Uniwersum polskiej piłki wita dzika, która śpi na murawie pierwszoligowego klubu. Żeby było śmieszniej, nie mówimy o stadionie ulokowanym na peryferiach czy terenach wiejskich, a… w ścisłym centrum Warszawy. Dzik to tylko symbol tego, z czym mierzy się Polonia, która wystosowała list do Rafała Trzaskowskiego i władz stolicy o rozwiązanie absurdów dziejących się przy Konwiktorskiej 6. Pisze w nim, że robi to „w akcie skrajnej desperacji i rozczarowania”.
Kibice Polonii chyba już nie wierzą w to, że miasto pomoże wybudować im stadion, nawet mimo faktu, że operacja miała (ma?) odbyć się poprzez PPP, czyli Partnerstwo Publiczno-Prywatne, co oznacza, że zdecydowaną większość inwestycji miałby wziąć na siebie prywatny podmiot, który później zarabiałby na stadionie i powierzchniach usługowych. Polonia jest w o tyle – wydawałoby się – komfortowej sytuacji, że jej stadion mieści się w ścisłym centrum dużego miasta, niedaleko starówki, więc można zbić na nim dobry interes.
Dobry interes, a w zasadzie kapitał wyborczy, zbijają na Konwiktorskiej 6 póki co jedynie rządzący miastem.
W 2007 roku Hanna Gronkiewicz-Waltz, będąc na początku swojej kadencji, stwierdziła: – Do końca 2010 roku budowa stadionu Polonii będzie zakończona. My nie gadamy tylko robimy.
W 2017, gdy jej kadencja zbliżała się do końca, ogłosiła na konferencji prasowej zwołanej przy Konwiktorskiej: – Ruszamy z budową stadionu!
Miała wybudować za 57 milionów złotych obiekt na dwanaście tysięcy miejsc. W sierpniu 2018 roku sama podbiła stawkę – nie na dwanaście tysięcy krzesełek, a piętnaście, nie za 57 milionów, a 158!
Zarządziła konkurs na projekt stadionu, a inwestycję miał dokończyć Rafał Trzaskowski.
Obecny prezydent Warszawy rozpoczął swoją posługę od pchania inwestycji do przodu. Rozstrzygnął konkurs na projekt obiektu, jego ludzie opracowali kosztorys, uroczyście podpisał umowę z pracownią JSK Architekci…
Inwestycja, która już ciągnęła się niezwykle ślamazarnie, jeszcze bardziej wyhamowała. W 2024 roku Trzaskowski mówi: – Podtrzymuję intencję realizacji tego projektu.
Od lat nic w tym temacie się nie dzieje.
Politycy udają, że coś robią.
Polonia zostaje z niczym.
Dramatyczny apel Polonii
„Czarne Koszule” czują się w tej sytuacji trochę jak pies, któremu ktoś kręci kiełbasą pod nosem, a później nie daje mu ani kawałka. W dodatku robi tak od długich lat. Można się wkurzyć? Można. Kibice Polonii stali się ofiarami niespełnionych obietnic wyborczych. Kiedy ich głosy były potrzebne przy urnach, politycy kreślili wielkie wizje i mamili, że już wkrótce staną się one konkretne. Później ich marzenia można było już przemielić i udawać, że robi się coś w kierunku ich realizacji. Albo że przynajmniej chce się to zrobić. Ewentualnie – jak ostatnio Trzaskowski – że podtrzymuje się intencję realizacji projektu.
CAŁY LIST GREGOIRE’A NITOTA DO PRZECZYTANIA TUTAJ
Apel Polonii nie dotyczy jednak budowy nowego stadionu, a zarządzania obecnym. Pierwszoligowiec wylicza w liście szereg uniedogodnień, z którymi musi mierzyć się na co dzień. To najbardziej jaskrawe to dzik, który smacznie śpi sobie na murawie, po której weekendami biegają piłkarze.
W liście czytamy: Główna płyta boiska nie jest ogrodzona w sposób należyty, co doprowadza do sytuacji, w której na murawę wchodzi dzika zwierzyna – np. dziki. To nie tylko zagrożenie dla zawodników, ale też ryzyko zniszczenia boiska, które mogłoby uniemożliwić rozegranie meczów ligowych (kary finansowe dla Klubu i ogromny problem wizerunkowy dla Klubu jak i Zarządcy obiektu, tj. Aktywnej Warszawy).
Inna scenka jak z B-klasy to krzywo pomalowane linie.
Ponadto klub narzeka na brak odpowiedniej pielęgnacji murawy.
Obecny stan techniczny zagraża zdrowiu zawodników i uniemożliwia prowadzenie profesjonalnych zajęć. Dziury w murawie, brak koszenia i podlewania przed treningiem to norma. Boisko utrzymywane jest zaledwie przez 1 osobę zatrudnioną przez Aktywną Warszawę, która również zajmuje się boiskiem bocznym, na którym w okresie zimowym brakuje skutecznego odśnieżania.
Co jeszcze? Między innymi zaduch w szatni, pleśń i grzyb, problemy z grzjenikiem w pokoju kierownika drużyny, brak systemu kontroli wjazdu na parkingu, wygórowane stawki za rozklekotany obiekt i walka z operatorem stadionu o każdą naprawę, nawet w sytuacji, gdy Polonia sama chce ją sfinansować.
Jako przykład tej ciągnącej się biurokracji klub z Konwiktorskiej wskazuje w liście trzy przykłady.
- Remont szatni – biurokratyczne opóźnienia mimo środków po stronie Klubu
Klub na własny koszt – w wysokości ponad 200 000 zł – przeprowadził remont szatni i zaplecza technicznego pierwszego zespołu. Prace te mogły zostać zrealizowane znacznie wcześniej, jednak przez kilka miesięcy czekaliśmy na decyzję ze strony Aktywnej Warszawy, co wstrzymywało rozpoczęcie inwestycji i pogarszało warunki pracy drużyny.
- Tablica wyników – awaria ignorowana od miesięcy
Tablica wyników na stadionie pozostaje niesprawna mimo zgłoszenia usterki kilka miesięcy temu. To podstawowy element każdego obiektu sportowego, a jego brak obniża rangę meczówi doświadczenie kibiców.
- Neon klubowy – symbol zaniedbania i braku dbałości o wizerunek
Neon z nazwą Polonii na froncie stadionu od miesięcy pozostaje niesprawny, mimo zgłoszenia awarii i szacunkowego kosztu naprawy rzędu zaledwie 5 000 zł. To drobna inwestycja, która ma znaczenie symboliczne i wizerunkowe – a mimo to do dnia dzisiejszego problem nie został rozwiązany.
Zmiana operatora stadionu
Jeśli klub musi miesiącami wypraszać się o tak drobne sprawy jak naprawa neonu albo zgoda na samodzielnie finansowany remont szatni, to faktycznie nie mówimy o zdrowej sytuacji. Obiektem przy Konwiktorskiej zarządza obecnie miejska instytucja – Aktywna Warszawa – i to ona ma być zdaniem Polonii winna przeciągających się procedur.
Polonia proponuje więc, że sama może zostać operatorem obiektu i… wziąć na siebie wszelkie naprawy i pracy modernizacyjne. Chciałaby wykonywać je swoimi ludźmi i za swoje pieniądze, mimo że przecież stadion formalnie do niej nie należy.
Po przejęciu zarządzania stadionem Klub zobowiązuje się pokrywać wszystkie koszty funkcjonowania obiektu, utrzymanie preferencyjnych warunków korzystania z obiektu przez szkoły i instytucje publiczne, tak jak było to do tej pory.
Jedyną formą partycypacji Miasta w kosztach funkcjonowania obiektu będzie coroczna, stała opłata, odpowiadająca średniej stracie, jaką obiekt generował w ciągu ostatnich trzech lat pod zarządem Aktywnej Warszawy. Środki te skompensują wyłącznie preferencyjne udostępnianie obiektu instytucjom publicznym, tak jak ma to miejsce obecnie – wszystkie pozostałe koszty pokryje Klub, bez angażowania budżetu Miasta.
To raczej wciąż rzadkość w polskiej piłce, że klub staje się jednocześnie operatorem stadionu wybudowanego przez miasto, lecz takie przypadki też się zdarzają. Na podobną formę zarządzania zdecydowano się chociażby w Szczecinie, co początkowo miało mieć dużo plusów (swoboda klubu na obiekcie i najwyższa jakość murawy), a finalnie plusy te przesłoniły minusy (utrzymanie stadionu okazało się droższe niż zakładano, szczególnie ze względu na koszty energii).
Szczecin – choć to Pogoń ma na swoich barkach rolę operatora – wspomaga klub finansowo, by miał środki na utrzymanie obiektu. Analogicznie także i Gregoire Nitot proponuje Warszawie partycypację w kosztach – stałą opłatę odpowiadającą średniej stracie, jaką Konwiktorska 6 generowała w ostatnich latach.
Operator może teoretycznie zarabiać na zarządzanym przez siebie stadionie (np. organizując wydarzenia lub wynajmując powierzchnię komercyjną), ale w Polonii robienie biznesu na rozlatującym się obiekcie jest raczej niemożliwe. Nitot wziąłby natomiast na siebie dużo ryzyk. Doszłoby do poważnej usterki? Musiałby ją naprawić. Nagle podrożałby prąd? To już nie byłby problem miasta, a właściciela klubu.
Na papierze wygląda to na całkiem uczciwą propozycję. Warszawa jednak nieszczególnie chce współpracować z Polonią, która od długiego czasu domaga się też modernizacji stadionu, przy czym klub ten nie oczekuje – jak w wielu innych polskich ośrodkach – by ratusz wziął na siebie sto procent kosztów budowy. Wręcz przeciwnie. Nitot deklarował na przykład w lutym, że chciałby sam wybudować tam stadion, jeśli dostałby tylko teren w dzierżawę.
Fragment rozmowy z „Przeglądem Sportowym”:
– Ja chcę od miasta tylko teren, dzierżawę na 50 lat i nie chcę od nich ani grosza. Żeby jednak obiekt się zwrócił, trzeba zorganizować na nim około 100 eventów rocznie
– I co oni na to?
– Nie podjęli decyzji.
– Ile pan chce wyłożyć na to?
– Jestem gotowy inwestować do miliarda złotych. Oczywiście sam tyle nie wyłożę, bo mnie na to nie stać, ale jestem w stanie pozyskać inwestorów, zaciągnąć kredyt.
Miasto jednak milczy. Samo stadionu nie wybuduje, a gdy ktoś chce to zrobić – nie jest tym szczególnie zainteresowane.
WIĘCEJ O POLONII WARSZAWA:
Fot. newspix.pl