Legia Warszawa zagrała słaby mecz z rozpędzającym się Górnikiem Zabrze, w dodatku na jego stadionie, przy ponad 23 tysiącach widzów. I co? I wygrała. Piłkarze ze Śląska będą dziś tak obficie pluć sobie w brodę, że zapewne przyda im się zapas śliniaczków.
W ostatnich dniach Jan Urban kilkukrotnie został zapytany o to, czy jest coś na rzeczy w pogłoskach łączących go z warszawskim zespołem. Ani razu wprost nie zaprzeczył, że nie ma na to szans. Co więcej: mówił raczej, że wszystko może się wydarzyć, kto wie, czy Michał Żewłakow nie zadzwoni, bla bla bla. To dodało dodatkowego smaczku temu spotkaniu, a przecież mecze Górnika z Legią nawet bez wątków pobocznych są kopalnią emocji.
Nie ma wątpliwości, kto wykonuje lepszą pracę. Gdy rozbrzmiewał pierwszy gwizdek, obaj trenerzy byli sąsiadami w tabeli, podczas gdy jeden dysponuje wielkim budżetem i wydaje zimą na wzmocnienia ponad cztery miliony euro, a drugi pracuje w bidnym klubie, w którym co chwilę musi na nowo lepić coś z niczego. Gdyby Urban w tej sytuacji skończył sezon wyżej niż Legia, mówiłoby się o tym naprawdę długo.
Górnik – Legia 1:2. Słaba forma legionistów przed 1/4 Ligi Konferencji
I na początku spotkania wydawało się, że dziś wykona bardzo duży krok w kierunku realizacji tego scenariusza. Górnik zaczął tak spektakularnie, że aż w okolicach dwudziestej minuty pomyśleliśmy sobie: oho, tu może skończyć się nawet jakąś czwórką czy piątką. Oba skrzydełka hasały aż miło. Ismaheel czy Furukawa wchodzili w dryblingi, z lekkością kradli przestrzeń, napędzali akcje. Gdy Sarapata czy Hellebrand dostawali piłkę, od razu pchali akcje do przodu. Zahović i Podolski wydawali się być w formie…
Po ośmiu minutach było 1:0. Janicki popracował w pressingu na skrzydle (!), ośmieszył Elitima wracającego później w tempie spacerowicza, następnie Furukawa ograł Ziółkowskiego, a Ismaheel uderzył idealnie przy słupku.
Po kwadransie Górnik miał już trzy celne strzały.
W dwudziestej minucie Tobiasz odbijał firmową bombę Podolskiego.
Legia kończyła pierwszą odsłonę z dwoma uderzeniami na koncie. Jedno skończyło na poprzeczce, ale nie było ono efektem jakiejś wielkiej akcji stołecznych. Ot, Majchrowicz i Szala nie dogadali się w kwestii wybicia piłki, ta spadła pod nogi Szkurina, ten trafił w obramowanie. Podopieczni Feio mogli mówić o szczęściu, że schodzili na przerwę z tylko jednobramkową stratą. Jeśli zrobili sobie wówczas uczciwy rachunek sumienia, doszli do wniosku, że powinni byli przegrywać znacznie wyżej.
Legia odwróciła wynik
W drugiej odsłonie nie obejrzeliśmy dużo lepszych legionistów. To po prostu Górnik spuścił trochę z tonu. I powinien mieć do siebie ogromne pretensje, bo przecież rywal był do dobicia, wystarczyło dalej dociskać i korzystać z luzu ofensywnych piłkarzy. Zamiast tego zabrzanie liczyli, że tak bezzębny rywal nic im nie zrobi, lecz, no cóż, przeliczyli się.
Do siatki dwa razy trafił Luquinhas. Najpierw kompletnie przypadkowo – oddał uderzenie, ale beznadziejne, które trafiłoby prosto do koszyczka Majchrowicza, gdyby tylko tam doleciało. Pewną nadgorliwością wykazał się Janicki, który chciał wyręczyć bramkarza z tej prostej roboty i wybić piłkę głową. Zamiast uspokoić sytuację, tylko pogrążył swój zespół, bo rykoszet kompletnie zmylił golkipera.
Drugi gol to już znacznie bardziej zaplanowana akcja. Piłka szła jak po sznureczku po tym stałym fragmencie gry – najpierw odbił ją Wszołek, potem Szkurin i z metra do pustaka dobił Brazylijczyk, zabierając niejako gola swojemu koledze, który wciąż czeka na trafienie w lidze w barwach nowego zespołu.
Górnik oczywiście szturmował na koniec, ale na nic się to zdało Urban wpuścił Bakisa, wielką wpadkę transferową, który doszedł do trzech sytuacji – i wykończył je jak na wielką wpadkę transferową przystało. Do dwóch bramkowych okazji doszedł też Sow, lecz ani w jednej, ani drugiej nie trafił w bramkę.
Czy ten mecz w wykonaniu Legii napawa nas jakimkolwiek optymizmem przed starciem z Chelsea? No nie, absolutnie. Nie dowiedzieliśmy się nawet, czy Feio ma jakiś pomysł na obsadzenie napastnika, bo 90 minut na boisku spędził Szkurin, a Pekhart przesiedział całe spotkanie na ławie. Czasem największą satysfakcję sprawia sukces osiągnięty wtedy, gdy zupełnie ci nie idzie. To był właśnie ten mecz legionistów. Zagrali słabo, lecz wracają do domu z kompletem punktów na trudnym terenie.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Trela: Wpływ trenera na formę piłkarza. Łatwe rozgrzeszanie Goncalo Feio
- Jagiellonia ma problem. Diaby-Fadiga i Pululu zagrali dziś na podobnym poziomie
- Rafał Grodzicki odejdzie ze Śląska Wrocław! Otrzymał wypowiedzenie
Fot. FotoPyK