Reklama

Zbigniew Boniek dla Weszło: Pozycja Kuleszy jest słaba [WYWIAD]

Wojciech Górski

01 lipca 2025, 18:05 • 17 min czytania 31 komentarzy

– Pozycja Kuleszy jest słaba. Wczoraj było widać, że jest słaba – mówi w rozmowie z Weszło Zbigniew Boniek, były prezes PZPN i przewiduje, że Cezarego Kuleszę czeka trudna kadencja. – Protest sali to policzek bardziej w stronę prezesa. Wczoraj wydawał się przerażony – dodaje. Mówi też, dlaczego jego zdaniem Dariusz Mioduski to idealny kandydat na wiceprezesa ds. zagranicznych oraz o tym, czego bali się potencjalni kontrkandydaci na stanowisko prezesa. Snuje też teorię wedle której wymiana wiceprezesów mogła być… tajnym planem Cezarego Kuleszy.

Zbigniew Boniek dla Weszło: Pozycja Kuleszy jest słaba [WYWIAD]

O wczorajszych wyborach na prezesa PZPN i nowej rzeczywistości w związku rozmawiamy z byłym prezesem federacji Zbigniewem Bońkiem.

Reklama

Wojciech Górski, Weszło: Jak odbiera pan wczorajsze wydarzenia podczas wyborczego zjazdu delegatów PZPN?

Zbigniew Boniek, były prezes PZPN: – Widać przede wszystkim, że prezes Kulesza trochę stracił zaufanie w oczach sali. W przeciwnym razie niemożliwym jest, by nie wybrano trzech wiceprezesów, którzy są mu potrzebni do dobrego zarządzania firmą. Ten protest sali i brak zgody na to, by pełnili dalej swoje funkcje, to policzek bardziej w stronę prezesa, niż w bezpośrednio w ich stronę.

Trudno wyobrazić mi sobie sytuację, w której ja, jako prezes, podaję trzy nazwiska, a sala mi ich nie zatwierdza. Jeśli ich nie zatwierdza, to znaczy, że nie ma zaufania do mnie i do moich wyborów. Widać było po Czarku, że jest mocno zmieszany tym wszystkim.

Zbigniew Boniek: Prezes Kulesza stracił zaufanie

Kulesza ponownie został wybrany prezesem PZPN, ale stracił najbliższych współpracowników. Ten zjazd to jego zwycięstwo czy porażka?

– Nie chciałbym używać takich terminów. Na pewno nie był to zjazd, jaki sobie wymarzył. Oczywiście zakładając, że to wszystko nie było wcześniej przygotowane i wymyślone, aby ta trójka nie dostała poparcia do pełnienia swojej funkcji, co w konsekwencji otworzyłoby furtkę do zaproponowania tych, których Czarek chciałby, aby weszli jako wiceprezesi. Trudno mi na ten temat wyrokować.

Myśli pan, że taki scenariusz był realny?

– Jak mówię: nie wyobrażam sobie, że wychodzę jako prezes, podaję nazwiska i sala w komplecie je odrzuca. Przecież prezes Kulesza mógł przeprowadzić 60 czy 70 takich samych głosowań, gdyby się uparł. Na zasadzie: „Panowie, będziemy głosować do godziny 22, aż mi ich zaakceptujecie. Bo nie wyobrażam sobie, żebym był prezesem, pięć minut wcześniej dajecie mi zaufanie, wybierając na stanowisko, a nie macie zaufania do moich pierwszych decyzji?”.

Dla mnie Darek Mioduski to obecnie najlepszy możliwy kandydat na stanowisko wiceprezesa ds. zagranicznych. Rozmawiałem z nim o tym trzy miesiące temu i mówiłem mu, że to byłoby najlepsze rozwiązanie. Uważam, że to bardzo dobry ruch. A jak do niego doszło? Trochę wygląda mi to właśnie na przygotowaną akcję: nie możemy miesiąc wcześniej zgłosić Darka i ogłosić jako kandydata, bo trzeba by o tym Golbie jakoś powiedzieć. Gdyby Golba o tym wiedział, to by się zdenerwował i kto wie, czy nie przeszedłby w opozycję. A w takiej sytuacji wiceprezesi przyszli na zarząd nie spodziewając się niczego złego.

A wystarczy, że kluby, które mają 50 głosów, będą w komplecie głosowały na „nie” i że dojdą do nich dwa-trzy wojewódzkie związki, które zawsze można sobie przygotować. I w ten sposób Golba został wygumkowany. Wiadomo, że gdy na sali zaproponowano Darka, to jego kandydatura musiała przejść. Z dwóch powodów: wszyscy mieli już dość głosowania oraz dlatego, że to po prostu dobra kandydatura. A czy było to faktycznie ukartowane? Tego nie wiem, w PZPN-ie jak coś się dzieje, to na końcu nikt niczego nie wie (śmiech). Ale trochę niesmaczek pozostał.

To co mnie zastanawia w takiej koncepcji: wymagałoby to dogadania się z – lekko licząc – pół setką osób. I jednocześnie utrzymania tajemnicy przed Mieczysławem Golbą.

– Nie takie rzeczy da się zrobić. Jaki to problem, by kluby Ekstraklasy i I ligi głosowały w sprawie wiceprezesa jednym głosem? Żaden.

I żaden przedstawiciel klubów, związków nie doniósłby o takim scenariuszu panu Golbie?

– A czemu miałby donieść?

Ludzie w środowisku rozmawiają.

– Pewnie, że by nie powiedzieli. Dlaczego mieliby powiedzieć? To po prostu moja taka teza. Nie widziałem, żeby prezes specjalnie walczył o tych wiceprezesów. Może więc był taki scenariusz, ale to nie ma już dziś żadnego znaczenia. Nie będziemy się przecież bawili w Sherlocka Holmesa. Dziś mamy nową rzeczywistość.

Łukasz Wachowski i Cezary Kulesza podczas poniedziałkowego zjazdu

Od osób, które brały udział we wczorajszych naradach można było usłyszeć, że prezes Kulesza był w szoku po odrzuceniu jego kandydatur.

– Czarek często zachowuje zimną krew i pokazuje poker face. Wczoraj, gdy wieczorem oglądałem nagrania ze zjazdu wydawało mi się, że był wręcz przerażony. Wyglądał trochę jak taki samotny biały żagiel. Na zasadzie: jestem prezesem, ja decyduję o wszystkim, a pierwsze moje decyzje nie są zaakceptowane przez salę. Na pewno Czarkowi miło nie było.

Oprócz Golby Kuleszy nie udało się też przeforsować kandydatur Macieja Mateńki, dotychczasowego wiceprezesa ds. szkolenia i Henryka Kuli, wiceprezesa ds. finansowo-organizacyjnych.

– Maciej Mateńko przez kogoś został określony jako jeden z najlepszych wiceprezesów ds. szkolenia w ostatniej dekadzie, a nie dostał poparcia sali. Tak samo jak Henryk Kula, który, myślę, najbardziej to przeżył. Był, można powiedzieć, osobą ważniejszą w PZPN od Czarka. To on podpisywał wszystkie dokumenty w swoim biurze, sprawdzał, nadzorował, poświęcał się temu bardzo. Nie chcę oceniać publicznie z jakimi efektami, lepszymi czy gorszymi – tego nie chciałbym mówić.

Wydaje mi się, że pan Henryk jadąc do Warszawy, w ogóle nie przewidywał takiej możliwości. Bo taki scenariusz też wiąże się dla niego z pewnymi konsekwencjami. Nie będzie już miał biura w PZPN, nie będzie miał służbowego samochodu, nie będzie mógł być z kadrą na zgrupowaniach, wysiadać pierwszy z autokaru. Wydaje mi się, że pan Henryk nie był na to absolutnie przygotowany.

Zbigniew Boniek: Adam Kaźmierczak to inteligentny człowiek

Co realnie zmieni wymiana wiceprezesów w związku?

– Każdy ze sobą przynosi swoją osobowość, swój sposób myślenia, patrzenia na różne sprawy. Zmienia się organizacja pewnego systemu. Jeśli chodzi o Darka Mioduskiego i Mieczysława Golbę – obycie pierwszego a drugiego na salonach międzynarodowych jest zupełnie inne. Jeżeli chodzi o wiceprezesa ds. szkoleniowych, to nie zapominajmy, że od szkolenia nie jest prezes, a właśnie wiceprezes i cała machina, razem z komórkami związków wojewódzkich. Sławek Kopczewski jest człowiekiem ogarniętym i mającym doświadczenie w tej materii. Wydaje mi się, że to może być zmiana na lepsze. Jeśli Mateńko był dobry, to Kopczewski może być jeszcze lepszy.

A jeśli chodzi o Adama Kaźmierczaka?

– Jest inteligentny, doświadczony, zna bardzo dobrze regulaminy. Jest dobry pod względem komunikacyjnym. Pewnie godnie zastąpi Henryka Kulę.

Z rozmów z kilkoma osobami ze związku na temat pana Kaźmierczaka napływają sprzeczne opinie. Z jednej strony nie krytykuje nigdy prezesa Kuleszy, a z drugiej – ma się dystansować od jego otoczenia, między innymi od Henryka Kuli.

– Nie jestem analitykiem, więc nie chcę tego analizować. Jeśli chodzi o pana Kaźmierczaka, na pewno mogę powiedzieć, że jest człowiekiem inteligentnym. Ludzie inteligentni zawsze mają jakiś plan na to, jak się poruszać.

Henryk Kula (z lewej) został zastąpiony przez Adama Kaźmierczaka (z prawej) na stanowisku wiceprezesa ds. finansowo-organizacyjnych

Co pana zdaniem sprawiło, że delegaci byli tak negatywnie nastawieni do tej trójki wiceprezesów: Mateńki, Kuli i Golby?

– To dobre pytanie. Też czasami się zastanawiam – co ich tak uwierało w tych trzech? Bo jeśli ich uwierało, że są słabi i trzeba ich wymienić, to przede wszystkim tych słabych działaczy ktoś zaproponował. I to był Czarek Kulesza, prawda? Dlatego też mówię, że mogła to być jakaś zorganizowana akcja. Bo z jednej strony to ludzie, którzy weszli do PZPN i działali na swoich stanowiskach dzięki protekcji, promocji i propozycji prezesa. I po czterech latach zostali odsunięci od tego co robili, bo było za mało ludzi, którzy uznali, że wykonali dobrą robotę. Można dywagować nad tym przez wiele lat i ciężko to zrozumieć.

Pan mówił już wcześniej, że spodziewa się dla Cezarego Kuleszy innej kadencji od minionej. Trudniejszej.

– To na pewno będzie trudna kadencja dla Czarka. Szybko będą tworzyły się koalicje, bo za cztery lata jego fotel będzie wolny. Wydaje mi się, że ten zjazd pokazał baronom jedną rzecz: że jeżeli nie będą zjednoczeni – oczywiście, potrzebna jest wymiana myśli, napływ świeżej krwi itd. – ale jeśli nie będą zjednoczeni, to za cztery lata mogą w ogóle stracić panowanie nad PZPN-em, bo kluby coraz mocniej wchodzą do związku. To może spowodować, że baronowie będą się zastanawiać i dojdą do wniosku, że jeśli nie będą zjednoczeni, można ich będzie łatwo przegłosować. Czego przykład mieliśmy zresztą wczoraj.

Prezesowi Kuleszy doszedł jeszcze zarząd, który nie jest jego wymarzonym.

– Jest to zarząd, w którym przegłosowanie pewnych uchwał nie będzie takie łatwe. Dziś na prosty rozum, stosunek w zarządzie wynosi 10:8 na korzyść prezesa Kuleszy, natomiast to się szybko może zmienić. Ale to chyba lepiej, że zarząd będzie mógł dyskutować. To chyba kolega Wojciech Cygan powiedział niedawno, że na zarząd dotychczas przychodziło się głosować, a nie dyskutować. A może czas, żeby na tym zarządzie troszeczkę właśnie podyskutować?

Pozycja prezesa Kuleszy będzie w czasie tej kadencji słabła?

– Już jest słaba. Wczoraj było widać, że jest słaba. Jakby nie była słaba, to nikt by się nie odważył nie zaakceptować wybranych przez niego ludzi do zarządu. Od dzisiaj zostało nam 1460 dni do kolejnych wyborów. Dziś możemy odjąć pierwszy dzień i tak będziemy odliczali. Czarek nie ma już przyszłości, bo to jego ostatnia kadencja. Ja miałem ten sam problem. Muszę powiedzieć: nie narzekałem i nie miałem do końca takiego kłopotu, by ktoś w sposób tak jawny, oczywisty nie akceptował pewnych moich propozycji. Natomiast Czarkowi na „dzień dobry” pokazano, że nie podobają się jego wybory.

Nie zapomnijmy jeszcze o jednej rzeczy: nie podejrzewam, by ta trójka ludzi, która przyjechała na zarząd pewna, że pozostanie wiceprezesami, przeszła nad tym do porządku dziennego. Czas pokaże jak to wszystko będzie się układało.

Cezary Kulesza i Zbigniew Boniek

Boniek o braku kontrkandydata: Problemem jest brak ludzi

Wczorajszy zjazd pokazał, że istniała realna szansa zmienić prezesa PZPN? Po czasie można jeszcze bardziej żałować, że Cezary Kulesza nie miał kontrkandydata.

– Zawsze mówiłem tak: największym problemem polskiej piłki jest brak ludzi. Zastanawiam się, kto mógłby wystartować. Jedynym, który zgłosił się publicznie był Paweł Wojtala, ale później się wycofał. Marek Koźmiński, którego uważam za inteligentnego, ogarniętego, mającego dobre spojrzenie, został przez środowisko potraktowany dość mocno, prawda?

Stworzyła się taka sytuacja, że wszyscy myśleli, że pokonać obecnego prezesa nie byłoby łatwo. I oczywiście, nie byłoby to łatwe. Ale problem jest inny: jeśli ktoś uważa, że ma lepsze koncepcje, pomysły jak pomóc piłce, to startuje i przekazuje środowisku swoje spostrzeżenia i program. I może oczywiście nie zostać wybrany. Świat się nie zawali. U nas jednak jak ktoś wystąpi w takiej roli, od razu jest kojarzony jako wróg prezesa. A to nieprawda, nie trzeba być wrogiem prezesa. Jeśli ktoś jest moim kontrkandydatem, to po prostu ma inne spojrzenie, inne pomysły i koncepcje.

Dominowała atmosfera strachu. Przed konsekwencjami w razie porażki.

– Wydaje mi się, że stworzyła się taka narracja, że Czarka nikt nie jest w stanie pokonać, ale widząc, co się wczoraj działo na sali, to wydaje mi się, że gdyby kluby chciały go odsunąć, to nie miałyby z tym żadnego problemu. Bo wystarczyłoby 50 ich głosów plus trzy wojewódzkie związki i byłoby po temacie. Ale nie było takiej woli, bo prywatnie Czarka wszyscy lubimy. Prywatnie, gdy się pojedzie, usiądzie, porozmawia, to wszyscy go lubią. Natomiast jeśli chodzi o sposób zarządzania, to wczoraj sala mu pokazała, co o tym myśli. A gdyby ktoś wystartował…

My się czasami boimy, prawda? My lubimy usiąść w rozkroku na płocie i patrzeć, w którą stronę bardziej opłaca się skoczyć. Zresztą u nas ludzie patrzą też tak: jeśli wystartuję na prezesa, a mnie nie wybiorą, to mnie wygumkują. Nie będzie się w zarządzie, nie będzie się jeździć na mecze, nie będzie się korzystać z pewnych przywilejów i nikt nie chciał się tego podjąć. Uważam jednak, że w ogóle w demokracji sytuacja z jednym kandydatem nie jest dobra.

Historia pokazała, że i Wojciech Cygan i Paweł Wojtala ostatecznie weszli do zarządu – wbrew rekomendacji prezesa Kuleszy.

– I głosowała na nich cała Ekstraklasa i I liga. Bo tak się zastanawiam skąd wzięły się głosy Wojtali i Cygana? Nie podejrzewam, by mieli aklamację wśród związków wojewódzkich. Skoro w dwójkę chcieli przejąć PZPN lub budować jego wizerunek, to uważam, że – działając wspólnie, mając pełne poparcie klubów – byliby pewnie zwycięzcami. Natomiast dlaczego potoczyło się tak jak potoczyło, trudno mi powiedzieć.

Pan też był w tej grupie, na spotkaniu w hotelu Regent, które obrosło już mitem.

– Muszę panu powiedzieć: to totalna głupota. Siedzieliśmy w hotelowym holu i oglądaliśmy na moim iPadzie mecz piłkarski. Jakby ktoś chciał cokolwiek knuć, albo mieć tajny temat, to przecież by się w tym miejscu nie spotkał. Nie było żadnej mojej ingerencji, żadnego mojego podpowiadania. Zero. W ogóle w tym nie uczestniczyłem. Ostatnio też siedziałem z prezesem Kuleszą przy kawie. Gdyby ktoś zrobił nam zdjęcie, to co, knuję z prezesem Kuleszą? Poza tym tam jeszcze był prezes Łukasz Czajkowski, prezes DZPN. Ktoś zrobił zdjęcie, wiadomo jak to jest. Natomiast proszę mnie z tym nie łączyć.

W pana odczuciu niewiele brakowało do tego, by doszło do oficjalnego ogłoszenia kandydata? Była już nawet wyznaczona data wyjścia z cienia…

– To musi pan ich zapytać. Paweł Wojtala ma pewne doświadczenie, Wojtek Cygan jest w środowisku szanowany i lubiany. Nie mam na ten temat pojęcia, bo w tym nie uczestniczyłem.

To spytam o słowa Wojciecha Cygana, który odpowiadał panu wczoraj: że nie jest już największym przegranym wyborów.

– To fakt. To pokazuje, jak to całe środowisko na różne rzeczy reaguje. Skoro Paweł i Wojtek nie wystartowali na prezesa, nie mieli pewności, czy będą na nich głosowały kluby Ekstraklasy i I ligi. Natomiast Wojtek jest postacią pozytywną. Ja jestem pewien, że gdyby prezes Kulesza mógł, to i jego i Wojtalę chciałby wygumkować z zarządu. Natomiast to, co stało się wczoraj i co stało się na spółce Ekstraklasy SA, pokazało, że Wojtek odnalazł się w tej nowej sytuacji i ludzie mają do niego zaufanie. I bardzo dobrze, bo to porządny człowiek. Nasza wymiana zdań była konsekwencją wymiany opinii. Ja mam o Wojtku pozytywną opinię i było mi go szkoda, że mógł czuć się przegranym wyborów. Myślałem, że nie wejdzie do zarządu. Nie wiedziałem, że tak szybko „odstrzelą” trzech wiceprezesów. Stworzyła się pewna dynamika na sali, dzięki której ci, których prezes nie chciał w zarządzie, dostali najwięcej głosów.

Wojciech Cygan

Wczoraj usłyszałem taką rzecz, iż dostaliśmy wczoraj dowód, że zjednoczone kluby, przy przeciągnięciu na swoją stronę dwóch-trzech związków mogą realnie rządzić polską piłką. To zmienia mocno układ sił.

– Ale to nie będzie dobre.

Dlaczego?

– Z prostej przyczyny: bo kluby mają swoją organizację, Ekstraklasę SA. Z kolei działalność PZPN nie ma prawie nic wspólnego z działaniem klubów profesjonalnych. To osobna bajka. Oczywiście, PZPN może w pewien sposób wspierać kluby, ale one mają swoją organizację, prężnie działającą. Reprezentacja klubów w PZPN jest zagwarantowana poprzez obecność wiceprezesa ds. piłki profesjonalnej, członka zarządu ds. I ligi, można też wybrać do zarządu kogoś z sali. Ale PZPN, o czym można przeczytać w statucie, jest od budowania wizerunku polskiej piłki nożnej, od promowania piłki nożnej, od organizacji, zarządzania i przygotowania rozgrywek, od współpracy z wojewódzkimi związkami. Piłka zawodowa to inna bajka. Jeśli kluby Ekstraklasy przejmą PZPN, nie będzie to dobre.

Baronowie zareagują?

– Przewiduję, że w ciągu tych czterech lat bardzo mocno wzmocnią się wojewódzkie związki. Dojdą do wniosku, że trzeba działać razem. Nie jest to oczywiście łatwe, tam każdy ma swoje ambicje, każdy chce być przed drugim. Ale jeśli będą potrafić zrobić pół kroku do tyłu, działać razem, to mają 60 głosów, które pozwalają im przegłosować każdą decyzję. Ale brak solidarności i pójścia wspólnym frontem przez baronów było widać wczoraj.

Zbigniew Boniek o szkoleniu: Wszystkich chcecie rozliczać…

Ostatnio burzliwie znów było w temacie młodych zawodników. PZPN ma wpływ na szkolenie czy nie?

– Na pewno za szkolenie nie jest odpowiedzialny prezes jednoosobowo. Co rozumiemy przez proces szkoleniowy? Dotyczy on struktur, trenerów, nauczycieli oraz samych dzieciaków. PZPN nie szkoli bezpośrednio zawodników, tylko nadzoruje proces szkolenia najzdolniejszych zawodników od najmłodszych lat do wszystkich reprezentacji. PZPN jest odpowiedzialny za to, jak działają szkoły trenerów, jakie są programy i jak to jest realizowane.

Gdy mówimy o rozwoju piłki na najniższym szczeblu, PZPN nie ma na to wpływu. Gdy pojadę do jakiegoś wojewódzkiego związku i powiem, że nie podoba mi się jak szkolą piłkarzy, to mogą mi pokazać drzwi, a ja nic nie mogę zrobić. Bo nie mam żadnych prawnych możliwości nadzoru. Bo wojewódzkie związki są totalnie niezależne. Są tylko członkami Polskiego Związku Piłki Nożnej.

Czyli nie ma odgórnego programu szkolenia?

– Posługujemy się czasami dziwną terminologią. Czy Deyna, Żmuda, Boniek, Smolarek byli dziećmi jakiegoś systemu szkolenia? Oczywiście, że nie. To była inna rzeczywistość. Dziś naszym największym problemem są zasoby, jakie mamy jeśli chodzi o dzieciaki. Czy to są dzieciaki silne, zdrowe, chętne do spędzania czasu na świeżym powietrzu? Oczywiście, można wiele rzeczy poprawić, ale nie istnieje odgórny wzór, jak wyszkolić piłkarza.

Gdy zostałem prezesem PZPN, a Roman Kosecki wiceprezesem ds. szkolenia, to pierwsze co zrobiliśmy, to pojechaliśmy do Hiszpanii. Lepszego związku na świecie nie ma, jeśli chodzi o rozwój młodzieży. Opowiedzieli nam wszystko od A do Z. Zadałem w końcu pytanie ówczesnemu prezesowi:

– Słuchaj, sprzedałeś nam cały wasz program. Nie boisz się, że będziemy to kopiowali?

A on się uśmiechnął i mówi:

Zbyszek… Ale to funkcjonuje w naszej rzeczywistości. W waszej nie będzie funkcjonowało. Musicie to dostosować do waszego klimatu. Mamy dzieciaki, które grają po pięć godzin dziennie, bo taki mamy klimat. A wy jaki macie klimat? Przez cztery-pięć miesięcy jest zimno i dzieciakom na polu nie jest łatwo.

Dlatego też chciałem stworzyć system, w którym przez dużą część roku gra się na hali. Bo hala uczy dzieciaki szybkiego myślenia, podejmowania decyzji, dobrej techniki użytkowej, jest ciasno, jest duża dynamika. Stworzyłem podwaliny pod rozgrywki zimowe na hali w każdym województwie, z których najlepsze drużyny przyjeżdżały do Warszawy na finał rozgrywek o Puchar Prezesa. Ale to zostało wygumkowane. Dlaczego? Nie wiem. Może dlatego, że to był nasz pomysł, a nie ich.

Z czego w takim razie będziemy mogli rozliczać Sławomira Kopczewskiego, nowego wiceprezesa ds. szkolenia, po jego kadencji?

– Wie pan, my jesteśmy takim krajem, że wszystkich od razu chcemy rozliczać…

Może użyłem złego słowa. Ale na co patrzeć, jeśli będziemy chcieli zobaczyć efekty jego pracy?

– Kopczewski na pewno jest człowiekiem dobrym, inteligentnym, zorganizowanym, nie boi się rozmawiać i konfrontować z ludźmi. Ale i tak koniec końców będzie negatywnie pewnie oceniany przez czterech-pięciu dziennikarzy. Dziś nasze szkolenie też jest negatywnie oceniane, ale to jest totalny błąd. Jeśli chodzi o zasady szkolenia, przygotowania, nadzoru nad najlepszymi piłkarzami…

Umówmy się – są dwa kierunki. Amatorski, czyli zabawa, a więc jakieś 95%. I profesjonalny, czyli jakieś 5%. Czyli osób, które mają umiejętności, by wejść do piłki zawodowej jest bardzo mała grupa. I to co my stworzyliśmy, a obecny zarząd to kontynuuje – to opieka nad tymi talentami. Ona jest fantastyczna, ci piłkarze mają wszystko.

Zbigniew Boniek

Zostaje pytanie, dlaczego nasi najlepsi piłkarze nie są tak dobrzy, jak zawodnicy z zachodnich krajów?

– Są pewne uwarunkowania. Bo jeśli gramy np. z Francją w meczu U21, to widzę kolosalną różnicę pod względem fizycznym. Jednak dojrzewanie piłkarzy o innym kolorze skóry jest szybsze, ci piłkarze mają więcej siły, dynamiki. To wyrównuje się dopiero później, na najwyższym szczeblu. Natomiast jeśli ma pan dziś 11-,12-latka, to wydaje się ma w Polsce tak samo dobre warunki, jak na Zachodzie.

Oczywiście, można było stworzyć lepsze warunki w wieku 5-12 lat. Ale ilu z nich tak naprawdę myśli, by zostać zawodowym piłkarzem? Kiedyś do klubu przychodził wyselekcjonowany z podwórka chłopak. Nikt nie myślał o tym, co dzieje się z chłopakiem do 12. roku życia. Ci co grali najlepiej w piłkę – szli do klubu piłkarskiego. A dzisiaj myślimy, że przywieźć 6-7-letnie dziecko samochodem na trening, to może spowodować, że on zostanie piłkarzem. A nie zadajemy podstawowego piłkarza: czy on w ogóle chce grać w piłkę? Dzisiaj widzę, że PZPN razem z Ekstraklasą podpisał umowę z jakąś belgijską firmą…

Z Double Pass.

– Z Double Pass. Muszę panu powiedzieć, że 11 lat temu rozmawiałem z tą firmą. Pytałem się w federacji belgijskiej. Oczywiście, ta firma przygotuje jakieś prospekty, aspekty, analizy… Będzie to wszystko fajnie w Excelu wyglądać. Ale to nie znaczy, że będziemy mieć lepszych piłkarzy. Będziemy mieć po prostu lepszy dostęp do analiz. Ten temat jest złożony. Jasne, na ten temat trzeba rozmawiać i dyskutować.

Na koniec, trochę z przymrużeniem oka: zaczepiał pana ostatnio Cezary Kulesza, mówiąc, że może odezwie się z propozycją prowadzenia kadry. Odebrałby pan?

– (z szerokim uśmiechem) Telefony odbieram w zasadzie od wszystkich, ale jakby Czarek był takim kozakiem i pomyślałby dwa czy trzy lata temu i zrobił mnie ambasadorem reprezentacji, to nie miałby żadnych afer, takich jak np. premiowa i kilka innych. I na pewno nie musielibyśmy się za reprezentację wstydzić i odbierać ją tak jak dzisiaj. Miałaby trochę inny wizerunek. Jak ktoś powiedział: Nigdy nie jest za późno. Niech Czarek o tym pomyśli.

ROZMAWIAŁ: WOJCIECH GÓRSKI

CZYTAJ WIĘCEJ O WYBORACH W PZPN NA WESZŁO:

Fot. Newspix, 400mm.pl

31 komentarzy

Uwielbia futbol. Pod każdą postacią. Lekkość George'a Besta, cytaty Billa Shankly'ego, modele expected Goals. Emocje z Champions League, pasja "Z Podwórka na Stadion". I rzuty karne - być może w szczególności. Statystyki, cyferki, analizy, zwroty akcji, ciekawostki, ludzkie historie. Z wielką frajdą komentuje mecze Bundesligi. Za polską kadrą zjeździł kawał świata - od gorącej Dohy, przez dzikie Naddniestrze, aż po ulewne Torshavn. Korespondent na MŚ 2022 i Euro 2024. Głodny piłki. Zawsze i wszędzie.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Piłka nożna

Reklama
Reklama