Reklama

Nam strzelać nie kazano. Rice na przekór tendencji

Antoni Figlewicz

Autor:Antoni Figlewicz

09 kwietnia 2025, 12:49 • 8 min czytania 16 komentarzy

Jeśli oglądaliście mecz Arsenalu z Realem na żywo, to pewnie kojarzycie to takie wyjątkowe uczucie, które towarzyszyło wam przy pierwszym golu Declana Rice’a. Z tyłu głowy dudniło “Ale zasadził skubany!”, a na powtórkę czekaliście, jak na bożonarodzeniowe prezenty. Przy drugim… nie wiem jak wy, ja wstałem i stanąłem trochę bliżej ekranu. Chciałem zobaczyć każdy szczegół tego uderzenia, poczuć, jak piłka owiewa wiaterkiem słupek i poprzeczkę bramki Królewskich. Gdyby Kanonierzy ufali jedynie liczbom, to pewnie by tych trafień nie było. I świat byłby dziś szary, ponury i pozbawiony maleńkiej “rajsomanii”.

Nam strzelać nie kazano. Rice na przekór tendencji

Dobrze, że nie ufają. Dobrze, że Mikel Arteta to nie tylko trener komputerowiec, ale też gość z wiarą w umiejętności swoich piłkarzy. Bez tego mielibyśmy pewnie jakieś wymyślne rozegrania rzutów wolnych na jeden czy dwa kontakty i, nawet jeśli Arsenal zdobyłby w ten sposób gola, zapomnielibyśmy o tym wszystkim w mgnieniu oka. Ale teraz nie zapomnimy.

Będziemy przypominać kumplom przy piwku ten mecz, w którym Declan Rice zrobił z piłki nożnej nielichy teatralny spektakl.

Rice-dwa i po meczu! Anglik zmasakrował Real genialnymi wolnymi [RELACJA]

Planowaliśmy wrzucić piłkę w pole karne, ale porozmawiałem z Bukayo Saką i powiedział mi, że jeśli czuję ten strzał, to powinienem chwytać okazję. Spojrzałem na mur i bramkarza… nie było sensu dośrodkowywać – mówił na gorąco Anglik. Teraz wiemy, że miał rację.

Reklama

Wcześniej mogliśmy zakładać, że tej racji nie ma.

To czary! Rzuty wolne na przekór wszystkiemu nadal mogą zachwycać, choć… nie powinny

Arsenal na przestrzeni ostatnich sezonów nauczył się, że strzały bezpośrednio z rzutu wolnego przynoszą mu niemal zerowe korzyści. Ostatniego gola Kanonierzy zdobyli w ten sposób w 2021 roku, o ile nie założymy, że Bukayo Saka w meczu z PSG chciał strzelać, a nie dośrodkowywał i po prostu miał farta. Z takiego faktycznego strzału na bramkę bezpośrednio z rzutu wolnego Arsenal zdobył więc gola ostatnio trzy i pół roku temu. Wieczność.

Od tego czasu zespół Mikela Artety i sam trener przeszli przez żmudny proces rozumienia, co może dać gola, a co nie. Wrobili sobie nawet status “groźnych ze stałych fragmentów” i straszą nim regularnie ligowych rywali, ale nie strzałami ze stojącej piłki. Dobrym dośrodkowaniem, sprytnym ustawieniem w polu karnym rywali, głową kontuzjowanego akurat Gabriela Magalhaesa. Strzałów w arsenale Arsenalu nie ma. To znaczy – nie było.

Teraz już są i bramkarze w Anglii i całej Europie będą dostawiać jednego z kolegów do muru od zewnętrznej, tak na zaś. Najlepiej też jeszcze jednego, z drugiej strony. Znając Kanonierów, Artetę i głównego odpowiedzialnego za stałe fragmenty gry – asystującego Hiszpanowi Nicolasa Jovera – to też zacznie sprzyjać ekipie z Londynu. Dwóch mniej w grze, to szansa na efektywne krótkie rozegranie.

Albo zaskakującą wrzutkę. Tak się to teraz będzie kręcić, choć jako kibice chcielibyśmy więcej takich magicznych wieczorów jak wczoraj.

Reklama

Strzały oddane przez Kanonierów bezpośrednio z rzutów wolnych w Premier League od sezonu 2021/2022 (źródło: The Athletic, stan na 12 marca 2025)

Ta śliczna grafika przygotowana i opublikowana na łamach The Athletic w niemal doskonały sposób oddaje trendy w nowoczesnym futbolu. Arsenal wpisuje się w ramy drużyny świadomej – Kanonierzy odkryli, że z rzutu wolnego gole padają na tyle rzadko, że warto swoją szansę maksymalizować poprzez rozegranie piłki, a nie marnowanie niezłej okazji strzałem. Dopóki nie masz w drużynie jakiegoś magika, ma to po prostu najwięcej sensu.

Rice on a prize. Fortuna sprzyja odważnym

Anglik znalazł się jednak w na tyle dogodnej pozycji, że uderzenie na bramkę było akurat uzasadnione. W ostatnich latach coraz rzadziej piłkarze decydują się na strzały z większego dystansu, ale bliżej bramki nadal są skorzy do spróbowania szczęścia. Dziś takiego Juninho Pernambucano odżegnywaliby od czci i wiary. Nicolas Jover dostawałby pewnie cholery po jego kolejnych próbach z trzydziestu czy czterdziestu metrów. Ale Rice – on mógł, to było uzasadnione, choć nie do końca planowane.

Declan ćwiczy stałe fragmenty od dłuższego czasu – mówił Arteta mediom już… ponad rok temu, w lutym. Wtedy chodziło jednak głównie o wyjątkowo dokładne podania. – Jest świetny, ponieważ ma regularność i odpowiednią jakość, co czyni go kolejnym naszym sposobem na zagrożenie przeciwnikowi – stwierdził trener Arsenalu.

Kiwior po meczu z Realem i wyczynie Rice’a. “Byliśmy w szoku” [CZYTAJ WIĘCEJ]

W październiku coś jednak drgnęło w kierunku, który wczoraj dał okazałe zwycięstwo z Realem. Rąbka tajemnicy uchylił Martin Odegaard, kapitan Kanonierów i do niedawna etatowy wykonawca rzutów wolnych. – Miło było zobaczyć, jak strzelamy gole z rzutu wolnego – w końcu! – cieszył się Norweg po spotkaniu z PSG i trafieniu Saki. Tak, tym nieco przypadkowym. – Minęło sporo czasu, odkąd ostatnio strzeliliśmy gola, chyba to była moja bramka w Burnley kilka lat temu, i rozmawialiśmy o tym w szatni wielokrotnie. Rozmawiałem o tym również z trenerem stałych fragmentów gry i spojrzeliśmy wstecz na poprzedni sezon i zauważyliśmy, że nie mieliśmy zbyt wielu okazji w dobrych pozycjach do strzelania – tłumaczył tę niemoc Odegaard.

Jasne, z nich też trudno strzelić gola, ale im więcej ich masz, tym więcej masz szans na sukces. To również ważna część stałych fragmentów gry i to coś, nad czym dużo pracuję, podobnie jak kilku innych zawodników. Teraz po prostu czekamy na okazje.

No i się doczekali.

Świadomość rośnie. Próbuj wtedy, gdy ma to sens

W ostatnich latach oglądamy coraz mniej prób pokonania bramkarza po strzale bezpośrednio z rzutu wolnego. To teza poparta statystykami Opta Analyst, nic odważnego czy kontrowersyjnego. Okazało się, co widać też dobrze na przykładzie Arsenalu, że strzelać można głupio i mądrze. Uderzenia Rice’a były mądre. Uderzenia przywoływanego tu wyżej Juninho, z całym dla niego szacunkiem, mądre nie były.

Ale były solą futbolu. Często przemieniały się w gole, które regularnie oglądamy z nostalgią w różnych składankach z podłożoną pod nie skoczną muzyczką. Piękne czary, godne zapamiętania. Takie, których już nie ma i raczej już nie będzie, bo trend wskazuje na to, że futbol poszedł krok dalej. Ku rozwojowi i skuteczności, porzucając szaleństwo, ten rzadki błysk geniuszu.

W pięciu czołowych ligach Europy z rzutów wolnych strzela się coraz rzadziej. Nic więc dziwnego, że Rice tak nas wszystkich zaskoczył (źródło: Opta Analyst)

Więc tak – strzał bezpośrednio z rzutu wolnego staje się powoli coraz większą rzadkością. Ale te najbardziej dogodne pozycje nadal cieszą się sporym zainteresowaniem zawodników obdarzonych naturalnymi predyspozycjami do zaskakiwania ze stojącej piłki. Kimś takim jest niewątpliwie Declan Rice, tajna broń Kanonierów, która dopiero objawiła światu swoje supermoce.

Biorąc pod uwagę doskonałe wykonywanie stałych fragmentów gry przez Declana Rice’a przy rzutach rożnych i wolnych pośrednich, czy mógłby on zastosować tę samą technikę do strzelania goli bezpośrednio z rzutu wolnego? – dopytywał miesiąc temu angielski dziennikarz zajmujący się głównie Arsenalem, James McNicholas. Teraz to już tylko pytanie retoryczne.

Jeszcze nikt nie dokonał w Lidze Mistrzów tego, co Rice [CZYTAJ WIĘCEJ]

Strzałów z rzutów wolnych jest coraz mniej, choć okazje do nich… zdają się coraz lepsze. Średnia odległość miejsca wykonywania rzutu wolnego bezpośredniego od bramki w ostatnich latach wyraźnie zmalała. Cóż, piłkarze (i trenerzy!) stają się po prostu bardziej wybredni (źródło: Opta Analyst)

Rice i jego nowa łatka. Szansa na przetrwanie gatunku?

Na koniec jeszcze teza śmiała i niezbyt poparta liczbami. Teza rzucona w przestrzeń na fali emocji i dziecięcej radości, jaką sprawiły kibicom piłkarskim wczorajsze gole Anglika. Declan Rice i jemu podobni – wszyscy, którzy choć spróbują zdobyć piękną bramkę bezpośrednio z rzutu wolnego – są szansą na przetrwanie nieco wymierającej tradycji. No, może nie wymierającej, ale na pewno zapomnianej. Znów przykład z Anglii, bo oni tam ewidentnie ubolewają nad poważnymi zmianami w futbolu i potrafią uwypuklić wszystko, co w ich mniemaniu psuje piękną grę. W latach 2007-2014 piłkarze w Premier League zdobywali średnio 32 bramki bezpośrednio z rzutów wolnych w sezonie, ale już w ostatniej kampanii ligowej 2023/24 do siatki trafiło w lidze angielskiej zaledwie 11 tego typu strzałów.

Na Wyspach największe nadzieje tradycyjnie pokłada się w specu od goli ze stałych fragmentów. Tam status króla rzutów wolnych ma bezsprzecznie James Ward-Prowse, ale sam tego ciężkiego brzemienia nie udźwignie.

Ktoś inny musi mu pomóc uratować romantyzm tego rzutu wolnego.

Na przykład Rice. Wczoraj strzelił swojego pierwszego gola z rzutu wolnego. I od razu drugiego. Ktoś powie, że to wybryk natury, przypadek, może koniunkcja planet i jakieś wodne cieki, ale spójrzcie raz jeszcze, jak ta piłka leciała. W obu tych sytuacjach. Tu nic nie jest przypadkowe, a Rice nie będzie teraz jechał na picu jak Mateusz Możdżeń po meczu z Manchesterem City.

To właśnie ten wyjątkowy sposób uderzania piłki przez Rice’a powoduje moje zdziwienie, gdy widzę, że on nie wykonuje rzutów wolnych, gdy te są w zasięgu strzału – pisał dziennikarz Charles Watts, miesiąc temu. Wyraził to, czego w duchu domagali się wszyscy fani Arsenalu. – Dajmy mu czynić cuda! – zdawali się krzyczeć. A dziś pewnie nadal są w wielkiej euforii, która udzieliła się także głównemu bohaterowi:

– Jestem podekscytowany. Jestem szczęśliwy. Jestem wniebowzięty. Ale pewnie dopiero za kilka lat naprawdę do mnie dotrze, że to, co zrobiłem dziś wieczorem, było naprawdę wyjątkowe.

Było, stary. Było.

CZYTAJ WIĘCEJ O LIDZE MISTRZÓW NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia