Reklama

Bronowicki: Beenhakker wydobywał z nas rzeczy nadludzkie [WYWIAD]

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

11 kwietnia 2025, 16:38 • 6 min czytania 21 komentarzy

Zmarł Leo Beenhakker, więc przedzwoniliśmy do zawodnika, który być może zawdzięcza mu najwięcej. Holender stworzył Grzegorza Bronowickiego jako reprezentanta Polski. Każdy z czternastu meczów w biało-czerwonych barwach rozegrał on pod jego wodzą.

Bronowicki: Beenhakker wydobywał z nas rzeczy nadludzkie [WYWIAD]

Były obrońca m.in. Legii Warszawa, Górnika Łęczna i Crvenej zvezdy Belgrad przyznaje, że gdyby nie nasz najsłynniejszy zagraniczny selekcjoner, zapewne nigdy nie doszedłby do poziomu, który prezentował w latach 2006-2008.

Grzegorz Bronowicki wspomina zmarłego Leo Beenhakkera

Leo Beenhakker był pana trenerskim ojcem?

Można tak to ująć. Był to wielki człowiek, który dał mi szansę, zaufał i wydobył ze mnie dużo więcej, niż ja byłbym w stanie wydobyć samemu.

Pamięta pan wasze pierwsze spotkanie? Od razu było widać, że ma się do czynienia z kimś wyjątkowym?

Reklama

Na pewno nie musiałem się do niego przekonywać, bo wiedziałem, kim on jest, że to znacząca postać w świecie futbolu, która prowadziła Real Madryt czy reprezentację Holandii. Samo to dawało poczucie, że warto tego trenera posłuchać i zaufać jego metodom. Późniejsze wydarzenia w reprezentacji pokazały, jak jego osoba wpłynęła na mój rozwój i pewność siebie. Był moim piłkarskim mentorem.

Dzięki niemu uwierzył pan w siebie jeszcze przed wyjściem na boisko czy potrzebował potwierdzenia w praktyce, że facet faktycznie nie buja?

Już okres przedmeczowy, jego komunikaty i motywacja dawały – przynajmniej mi – dodatkowego powera. Czułem się mocny jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Człowiek może mieć w sobie pewien potencjał, ale nie zawsze w pełni odkryje go samemu. Potrzebny jest ktoś, kto potrafi do ciebie dotrzeć i uwierzyć w twoje możliwości. Leo to zrobił. Dzięki niemu zaistniałem w reprezentacji.

Jakieś zdanie czy wskazówka z tych rozmów pozostały w pamięci?

Trener zawsze skupiał się na prostocie. Gdy zbliżał się mecz z Portugalią czy Belgią, wewnętrznie czuło się jakieś obawy. Jak to będzie wyglądało, jak się psychicznie nastawić i tak dalej. Beenhakker tutaj zawsze powtarzał, żeby koncentrować się na sobie i na swoich zadaniach, a nie na całości. To jego słynne “focus in the game” zostawało w głowie. Dla mnie to było wystarczające. Z każdym meczem pod jego wodzą stawałem się lepszym zawodnikiem.

Grzegorz Bronowicki walczy z Emilem Mpenzą z Belgii.

Reklama

Grzegorz Bronowicki walczy z Emilem Mpenzą podczas meczu Belgia – Polska (0:1) w eliminacjach Euro 2008. 

Holender czysto taktycznie też wam imponował czy przede wszystkim chodziło o jego kompetencje miękkie i aurę człowieka z wielkiego świata, która wielu imponowała?

Pod względem taktycznym również zdecydowanie wiedział, o czym mówi. Był mega motywatorem, ale gdyby ograniczał się tylko do psychologicznych zagrywek, szybko by się to posypało. Zawsze przede wszystkim patrzył na to, jak my mamy zagrać i co możemy zrobić, a nie na klasę indywidualną zawodników rywali. To była dla nas pewna odmiana. Wiedzieliśmy, że pod tym kątem nie możemy się mierzyć z najlepszymi, ale jako zgrany kolektyw jesteśmy w stanie zatrzymać każdego. On potrafił ten kolektyw stworzyć i dobrać odpowiednich ludzi, mimo że wielu piłkarzy z tamtej reprezentacji na co dzień nie występowało w dużych klubach.

Przed meczem z Portugalią powiedział: – Panowie, wiemy, jaką klasę ma Portugalia, wiemy, jak potrafi zagrać, ale może to pokazać tylko wtedy, gdy posiada piłkę. Jeśli zabierzemy jej piłkę, nie pokaże swoich umiejętności. 

Prostota mająca przełożenie na boisko. Powiedzieć pewne rzeczy jest łatwo, zrealizować trudniej, ale trener miał w sobie tę charyzmę, poprzez którą potrafił przekazywać wytyczne jak szanowany generał żołnierzom na polu bitwy, a ci szli walczyć za niego, pomimo swoich słabości. W pewnym sensie wydobywał z nas rzeczy nadludzkie.

Czyli Beenhakker nie mówił wam nie wiadomo jak odkrywczych rzeczy, ale u niego po prostu brzmiało to wiarygodniej. To był też czasem zarzut ze strony polskich trenerów, że oni przecież powtarzają zawodnikom to samo, tyle że nie po angielsku…

Cóż, z różnych ust różnie są odbierane te same słowa, ich waga jest inna. Niby tu i tu słyszysz to samo, ale jeśli mówi ci to tak renomowany trener jak Leo Beenhakker, ich wydźwięk na pewno stawał się mocniejszy. Nie przeczę, że tak było. Również dzięki temu po słabym starcie eliminacji nadal wierzyliśmy, że pod jego wodzą możemy wznieść się na wyższy poziom. Komuś z mniejszym autorytetem mogłoby być trudniej odbudować drużynę po falstarcie.

Beenhakkera oskarżano, że patrzy pogardliwie na polski futbol, przypominano mu cytat o wyjściu z drewnianych chatek. Czuliście, że was jako zawodników też traktował ze “szczególną troską”?

Nigdy czegoś takiego nie zauważyłem jeśli chodzi o podejście do piłkarzy. Nie chciałbym się wypowiadać szerzej w tym temacie. Myślę i wtedy też tak myślałem, że te słowa były odpowiedzią na ataki ze strony mediów i działaczy.

Okładkowym meczem Beenhakkera jako selekcjonera i pana jako kadrowicza jest zwycięstwo nad Portugalią w Chorzowie. Po latach ten mecz obrósł już pewnymi mitami? Często mówi się o pana zaciętych pojedynkach z Cristiano Ronaldo, a pan przecież grał głównie na Simao Sabrosę.

Zdecydowanie tak, jest nieco legendy w temacie Cristiano. Trochę pojedynków z nim stoczyłem, zwłaszcza w pierwszej połowie, ale on częściej biegał po stronie Pawła Golańskiego, a ja musiałem powstrzymywać Sabrosę. Co do samego meczu, do dziś czuję, że był to idealny występ w wykonaniu całej kadry. Wszelkie założenia i ich realizacja stały na bardzo wysokim poziomie. Wynik 2:1 sugeruje starcie na styku, ale to nieprawda. Byliśmy zdecydowanie lepsi. Tamtego dnia odrodziliśmy się jako reprezentacja. Uwierzyliśmy, że jeśli zagramy w pełni skoncentrowani, możemy walczyć z każdym przeciwnikiem.

Jakie wytyczne otrzymał pan w szatni?

To nie było nic wielkiego. Mieliśmy kilka indywidualnych nagrań do przeanalizowania, na którą nogę gość częściej schodzi i jak to wygląda, ale bez przesady, żadnego nawału informacji. Jak mówiłem, nie układaliśmy wszystkiego pod przeciwnika, nawet takiego. Patrz na siebie, daj sto procent i boisko pokaże, jakie będą efekty.

Grzegorz Bronowicki i Cristiano Ronaldo na Stadionie Śląskim.

Cristiano Ronaldo na Stadionie Śląskim nie pograł sobie przy Cristiano Ronaldo i innych reprezentantach Polski. 

Jaki Leo Beenhakker był w codziennej współpracy?

Wiedział, jak wyważyć proporcje. Potrafił być szefem, w razie potrzeby surowym, ale często też chodził uśmiechnięty, wyluzowany, był dla nas wspierający i “przytulający”. W odpowiednim momencie umiał krzyknąć i powiedzieć coś dosadnie. Za to też go ceniliśmy, miało to swój wydźwięk.

W pana przypadku zabrakło kropki nad “i”, czyli wyjazdu na Euro 2008. Leo przy ogłaszaniu powołań powiedział: – Bronowicki pracował fantastycznie, jak koń, ale na Euro nie zdołałby rozegrać trzech meczów w dziewięć dni. Mógłby grać po 45 minut, a my potrzebujemy ludzi zdrowych w stu procentach. Zrozumiał moje argumenty. Zrozumiał pan?

W tamtym czasie oczywiście czułem złość i to dużą. Awansowanie i pojechanie na mistrzostwa Europy było moim marzeniem, aczkolwiek całościowo podszedłem do tego z naprawdę wielkim spokojem. Wiedziałem, że jestem świeżo po urazie, który leczono eksperymentalnie. Trudno było po zabiegu artroskopii, wycięciu części łękotki tak szybko dojść do zdrowia, a mi się to udało. Mówię o powrocie do treningów, nie odzyskaniu rytmu meczowego. Rozczarowanie więc było, ale tłumaczyłem to sobie, że trudno, za chwilę następne eliminacje i kolejny duży turniej. Niestety, wyszło inaczej, jedna kontuzja spowodowała drugą i praktycznie cały następny rok straciłem na leczeniu.

Miał pan potem kontakt z Beenhakkerem?

Tylko do momentu, gdy był selekcjonerem. Pytał o zdrowie, zapewniał, że czeka na mnie i miejsce w drużynie jest. Później już nie mieliśmy żadnego kontaktu.

Co pan dziś porabia? 

Nadal biegam za piłką. Dopóki zdrowie pozwoli, będę się bawił w granie w A-klasie. To jak uzależnienie. A na co dzień jestem asystentem trenera w kobiecej drużynie Górnika Łęczna. Nie zniknąłem z piłkarskiego świata.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO O LEO BEENHAKKERZE:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Remontada? Nie żartujmy! Bezradny Real wykopany z Ligi Mistrzów!

Kamil Gapiński
23
Remontada? Nie żartujmy! Bezradny Real wykopany z Ligi Mistrzów!

Piłka nożna

Anglia

Remontada? Nie żartujmy! Bezradny Real wykopany z Ligi Mistrzów!

Kamil Gapiński
23
Remontada? Nie żartujmy! Bezradny Real wykopany z Ligi Mistrzów!