nie może służyć za jednoznaczną odpowiedź. To jednak, jak u Rumuna radzą sobie Jean-Pierre Nsame, czy Migouel Alfarela, sugeruje, że może to nie warszawski dział sportowy, lecz były trener pomylił się w ocenie ich umiejętności. Niezależnie od tego, rozumowanie ze strony klubu mogło być słuszne. Jeśli zainwestowano w kadrę wielkie pieniądze, a nie widać tego efektów, zanim poniżej wartości pozbędzie się z klubu zawodników, warto dać im innego szefa, by także wypowiedział się na ich temat. Jeśli potwierdzi zdanie poprzednika, klub będzie mógł mieć poczucie, że pomyłka nastąpiła przy rekrutacji. A jeśli wydobędzie z nich coś nowego, uda się odzyskać choć część zainwestowanych pieniędzy.

NOWY TRENER MARNUJE PIENIĄDZE

Ciekawe lekcje na temat działalności transferowej daje klubom książka „Futbonomia” Simona Kupera i Stefana Szymanskiego. Jej autorzy model panujący w świecie futbolu nazywają krótkoterminową dyktaturą. „W większości klubów menedżer traktowany jest jak natchniony monarcha, który decyduje o wszystkim, do momentu, kiedy nie zostanie wyrzucony”. Prowadzi to do notorycznego trwonienia pieniędzy. Punkt pierwszy ich skróconego poradnika dla klubów chcących działać racjonalnie brzmi: „Nowy menedżer marnuje pieniądze na transfery; nie pozwól mu na to”.

Nowa wizja, odmienne spojrzenie na futbol i chęć zaznaczenia obecności sprawiają, że nowo zatrudnieni trenerzy są skłonni do większej aktywności transferowej oraz do pozbywania się tych, którzy nie pasują im do koncepcji. Zdaniem autorów, rekrutacja powinna w największej mierze należeć do klubów, a trenerzy powinni mieć w tej kwestii ograniczone kompetencje. Ale gdy dopiero przyszli i trwa ich miesiąc miodowy, łatwiej im u nowych szefów wyprosić trochę więcej na zachcianki.

Ciekawymi przemyśleniami, które można odnieść do obecnej sytuacji Legii, dzieli się w tej samej książce Joan Oliver, prezes Barcelony w latach 2008-2010, który mówi o zasadzie jednej sekundy. „Powodzenie danego manewru na boisku rozstrzyga się w ciągu niecałej sekundy. Jeśli zawodnik potrzebuje na jakieś zagranie dodatkowych kilku ułamków sekundy, bo nie wie, jak zachowa się kolega z drużyny i musi sprawdzić, w którym miejscu ten się znajduje, manewr zazwyczaj kończy się niepowodzeniem”. Jego zdaniem płynie z tego wniosek, że nowy zawodnik w pierwszym sezonie będzie prezentował się gorzej, niż można by się tego spodziewać. Nie będzie bowiem jeszcze do końca rozumiał, jaka jest jego rola w zespole i co robi reszta drużyny. „Oznacza to, że warto kupować piłkarza tylko wtedy, gdy zatrzymuje się go w zespole na dłużej”.

W tym sensie Nsame i Alfarela, jako najbardziej jaskrawe przypadki, ale też Claude Goncalves, Kacper Chodyna, czy Wahan Biczachczjan zasługiwali, by dać im wejść w drugi sezon z nowym trenerem, by rzetelniej ocenić ich potencjał. Każdy gol Kameruńczyka i każda asysta Francuza będą działały jak wyrzuty sumienia wobec byłego trenera. Ale może się okazać, że podobnie jak Lech przed rokiem, Legia nie potrzebowała rewolucji kadrowej, lecz bardziej kompetentnego trenera, który – jak Niels Frederiksen – zamieni wyszydzane „syte koty” w drużynę na miarę mistrzostwa.

FACHOWIEC Z INNEGO ŚWIATA

O ile Iordanescu w Legii, dopóki drużyna kadrowo się nie zmieni, ma odpowiadać na pytanie, czy rację mieli Feioentuzjaści, czy Feiosceptycy, o tyle inny eksperyment odbywa się równolegle w byłej stolicy. W Cracovii po szóstym miejscu w poprzednim sezonie nie było głosów, że Dawid Kroczek osiągnął wynik poniżej możliwości zespołu. Sytuacja była więc inna niż w Warszawie. Samo miejsce za Lechem, Rakowem, Jagiellonią, Pogonią i Legią, wydawało się dość rzetelnie oddawać możliwości tej drużyny. Wątpliwości mógł natomiast budzić sposób, w jaki zostało osiągnięte. I to on ostatecznie przesądził o nieprzedłużeniu umowy z obecnym asystentem Marka Papszuna. Drużyna wyglądała na zatrzymaną w rozwoju. Każdy mecz zamieniała w „bijatykę”, co w dobre dni pozwalało odrabiać straty, ale w złe powodowało wymykanie się z rąk meczów, które klasowa drużyna by zamroziła. Raziła ubogość rozwiązań w posiadaniu piłki i liczba prostych pomyłek w obronie, przez co dużo strzelające Pasy, sporo też traciły.

Wymienianie Kroczka dla samej zmiany nie miałoby sensu. Mimo że, podobnie jak Feio w Legii, miał kontrowersyjne decyzje personalne, jak całkowita rezygnacja z Michała Rakoczego, Karola Knapa i Janiego Atanasova, którzy w komplecie udowodnili wcześniej zarówno umiejętności piłkarskie, jak i potencjał sprzedażowy. W skali Cracovii takie decyzje nie odbijały się jednak równie szerokim echem, jak w Legii. Zwłaszcza że – inaczej niż w Warszawie – nie było pewności, czy to suwerenna decyzja trenera, czy realizowanie polityki klubu. Wymienienie Kroczka miało sens tylko przy znalezieniu fachowca dającego szansę warsztatowego wejścia półkę wyżej. Nie tyle uwolnienia potencjału, którego nie dostrzegał poprzednik, jak w przypadku Legii, ile nauczenia piłkarzy czegoś, czego dotąd nikt ich nie uczył. W tym sensie o ile zmiana trenera w Warszawie była głównie decyzją przeciwko Feio, a nie za Iordanescu, o tyle w Krakowie raczej za Luką Elsnerem niż przeciwko Kroczkowi.

Wielokrotnie, obserwując ligi zagraniczne i fachowców, którzy tam pracują, można było się zastanawiać, czy przeniesieni do średniego klubu polskiej ligi, również potrafiliby odcisnąć na nim piętno. Zwykle takie wizje były czysto abstrakcyjne, bo nikt nie porzuca pracy w ligach top 5, by chwilę później wylądować w Ekstraklasie. Coś takiego niespodziewanie jednak się wydarzyło. Trener z obyciem w Ligue 1 i lidze belgijskiej, który jeszcze na początku roku remisował z Paris Saint-Germain, pół roku później zajmuje się obroną przed stałymi fragmentami gry Damiana Hilbrychta z Bruk-Betu Termaliki Nieciecza. To w sensie szkoleniowym tak ciekawy eksperyment, że aż chciałoby się, by Pasy nie dokonywały żadnych transferów, a jedynie pozwoliły obserwować, gdzie z tą samą grupą ludzi dotrze fachowiec z Ligue 1. Czy zderzy się z tymi samymi problemami, co kursant UEFA Pro z Polski? Rozwiąże je? A może wpadnie w zupełnie inne tarapaty?

NIEOCZYWISTE WYBORY

Początki Słoweńca są ekscytujące nawet nie dlatego, że rozbił Lecha na wyjeździe, czy po dwóch kolejkach zajmował pozycję lidera, ale dlatego, że po jednym okresie przygotowawczym wyszedł z pomysłami, na które nikt wcześniej nie wpadł. Oskar Wójcik podstawowym zawodnikiem juniorów Cracovii był już w sezonie 2020/21, gdy w klubie pracował jeszcze Michał Probierz. Za czasów Jacka Zielińskiego zadebiutował w III-ligowych rezerwach. Kiedy kontrowersyjną decyzją śp. Janusza Filipiaka je likwidowano i zastanawiano się, co zrobić ze zgrają młodych, ale niekoniecznie rokujących graczy na kontraktach, Wójcika, mimo wąskiej kadry pierwszego zespołu, wypchnięto na wypożyczenie do III-ligowego Bełchatowa. Gdy wrócił, był już w drużynie Kroczka, ale ten przez rok wpuścił go tylko na minutę z Puszczą Niepołomice, mając już pewny wynik. Tymczasem nowy trener z zewnątrz po okresie przygotowawczym obsadza go w roli następcy Virgila Ghity, filara defensywy z ostatnich lat. Taki rozwój wypadków trudno było przewidzieć. Po to jednak zatrudnia się nowych trenerów, by spojrzeli innym okiem na zasoby klubu.

Luka Elsner

Luka Elsner

Równie ciekawie wygląda polityka Elsnera na pozycji półprawego środkowego obrońcy. Probierz, Zieliński i Kroczek konsekwentnie obsadzali w tej roli Jakuba Jugasa, który nie odszedł, nie złamał nogi, ani drastycznie nie obniżył notowań. U Elsnera na razie nie podniósł się z ławki, bo na jego pozycji gra nowo pozyskany Dominik Piła. Gdy jednak przychodził z Lechii Gdańsk, nikomu nie przyszło do głowy, pewnie także samemu Czechowi, że to rywal dla niego. Do Ekstraklasy przebił się w Chrobrym Głogów jako skrzydłowy, zaliczając w I-ligowym sezonie pięć goli i dziewięć asyst. W Lechii kompletnie nie odnalazł się w tej roli. Ze względu na braki kadrowe w obronie i kłopoty bogactwa na skrzydłach, trener Szymon Grabowski przesunął go na stałe na bok defensywy.

Samo to jeszcze nie było szokujące, to ścieżka wielu bocznych pomocników. Jak w przypadku wielu z nich, narzekano jeszcze na początku minionego sezonu, że Piła nie potrafi bronić. W skali całych rozgrywek mocno poprawił się w tym elemencie i zasłużenie przeszedł do silniejszego klubu. Wydawało się jednak, że to zabezpieczenie na wypadek odejścia Otara Kakabadzego, czy zapewnienie mu godnego konkurenta na prawym wahadle. Jeśli kogoś z tej dwójki można sobie było wyobrazić w trzyosobowym bloku obronnym, to raczej Gruzina, który tam grywał. A jednak to Piła występował w pierwszych dwóch meczach jako skrajny stoper.

WIARA W TRENING

Defensywa, którą współtworzą na początku sezonu ekstraklasowy debiutant i niedawny skrzydłowy, nie dopuszcza na razie rywali do żadnych sytuacji. Nie licząc przypadkowego rzutu karnego w Poznaniu, Henrich Ravas nie miał jeszcze w tym sezonie do obronienia żadnego wymagającego strzału. Zwłaszcza przeciwko Lechowi zachowania Cracovii bez piłki wyglądały na znakomicie zsynchronizowane, na co wpływ miała także świetna postawa środkowych pomocników. Zwłaszcza Mikkela Maigaarda, którego z kolei na nowo wymyślił Kroczek. W Sarpsborgu, gdzie grał wcześniej, bywał wystawiany na boku pomocy. Do Cracovii przyszedł jako konkurent dla Rakoczego jako ofensywny pomocnik. Tymczasem prawdziwym sercem i płucami zespołu został dopiero cofnięty piętro niżej, gdy Kroczek musiał szukać mu miejsca, by zmieścić w ofensywnej trójce Ajdina Hasicia, Benjamina Kallmana i Filipa Rózgę, jedynego gotowego do gry młodzieżowca. W ten sposób i poprzedni trener zamienił transfer średni w bardzo udany.
Elsner nie kombinuje z konieczności. W dotychczasowych meczach na ławce siedzieli, obok Jugasa, także Mauro Perković i Andreas Skovgaard. Trzej nominalni stoperzy. Do zdrowia dochodzi już czwarty, czyli Kamil Glik. Słoweniec Wójcika w pierwszym składzie i Piłę na środku obrony wymyślił, bo tak mu wyszło z autorskiej oceny zespołu.

Czy i jaki miał pomysł na Atanasova, już się nie dowiemy, bo Macedończyk wyjechał do Grecji. Wciąż w klubie są jednak Knap i Rakoczy, czekający na nowe otwarcie. Jeśli decydować będą tylko sprawy sportowe, także i oni mogą być jeszcze do odratowania. Kibice czekają na transfery. Ekscytują się wejściem do drużyny Filipa Stojlkovicia, wypatrują Diona Kameriego, analizują urywki występów Kahveha Zahiroleslama, nowego napastnika. Najciekawsze będzie jednak, co Elsner będzie w stanie wycisnąć z zawodników, których zastał w klubie. Zwłaszcza że, w przeciwieństwie do Iordanescu, trudno go na razie złapać na narzekaniu na opieszałość klubu przy pozyskiwaniu nowych zawodników.

Być może, jak Klopp, uwielbia piłkę nożną i wierzy, że treningi mogą dużo zmienić.

MICHAŁ TRELA

Fot. Newspix.pl

WIĘCEJ O PIŁCE NA WESZŁO:

12 komentarzy

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama