Reklama

Zniknął przepis, zniknęła młodzież. Coraz mniej młodzieżowców w Ekstraklasie

Szymon Janczyk

23 lipca 2025, 11:00 • 7 min czytania 95 komentarzy

Polskie kluby doczekały się wreszcie obiecanego zniesienia przepisu o młodzieżowcu. Nie ma już ani przymusu, ani kar uzależnionych od liczby minut. Nie ma też młodych, polskich piłkarzy na boisku, bo efekt zmian był taki, jak można było przypuszczać — drastycznie spadła liczba minut, które nasza młodzież spędziła na ligowych boiskach.

Zniknął przepis, zniknęła młodzież. Coraz mniej młodzieżowców w Ekstraklasie

Na wstępie zaznaczmy, że nikt nie ma zamiaru utyskiwać nad takim stanem rzeczy. Mniej minut rozegranych przez młodzież można odbierać na dwa sposoby:

Reklama
  • polskie kluby nie wystawiają ich na siłę, więc grają ci, którzy zasługują;
  • polskie kluby nie myślą przyszłościowo, więc schowały młodzież do szafy.

Sami wybierzcie, którą narrację preferujecie. Od nas otrzymacie tylko suchy fakt, dane, na podstawie których postawicie jedną z przytoczonych tez. Liczby nie pozostawiają złudzeń: liczba minut młodzieżowców na inaugurację sezonu w porównaniu rok do roku spadła o ponad połowę. I to wersja optymistyczna, która uwzględnia rocznik, który w praktyce nie spełnia już wymogów przepisu.

Ekstraklasa. Młodzieżowcy grają o połowę mniej po zmianie przepisu

Skąd takie kombinacje? Program Młodzieżowiec 2.0 w istotny sposób zmienił zasady gry. Rok temu próg wieku dla młodzieżowca w Ekstraklasie był wyższy niż w innych ligach, tymczasem teraz zostało to ujednolicone. Z tego powodu doszło do „zgubienia” rocznika 2004 – w poprzednim sezonie młodzieżowcami byli zawodnicy z rocznika 2003 i młodsi, teraz natomiast łapią się zawodnicy z rocznika 2005 i młodsi. Uczciwie będzie więc rozdzielić wyliczenia na takie uwzględniające grupę przegapionych chłopaków, która zawiera na przykład:

  • Antoniego Kozubala,
  • Sławomira Abramowicza,
  • Mateusza Kowalczyka,
  • Marcela Łubika.

Bez nich bilans młodzieżowców wygląda żałośnie — sześć drużyn wystawiło łącznie dziesięciu zawodników z kategorii U-20, przy czym tylko Jagiellonia Białystok (Oskar Pietuszewski), Lech Poznań (Michał Gurgul) oraz Pogoń Szczecin (Adrian Przyborek) skorzystały z nich w wyjściowym składzie. Z ławki na boisku pojawili się natomiast Dawid Drachal (Jagiellonia), Kornel Lisman (Lech), Maciej Wojciechowski, Patryk Paryzek (obaj Pogoń), Marcel Reguła (Zagłębie Lubin), Wojciech Jakubik (Bruk-Bet Termalica Nieciecza) oraz Mateusz Głowiński (Korona Kielce).

Uwzględnienie rok starszych kolegów sprawia, że liczba minut rozegranych przez „młodzieżowców” (nieformalnych, stąd cudzysłów) rośnie do 925. Mówimy już nie o dziesięciu, lecz o dwudziestu piłkarzach. Niemniej liczba tych, którzy zagrali w wyjściowym składzie, znacząco się nie zmienia — rośnie z trzech do ośmiu. Dla porównania: rok wcześniej sezon w pierwszej jedenastce zaczęło dwudziestu trzech zawodników z rocznika 2003 lub młodszych.

Odpływ grającej młodzieży najlepiej widać właśnie wtedy — gdy porównamy liczbę minut rok do roku. Poprzednie rozgrywki to 1990 minut zawodników z kategorii wiekowej U-21 na inaugurację, natomiast ostatnie, w których gra młodego piłkarza była obowiązkiem bez odstępstw, to 2387 minut młodzieżowców w pierwszej serii gier.

Tym razem mamy mecz zaległy, który może podbić wynik młodych piłkarzy, ale policzyliśmy także średnią minut na klub, żeby rozwiać wszelkie wątpliwości. Młodzież dostaje dwukrotnie mniej szans niż dotychczas.

Kluby bez wędki. Nowe przepisy zniechęcają do gry młodzieżą

Spadająca na łeb, na szyję liczba minut młodzieżowców najbardziej musi boleć działaczy Polskiego Związku Piłki Nożnej. Program został przecież wymyślony po to, żeby wpłynąć na szkolenie, zwiększyć liczbę zawodników, którzy zdobędą przetarcie w lidze i trafią do drużyny narodowej. Okazuje się, że kilka lat jego funkcjonowania nie wniosło zbyt wiele. Skoro w moment po oswobodzeniu z kajdan przepisów większość klubów większość drużyn rezygnuje z gry młodzieżą, to poprawy stwierdzić się nie da.

I to nie tylko w szkoleniu, lecz przede wszystkim w podejściu, skautingu, bo można uznać, że potrzeba więcej czasu, żeby zobaczyć efekty wpłynięcia przepisu na kształtowanie młodych zawodników, wszak muszą oni przejść pełen cykl szkolenia. W międzyczasie można byłoby łowić perełki wychowane przez inne kluby, lecz nikt nie jest tym żywo zainteresowany. Obrońcy polskiego systemu szkolenia stwierdzą, że to błąd i lenistwo klubowych działaczy, ale podupadający status naszych talentów na rynku międzynarodowym mówi co innego.

My przede wszystkim nie wychowujemy zawodników — poza jednostkami, którym udało się nie „dzięki”, lecz „pomimo” – którymi wypada się zainteresować.

Nie potrafimy też znaleźć odpowiedniego sposobu motywacji, który byłby w stanie to zmienić. Przepis o młodzieżowcu nie zadziałał, nie pomoże też jego zmodyfikowana forma, bo choć plan był świetny, zakładał znaczące zwiększenie puli nagród, które wpłynęłyby na budżety klubów brylujących w wystawianiu młodzieżowców, to skończyło się tak, jak zwykle kończą się szumne zapowiedzi w polskim futbolu — na rozwiązaniu jeszcze gorszym niż wcześniejsze. Zmieniła się nie pula nagród, lecz liczba beneficjentów, bo teraz kasę podzielą między siebie wszyscy, więc klubom skapną grosze.

Rozwiązanie to wręcz zniechęca do stawiania na młodzież, nie pomaga też zmiana regulaminu, w którym zapisano trzy dodatkowe miejsca na ławce rezerwowych dla dzieciaków z listy B. Idea może była szczytna, lecz w praktyce oznacza, że trzech kolejnych gości załapie się na wycieczkę, straci szansę na łapanie minut. Jedynym plusem zmian są punkty w Pro Junior System za minuty wypożyczonych piłkarzy, ale skoro nagrody są liche, to też nie ma co popadać w zachwyt.

W środowisku, zwłaszcza w klubach, słychać też kolejny argument. Nawet jeśli działacze chcieliby grać młodzieżą, na końcu decyduje trener. I bardzo ciężko znaleźć takiego, który na młodych chce stawiać. Jasne, można zgonić to na brak jakości, jednak wprowadzenie młodego piłkarza bywa trudne nawet, gdy mówimy o niezłych zawodnikach.

— Główny problem jest taki, że mamy środowisko klubów z ambicjami. One mają kasę, nie ma u nas praktycznie klubów pogodzonych ze swoim miejscem, takich, których budżet jest uzależniony od sprzedaży zawodników. Liga jest konkurencyjna, więc panuje nastawienie na wynik — mówi nam osoba ze środowiska.

Także dlatego przepis o młodzieżowcu pozostał w mocy na zapleczu Ekstraklasy, gdzie po wprowadzeniu barażów o awans pensje poszybowały w górę i dorównały poziomem elicie. Gdyby nie przymus, młodzież nie miałaby tam szans wygrać rywalizacji ze znacznie droższymi piłkarzami, ściąganymi z myślą o walce o awans.

Ekstraklasa coraz starsza. Obcokrajowcy grają tyle, ile w poprzednim sezonie

Nie bądźmy jednak tylko i wyłącznie zrzędliwymi, złośliwymi pesymistami. Obawy tych, którzy popierali przepis o młodzieżowcu, dotyczyły potencjalnego zalewu obcokrajowców, którzy zastąpią polskie talenty w składzie. Faktycznie, pierwsza kolejka przyniosła większy uśredniony wynik minut zagranicznych piłkarzy w porównaniu z poprzednim rokiem, lecz nie doszło do kompletnego przewrotu, odwrócenia tabeli. Gdy rozegrany zostanie mecz Legii Warszawa z Piastem Gliwice, wynik powinien być mniej więcej równy temu z poprzedniego sezonu.

Najbardziej międzynarodowe zespoły wystawiły w pierwszej serii gier Lechia Gdańsk, Pogoń Szczecin oraz Cracovia — w tych zespołach obcokrajowcy rozegrali największą liczbę minut. Portowcy byli na podium także przed rokiem, lecz wtedy obok stanęły Lecha Poznań oraz Raków Częstochowa.

Martwić może co innego. W poprzednim sezonie Ekstraklasa znalazła się w dziesiątce najstarszych lig w Europie według badań CIES Sports Observatory. Skoro zniknęła regulacja, która wymuszała grę młodzieży, to znaczy, że średnia wieku tylko wzrośnie. Patrząc tylko na wyjściowe jedenastki, tę barierę przekroczyły składy sześciu drużyn. Najstarszy zespół wystawiła Wisła Płock, która jako jedyna uzbierała skład o średniej wieku przekraczającej trzydziestkę. Jeśli to się utrzyma, Nafciarze będą jednym z dwudziestu najstarszych zespołów na świecie według CIES Sports Observatory. Staro wypadają także GKS Katowice i Pogoń Szczecin.

Średnią ligi zaburza Lechia Gdańsk, która przed rokiem załapała się do dziesięciu najmłodszych zespołów świata w rankingu szwajcarskiego instytutu. To jedyna drużyna, która zeszła ze średnią poniżej 25. roku życia. Tuż za tym progiem kręcą się Jagiellonia Białystok, Korona Kielce, Lech Poznań, Radomiak Radom oraz Raków Częstochowa. To jednak wciąż poziom, który oddala nas, nie przybliża, do najmłodszych lig, brylujących w sprzedawaniu zawodników, co potem przekłada się na mniejsze zainteresowanie i kwoty transferowe za najlepszych piłkarzy Ekstraklasy.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

95 komentarzy

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama