Zwalnianie trenera w końcówce sezonu, gdy grozi spadek albo jest szansa jeszcze powalczyć o puchary, da się zwykle jakoś obronić. Podobnie jak zatrudnienie nowego przed końcem sezonu, by nie przedłużać atmosfery tymczasowości. Rozstanie Górnika Zabrze z Janem Urbanem nie mieści się jednak w żadnej z tych kategorii. Trudno je też uzasadnić sportowo. To decyzja, której jedyną motywacją wydaje się chęć odwrócenia narracji i zrobienia trenerowi odrobinę pod górkę.
Plotki, że między Janem Urbanem a obecnymi działaczami Górnika Zabrze nie ma miłości, wypływały przez większość sezonu. O jego możliwym zwolnieniu mówiło się jesienią i to wcale nie taką późną. Triumfował jednak zdrowy rozsądek. Ani sytuacja w żadnym momencie nie była na tyle groźna, by uzasadnić nerwowe reakcje, ani ambicje rozbuchane aż tak mocno, by brak ataku na ścisłą czołówkę przesadnie rozczarowywał. Wizerunkowo kolejne zwolnienie trenera, którego już raz bez wyraźnego powodu wyrzucono, a potem przywrócono w strachu przed spadkiem, też na żadnym etapie rozgrywek by się nie broniło. Górnik i Urban po prostu więc wspólnie trwali. Nawet jeśli bez wielkiej chemii, to i bez głośnych zgrzytów. Przynajmniej takich, których nie sposób byłoby utrzymać w tajemnicy.
W tym kontekście ostatnie pogłoski, że Urban miałby być kandydatem do objęcia posady w Legii Warszawa od nowego sezonu, jednej i drugiej stronie wydawały się spadać z nieba. Górnik, nawet jeśli nie chciał przedłużać umowy z trenerem, uniknąłby tłumaczenia się z niepopularnej decyzji. Mowa wszak o klubowej legendzie. Postaci powszechnie lubianej i szanowanej, która już w kilku miejscach udowodniła trenerską fachowość. Oczywiście nawet z taką postacią klub miałby prawo się rozstać, ale zawsze byłoby to traktowane jako decyzja nieoczywista. I gdyby potencjalny następca miał problemy, natychmiast pytano by, dlaczego nie zdecydowano się po prostu pracować dalej z Urbanem.
W tej sytuacji wystarczyłoby rozłożyć ręce i bezradnie stwierdzić, że Górnik nie jest jeszcze na tym etapie, by rywalizować z ofertą Legii. Nawet najwięksi zabrzańscy zwolennicy Urbana, musieliby w skrytości ducha przyznać, że klub nie wiele mógł zrobić. Ważne, że byłoby to odejście akurat do Legii. W zimie pojawiały się pogłoski o zainteresowaniu Widzewa Urbanem. To, jeszcze przed zmianami właścicielskimi w Łodzi, byłoby trudniejsze do obronienia. Bo jeszcze wtedy w Zabrzu mieliby pełne prawo myśleć, że coś jest nie tak, jeśli Widzew jest w stanie podebrać im dobrego trenera. Legia w ostatnich latach była klubem z wyższej półki i utratę trenera na jej rzecz łatwiej byłoby obronić.
Rozstanie na własnych zasadach
Także dla Urbana odejście do Legii po zakończeniu kontraktu w Górniku byłoby wygodnym wyjściem. Powiedziałby, że nie zostawił klubu z Zabrza w potrzebie. Gdy trzeba było ratować, ratował. Pomógł zarobić na niejednym wypromowanym piłkarzu. Dał kilka dobrych wyników. Wpuścił do seniorskiej piłki kilku ciekawych chłopaków i odpowiadał za kilka efektownych widowisk. Jego czasy nie byłyby może wspominane z wielkim rozrzewnieniem, ale na pewno jako okres, w którym Górnik ustabilizował w lidze status ambitnego średniaka. Wszystko wskazuje, że zabrzanie czwarty rok z rzędu zakończą w górnej połowie tabeli. Poprzednią taką serię mieli za Adama Nawałki. A przecież zarówno przed nim, jak i po nim, zdarzyło mu się spaść z ligi. Taka stabilizacja na przyzwoitym poziomie to już jakieś osiągnięcie, pomagające przystosować cały klub do wykonania kroku naprzód. Odejście po wypełnieniu kontraktu byłoby zakończeniem etapu. Przyjęcie ewentualnej oferty Legii byłoby w tej sytuacji zwróceniem się w kierunku większych wyzwań. Podyktowane chęcią popracowania jeszcze raz na wyższym poziomie. Z większymi możliwościami. Być może z szansą gry w europejskich pucharach.
Jan Urban więcej już nie poprowadzi Lukasa Ambrosa i Nikodema Zielonki.
Niewykluczone, że do powrotu Urbana do Warszawy jeszcze dojdzie. To pokażą kolejne tygodnie. Ale już wiadomo, że Górnik okazał się kolejnym klubem, który w takiej sytuacji nie wytrzymał świerzbienia rąk. Na całym świecie zdarza się, że jakiś trener nie decyduje się przedłużyć kontraktu albo nie ma na to ochoty klub. Nie oznacza to jednak automatycznie konieczności pokazania mu drzwi na sześć tygodni przed zakończeniem rozgrywek. Bez wyraźnego powodu. Owszem, Górnik przegrał ostatnie trzy mecze, ale w każdym z nich grał długimi fragmentami naprawdę dobrze, a porażki można uznać za pechowe. Sytuacja w tabeli nie powinna prowokować do nerwowych ruchów. Górnik ani nie może spaść, ani nie zagra też w europejskich pucharach. Idealne okoliczności, by wspólnie dojechać spokojnie do mety, podać sobie dłonie, wręczyć trenerowi kwiaty i pójść odrębnymi ścieżkami. Ale nie. Skoro i tak odchodzi, w sumie czemu go nie zwolnić, by trochę odwrócić narrację na korzyść klubu, a przy okazji trochę nabruździć trenerowi w życiorysie?
Nie, Górnik nie straci lubianego i cenionego trenera na rzecz Legii albo innego ligowego rywala. Górnik sam się go przecież pozbył. Rozstał się, ale na własnych zasadach. Jeśli teraz Legia albo inny polski klub, zdecyduje się sięgnąć w lecie po Urbana, nie zatrudni trenera, który zajął z Górnikiem szóste czy dziewiąte miejsce i nie zdecydował się przedłużyć kontraktu, tylko trenera, którego Górnik ZWOLNIŁ po trzech porażkach z rzędu. Będzie to pewnie miało absolutnie marginalny wpływ, bo ani ocena kariery trenerskiej Urbana, ani nawet tego sezonu w jego wykonaniu, nie może się opierać na porażkach z GKS-em, Legią i Zagłębiem. Można to jedynie odbierać jako czystą złośliwość ze strony klubu. Już niczego z nim nie zbudujemy, ale możemy mu chociaż trochę zaszkodzić i sprzedawać wersję, że to rozstanie na naszych zasadach.
Górnik nie jest jedyny
Górnik nie jest oczywiście pierwszym klubem, który tak się zachował i pewnie też niestety nie ostatnim. Obserwując, jak bardzo emocjonalnie Aleksandar Vuković reagował w końcówce niedawnego meczu z Pogonią, gdy Piast bronił dwubramkowego prowadzenia, można było się zastanawiać, czy to wciąż zwyczajne życie meczem, czy świadomość, że jeśli zespół nie wygrałby po raz piąty z rzędu, w klubie uznaliby, że czas zmienić trenera. W końcu i tak ma odejść po sezonie. Życia w takiej konfiguracji próbowali na początku tej rundy w Widzewie Łódź. Szybko okazało się, że atmosfera tymczasowości może pozornie bezpieczną sytuację w tabeli zamienić w niebezpieczną. Daniel Myśliwiec stracił więc pracę. Szczęśliwie wyszło, że krótko potem doszło do całkowitego przeorganizowania działu sportowego i zmian właścicielskich, więc akurat tam niezwlekanie do końca umowy odchodzącego trenera łatwiej zrozumieć. Rok temu natomiast podobnie jak Górnik zachowała się Cracovia. Tam wprawdzie można było mówić o jakimś strachu przed spadkiem, ale i tak Jacka Zielińskiego zwolniono przy pierwszej możliwej okazji, jeszcze zanim zaczynało się robić naprawdę gorąco. W końcu i tak miał odejść.
Sytuacja nie jest dla ustępujących trenerów łatwa, bo czasem faktycznie zdarza się, że ogłoszenie przez nich odejścia chwieje całym projektem. Działając teoretycznie w dobrej wierze, chcąc uciąć spekulacje i dać pracodawcy więcej czasu na przygotowania, ryzykują, że i z piłkarzy przedwcześnie ujdzie powietrze. Kiedy Dawid Szulczek ogłaszał, że po zakończeniu sezonu odejdzie z Warty Poznań, nie podejrzewał, że nowego pracodawcy będzie szukał już z łatką trenera, który spadł z ligi. Wówczas niewiele na to wskazywało, ale Zieloni faktycznie znaleźli się pod kreską. Nigdy już się nie dowiemy, jak potoczyłyby się ich losy, gdy powzięte postanowienie trener dusił w sobie do 34. kolejki i podzielił się nim ze światem dopiero po sezonie. Może tak samo, może zupełnie inaczej.
Dawid Szulczek być może żałuje dziś, że tak wcześnie ogłosił swoje odejście z Warty Poznań.
Pozytywne przypadki
Czasem oczywiście udaje się nawet w polskich warunkach obu stronom dopłynąć wspólnie do szczęśliwego końca. Marek Papszun poinformował, że odejdzie z Rakowa Częstochowa, gdy zdobycie pierwszego w historii mistrzostwa nie było jeszcze przesądzone. Jego drużyny nie zbiło to jednak z pantałyku. Wygrała dwa mecze bezpośrednio po ogłoszeniu decyzji. Trzy tygodnie później świętowała zdobycie trofeum, a trener został pożegnany na mistrzowskiej fecie jako bohater, odlatując z boiska helikopterem. Aż tak dobrze nie było w Szczecinie, ale Kosta Runjaić spokojnie dojechał z Pogonią do mety na najniższym stopniu podium, mimo ogłoszenia rozstania z klubem na dwa miesiące przed końcem sezonu. Także tam pożegnanie odbyło się z klasą.
Takie sytuacje wciąż należą jednak do rzadkości. Niestety. Bo to akurat ten rodzaj zwolnień, których w zdecydowanej większości przypadków można by uniknąć. Zwolnienie trenera w trakcie sezonu powinno być traktowane jako ostateczność, gdy osiągnięcie strategicznych celów klubu naprawdę jest zagrożone. W pozostałych przypadkach odpowiednim momentem na miarodajną ocenę pracy jest okres między sezonami, ewentualnie rundami, a nie trzy pechowe porażki, które w ogólnym rozrachunku nie mają większego znaczenia.
Kluby zasłaniają się oczywiście koniecznością planowania kolejnego sezonu. To teraz jest czas na rozmowy o wzmocnieniach i organizowanie okresu przygotowawczego. Górnik, z tego, co obecnie wiadomo, i tak nie zamierza jednak od razu przedstawić docelowego następcy Urbana, jak miało to miejsce w Cracovii, gdzie Zielińskiego zastąpił Dawid Kroczek, pracujący tam do dziś, czy Widzewie, gdzie okres z trenerem tymczasowym trwał tylko trzy mecze. W Zabrzu, według informacji Tomasza Włodarczyka z Meczyków, planują dokończyć sezon z Piotrem Gierczakiem, asystentem, z którego nikt nie planuje robić przyszłego pierwszego trenera. Zwolnienie Urbana ani nie pozwoli więc im planować okresu przygotowawczego już z docelowym szkoleniowcem, ani omawiać z nim transferów. Zamiast przerywać atmosferę tymczasowości, przedłuża ją. Poza zrobieniem pod górkę odchodzącemu trenerowi, rozstanie z nim w tym momencie nie niesie więc z perspektywy Górnika naprawdę żadnych korzyści. A i ta jedyna jest mocno wątpliwa.
CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE NA WESZŁO:
- Górnik Zabrze z nowym napastnikiem! To już pewne [NEWS]
- CO ZA POWRÓT LECHII! Tak się gra o utrzymanie!
- Oni uwielbiają Polskę. Historia o tym, jak Japończycy sędziują w Ekstraklasie
- Odwrócony Karbownik. Oto kolejny dowód na wizjonerstwo Masłowskiego
- Niemiecki działacz w loży Mioduskiego. Będzie pracował w Legii? [NEWS]
- Miały pomóc, zaszkodziły. Zimowe transfery Legii to tragedia
Fot. Newspix