Reklama

Animucki: Top15 rankingu UEFA to sukces, ale stać nas na więcej

Przemysław Michalak

18 lipca 2025, 09:49 • 15 min czytania 21 komentarzy

Chyba jeszcze nigdy nie wyczekiwaliśmy z taką niecierpliwością nowego sezonu Ekstraklasy. Trudno zanegować, że liga pod wieloma względami idzie do przodu. Osiągnęliśmy pierwszą piętnastkę w rankingu UEFA. Kluby, również te dotychczas ze środka hierarchii, są w stanie wydawać coraz większe pieniądze na transfery. Mamy pięciu kandydatów do mistrzostwa, a co najmniej kolejna piątka mniej lub bardziej myśli o europejskich pucharach. Młoda fala polskich trenerów wzniosła na wyższy poziom sferę dotyczącą taktyki i organizacji gry swoich drużyn. Trybuny na stadionach często pękają w szwach.

Animucki: Top15 rankingu UEFA to sukces, ale stać nas na więcej

Nie brakuje jednak również wyzwań, związanych chociażby z poziomem sędziowania czy takimi przypadkami jak Lechia Gdańsk, która zacznie rozgrywki z minus pięcioma punktami. O tym wszystkim – i nie tylko – rozmawiamy z prezesem Ekstraklasy SA, Marcinem Animuckim. Dlaczego wymarzoną sytuacją byłoby wskoczenie na jedenaste miejsce w rankingu UEFA? Co może dać współpraca ligi z Double Pass? Na jakim etapie znajduje się projekt centralnego VAR-u. Czy sytuacja z Lechią została poprowadzona optymalnie? Czy Animucki, będący jednym z nowych wiceprezesów PZPN, nie boi się zaszufladkowania jako „człowiek Kuleszy”?

Reklama

Zapraszamy.

Prezes Ekstraklasy: „Ligi nie ciągną 1-2 kluby. Duże grono ekip walczy o coś więcej”

***

Nowy sezon to nowe nadzieje i obawy, czy raczej stare, czyli na przykład troska o to, jak nasi pucharowicze przejdą eliminacje w pucharach?

Jestem optymistycznie nastawiony na najbliższe 12 miesięcy. Za nami bardzo udany sezon. Do samego końca trwała walka o mistrzostwo Polski i europejskie puchary, było ciekawie. Weszliśmy na piętnaste miejsce w rankingu UEFA. Osiągnęliśmy świetne wyniki frekwencyjne – blisko cztery miliony widzów na trybunach i 50 milionów przed ekranami. To wszystko pozwala mieć nadzieję, że w tym sezonie będziemy jeszcze mocniejsi, zwłaszcza że pierwszy raz w historii walka toczy się o pięć miejsc pucharowych.

Pan o atakowaniu top15 rankingu UEFA mówił dość często, nie zawsze było to w pełni poważnie traktowane, a dziś jest to nasza rzeczywistość. Spodziewał się pan jednak, że możemy osiągnąć ten cel tak szybko, już w tym roku?

Kluczowym czynnikiem było rywalizowanie z ligami, z którymi bezpośrednio sąsiadowaliśmy w tej piętnastce. I była to rywalizacja udana. Legia i Jagiellonia dochodząc do ćwierćfinału Ligi Konferencji mają tu wielkie zasługi, a Legia do tego rok po roku wyrzucała z pucharów Midtjylland i Broendby, ograniczając tym samym Duńczykom liczbę drużyn punktujących w Europie. Swoją konkretną cegiełkę dołożyli też Raków i Lech w poprzednich latach.

Teraz zaczynamy od trzynastej pozycji w rankingu, ponieważ przestaje nam się liczyć ostatni totalnie nieudany sezon w pucharach, czyli 2019/20. Mam nadzieję, że to top15 jest dopiero przyczółkiem do dalszej drogi w górę. Oczywiście punktem wyjścia jest utrzymanie się w tej piętnastce, ale gdybyśmy znów mieli przynajmniej dwa kluby w fazach ligowych, pojawi się szansa, aby bić się o miejsca 12, 13 czy 14. Dawałoby to zupełnie inne postrzeganie startu w pucharach w kolejnych latach, bo wtedy mistrz Polski byłby pewny grania jesienią w Europie. Rywalizację zaczynałby od play-offów Ligi Mistrzów, czyli w najgorszym razie miałby fazę ligową Ligi Europy i miałby pewność przychodów na poziomie co najmniej 7-8 mln euro.

Nadal jednak nie wiem, czy nawet pana jako optymistę zaskoczyły wydarzenia z minionego sezonu?

Z pewnością jestem bardzo zadowolony z tego, jak potoczyły się wydarzenia z ostatnich miesięcy. Na ten moment osiągnęliśmy najlepszy wynik, na jaki realnie byliśmy przygotowani. Przed nami nowe rozdanie, uważam, że wystawaliśmy czwórkę bardzo mocnych pucharowiczów. Każdy z nich daje powody, żeby być dobrej myśli i sądzę, że jeszcze wszyscy z tego grona wzmocnią swoje kadry kilkoma ciekawymi piłkarzami.

Wydaje się, że na najbliższe lata naszym sufitem rankingowym jest zajęcie miejsca Czechów na dziesiątej lokacie. Później schody są już naprawdę wysokie. 

Dlatego właśnie pewność jesiennej gry w pucharach przez mistrza Polski byłaby nową przestrzenią do rozwoju. Na pewno super byłoby znaleźć się minimum na jedenastym miejscu, ale grono aspirujących do tej pozycji jest bardzo duże. A dlaczego jedenastym? Dlatego, że wtedy pojawia się opcja bezpośredniego awansu do Ligi Mistrzów.

Warto zauważyć w kontekście praw mediowych, że nasi broadcasterzy w ostatnich latach płacili za transmisje rozgrywek pucharowych w polskich telewizjach w okolicach 50 mln euro, a tych pieniędzy na polski rynek wracało znacznie mniej. W ubiegłym sezonie „deficyt handlowy” między UEFA a Polską się zmniejszył, bo Legia z Jagiellonią zarobiły ponad 20 mln euro, a pozostałe kluby w ramach solidarity payment otrzymały 5 mln euro. Nadal jest jednak za czym gonić. Moim długoterminowym marzeniem byłoby wyrównanie tych proporcji. A być może kiedyś dojdziemy do punktu, w którym więcej będziemy z UEFA pobierać, niż UEFA zarabiać na polskim rynku.

Spodziewa się pan, że ten sezon także będzie rekordowy jeśli chodzi o wypłaty dla klubów? Prognozujecie 294 mln zł, czyli o cztery mniej niż wypłaciliście za sezon 2024/25, ale wtedy przebiliście prognozę o 18 mln zł.

W tamtym sezonie zakładaliśmy, że kluby dostaną 280 mln zł, ale finalnie przekazaliśmy więcej. Teraz z radą nadzorczą przyjęliśmy dość bezpieczne założenia, w których zabezpieczyliśmy pewny budżet na wypłaty dla klubów na poziomie 290 mln zł. Oprócz tego znaleźliśmy dodatkowe cztery miliony dla piątego pucharowicza, żeby nikt nie był stratny rok do roku. Dodatkowo 12 mln zł powędruje do PZPN. Zawierają się w tym koszty sędziów, delegatów, obserwatorów, szkolenie dzieci i młodzieży oraz dodatkowa pula wspierająca współpracę z Double Pass. Mówimy o poważnych pieniądzach. Przez lata dobijaliśmy się do tego poziomu wypłat dla klubów, zmniejszającego nasz dystans do Belgii i Holandii.

Z dość dużą pompą ogłoszono tę współpracę z Double Pass, ale wielu nie zagłębiało się w szczegóły. Pokrótce więc wyjaśnijmy, o co chodzi i co polska piłka może zyskać.

Zacznę holistycznie. Jeżeli pod względem praw mediowych i frekwencji na stadionach jesteśmy w pierwszej dziesiątce lig Europy, a sportowo coraz lepiej sobie radzimy, to jednym z najistotniejszych punktów odniesienia, na który musimy spojrzeć nieco krytycznie, jest wysokość transferów wychodzących z ligi. Nie mam jeszcze raportu za ostatni sezon, ale w sezonie 2023/24 było to blisko 50 mln euro. Koledzy z Norwegii, Czech czy Danii mówili, że u nich transfery zewnętrzne przynosiły wtedy między 120 a 150 mln euro, czyli nawet trzy razy więcej.

Analizowaliśmy, jak to się stało i na przykładzie Duńczyków zdecydowaliśmy, by ponownie zacząć starania o współpracę z Double Pass. Po raz pierwszy ten temat pojawił się niespełna 10 lat temu. Duńczycy przeprowadzili już dwa cykle z programem Double Pass i doprowadziło to do dwóch ważnych zmian: znacząco obniżono średnią wieku piłkarzy występujących w Danii i wprowadzano coraz więcej zawodników wychowanych w tamtejszych klubach. Nasze pierwsze rozmowy z Double Pass trafiły wówczas na mało podatny grunt na poziomie federacji. Teraz się to zmieniło.

Program jest czteroletni i obejmuje kilka kroków. W pierwszym sezonie nastąpi audyt klubów Ekstraklasy. Potem – przekazanie specjalnych wytycznych dotyczących kwestii infrastrukturalnych oraz spraw szkoleniowych, na przykład współpracy między dyrektorem akademii a dyrektorem sportowym czy wprowadzania zawodników do seniorskiego zespołu. Trzecim etapem będzie certyfikacja związana z uczestnictwem w tym programie oraz początek audytu i szkoleń w klubach I ligi. Spora część z nich dopiero co była lub zaraz będzie w Ekstraklasie, więc udział w tym projekcie na pewno im pomoże w przygotowaniu do rozgrywek na najwyższym poziomie. Na koniec w czwartym roku odbędzie się pełna certyfikacja wszystkich klubów z obu poziomów, co domknie pierwszy cykl.

Będziemy to monitorować. Pierwsze efekty współpracy z belgijską firmą widać w Lechu Poznań, który działał z nią indywidualnie. Czas pokazał, że pomysł z promowaniem wychowanków świetnie się sprawdza. Liczę, że rozszerzy się on na całą ligę. Do tego dochodzi cały proces edukacyjny dyrektorów sportowych i dyrektorów akademii oraz zaangażowanie wielu innych osób w klubach. Liczymy, że w 2028 roku będziemy mieli co najmniej sto osób optymalnie i nowocześnie przygotowanych do przeprowadzenia właściwej edukacji zawodników, którzy będą grać potem w Ekstraklasie.

Ale czy trzeba szerokiej współpracy ze specjalistyczną firmą, żeby dojść do takich wniosków? Od dawna wiadomo, że najlepiej zarabia się głównie na młodych Polakach. 

Wszyscy o tym wiemy, ale klucz tkwi w tym, jak to zrobić. Jak dobrze szkolić i jak skutecznie wprowadzać młodych. I właśnie w tym może pomóc nam firma Double Pass, która współpracowała z Premier League, Bundesligą czy federacją belgijską. W ostatnich latach wdrażała analogiczne projekty z Turcją, ligą szwedzką i duńską. Współpraca ta nie ogranicza się zatem tylko do roli doradczej, ale także do wprowadzania elementów „twardszych”. Niewykluczone, że te konkretne mierniki w przyszłości zostaną wprowadzone do oceny kryteriów licencyjnych czy skali dofinansowywania akademii.

Wytyczne ogłoszone przez Double Pass na pewno będą słuszne i cenne, ale czy kluby będą miały narzędzia, żeby się do nich dostosować?

Jeśli zostaną one powiązane z wymogami licencyjnymi i ilością środków przekazywanych na cele szkoleniowe, to myślę, że każdy klub potraktuje je poważnie. Do niczego nikogo nie przymusimy, mówimy o klubach jako niezależnych przedsiębiorstwach, ale sądzę, że powyższe czynniki byłyby skuteczną motywacją do działania.

Ekstraklasa przez najbliższe dwa lata będzie dostępna w USA i Kanadzie poprzez beIN Sports, który nabył prawa transmisyjne. Od jak dawna istniał ten temat?

Rozmowy przyspieszyły po ostatnim sezonie, gdy Ekstraklasa pokazała się jako liga bardzo ciekawa i wyrównana. Myślę, że w rankingu „nieprzewidywalności” stoimy wysoko, a te elementy pomagają nam pokazywać ligę marketingowo na zewnątrz. Działanie na rynku międzynarodowym opieramy na trzech filarach. Głównym źródłem przychodów jest tu sprzedaż poza Polskę praw audiowizualnych w branży bukmacherskiej. Drugim ważnym elementem jest możliwość wykupienia dostępu do Ekstraklasa TV przez osoby mieszkające za granicą, z wyłączeniem Rosji, Białorusi i Chin. Kosztuje to 11 euro miesięcznie lub 70 euro rocznie. Trzeci filar to umowy bilateralne zawierane bezpośrednio z broadcasterami i cieszę się, że do tego grona dołączył beIN. To duży sukces także naszego zespołu sprzedażowego, którym kieruje Małgosia Borkowska.

Sprzedaż tych praw dała konkretny zastrzyk finansowy spółce czy jednak większą wartością jest tu wymiar promocyjny, docieranie do nowych rynków?

Siłą rzeczy głównym źródłem naszych przychodów w temacie praw mediowych jest rynek krajowy. Czteroletnia umowa z Canal+ na kwotę 1,3 mld zł to ok. 90-95 procent całości wpływów. Rynek międzynarodowy stanowi niecałe 5-10 procent przychodów całkowitych i oczywiście te pieniądze także trafiają na konta klubów, zgodnie z podziałem. Międzynarodowa promocja naszej ligi i przy okazji serwisu Ekstraklasa TV też ma swoje znaczenie, zwłaszcza wobec naszej rosnącej pozycji sportowej w rankingu UEFA.

Amerykanie mogą skusić się na Ekstraklasę, bo przez miesiąc nie za bardzo będą mieli alternatywę jeśli chodzi o piłkę europejską.

To będzie nas wyróżniało i stanowi szansę na przyciągnięcie publiczności, ale przede wszystkim oferujemy wysoką jakość realizacyjną. Od trzynastu lat Live Park produkuje mecze na najwyższym światowym poziomie. Rocznie około stu meczów transmitujemy w technologii 4K, pozostałe 200 w jakości HD z wykorzystaniem co najmniej dwudziestu kamer. Ciągle wprowadzamy różne technologiczne nowinki. W nowym sezonie oprócz rozwijania już pojawiających się projektów – kamer w chorągiewkach przy rzutach rożnych czy korzystania z dronów – chcemy testować kamery w mikroporcie sędziów, co z powodzeniem sprawdzono na Klubowych Mistrzostwach Świata. Będziemy także udoskonalać rozwiązania związane z półautomatycznym spalonym.

W temacie sędziów cofnęliśmy się w rozwoju, w ubiegłym sezonie popełniali błąd za błędem, najwięcej od dawien dawna. Jakie się przesłanki ku temu, że będzie lepiej?

Jako spółka ligowa skupiamy się przede wszystkim na wyposażeniu sędziów w coraz lepsze narzędzia cyfrowe. Od początku wspieramy PZPN z mobilnym VAR-em i jego obsługą technologiczną. Później uczestniczyliśmy w rozmowach o powstaniu centralnego VAR-u. Trwa dyskusja, gdzie powinno się ono znaleźć. Modele są dwa. Pierwszym jest model niemiecki, w którym centrum VAR znajduje się zaraz przy centrum mediowym Bundesligi w Kolonii, natomiast centrum szkoleniowe umieszczono w części federacyjnej we Frankfurcie. Druga opcja zakłada oba centra w tym samym miejscu i właśnie w takim kierunku poszli Turcy.

Deklarowane wcześniej lato 2026 to realny termin na zakończenie tematu?

Byliśmy wtedy gotowi ze startem tego projektu. Zabudżetowaliśmy finansowanie, ale jak widać, dyskusje jeszcze trwają, więc pewnie będzie to termin późniejszy. Wiele zależy od tego, kiedy powstanie ośrodek szkoleniowy PZPN oraz od budowy naszego centrum mediowego.

Rysą na wizerunku ligi jest zamieszanie z Lechią Gdańsk, która ostatecznie rozpocznie sezon z minus pięcioma punktami. Pana zdaniem działania w jej sprawie na przestrzeni ostatnich miesięcy poprowadzono optymalnie?

Jestem przeciwnikiem odbierania licencji w trakcie sezonu i głośno się na ten temat wypowiadałem w momencie, gdy do tego doszło. Czas na podejmowanie takich decyzji jest między sezonami. Jeżeli wyniki finansowe czy przedstawiona dokumentacja pokazywały, że w tym sezonie Lechia uniknie tak dużych problemów jak wcześniej, to mam nadzieję, że osoby za to odpowiedzialne dobrze przeprowadziły cały proces. Co do punktów karnych, mówimy o jednym z wielu narzędzi dyscyplinujących kluby. Są też zakazy transferowe i konieczność wydawania zgody na rejestrację nowych zawodników w oparciu o rzetelną dokumentację. Wierzę, że w ostatnim procesie licencyjnym zaszły już wystarczająco dobre zmiany, choć pewnie dyskusja nad zawartością podręcznika licencyjnego i tak będzie miała miejsce.

W razie czego bierze pan pod uwagę kolejną „pożyczkę” dla Lechii, czyli wcześniejszą wypłatę środków, które klub otrzymałby z Ekstraklasy SA? Takie rozwiązanie zastosowaliście zimą i nie zostało ono dobrze odebrane, wyglądało na akt desperacji, byle dograć w osiemnastu.

Akurat kluby w Ekstraklasie były w tej sprawie dość zgodne. Kluczowym elementem była dla nas kwestia integralności rozgrywek. Otrzymałem wiele telefonów w trakcie i po zakończeniu tej sprawy popierających nasze działania. Nie jest także tajemnicą, bo rozpisywały się o tym media, że były kluby w naszej lidze, które rozważały szybki transfer gotówkowy, aby Lechia natychmiast otrzymała środki pieniężne… Także jest to temat naprawdę złożony. Obecnie Lechia wie, ile w najgorszym razie może dostać pieniędzy w przyszłym roku. Nawet spadkowicze czy zespoły tuż nad kreską otrzymają między 10 a 12 mln zł. W przypadku najwyższych lokat mówimy już o 30-35 mln zł. Pytanie, jakie są sportowe aspiracje Lechii i jakie założenia przyjęła.

Z PZPN-em jest pan teraz mocniej związany jako jeden z wiceprezesów. Pisano o różnych kulisach, kandydaturze z ostatniej chwili. Faktycznie długo nie brał pan pod uwagę wmieszania się w wybory?

Wracamy trochę do modelu z czasów pierwszej kadencji Zbigniewa Bońka, czyli lat 2012-2016, gdy prezes Ekstraklasy SA – wówczas Bogusław Biszof – był jednocześnie wiceprezesem PZPN w ramach piłki profesjonalnej. Moim zdaniem był to dobry okres współpracy między federacją, Ekstraklasą a I ligą i do tego sprawdzonego rozwiązania wrócono. Niektórzy mówili, że była to sześciodniowa kampania wyborcza, z drugiej strony, to już mój trzynasty rok w Ekstraklasie. Na pewno do tej roli dość mocno się przygotowywałem. Dziękuję wszystkim klubom z obu lig, które jednomyślnie poparły moją kandydaturę. Walny zjazd ją potwierdził – 99 głosów, które zdobyłem, to naprawdę solidny wynik. Mam nadzieję, że razem z przedstawicielami klubów, którzy szerszą ławą weszli do zarządu związku, wdrożymy dużo fajnych projektów.

W jaki sposób pan jako wiceprezes może zwiększyć pole manewru dla klubów?

Szczególnie pod kątem dyskusji z różnymi interesariuszami nie tylko w zakresie piłki profesjonalnej, ale także piłki amatorskiej i sportu powszechnego. To będzie jeden z filarów mojej działalności. Drugim będzie wzniesienie na jeszcze wyższy poziomu współpracy między Ekstraklasą a I ligą. Pierwsze takie projekty w poprzednich latach już inicjowaliśmy, chociażby w postaci wspólnych konferencji szkoleniowych. Teraz ucieleśnia to projekt z Double Pass, w którym od początku zakładaliśmy udział także pierwszoligowców. Trzecim punktem jest szerokie rozumienie cyfryzacji PZPN-u, czy to pod kątem sędziów, czy ekstranetu. Palącym problemem jest przeprowadzenie zmian w Piłkarskim Sądzie Polubownym, aby organy międzynarodowe uznawały jego orzeczenia. Wszystkich filarów jest siedem, w kolejnych tygodniach i miesiącach będziemy je odsłaniać.

Nie miał pan obaw przed zaszufladkowaniem jako „człowiek Kuleszy”? Prezes PZPN, delikatnie mówiąc, nie cieszy się poważaniem zdecydowanej większości opinii publicznej.

Z prezesem Kuleszą znamy się praktycznie od początku jego działalności w Jagiellonii. Przez wiele lat był członkiem rady nadzorczej Ekstraklasy, gdy pracował w Jagiellonii, a także współpracowaliśmy w ostatnich latach, gdy zasiada w naszej radzie z ramienia federacji. Nie zapominajmy, że na Walnym Zgromadzeniu Wyborczym uzyskał bardzo mocny mandat, otrzymując blisko 100 głosów. Liczę, że przy naszej kooperacji na poziomie zarządu PZPN, współpraca federacji z Ekstraklasą będzie układać się jeszcze lepiej. To także są warunki konieczne do tego, żebyśmy osiągnęli cele, o których mówiliśmy na początku rozmowy.

Zimą zbulwersował pana transfer Karola Czubaka do Belgii, mieliśmy szeroko zakrojoną dyskusję. Czas pokazał, że miał pan rację.

Słowo „zbulwersowany” trochę przejaskrawiało temat. Bardziej zależy mi na tym, żeby Polacy chcący wyjeżdżać za granicę byli na to gotowi i żeby się właśnie nie odbijali od rynków międzynarodowych. Nie mam żadnych wątpliwości, że potrzebne są nam kolejne transferowe „success story”. Mam nadzieję, że jakość zawodników szkolonych w naszych klubach będzie rosła i zaczniemy przeprowadzać coraz większe transfery wychodzące. Cieszy mnie to, że większość zawodników wyróżnionych na gali Ekstraklasy zostało w Polsce. Jeszcze kilka lat temu duża część nominowanych na gali szybciutko opuszczała naszą ligę. Teraz kluby mają więcej argumentów. Jednocześnie rozruszał się rynek wewnętrzny, co pokazują ruchy Mateusza Skrzypczaka do Lecha i Mariusza Fornalczyka do Widzewa.

Pachnie to najciekawszym sezonem Ekstraklasy od lat, choć na nudę i tak nie mogliśmy narzekać. Poza Lechem, Jagiellonią, Rakowem, Legią i Pogonią mamy liczną grupę aspirującą do walki o czołowe lokaty, nawet ligowi średniacy są już w stanie wydawać kwoty zbliżające się do miliona euro. 

Ligi nie ciągną 1-2 kluby, mamy coraz większe grono ekip przygotowanych do tego, żeby mierzyć w coś więcej niż środek tabeli. Są nowi właściciele w Koronie i Widzewie, bardzo poważny biznes w osobie Zbigniewa Jakubasa wspiera Motor Lublin. Zapewne w tym sezonie zobaczymy zmiany właścicielskie w Górniku Zabrze. Kluby wykonały też bardzo dużą pracę dotyczącą inwestycji w szkolenie dzieci i młodzieży. Poza już dobrze działającymi akademiami Lecha, Zagłębia, Legii, Cracovii, Pogoni i Jagiellonii, pozytywne rzeczy zaczynają dziać się w Radomiaku i Widzewie, nieźle wygląda już akademia Motoru. Jest coraz więcej powodów do optymizmu.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. FotoPyK/Newspix

21 komentarzy

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama