Reklama

Pierwszy w historii finał europejskiego pucharu na stadionie spadkowicza

AbsurDB

Autor:AbsurDB

28 maja 2025, 20:03 • 11 min czytania 2 komentarze

Finał Ligi Konferencji odbędzie się we Wrocławiu na stadionie klubu, który zajął siedemnaste miejsce w tabeli i spadł z ligi. Sprawdziłem – nigdy główny gospodarz meczu decydującego o europejskim trofeum nie zajął niższego od wrocławian miejsca w tabeli i nie był spadkowiczem, a tylko trzykrotnie kolejny sezon musiał spędzić na drugim szczeblu rozgrywkowym. Losy klubów, które tego doświadczyły mogą być nauczką dla WKS-u – zarówno pozytywną, jak i bardzo negatywną.

Pierwszy w historii finał europejskiego pucharu na stadionie spadkowicza

 

Reklama

Kluby, które gościły finał europejskiego pucharu po zajęciu najniższego miejsca w lidze

Gdy w czerwcu 2023 roku Cezary Kulesza ogłaszał, że organizatorem finału Ligi Konferencji 2025 będzie Wrocław, Śląsk był świeżo po świętowaniu utrzymania w Ekstraklasie o punkt nad Wisłą Płock. Rok później zabrakło mu jednego gola do mistrzostwa Polski i mogło się wydawać, że finał najmłodszych rozgrywek UEFA odbędzie się na stadionie klubu, który walczyć będzie o czołowe miejsca w tabeli.

Tymczasem WKS zaliczył spadek sezon do sezonu o piętnaście pozycji – z drugiego na siedemnaste miejsce, co okazało się być drugim najgorszym wynikiem w Europie w XXI wieku po walijskim Barry Town, które po mistrzostwie w 2003 roku następnie zajęło siedemnastą lokatę.

 

Nic dziwnego, że Wojciech Kowalczyk zastanawiał się, czy Betis wie, że zagra na stadionie pierwszoligowca:

 

Wielu kibiców natomiast interesuje to, czy kiedykolwiek finał europejskiego pucharu odbywał się na stadionie drużyny niegrającej w najwyższej lidze. Postanowiłem to sprawdzić.

Trzeba jednak zacząć od metodologii. Po pierwsze: prawie czterdzieści z ponad dwustu rozegranych dotąd finałów rozegranych zostało na obiektach, na których nie grał na co dzień żaden klub, a występowała tam reprezentacja. To słynne Wembley, Heysel, czy Stade de France, ale także wiele obiektów w innych krajach. Niektóre z nich czasem gościły także zespoły ligowe, ale nieregularnie.

Na przykład na Wembley grywał Tottenham, na Arena Națională w Bukareszcie – Steaua i Rapid, ale miało to miejsce w innych sezonach, niż te, w których odbywał się tam europejski finał.

To nie koniec komplikacji – są stadiony, które w czasie niektórych finałów były obiektami wyłącznie reprezentacyjnymi, a w czasie innych grywał na nich jakiś klub. Taką historię mają:

  • Stadion Olimpijski im. Atatürka w Stambule, na którym przed finałem w 2005 roku grywały Galatasaray, później występowały tam Basaksehir, Kasimpasa, Beisktas i Karagumruk, ale w sezonie 2023, gdy gościł Ligę Mistrzów grał tam… Fatih Karagümrük
  • Ernst-Happel-Stadion, na którym w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych Austria Wiedeń grywała w lidze sporadycznie, ale trzy dekady wcześniej (gdy nazywał się jeszcze Praterstadion) występowała tam znacznie częściej
  • Łużniki, na których grywały moskiewskie kluby, ale na co dzień miały własne obiekty
  • Stadion Olimpijski w Atenach, na którym często grywał Panathinaikos, czasem AEK, a rzadziej nawet Olympiakos. Bywały sezony ligowe, że gospodarzami na nim były wszystkie trzy kluby.

By ujednolicić metodologię wziąłem pod uwagę najwyżej notowany klub, który w sezonie, w którym na obiekcie odbył się europejski finał, rozgrywał na nim większość swoich meczów ligowych. Nie biorę zatem pod uwagę na przykład TSV 1860 Monachium, gdy lepszą lokatę w tabeli miał Bayern, a finał odbywał się  na Allianz Arenie.

 

Szkockie komplikacje

Zdecydowanie najbardziej skomplikowana jest sytuacja z Hampden Park, który gościł aż sześć finałów. Od ponad stu pięćdziesięciu lat z przerwami występuje tam mało znany szkocki klub Queen’s Park F.C. Na olbrzymim kilkudziesięciotysięcznym molochu zjawiało się na jego meczach czasem po kilkuset widzów. Nic dziwnego, bo w ostatnich dwóch dekadach grywał głównie w czwartej lidze, dopiero ostatnio ocierając się o awans do najwyższej ligi po pół wieku przerwy. W sezonie 2001/02, gdy na stadionie w Glasgow odbył się finał Ligi Mistrzów między Realem a Bayerem Leverkusen, jego gospodarz – Queen’s Park, zajął najgorsze w swej historii dziesiąte miejsce w czwartej lidze.

Trudno jednak Hampden uznawać za stadion czwartoligowca, bo regularnie grała tam przecież reprezentacja Szkocji, zatem traktuję ten obiekt, jako stadion narodowy.

 

Wziąłem także pod uwagę finały rozgrywane w ramach dwumeczów, czyli Puchar UEFA do 1997 roku. I okazało się to słuszne, bo choć wydawałoby się, że skoro nigdy nie grał w nich klub drugoligowy, to niemożliwe jest, by decydujące spotkanie odbywało się na jego obiekcie, to miało to miejsce i to nie raz! Oczywiście jest to sytuacja nieco inna, niż ta, w której UEFA znacznie wcześniej wybiera odgórnie miejsce, w którym spotkają się dwie najlepsze drużyny w poszczególnych rozgrywkach. Jednak pozostawiam także dwumeczowe stadiony, jako ciekawostkę.

 

Najniżej notowani gospodarze finałów

Jak kształtuje się tegoroczny rezultat Śląska na tle historycznych wyników klubów – gospodarzy obiektów finałowych? Trzydzieści razy w historii taki klub zdobywał mistrzostwo w roku, w którym na jego stadionie odbył się europejski finał, a prawie osiemdziesiąt razy zajmował miejsce na podium. Zdarzyło się jednak takim klubom zająć tak niskie miejsce, jak piętnaste, a nawet niższe:

 

Niektórzy sądzą, że Parc des Princes powstał w 1972 roku i jest praktycznie rówieśnikiem PSG. Tymczasem pierwsze mecze rozgrywano w tym miejscu już w dziewiętnastym wieku, a później grało tam wiele klubów. Gdy w 1956 roku odbywał się tam finał pierwszego Pucharu Mistrzów, gospodarzem na co dzień był Racing Club de France. Po rozbudowie na początku lat siedemdziesiątych rozgrywa tam jednak swoje mecze Paris Saint-Germain. Gdy w 1975 o Puchar Mistrzów walczył na nim Bayern z Leeds, PSG właśnie skończyło swój pierwszy sezon na tym obiekcie. Nie był on zbyt wesoły, bo drużyna zajęła dopiero piętnaste miejsce. Dziś nie do pomyślenia, ale stołeczna drużyna nie była wtedy dominatorem.

W dwumeczowym finale Pucharu UEFA 1988 Espanyol grał u siebie jako także piętnasta drużyna ligi hiszpańskiej. Osiem lat później w tych samych rozgrywkach wyższość Bayernu musiało uznać Bordeaux z Zidanem w składzie, które w lidze zajęło szesnaste miejsce i prawie z niej spadło.

 

Nieudana konkurencja dla Ajaxu

Znacznie ciekawszy jest jednak przypadek finału Pucharu Zdobywców Pucharów z 1977 roku, który UEFA przyznała Stadionowi Olimpijskiemu w Amsterdamie. Trudno nazwać go wtedy obiektem reprezentacji Holandii, bo ostatni raz zagrała tam dwa lata wcześniej z Polską. Wielu kibiców pamięta ten obiekt z europejskich meczów Ajaxu, jednak generalnie nie grał on na nim w lidze.

Całorocznym gospodarzem był tam FC Amsterdam. Istniejący zaledwie dekadę klub, który powstał z fuzji Blauw-Wit, DWS i De Volewijckers. Miał być konkurencją dla De Joden, ale zajął wtedy piętnastą lokatę, a za chwilę na jego mecze przychodziło tam mało widzów, że zespół musiał występować na bocznym boisku, a niedługo został zupełnie zlikwidowany.

Wszystkie te zespoły zajmowały jednak w lidze miejsce wyższe od Śląska, a przede wszystkim z niej nie spadały.

Zespołu, który gościłby finalistów na swoim stadionie zajmując lokatę niższą od wrocławian nie znalazłem! Natomiast były przypadki, gdy gospodarzami byli… drugoligowcy.

 

Klątwa UEFA

Co ciekawe – wszystkie miały miejsce między 1985 a 1990 rokiem i łączą się w jakiś sposób z problemem chuligańskich wybryków na europejskich stadionach w tym okresie. Albo bezpośrednio – o czym za chwilę, albo pośrednio: po tragedii Heysel UEFA przyznawała organizację finałów tylko zmodernizowanym obiektom, a takie powstawały niekoniecznie w najlepszych klubach, a raczej po prostu w tych, które właśnie wtedy zaplanowały ich remonty, bądź otrzymały organizację finałów Euro lub mistrzostw świata.

Organizację finału Pucharu Mistrzów 1986 europejska federacja przyznała obiektowi Sevilli – Estadio Ramón Sánchez-Pizjuán. Już ten wybór rzucił klątwę na klub, bo zajął on w sezonie 1985/86 zaledwie dziewiąte miejsce. To i tak niezły wynik, bo gospodarze finałów pozostałych dwóch rozgrywek grali wtedy… w drugiej lidze.

Finał Pucharu UEFA był dwumeczem między Realem a FC Koln. Niemcy zostali ukarani nakazem gry co najmniej 350 km od Kolonii ze względu na wybryki ich kibiców w półfinale. W tej sytuacji władze klubu wybrały… Berlin Zachodni i tamtejszy Olympiastadion.

Nie dość, że żaden berliński klub nie grał wtedy w Bundeslidze, to jeszcze najwyżej notowanym klubem grającym na tym obiekcie nie była wcale Hertha, która spadła wtedy z… 2. Bundesligi. Nie był nim też oczywiście Union ani Dynamo Berlin, które występowały po drugiej stronie muru w lidze NRD.

Miano króla Olympiastadionu nosił wtedy nieistniejący już dziś Blau-Weiß 90 Berlin. Gra na wielkim obiekcie dała im najwyższą w lidze średnią dziesięciu tysięcy widzów, nabitą głównie przez sześćdziesiąt tysięcy kibiców na derbach. Biało-Niebiescy okazali się nie tylko lepsi od Herthy, ale także sensacyjnie awansowali do Bundesligi. Spadli z niej jednak z hukiem mimo bramek młodego napastnika Karla Heinza Riedlego, późniejszego króla strzelców Euro 1992, mistrza świata z 1990 i zdobywcy Ligi Mistrzów z Borussią z 1997 roku. Jako jeden z nielicznych klubów spoza NRD, Blau-Weiß nie przetrwali zjednoczenia Niemiec i w 1992 zostali zlikwidowani.

Uważni kibice pamiętają, że na tym samym niemieckim stadionie rozegrano dziesięć lat temu finał Ligi Mistrzów. Wtedy grała na nim już tylko Hertha, ale sezon też miała nietęgi, bo zajęła w Bundeslidze piętnaste miejsce, minimalnie unikając spadku.

Może pojawić się uwaga, że Olympiastadion był obiektem reprezentacji, ale przed 1986 rokiem Niemcy nie grali w Berlinie przez trzy lata, a między 1979 a 1987 wystąpili tam tylko raz. Także przed finałem Ligi Mistrzów w 2015 ostatni mecz na tym obiekcie nasi zachodni sąsiedzi rozegrali trzy lata wcześniej, trudno zatem mówić o Olympiastadionie jako obiekcie reprezentacyjnym w tym okresie.

 

Droga dla Śląska?

Z kolei finał Pucharu Zdobywców Pucharów w tym samym 1986 roku między Atletico a Dynamem Kijów odbył się na Stade de Gerland w Lyonie. Klub powiększył obiekt na Euro 1984, jednak nie był w tym czasie znaczącą siłą we Francji. W sezonie poprzedzającym finał, Olympique grał w drugiej lidze i przegrał baraże o awans. Zresztą identycznie było rok później.

Na drugim szczeblu klub pozyskał nowego inwestora. Kupił go biznesmen Jean-Michel Aulas. Zatrudnił Raymonda Domenecha i zbudował potęgę Lyonu, który ostatecznie doprowadził w XXI wieku do siedmiu tytułów mistrza Francji z rzędu.

Może to dobry znak dla Śląska, którego miejski właściciel tak bardzo chce sprzedać, że nic w tym kierunku nie robi? Skoro niedługo po pierwszym w historii finale na obiekcie drugoligowca, pozyskał on potężnego inwestora, może Jackowi Sutrykowi też spadnie on niedługo z nieba?

 

Jeśli właściciele Wojskowych nie obiorą drogi Lyonu, może czeka ich los kolejnego drugoligowego gospodarza?

Finał Pucharu Zdobywców Pucharów w 1988 roku organizował Strasburg. Był to kolejny obiekt wybrany ze względu na fakt, że przeszedł renowację ze względu na rozgrywane na nim Euro 1984. Tu jednak znów zadziałała klątwa UEFY, bo gospodarz zdążył po przyznaniu mu organizacji finału spaść do drugiej ligi i grał w niej w sezonie 1987/88.

Stade de la Meinau to bardzo ważny obiekt dla polskiej piłki. To tu Polska zagrała z Brazylią podczas mundialu w 1938 roku przegrywając po dogrywce 5:6. Tam też w 1970 roku Górnik Zabrze rozgrywał dodatkowe spotkanie półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów po tym jak w dwumeczu padł remis. Także ono nie wyłoniło zwycięzcy, a ponieważ nie było wtedy serii rzutów karnych, o awansie do finału zdecydował szczęśliwy dla zabrzan rzut monetą.

W 1979 Strasburg sensacyjne zdobył tytuł mistrza Francji. Tytuł zdobył we wspomnianym wcześniej Lyonie, a w składzie miał Domenecha, który po latach będzie prowadził klub rywali. Zaraz po mistrzostwie klub zmienił właściciela. Poszedł ścieżką przeciwną do Lyonu – zawłaszczyli go politycy.

Nowy prezes nakupił niepotrzebnych i drogich zawodników (Bianchi), skłócił się z trenerem, następnie go zwolnił, odeszli kluczowi gracze, którzy zdobyli mistrzostwo i już dekadę po nim spadł z ligi. Całkiem podobnie do drogi Śląska. Co było dalej? Po polityku prezesem został Daniel Hechter, projektant mody, który w latach 70tych zarządzał PSG i wymyślił ich słynny wzór koszulek w pionowe pasy. Klub radził sobie coraz gorzej, a w XXI wieku grał nawet w piątej lidze.

Ciekawe, którą z dróg wyznaczonych przez drugoligowych gospodarzy podąży Śląsk?

 

Gospodarz stadionu finałowego ledwo utrzymał się w Serie B

Ostatni taki finał to rok 1990 i Puchar UEFA. Juventus zagrał w nim z Fiorentiną z Roberto Baggio i Carlosem Dungą, którzy cztery lata później zagrają ze sobą w USA o mistrzostwo świata. Viola doszła do niego mimo, że w żadnym z dziesięciu meczów nie strzeliła więcej niż jednego gola. Problemy były też na trybunach.

Stadion we Florencji przygotowywany był na mistrzostwa świata i trzeba było grać mecze domowe w Perugii. Ale nawet ta opcja odpadła po ekscesach kibiców w trakcie półfinału z Werderem. Obiekt zamknięto, a klub stanął przez trudnym wyborem miejsca do grania. Zdecydowano się na Avellino na południu Włoch, w Polsce znane głównie z tego, że kilka lat później tamtejszy zespół trenował Zbigniew Boniek.

Decyzja była dziwna, ale dzięki niej mamy do dziś niepobity rekord. Finał europejskiego na stadionie zespołu zajmującego dwunaste miejsce w drugiej lidze, bo taką pozycją Avellino zajęło w Serie B. O punkt uniknęło degradacji. Ostatecznie spadło w 1992 roku. Później próbowano je odbudować, ale w XXI wieku klub dwukrotnie bankrutował i zaczynał od Serie D. Właśnie udało mu się awansować do Serie B.

Dzień po finale na Stadio Partenio – najdziwniejszym miejscu, a którym rozgrywano europejski finał, właściciel klubu ogłosił coś strasznego: nie tylko sprzedał Roberto Baggio, ale oddał go do Juventusu. Zamieszki we Florencji trwały kilka dni.

Stadio Partenio w Avellino podczas Uniwersjady, Fire90, CC BY-SA 4.0, Wikimedia Commons 

Podsumowując, mamy wielki zaszczyt śledzić trzeci już finał europejskiego pucharu w naszym kraju po finałach Ligi Europy w 2015 na Narodowym i w 2021 roku w Gdańsku. Po raz pierwszy w historii europejskiej piłki najwyżej notowany klub, który na co dzień gra na finałowym obiekcie, zajął tak niskie miejsce w lidze i spadł z niej.

Tylko cztery razy dawno temu gospodarze obiektu grali w drugiej lidze, jednak w dwóch z tych przypadków (Strasburg i Blau-Weiss) w sezonie z finałem wywalczyli awans do elity.

Spadek Śląska jako gospodarza europejskiego finału jest zatem sytuacją bezprecedensową, ale wciąż normalniejszą, niż gdyby odbywał się na stadionie klubu wyżej notowanego – na przykład wicemistrza Polski.

 

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZLO O FINALE LIGI KONFERENCJI:

Fot. Newspix.pl

2 komentarze

Kocha sport, a w nim uwielbia wyliczenia, statystki, rankingi bieżące i historyczne, którymi się nałogowo zajmuje. Kibic Górnika Wałbrzych.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Liga Konferencji

Reklama
Reklama