Reklama

Na kogo klął Maresca, co przewidział Pellegrini? Betis i Chelsea we Wrocławiu

Szymon Janczyk

27 maja 2025, 23:21 • 6 min czytania 8 komentarzy

W najbardziej polskiej edycji Ligi Konferencji do pełni szczęścia zabrakło nam tylko wewnętrznego finału, ale fakt, że dwie znane firmy, z którymi przecięliśmy się (z sukcesami!) na szlaku boju, przyjechały do Wrocławia, trochę podnosi na duchu. 

Na kogo klął Maresca, co przewidział Pellegrini? Betis i Chelsea we Wrocławiu

Manuel Pellegrini ma luz, duży luz, choć już na wstępie zaznacza, że pierwszy europejski finał w historii Realu Betis Balompie to przede wszystkim duża odpowiedzialność. Bije od niego spokój, wspomina, jak na stracie fazy ligowej odezwał się do kolegi po fachu, niejakiego Enzo Mareski.

Reklama

— Wysłałem mu bardzo krótką wiadomość: do zobaczenia w Polsce, w finale. Teraz dzwoniłem do niego i powiedziałem, że cieszę się, że się spotkamy — wyznał.

Panowie mają za sobą półtora roku wspólnej pracy w Londynie, w West Ham United. Maresca był wtedy asystentem Pellegriniego i „godzinami gadali o piłce”, więc dziś „znają nawet swoje myśli”. Nestor wśród trenerów nie ma pojęcia, co dokładnie wyciągnął od niego jego uczeń. Lub ma, lecz uznał, że nie czas i nie miejsce się tym chwalić. W każdym razie wydaje się, że był to klasyczny przypadek, gdy asystent różni się od głowy całej trenerskiej ferajny.

Tak można było pomyśleć, gdy oglądało się ostatni trening przed wyczekiwanym finałem. Real Betis rozrysował boisko do małej gry i zasuwał na sporej intensywności. Chelsea urządziła gry i zabawy, jakbyśmy oglądali zajęcia żaków. Trzy grupki, piłka krąży, zero potrzeb.

Cisza przed burzą. Jak Wrocław szykuje się na finał LKE? [KULISY]

Finał Ligi Konferencji we Wrocławiu. Pellegrini i Maresca o meczu Chelsea – Real Betis

Manuel Pellegrini potrafił się odpalić, wystarczy sięgnąć pamięcią do czasów, gdy jego Malaga rywalizowała z BVB w Champions League. Wprost artykułował wtedy, że bliżej nieokreślona siła wyższa, ludzie sterujący europejską piłką, nie chcą jego zespołu na salonach. Stąd błędy arbitrów, które wyrzuciły rewelacyjnego kopciuszka za burtę rozgrywek. Nawet jeśli tak było, współczuć nie możemy. Nie w Polsce, bo to wygrana z Malagą poprzedziła dwumecz z Realem Madryt, w którym Robert Lewandowski przeszedł do historii futbolu, pakując Królewskim czwórkę.

Nie o tym jednak, lecz o tym, że Enzo Maresca też przestał gryźć się w język. Skoro ostatnio rzucił, że „wszyscy, którzy wątpili w Chelsea, mogą spierdalać”, to nic dziwnego, że we Wrocławiu próbowano dociec, kto właściwie powinien wziąć do siebie tę radę. Kibice, media, może konkretni dziennikarze?

— Był to pewien wybuch, reakcja wynikająca z danego momentu. W lutym, marcu, gdy gubiliśmy punkty, wiele osób mówiło o nas – z naszego punktu widzenia – w sposób niewłaściwy. Może mamy najmłodszy skład w historii, ale to też są ludzie. To są przede wszystkim ludzie. Powiedziałem im, że możemy udowodnić innym, że wbrew temu co mówią, jesteśmy dojrzali — rozwinął wątek Maresca.

Trener Chelsea nikogo palcem nie wskazał. Nie wszedł też w żartobliwą grę, gdy zagadnięto go, czy żona nie suszyła mu w domu głowy za używanie f-word przy małym dziecku. Jeśli tak było, to Enzo się nie przyznał, czwórka jego pociech po prostu „bardzo dobrze się bawiła” patrząc, jak papa wprowadza The Blues do Ligi Mistrzów. Sukces na tym polu dał drużynie oddech, wywołał „pozytywną reakcję”, pomaga „budować właściwą mentalność”.

Liga Konferencji była polska, kończy się w Polsce. Jak wyróżnia nas UEFA?

Historia tego finału od samego początku zmierza ku biblijnym porównaniom. Manuel Pellegrini nie zgadza się jednak, że próba dostrzeżenia w nich Dawida, w Chelsea Goliata, to podejście właściwe. Szans upatruje w „indywidualnych występach” oraz „graczach z dużym doświadczeniem”. To pierwsze tyczy się Antony’ego, który „odbudował karierę w najlepszy możliwy sposób”, co jego trenera „napawa wielką dumą”.

Ciężar na barki chce wziąć Isco, który może i wygrał dziewiętnaście pucharów, ale — jak zauważyli hiszpańscy żurnaliści — nigdy jako kapitan. To waży więcej, dokładnie tyle, ile srebrne trofeum, które człowiek z opaską na ramieniu zwykł wznosić w górę jako pierwszy.

Angielscy koledzy po fachu też mówią o pogoni za srebrem. Dociekają, ile znaczyłoby dla Todda Boehly’ego, który sukcesu z Chelsea jeszcze nie świętował. Maresca tłumaczył, że od miesięcy starał się wpoić piłkarzom, że skoro nie grają w Champions League, skoro nie są nawet w Lidze Europy, to Liga Konferencji stanowi dla nich najważniejsze rozgrywki świata.

Jest to zbieżne z polską perspektywą, bo tak swojsko w Conference League jeszcze nie było. Finał we Wrocławiu to jedno, dwaj ćwierćfinaliści drugie, trzecie — ile pozytywnych wątków pojawia się, gdy UEFA przedstawia Polskę w oficjalnym programie meczowym. Z ósmej strony bije rekordowa frekwencja rozgrywek: to Betis, lecz przy udziale Jagiellonii. Wystarczy przewrócić kartkę i już uśmiecha się do nas Adrian Siemieniec, cytowany w części poświęconej drodze Realu do finału.

Starcie kibiców we Wrocławiu. Pofrunęły butelki i krzesła [WIDEO]

Autorzy cmokają nad trafieniami niezwykłej urody w wykonaniu Afimico Pululu, lidera klasyfikacji strzelców. Zauważają, że pierwszy raz od ponad pół wieku dwa nasze kluby dotarły tak daleko. Wreszcie wybierają młodzież, na której warto zawiesić oko, czyli:

  • Gisliego Thordarssona, oczywiście za występy w Vikingurze, ale przecież od miesięcy nasz ci on. W całej swojej okazałości, czyli „z doskonałym podaniem, techniką, piłkarską inteligencją i atutami fizycznymi”;
  • Sławomira Abramowicza za jego „zauważalną obecność” w bramce Jagiellonii, cztery czyste konta i imponującą liczbę interwencji.

Mini-przewodnik po mieście zachęca do podróży szlakiem krasnali i konsumpcji pierogów, baczny statystyk UEFA zauważa, że nigdy przedtem finał Ligi Konferencji nie gościł na tak dużym stadionie. Wreszcie mamy grę na nostalgii i wyliczankę pucharowych wojaży, dla tych zagranicznych fanów, którzy mogą nie być świadomi, że kiedyś w Polsce poważną piłkę oglądało się gdy grali nasi, nie, gdy ktoś przyjeżdżał do nas w gości.

Rzut monetą, który dał finał Górnikowi, opędzlowanie Ernsta Happela przez Wisłę, Boniek karcący Juventus, Widzew oklaskiwany na Anfield Road, wreszcie Kowal, Legia i Sampdoria. Znamy, lubimy. I dobrze, że powoli zaczynamy dopisywać kolejne rozdziały — tym Londynem, tą Florencją, ćwierćfinałem Jagiellonii…

Miło, naprawdę miło, że taki sezon kończymy meczem u siebie.

Z WROCŁAWIA SZYMON JANCZYK

WIĘCEJ O LIDZE KONFERENCJI:

fot. Newspix

8 komentarzy

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Liga Konferencji

Reklama
Reklama