Każdy z trzech tegorocznych beniaminków I ligi będzie musiał przynajmniej część sezonu spędzić poza swoim miastem. To ewenement nawet jak na skalę Polski, gdzie w XXI wieku dynamiczny rozwój sportowy z infrastrukturalnym wyjątkowo trudno pogodzić.

„Support your local football team” to popularne zwłaszcza w Wielkiej Brytanii hasło, nawołujące, by kibice piłkarscy kierowali uwagę na to, co za rogiem, zamiast skupiać się tylko na Realach i Manchesterach tego świata. W Polsce z realizacją tego hasła bywa jednak trudno, bo ostatnie ćwierć wieku przynosi mnóstwo migracji klubów piłkarskich, czasowo wyrywanych z własnego otoczenia. To częsty efekt uboczny z jednej strony rosnących wymogów infrastrukturalnych i skoku cywilizacyjnego, jaki przechodzi pod tym względem polski futbol, a z drugiej pędzących ambicji sportowych w poszczególnych klubach.
Wieczysta Kraków w I lidze będzie grać w Sosnowcu
Najświeższy przykład jest bardzo znamienny. Przynajmniej w rundzie jesiennej najbliższego sezonu Wieczysta Kraków będzie rozgrywać mecze w roli gospodarza na stadionie w Sosnowcu. Jej osiedlowy obiekt nie spełnia wymogów I-ligowych. W mieście funkcjonują wprawdzie dwa stadiony miejskie, na których można rozgrywać spotkania tego szczebla, ale żadnego z nich beniaminek nie będzie wykorzystywał. Historyczny sukces klubu oznacza jednocześnie wyrwanie go z dala od miejsca, w którym wzbudzał jakiekolwiek zainteresowanie. Taki stan, jeśli się przedłuży i trafi na klub, który nie ma silnej bazy kibicowskiej, bywa zabójczy.
Na stadionie Wieczystej przy ul. Chałupnika pierwszy raz byłem jakieś dziesięć lat temu, realizując narzucone sobie po przeprowadzce do Krakowa przedsięwzięcie „Zwiedzam Kraków”, polegające na odwiedzaniu wszystkich klubów w mieście, mających drużyny seniorskie i opisywanie wrażeń na blogu. Wieczystą, jeszcze przed czasami Wojciecha Kwietnia, byłem zauroczony. Panem Januszem Malickim, miejscowym kibicem, wykonującym a’capella klubowy hymn i będącym spikerem. Leniwą osiedlową atmosferą niedzielnego przedpołudnia w niższych ligach. To było doświadczenie „against modern football” w czystej postaci.
KLUBY WYRWANE Z KORZENIAMI
Wraz z napływaniem do klubu coraz większych pieniędzy i głośniejszych nazwisk ten klimat się stopniowo wytracał, co jest w takich przypadkach pewnie nieuniknione, ale przynajmniej historyczny awans na zaplecze Ekstraklasy Wieczysta mogła jeszcze świętować w tym samym miejscu, w jakim kilka lat wcześniej rywalizowała w A klasie. Wiadomo było, że dla takiego klubu każda przeprowadzka będzie oznaczała niepowetowaną stratę. Nawet gdyby miała się odbyć tylko w obrębie miasta.

Stadion Wieczystej nie spełnia wymogów I ligi
Przerabiała to już wcześniej Garbarnia Kraków, która również miała swój niepodrabialny ludwinowski klimat z dymem pieczonych kiełbasek unoszącym się nad obiektem. W żadnym stopniu nie udało się go przenieść na obiekt Wisły, mimo że oddalony tylko o cztery kilometry. Klimatu Wieczystej na Wiśle też by nie było, ale przeprowadzka do Sosnowca to już wyrwanie klubu z korzeniami. Nie wiem, czy dla garstki miejscowych fanów z osiedla bardziej atrakcyjne jest granie ich drużyny w I lidze, ale w Sosnowcu, niż w IV lidze, za to tak blisko, że mecz można zaliczyć przy okazji wyprowadzania psa.
Podobne rozterki przerabiali także w innych miastach. Warta Poznań przeżyła w Ekstraklasie wspaniałą przygodę, ale klimat jej „Ogródka” przy Drodze Dębińskiej zatracił się w Grodzisku Wielkopolskim być może bezpowrotnie. Niektóre kluby, tułając się, potrafią w jakimś stopniu przenieść niepodrabialną atmosferę także w inne miejsca. Kibice Ruchu Chorzów nie są pewnie najszczęśliwsi, nie grając na Cichej, ale potrafili wypełniać życiem obiekt w Gliwicach, a potem współtworzyć widowiska na Stadionie Śląskim. Pół biedy, jeśli przeprowadzka trwa krótko, doraźnie, na czas wykonania jakichś prac. Kiedy jednak się przedłuża, kluby potrafią to bardzo mocno odchorować.
DERBY KRAKOWA W SOSNOWCU
W ostatnich 25 latach w Ekstraklasie, I lub II lidze (licząc od momentu, gdy rozgrywa się ją w jednej grupie) konieczność występowania w roli gospodarza poza własnym miastem spotkała trzydzieści (!) klubów. To potężna masa. Chyba najbardziej spektakularny był koniec pierwszej dekady XXI wieku, gdy dwa słynne ekstraklasowe kluby z Krakowa, najstarsze w Polsce, praktycznie jednocześnie wyprowadziły się na Stadion Ludowy w Sosnowcu. Miasto Kraków równolegle stawiało wówczas nowe obiekty przy ul. Kałuży i Reymonta, więc Wisła i Cracovia musiały szukać zastępczych domów. Pół biedy, gdy musiały się wyprowadzić na Suche Stawy, czyli obiekt Hutnika Kraków, gdzie odbyły się słynne derby, w których Mariusz Jop trafił do własnej bramki, w praktyce pozbawiając „Białą Gwiazdę” mistrzostwa na rzecz Lecha Poznań. W 2009 roku doszło jednak do pierwszych w historii derbów Cracovii z Wisłą rozegranych poza Krakowem. Na Stadionie Ludowym 1:0 wygrały Pasy.
Wieczysta będzie więc trzecim krakowskim klubem występującym w gościnnych sosnowieckich progach. Tyle że już na nowym tamtejszym obiekcie. Dodając do tego grona Raków Częstochowa, który po raz kolejny na obiekcie Zagłębia będzie występował w europejskich pucharach, o ile dojdzie odpowiednio daleko, otrzyma się obraz miasta bardzo gościnnego dla wszystkich potrzebujących klubów z okolicy.
To jednak sam Kraków jest w XXI wieku rekordzistą, jeśli chodzi o przyjmowanie niemających się gdzie podziać klubów z innych miast. W tym okresie aż cztery kluby przeprowadzały się tam czasowo, korzystając z czterech różnych stadionów. Jeszcze na początku tego roku obiekt Cracovii na ekstraklasowe mecze wynajmowała Puszcza Niepołomice. Dwa lata wcześniej z gościnności Garbarni korzystała w II lidze Sandecja Nowy Sącz. W sezonie 2012/2013 krótko po awansie do I ligi na mecz z Cracovią Okocimski Brzesko wynajął stadion Hutnika na Suchych Stawach. Z kolei w sezonie 2006/2007 rok w roli beniaminka Kmita Zabierzów spędził, grając na stadionie Wawelu Kraków.
GOŚCINNE BEŁCHATÓW I PRUSZKÓW
Wśród innych miast, które gościły przynajmniej trzy kluby, wyróżnić trzeba Bełchatów oraz Pruszków. Miasto w województwie łódzkim było dla Częstochowy tym, czym Sosnowiec dla Krakowa w okresie problemów infrastrukturalnych. Awanse Rakowa do Ekstraklasy i Skry do I ligi przyszły szybciej niż rozwój stadionów pod Jasną Górą. Dlatego oba te kluby czekały na dostosowanie własnych obiektów przez miasto, podejmując rywali w sąsiednim województwie. Raków te prawie dwa sezony przeczekał, nadal rozwijając się sportowo i z przeprowadzki wyszedł bez większego szwanku. Dla Skry tymczasem, podobnie jak w Krakowie dla Garbarni, niespodziewany awans do I ligi przyniósł więcej problemów niż pożytku. Z kolei po awansie do Ekstraklasy w 2011 roku trzy spotkania w Bełchatowie jako gospodarz rozegrał Łódzki KS.
Pruszków z kolei przygarniał okoliczne mazowieckie kluby, które znalazły się w infrastrukturalnych tarapatach. W II lidze z jego gościnności korzystał przez jakiś czas Radomiak, w I lidze podobnie stało się z Pogonią Siedlce. Z kolei w najbliższym sezonie gospodarzem na jego kameralnym stadionie będzie Pogoń Grodzisk Mazowiecki, beniaminek I ligi. Podwarszawskie kluby korzystają z tego, że obiekt w Pruszkowie spełnia wymogi, a jednocześnie nie jest bardzo duży.
Inaczej było 20 lat temu, gdy do Ekstraklasy awansował Świt Nowy Dwór Mazowiecki. Wówczas cztery spotkania rozegrał jako gospodarz na starym stadionie przy Łazienkowskiej. Zdarzyło się mu nawet być formalnym gospodarzem ekstraklasowego starcia z Legią.
Po dwa kluby przyjmowały natomiast Gliwice (Ruch i Polonia Bytom), Wodzisław (Piast i GKS Jastrzębie), Mielec (Bruk-Bet Termalica Nieciecza i Sandecja) oraz Jaworzno (GKS Tychy i GKS Katowice). Choć ten ostatni przypadek jest wart doprecyzowania. Oprócz obu GKS-ów, które grały tam w I lidze, ze stadionu w Jaworznie korzystała też w Ekstraklasie Szczakowianka, choć w rzeczywistości to obiekt Victorii, jej lokalnego rywala. To oznacza, że w XXI wieku w najwyższych ligach stadion Victorii Jaworzno pojawiał się za sprawą trzech klubów, z których żaden nie był prawowitym gospodarzem obiektu. Victoria bowiem najwyżej w tym stuleciu grała w IV lidze.
TUŁACZKA SANDECJI
Jeśli chodzi o kluby tułające się od miasta do miasta, niekwestionowanym rekordzistą jest Sandecja Nowy Sącz. Jej historyczny awans do Ekstraklasy w 2017 roku uruchomił… pasmo nieszczęść. Klub musiał się wyprowadzić z niespełniającego wymogów najwyższej ligi własnego obiektu do odległej o osiemdziesiąt kilometrów Niecieczy. W końcówce sezonu, gdy stadion Bruk-Betu był zajęty przez jego prawowitych gospodarzy, na jeden mecz wynajęła stadion w Mielcu.
Kiedy kilka lat po spadku do I ligi przeciągała się budowa nowego stadionu w Nowym Sączu, Sandecja grała jako gospodarz w Niepołomicach, a potem w Krakowie na obiekcie Garbarni. Gdy w końcu wróciła na swój stadion, mogła rozgrywać mecze tylko bez udziału publiczności.

Rok 2017. Piłkarze Sandecji, grający domowy mecz w Niecieczy
Obecnie mówi się, że nowy, spełniający wymogi Ekstraklasy obiekt, mogący przyjąć kibiców, Sandecja będzie miała pod koniec wakacji, czyli… osiem lat po awansie do Ekstraklasy. W tym czasie klub zdążył osunąć się z Ekstraklasy do III ligi i wywalczyć awans do II. W międzyczasie uciekło mu niemal pokolenie kibiców, które nie mogło śledzić ligowego futbolu w swoim mieście. To najbardziej drastyczny w polskich warunkach przykład, jak fatalny może się okazać dla klubu przedłużający się okres bezdomności.
Tułaczkę z Ekstraklasy do niższych lig i z powrotem ma też za sobą Polonia Bytom, która również od lat zmagała się z problemami infrastrukturalnymi. Gdy pod koniec pierwszej dekady XXI wieku wróciła do I ligi, nie została pierwotnie wpuszczona na swój stadion i pierwszy mecz rozgrywała jako gospodarz na starym stadionie Piasta w Gliwicach. Sytuacja powtórzyła się kilka lat później po niespodziewanym awansie do Ekstraklasy. Wówczas grała w Chorzowie zarówno na stadionie Ruchu przy ulicy Cichej, jak i nawet krótko na Stadionie Śląskim.
W ostatnich latach, gdy budowano jej nowy obiekt, była także gospodarzem na terenach Szombierek, lokalnego rywala. Teraz wróciła do I ligi i dostała zgodę na grę na swym nowym stadionie, ale nie w okresie zimowym, kiedy będzie musiała przenieść się na Stadion Śląski w Chorzowie. Dwa obce miasta w przeszłości zwiedziła także Stal Stalowa Wola. W pierwszej dekadzie XXI wieku zdarzyło się jej grać w I lidze na obiekcie Tłoków w Gorzycach, a kilka lat temu na II poziomie grała na stadionie w Boguchwale. Pozostałe kluby, jeśli już musiały wyprowadzać się ze swojego miasta, to tylko do jednego ośrodka.
STADIONY LEPSZE NIŻ KLUBY
Warto przy tym zwrócić uwagę na miasta, które futbol na względnie wysokim poziomie mogły w XXI wieku gościć tylko dlatego, że miały przyzwoite stadiony, a nie dzięki występom swoich lokalnych klubów. Sokół Ostróda występował wprawdzie krótko w II lidze, ale mecze I-ligowe rozgrywał tam przez jakiś Stomil Olsztyn. W Grajewie mecze zaplecza Ekstraklasy pojawiły się na jakiś czas za sprawą ŁKS-u Łomża, w Policach zdarzyło się na tym poziomie wystąpić Flocie Świnoujście, a za sprawą Podbeskidzia Bielsko-Biała na trzy mecze w 2008 roku I liga zawitała do Czechowic-Dziedzic.

Piłkarze Rakowa rywalizowali w pucharach w Sosnowcu
Choć zwykle zdarza się, że rozwój sportowy drużyn, jak w przypadku Wieczystej, wyprzedza infrastrukturalny, bywa też odwrotnie. Ekstraklasę na nowy stadion w Mielcu najpierw przywieźli piłkarze Bruk-Betu, później Sandecji, a kilka lat później do elity wreszcie dostali się także gospodarze, czyli Stal. Stadion w Lublinie próbowano natomiast pokazywać szerszej publiczności, organizując tam ekstraklasowe mecze Górnika Łęczna. Na dobre wypełnił się jednak życiem, gdy do elity po latach oczekiwania wrócił w końcu Motor. Zgrać w czasie jedno i drugie, czyli kolejne sportowe awanse z rozwijaniem infrastruktury to nie jest prosta sprawa. Nawet jednak jak na polskie warunki tegoroczny zestaw beniaminków I ligi – Wieczysta grająca w Sosnowcu, Pogoń Grodzisk Mazowiecki w Pruszkowie i Polonia Bytom, przez część roku, w Chorzowie – to jednak ewenement.
MICHAŁ TRELA
Fot. Newspix.pl