Trener Rafał Górak zdecydował się dziś na godny pochwały challenge – za każdy krok wykonany podczas meczu z Puszczą jeden ze sponsorów zapłaci złotówkę na fundację Oko w Oko z Rakiem. Fajne? Fajne! O obfite ruchy szkoleniowca zadbali dodatkowo piłkarze, którzy ewidentnie grali lepiej, lecz długo – aż do ostatniego kwadransa – nie potrafili wyjść na prowadzenie. Można się było wkurzyć, widząc jak beztrosko GieKSa podchodzi do wykończenia akcji. I narobić ze zdenerwowania więcej kroków niż zwykle.

– Nie jestem przekonany, że o Puszczy dalej można mówić jako o rywalu specyficznym. Wydaje mi się, że Puszcza już okrzepła – mówił przed meczem szkoleniowiec GKS-u. Mimo tych słów, jego drużyna podeszła do starcia z niepołomiczanami z… niecodziennym nastawieniem.
Co jest największym atutem Puszczy? Wszyscy wiedzą, że stałe fragmenty.
Jaki był więc pomysł GieKSy? Za wszelką cenę nie faulować.
GKS Katowice – Puszcza Niepołomice 3:1. Wyjątkowo czysty mecz gospodarzy
Zespół z Katowic był tak czysty, jakby reklamował proszek do prania. Skończył mecz z… zaledwie dwoma faulami. Takie liczby przewinień w naszej lidze praktycznie się nie zdarzają. Choć wiadomo – gdyby GKS miał nóż na gardle i walczył o utrzymanie, pewnie nie pozwoliłby sobie na tak luźne podejście do pojedynków z przeciwnikami. Taktyka się opłaciła, Puszcza nie miała z czego siać zamętu pod bramką rywala.
Ale to ona jako pierwsza wyszła na prowadzenie. W środku pola obciął się Klemenz (słaby mecz tego piłkarza) i na bramkę z kontrą pognało czterech zawodników gości czekających na podanie. Mimo to Barkowskij samemu zdecydował się kończyć indywidualną akcję. Wiadomo – gdyby nie trafił, pewnie czekałaby na niego wielka bura od trenera Tułacza. Na swoje szczęście zmieścił piłkę idealnie od słupka.
Puszcza schodziła na przerwę z jednobramkowym prowadzeniem, lecz nie był to wynik odzwierciedlający to, co dzieje się na boisku. Problemem GKS-u było to, że podchodził do wykreowanych przez siebie okazji z wielką beztroską. Jak Szymonowicz wybił piłkę prosto pod nogi Drachala, to ten niepotrzebnie szukał idealnego strzału, zamiast po prostu skorzystać z prezentu. Jak Serafin próbując uspokoić sytuację podał do tyłu, to Bergier i jego koledzy nie zachowali zimnej krwi. Jak Błąd dostał patelnię do strzału, to odpalił rakietę w kosmos. A jak znów Drachal popisał się znakomitą indywidualną akcją, to uderzył lekko i przewidywalnie.
A trener Górak… robił kroki.
Dopiero po przerwie GKS rozjechał swojego rywala, po raz pierwszy odwracając w tym sezonie wynik. Dwa gole zdobył Bergier, którego szkoleniowiec zostawił na boisku do niemalże samego końca, żeby popracował na hat-tricka (fajny gest). Przy pierwszym z trafień pomógł Szymonowicz. Został odstawiony przez napastnika, przewrócił się i bardzo domagał się odgwizdania faulu. VAR niczego się nie dopatrzył i jak na nasze oko – żadnego przewinienia nie było, zwykła próba przymuszenia sędziów do pochopnej decyzji.
Przy drugim cała defensywa Puszczy wyglądała jak jakaś agencja statystów. Błąd zagrał jednemu z nich pomiędzy nogami, a później cała reszta stała jak wryta patrząc jak Nowak z Bergierem wjeżdżają do bramki. Na koniec samobója strzelił sobie jeszcze Siplak. Komar obronił dziś łącznie siedem uderzeń.
Tak grającą GieKSę aż chce się oglądać. Dziś z perspektywy nowego stadionu robiło to dwanaście tysięcy widzów. Z taką grą o zapewnienie świetnej frekwencji na oddanym niedawno obiekcie nie powinno być żadnych problemów.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Trela: Więcej niż kaprys. Czy nowa fala bogatych właścicieli kupi polskim klubom know-how?
- Wolne, auty, faule, kartki. Korona – Widzew to nie był ładny mecz
- Kamil Pestka: Raków organizacyjnie jest jak zachodni klub [WYWIAD]
Fot. Newspix.pl