Ależ to był mecz! Obejrzeliśmy najbardziej pasjonujący finał Pucharu Polski w XXI wieku. Piłkarze Legii Warszawa i Pogoni Szczecin walczyli o swoje piłkarskie życie, bo zwycięstwem na Stadionie Narodowym mogli uratować sobie sezon. Ciężar gatunkowy tego spotkania był niesamowity, co dało się odczuć w każdej sekundzie na boisku.

Legia musiała wejść do europejskich pucharów, żeby uniknąć finansowej katastrofy, a w jej przypadku jedyną realną nadzieją był już tylko finał PP. Pogoń wróciła na Narodowy, żeby przegonić demony sprzed roku, gdy w niesamowitych okolicznościach wypuściła z rąk zwycięstwo nad Wisłą Kraków.
Legia Warszawa z Pucharem Polski, Pogoń Szczecin znów przegrywa finał
Od pierwszego gwizdka Szymona Marciniaka widzieliśmy, jak wiele waży ten finał dla jednych i drugich. Wióry leciały, wszyscy walczyli jak szaleni, gdyby komuś przyszło odstawić nogę w jakimś starciu, chyba sam zarumieniłby się ze wstydu.
Widać było, że presja w większym stopniu ciąży na zawodnikach Portowców. Grali nerwowo, popełniali więcej prostych błędów. Legia zaczęła w mecz spokojniej, pewniejsza siebie i szybko wyszła na prowadzenie. To był katastrofalny występ Leonardo Koutrisa w defensywie, który kompletnie nie radził sobie z dynamicznym i przebojowym Morishitą. Japończyk od razu wyczuł słabość przeciwnika i chętnie wchodził w pojedynki z lewym obrońcą Pogoni. W 14. minucie minął go jak dziecko, a wszystko z bliska zamknął Luquinhas, który uniknął spalonego.
Jeszcze gorzej Koutris zachował się od razu po zmianie stron. Cały drugi gol dla Legii to w zasadzie jego „zasługa”. Najpierw minął się z piłką w powietrzu, potem natomiast nerwowo wybijał pod nogi Morishity i dał mu się ograć, a Japończyk załadował pod poprzeczkę.

Ryoya Morishita bohaterem finału Pucharu Polski.
Pogoń miała w tym finale dobre momenty. Po utracie drugiej bramki potrafiła przycisnąć Legię, stworzyła kilka groźnych sytuacji, Kacper Tobiasz się nie nudził. Przed przerwą z kolei zanim wyrównała, Kurzawa trafił w poprzeczkę, a Koulouris napędził strachu Tobiaszowi, który nic do powiedzenia nie miał dopiero wtedy, gdy Loncar idealnie wykończył centrę Grosickiego z rzutu wolnego.
Całościowo jednak Pogoń zrobiła dziś za mało, była zbyt słaba i mniej odporna psychicznie w kluczowych momentach. I tak dobrze, że walczyła tak długo, bo dzięki temu oglądaliśmy pasjonujące widowisko.
Gual marnuje karnego, Szkurin strzela po wejściu
A przecież gdyby niedługo po bramce Luquinhasa padł drugi gol dla Legii, pewnie byłoby po wszystkim. Cojocaru zawalił na przedpolu po rzucie wolnym, nie trafił w piłkę, za to trafił w Pankova. Akcja trwała, doszło do bilardu przed bramką Portowców i wreszcie Kapuadi przy trzeciej próbie znalazł drogę do siatki. Problem polegał na tym, że wcześniej Luquinhas zagrał ręką, więc gol nie mógł zostać uznany. Jeszcze wcześniej jednak przewinił Cojocaru, dlatego po konsultacji z wozem VAR Marciniak wrócił do tego zdarzenia i stanęło na rzucie karnym dla Wojskowych. Gual wykonał go fatalnie, jak amator i rumuński goliper zdołał się zrehabilitować. Pogoń dostała wiatru w żagle, wróciła do gry i ciąg dalszy znamy.
Goncalo Feio może triumfować nie tylko dlatego, że sięgnął po trofeum. Dość szybko wpuścił niesamowicie krytykowanego Szkurina i Białorusin mu się odwdzięczył. W sytuacji sam na sam po kolejnym znakomitym zagraniu Morishity pokiwał się z Cojocaru niczym brazylijski Ronaldo za najlepszych czasów, spokojnie go minął i podwyższył na 3:1.

Ilja Szkurin długo rozczarowywał w Legii, ale w finale Pucharu Polski nie zawiódł.
Pogoń nie odpuszczała. Wcisnęła drugiego gola (Koulouris strzelił Vinagrem), ale potem po rykoszecie od Przyborka Vinagre się zrehabilitował i mieliśmy 4:2. W ostatniej akcji Smoliński zmniejszył rozmiary porażki, lecz to był koniec. Pogoń nie miała już nawet szans na rzut wolny i wejście wszystkich zawodników w pole karne. Legia w międzyczasie zepsuła kilka świetnie zapowiadających się kontr.
Ufff, co za widowisko, co za emocje. Dosłownie do ostatniej sekundy nie można było oderwać wzroku od boiska.
Nie sugerujemy, że Legia na finiszu położy się w lidze, ale ten sezon uratowała właśnie teraz. Załamana Pogoń musi przełknąć kolejną porcję memów z „zero tituli” i szukać wyprzedzenia Jagiellonii, do której na cztery kolejki przed końcem traci dwa punkty.
Pogoń Szczecin – Legia Warszawa 3:4 (1:1)
- 0:1 – Luquinhas 13′
- 1:1 – Loncar 41′
- 1:2 – Morishita 46′
- 1:3 – Szkurin 64′
- 2:3 – Vinagre 67′ samobójcza
- 2:4 – Vinagre 85′
- 3:4 – Smoliński 90+5′
Fot. FotoPyK/400mm.pl/Newspix