Stara życiowa prawda jest taka, że na każdego kozaka znajdzie się większy kozak. Żeljko Sopić wszedł do Widzewa dobrze, przełamał serię negatywnych wyników, ale gdy trafił na jedną z rewelacji wiosny, okazało się, że trzeba trzymać rączki na kołderce, bo w Łodzi czeka go jeszcze sporo pracy. Korona wróciła do tego, co od początku roku wychodzi jej świetnie — punktowania, bardzo często za trzy.
Zaznaczmy jednak, że zwycięstwo kielczan nie było następstwem fenomenalnego występu. Widywaliśmy lepsze mecze Korony, widywaliśmy także ciekawsze spotkania Widzewa. Prawdę mówiąc, od początku do końca był to mecz brzydki, rwany, szarpany. Częściej oglądaliśmy w nim stemple i piłkarzy zwijających się z bólu. Nawet to, w jaki sposób padły bramki, potwierdza ten opis wydarzeń.
Ekstraklasa. Korona Kielce — Widzew Łódź 2:1 (0:0)
Gol Konstantinosa Sotiriou to dośrodkowanie z rzutu wolnego, strącenie piłki w tłumie i tyle. Wątkiem pobocznym, ale istotnym, jest fakt, jak do rzutu wolnego doszło. W bocznym sektorze boiska podostrzył Peter Therkildsen, który za ten faul zobaczył żółtko. Gdyby nie fakt, że Wojciech Myć wcześniej oszczędził Duńczyka, który powinien zostać napomniany jeszcze przed przerwą, tego rzutu wolnego mogłoby nie być. Therkildsen grałby pewnie ostrożniej. Wyszło więc na to, że błąd Mycia obrócił się przeciwko Widzewowi, choć uczciwie trzeba przyznać, że Therkildsen i tak powinien z boiska wylecieć, bo nawet z kartką na koncie zostawiał po sobie ślady na nogach rywali.
Gol Juliana Shehu, ledwie cztery minuty po trafieniu Korony, to konsekwencja wrzutu z autu i ogromnej zawziętości reprezentanta Albanii. Nie udało mu się pokonać żywego muru za pierwszym razem, obił czyjąś nogę. Nie udało mu się także za drugą próbą, znów trafił w przeciwnika. Wciąż jednak to on był tym, który z największą wiarą szedł przed siebie, żeby zebrać piłkę i ponowić strzał. Nagrodą było to, że trzecie uderzenie pozwoliło mu wpisać się na listę strzelców.
Gol Adriana Dalmau to kolejna wrzutka z rzutu wolnego, tym razem ze sporą domieszką przypadku. Miłosz Trojak mógłby być w zupełnie innym miejscu, gdyby nie to, że poślizgnął się i upadł. Tylko dlatego piłka wybita przez Therkildsena spadła akurat po jego nogi. Trojak zdecydował się na coś, co ciężko opisać. Ni to strzał, ni podanie, po prostu kopnął przed siebie z nadzieją, że albo wpadnie, albo przynajmniej korzystnie się odbije. Odbiło się — Dalmau stanął przed Szymonem Czyżem, dołożył szuflę, znów dał Koronie prowadzenie.
Czy coś więcej trzeba o tym meczu napisać? Niespecjalnie. Do przerwy Widzew wypychał rywala z pola karnego całkiem skutecznie. Strzały z dystansu nie przynosiły efektu, stały fragment gry przyniósł okazję Trojaka, ale jego strzał wybił z linii Czyż. Korona też broniła względnie dobrze, jedyny celny strzał gości to uderzenie z dystansu. Najwięcej zaczęło się dziać, gdy oba zespoły już coś ugrały i to jedni, to drudzy, musieli iść po kolejne bramki, jeśli liczyli na więcej niż punkt.
Stąd choćby świetna szansa Kamila Cybulskiego w ostatnich minutach gry — strzał trudny, z powietrza, tuż obok słupka. Albo strzał z bliska Shumy Nagamatsu, który pokusił się o sytuacyjne uderzenie po zablokowanej próbie Dawida Błanika. Naprawdę jednak nie było się czym zachwycać. Gdy Fran Alvarez potknął się o powietrze, próbując wymusić rzut karny, każdy, kto ma rozum i godność człowieka, musiał czuć ciarki zażenowania.
Pozostaje nadzieja, że był to tylko wypadek przy pracy i obydwie strony wrócą do tego, co pokazywały do tej pory.
Korona Kielce, noty: Mamla 5 – Resta 5, Sotiriou 5, Trojak 5 – Konstantyn 3, Nono 4, Remacle 5, Długosz 4 – Nuno 2, Szykawka 2, Błanik 6+; Matuszewski 4, Dalmau 6
Widzew Łódź, noty: Gikiewicz 4 – Krajewski 4, Therkildsen 1-, Volanakis 3, Kozlovsky 4 – Czyż 5 – Sypek 3, Alvarez 3, Shehu 6, Łukowski 4 – Tupta 2; Da Silva 3, Cybulski 5, Kerk 4
Wojciech Myć 3
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:
- Czy Abramowicz jest lepszym bramkarzem od Tobiasza?
- Kowal: Legia wyszła na kolację w dziurawych dresach
fot. Newspix