Reklama

Vinicius nie jest sobą. Ale Carlo Ancelotti musi w niego wierzyć

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

08 kwietnia 2025, 16:52 • 8 min czytania 5 komentarzy

W 2022 i 2024 roku był decydujący na drodze Realu do Ligi Mistrzów. W 2025 na razie nie jest sobą. Vinicius Junior gra w ostatnich miesiącach po prostu słabo, a Real Madryt ma przez to problem. Bo w dalszym ciągu to od formy Brazylijczyka w dużej mierze zależy postawa Królewskich na wszystkich frontach. I gdy cieniuje on, cieniuje też cały zespół. Carlo Ancelotti musi wierzyć, że jego gwiazda nagle się przebudzi i zagra tak jak zwykle w fazie pucharowej Ligi Mistrzów – czyli genialnie. Ale szanse na to aktualnie zdają się niewielkie.

Vinicius nie jest sobą. Ale Carlo Ancelotti musi w niego wierzyć

Vinicius Junior w dołku. Czy Brazylijczyk obudzi się na Arsenal?

Vinicius Junior jest piłkarzem wybitnym. Jeśli ktoś ma co do tego wątpliwości, kierować może nim tylko niechęć do jego charakteru i stylu bycia. Trudno jednak nie doceniać tego, co Brazylijczyk już osiągnął w swojej karierze i jak najpierw okazał się doskonałym partnerem dla Karima Benzemy, a potem w dużej mierze sam ciągnął Real do sukcesów.

No właśnie – „ciągnął”. Czas przeszły. Bo w 2025 roku Vini dołuje. W większości meczów jest cieniem samego siebie. Nawet jego język ciała świadczy o tym, że aktualnie nie wszystko funkcjonuje u niego najlepiej. Skrzydłowy Realu jest mniej energetyczny, nie wdaje się tak chętnie w interakcję z kibicami, których zwykł zachęcać do dopingu, nie nakręca się w miarę trwania meczu, jak to wcześniej bywało, gdy im gorzej szło drużynie, tym bardziej brał na siebie odpowiedzialność.

Jest przygaszony. Po prostu.

A bez jego energii przygaszony jest też Real. Owszem, rolę lidera w tym roku przejął Kylian Mbappe i zwykle czuje się w niej całkiem nieźle, ale wobec słabszej dyspozycji Viniciusa w madryckim zespole brakuje tego, co Brazylijczyk zawsze dawał – nieobliczalności. Gotowości do tego, by w każdym momencie zrobić coś, czego rywal ani nie przewidzi, ani nie zdoła temu zapobiec.

Reklama

Słabe liczby

22 mecze, a w nich 6 goli i 5 asyst. To statystyki Viniciusa od początku tego roku. Na pewno nie tragiczne, ale jednak – jak na piłkarza tej klasy – po prostu słabe. W dodatku aż trzy z tych jedenastu udziałów przy bramkach to mecze Copa del Rey (dwie asysty z Realem Sociedad i gol z Celtą), a kolejne dwa gole to starcie z Salzburgiem w Lidze Mistrzów. W lidze Vinicius strzelał z kolei Gironie, Rayo i Valencii (w tym ostatnim meczu zmarnował też karnego). Z meczów „wielkich” zostają nam więc dwa (statystyki za Transfermarktem):

  • 3:2 z Manchesterem City na wyjeździe (dwie asysty);
  • 2:5 z Barceloną w Superpucharze (asysta przy otwierającej mecz bramce).

Pierwszy mecz Realu z City był jednym z niewielu popisów Viniciusa w tym roku kalendarzowym.

Poza tym? Nic. W ostatnim czasie spadła też skuteczność dryblingów Viniciusa, jak i kreowane przez niego szanse. Doszło do tego, że gdy schodził z boiska w meczu z Valencią – przegranym przez Real 1:2 – to mimo zdobytej przez niego bramki, żegnały go gwizdy. Bernabeu nie wybacza bowiem nawet swoim największym gwiazdom.

Vinicius się o tym przekonał.

Zagrania, których nie widzą statystyki

Carlo Ancelotti – jak to on – problemu nie widzi. Na pytanie o wspomniane gwizdy mówił na konferencji prasowej przed meczem (cytat za realmadryt.pl):

Reklama

– Nie rozmawiałem z Viniciusem, bo nie potrzebuję tego. Doskonale wiem, że mógł zagrać lepiej, ale gdy on wie, że nie zagrał dobrze, to w następnym meczu gra bardzo dobrze i jestem przekonany, że jutro rozegra wielki mecz.

To przekonanie wypada podziwiać. Bo aktualnie najpewniej nikt z fanów Realu nie ma co do tego pewności. I to mimo tego, że historia pokazuje, że Vinicius w fazie pucharowej Ligi Mistrzów na ogół jest GENIALNY. Piszemy to dużymi literami, bo tak wypada. Na drodze Realu do dwóch triumfów w tych rozgrywkach, w których brał udział, statystyki Viniego od 1/8 finału wyglądały następująco:

  • 21/22: 2 gole (w 1/2 z City i w finale z Liverpoolem) oraz trzy asysty (w 1/8 z PSG i dwukrotnie z Chelsea w 1/4).
  • 23/24: 4 gole (w 1/8 z Lipskiem, dwukrotnie w 1/2 z Bayernem i finale z Borussią) oraz dwie asysty (w 1/4 z City).

A do tego wiele zagrań, których w tych statystykach nie odnotowano. Podanie do Luki Modricia z PSG, zagranie do Rodrygo w meczu z Manchesterem City, które asystą nie było tylko dlatego, że drugi z Brazylijczyków bramkę strzelił na raty, strzał z Bayernem, po którym Manuel Neuer wypluł piłkę i dobił ją Joselu (UEFA uznała to nawet za asystę) – zresztą ten mecz był jednym wielkim popisem Viniciusa, mimo że statystycznie nie dopisał nic do swojego dorobku.

To on był jednak kreatorem, to on napędzał ataki Realu, to on nie dawał defensywie Bayernu odpocząć. Bez niego awansu najpewniej by nie było. Ale to był Vinicius waleczny, wierzący w siebie nawet jeśli 10 dryblingów się nie udało.

A czy dzisiejszy Vini też taki jest?

Presja rzutów karnych

Wygląda, że nie. Owszem, Brazylijczyk nawet w słabszej formie wciąż ma mecze, które są jego popisem. Tak wyglądało rewanżowe starcie z Realem Sociedad, gdy to on pociągnął Real do awansu do finału Pucharu Króla, kiedy zrobiło się 3:1 dla Basków (a przy bramce na 1:1 genialnie zagrał do Endricka). Jednak w ostatnim okresie Real częściej wygrywa nie dzięki Viniciusowi, a pomimo niego.

O ile wygrywa.

Brazylijczyk dwukrotnie w krótkim okresie nie wytrzymał presji rzutów karnych. Nie dał sobie rady z Atletico, gdy mógł sprawić, że Real nie musiałby grać dogrywki i późniejszej serii jedenastek. Teraz nie poradził sobie w lidze, kiedy mógł zapewnić Królewskim prowadzenie. W obu tych przypadkach po takim błędzie wydawał się wytrącony z równowagi. I nie to, że stał się przez to bardziej krzykliwy i walczył nie tylko z rywalami, ale też sędzią i otoczeniem.

Vinicius w meczu z Valencią

Vinicius wykonuje karnego w meczu z Valencią. Obroni go bramkarz rywali. Fot. Newspix

To byłby „standardowy” Vinicius. Zamiast tego widzieliśmy Viniego, który nie do końca wiedział, co ma robić. Wydawał się zagubiony. W pojedynki z rywalami owszem, wchodził, ale jakby od niechcenia. Dopiero po zdobytym golu nieco odżył. Ale tylko nieco.

A to – na standardy Realu – za mało.

Zależność od Viniciusa

Za mało przede wszystkim dlatego, że Real w poprzednich dwóch sezonach stał się od Viniciusa w dużej mierze zależny. Liczby, które Brazylijczyk dawał, to jedna rzecz. Ale druga to właśnie ciągle stwarzane zagrożenie. Przy braku wypracowanych schematów – co jest ciągłym zarzutem fanów do Carlo Ancelottiego – gra Realu wyglądała często tak, że podawało się piłkę do Viniciusa i czekało, co ten wymyśli. W wielu przypadkach dawało to efekt.

Teraz? Daje z rzadka. A pomysł na grę się nie zmienił.

Real ma bowiem co najwyżej plan B, który polega na posłaniu takiej samej piłki do Mbappe, który jednak – ustawiony bardziej centralnie – sytuację ma trudniejszą. Opcjonalnie sprawę w swoje ręce czy nogi próbują wziąć inne indywidualności – Jude Bellingham, Fede Valverde, czasem Luka Modrić czy Rodrygo. Ale brak tego błysku, momentami wręcz szaleństwa, czystej brazylijskiej bezczelności na lewej stronie boiska, jest nadal niezwykle widoczny.

A Carlo Ancelotti najwidoczniej nie ma pojęcia, jak temu zaradzić. Nie posadzi Viniciusa na ławce, bo po prostu nie może sobie na to pozwolić. „Obudowanie” go innymi graczami, nie ma przesadnie sensu – Real właśnie na tym zyskuje, że Vini radził sobie na lewym skrzydle nierzadko w pojedynku z dwoma-trzema rywalami. Raz, że często kreował sytuację bramkową, a dwa, że uwalniał tym samym innych piłkarzy Królewskich, kreując im miejsce samym tym, że ściągał do siebie obrońców rywala.

Gdy do wygrania z nim pojedynku wystarcza jeden, tego efektu po prostu nie ma.

Brak zrozumienia

Problemy ofensywne Realu zaczynają się właśnie od Viniciusa. Jego brak formy powoduje, że z przodu cierpią wszyscy Królewscy. I fakt, że Kylian Mbappe czy Jude Bellingham też są w stanie wygrać Królewskim mecze, niewiele tu zmienia. Vini w formie, to Vini siejący bezustanne zagrożenie, Vini, którego trzeba pilnować, Vini, który jest opcją do wyprowadzenia szybkiego ataku. Vini, który strzela, asystuje i wyprowadza partnerów na dobre pozycje.

To tym ważniejsze, że Los Blancos równocześnie przeciekają w defensywie. Mecze ekipy z Madrytu w ostatnim czasie to nie pojedynki toczone na zasadzie „strzelić i nie stracić”, ale „niezależnie od tego, ile się straci, strzelić więcej”. A strzelać więcej trudno, gdy główna ofensywna broń ewidentnie się zacięła.

Nie działa też – teraz tym bardziej – współpraca Viniciusa z Mbappe. I to kolejny kamyczek do ogródka Ancelottiego, bo ten już dawno powinien był znaleźć na nią pomysł. Tymczasem obaj nadal zdają się na boisku szukać z rzadka i nie do końca rozumieć. To też blokuje Viniego. Bo w poprzednich sezonach czy to z Benzemą, czy z Bellinghamem wcielającym się nieraz w role dziewiątki, czy nawet z Joselu, po prostu rozumiał partnerów.

Kylian Mbappe i Vinicius Junior

Kylian Mbappe i Vinicius Junior wciąż nie mają nici porozumienia. Czy ją odnajdą? Fot. Newspix

Kyliana najwidoczniej nadal nie rozumie. I obaj na tym cierpią.

Zaawansowane statystyki się zgadzają

Mimo wszystko Vinicius w Lidze Mistrzów statystycznie nadal jest znakomity. W fazie ligowej pociągnął Real do kluczowych punktów. Jego xG (poniższe liczby podaję za portalem FotMob) za ten sezon wynosi 5,8, a goli ma 7. Ponad normę. Ogółem wykreował partnerom 20 szans, średnio niemal dwie na 90 minut gry. Ma dwie asysty, a xA – 2,4. Co znaczy, że partnerzy minimalnie go zawiedli. Tym bardziej, że stworzył im pięć znakomitych okazji do zdobycia gola.

Przoduje też w Realu w udanych dryblingach, średnio na 90 minut w Lidze Mistrzów ma 2,6 (choć procent skuteczności dość niski – niespełna 39 – co jednak może wynikać z faktu, że często jest podwajany). W lidze jest jeszcze lepiej – skutecznie drybluje 3,2 razy na mecz. Ale w ostatnim czasie te statystyki się raczej obniżały.

Pytanie brzmi, czy z Arsenalem obniżą się jeszcze bardziej.

Problemem Viniciusa – a co za tym idzie też Realu – jest bowiem również to, że Brazylijczyk z rzadka broni. Carlo Ancelotti niekoniecznie tego od niego wymaga i gdy jego skrzydłowy jest w formie, jest to w pełni uzasadnione. Vini więcej daje bowiem czekając na kontrę, oszczędzając siły, by móc bez ustanku dryblować i sprintować na bramkę rywali. Jeśli jednak tej formy nie ma i dodatkowo nie uczestniczy w akcjach obronnych – staje się problemem i to podwójnym. Bo nie działa i z przodu, i z tyłu.

Włoch, jak już jednak wspomnieliśmy, nie może sobie jednak pozwolić na odstawienie Viniciusa (również dlatego, że sam nie stworzył sobie dla niego alternatywy). Zamiast tego musi wierzyć, że temu – jak kiedyś Piotrowi Zielińskiemu – coś przeskoczy w głowie. I gdy dziś Brazylijczyk wyjdzie na murawę Emirates, to faktycznie da show. Bo dla Realu jest kluczowy. Bez niego Królewscy grają bez planu.

Z nim – choć to plan oczywisty – jakiś mają. Zwykle wystarczający.

SEBASTIAN WARZECHA 

Fot. Newspix

Czytaj więcej o Realu Madryt:

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Remontada? Nie żartujmy! Bezradny Real wykopany z Ligi Mistrzów!

Kamil Gapiński
25
Remontada? Nie żartujmy! Bezradny Real wykopany z Ligi Mistrzów!

Hiszpania

Anglia

Remontada? Nie żartujmy! Bezradny Real wykopany z Ligi Mistrzów!

Kamil Gapiński
25
Remontada? Nie żartujmy! Bezradny Real wykopany z Ligi Mistrzów!