Jeśli myślicie, że tegoroczny Superpuchar Polski przebija wszystkie dotychczasowe absurdy, jesteście w błędzie. Owszem, każda strona stara się jak może, ale historia tych zawodów, to zapis mniejszego lub większego robienia sobie jaj z powagi trofeum. Zdarzało się, że o Superpucharze decydował mecz ligowy, zakończony rzutami karnymi, zdarzył się finał w Starachowicach i zdarzył na Łazienkowskiej, gdzie gospodarzem starcia z Legią był Śląsk, ale bez udziału kibiców z Wrocławia. Zdarzało się, że w spotkaniu grała drużyna, która nie wygrała ani Ekstraklasy, ani nie była nawet w finale Pucharu Polski, zdarzało się też, że nie grano w ogóle, bo nikt grać nie chciał.
A wszystko to w oparach słynnego pytania: kto w ogóle wybierał drużyny do tego meczu?
Organizacja Superpucharu Polski 2024 zamieniła się w ogromną farsę. Nie dość, że mecz rozgrywany jest niemal rok po zaplanowanym pierwotnie terminie, to jeszcze po drodze przeszedł przez wszystkie możliwe wariacje – z pomysłem rozegrania go w Miami włącznie. Ostatecznie do starcia dojdzie dziś na Stadionie Narodowym, choć jeszcze niedawno organizatorem meczu miała być Jagiellonia Białystok, a spotkanie miało odbyć się na jej obiekcie. Ta nie chciała jednak wpuścić kibiców Wisły Kraków, a gdy finał przeniesiono do Warszawy, to jej ultrasi zagrozili bojkotem meczu.
Wiadomo też, że nieobecny na meczu będzie prezes PZPN Cezary Kulesza oraz sekretarz generalny związku Łukasz Wachowski. Obaj będą wtedy w Belgradzie, na kolacji przed jutrzejszymi wyborami do Komitetu Wykonawczego UEFA. – Prezes Kulesza klepnął datę, ale zapomniał, że jego nie będzie. To przecież jego trofeum, które powinien wręczyć – przekazał ostatnio Roman Kołtoń.
Superpuchar Polski. Długa historia niepoważnych zdarzeń
Ale absurdy w meczu o Superpuchar Polski mają już długą i zasłużoną tradycję. Zanim do nich przejdziemy, krótki rys historyczny, by złapać kontekst, ponieważ rozgrywanie meczów o Superpuchar nie zawsze było tak oczywiste. Pierwszy mecz o to trofeum odbył się w 1983 roku, ale był odosobnionym przypadkiem. Dopiero cztery lata później na wniosek Kazimierza Górskiego spotkania postanowiono rozgrywać zawsze na tydzień przed startem ligi. Dzięki temu grano niemal bez przeszkód do 2000 roku, a dochód ze spotkań przekazywano fundacji Gloria Victis, wspierającej byłych sportowców. Jedyny wyjątek to oczywiście rok 1993, gdy tytuł odebrano Legii Warszawa na rzecz Lecha Poznań. Wówczas spotkanie się nie odbyło.
Problemy zaczęły się, gdy współpracę między PZPN-em a fundacją zakończono. W 2001 roku finał odbył się jeszcze siłą rozpędu, a gospodarzem starcia Wisły Kraków z Polonią Warszawa był… stadion miejski w Starachowicach.
W kolejnych czterech latach zaprzestano organizacji meczów o Superpuchar Polski, z jednym wyjątkiem. Ale za to jakim!
Mecz ligowy z rzutami karnymi
Wyobraźcie sobie, że grą o to trofeum był… ligowy mecz, zakończony rzutami karnymi. Jak do tego doszło? Uwaga, bo zaraz może nie być łatwo nadążyć. Wszystko zaczęło się bowiem 1 czerwca 2004 roku, od… przegranego przez Lecha Poznań rewanżowego finału Pucharu Polski. Dobrze czytacie: rewanżowego. Wówczas postanowiono, że nawet w finale PP rozegrany będzie dwumecz. Kolejorz, rywalizujący z Legią Warszawa, pierwsze spotkanie wygrał 2:0, w rewanżu ulegając na Łazienkowskiej 0:1.
Mimo porażki w drugim meczu trofeum trafiło więc do nich, z czym nie mogła pogodzić się część warszawskich fanów. Kibice Legii po meczu wbiegli na boisko i… zaatakowali graczy Lecha, przez co część z nich do domów wracała bez pamiątkowych medali, które straciła w pojedynkach z fanatykami Wojskowych.
Zresztą dwumecz zapamiętany był jeszcze z innego powodu – słynnej wypowiedzi Czesława Michniewicza, porównującej go do Jose Mourinho, a Dariusza Kubickiego (ówczesnego trenera Legii) do Didiera Deschampsa. Ta dwójka rywalizowała wówczas w finale Ligi Mistrzów, prowadząc FC Porto i AS Monaco.
Ale odbiegliśmy od tematu – dwa dni po wygraniu Pucharu Polski Lech wpadł bowiem na genialny pomysł: dlaczego nie powalczyć o kolejne trofeum. Zwłaszcza, że spojrzał w terminarz i zobaczył, że w ostatniej kolejce sezonu, 11 czerwca, mierzy się właśnie z pewną mistrzostwa Polski Wisłą Kraków.
Piłkarska centrala szybko ten pomysł klepnęła, wobec czego w ciągu zaledwie ośmiu dni okazało się, że jedyny raz w historii ligowe spotkanie będzie jednocześnie meczem o Superpuchar Polski. Żeby dziwactw było mało: w ciągu 90 minut padł remis 2:2, więc choć ligowy mecz się skończył, Superpuchar pozostawał nierozstrzygnięty i trwać musiał. W pośpiechu zdecydowano, że zamiast dogrywki, od razu przejdziemy do rzutów karnych. W nich bezbłędnie strzelali piłkarze Lecha: Krzysztof Piskuła, Bartosz Bosacki, Michał Goliński i Łukasz Madej, a dla Wisły trafił jedynie Maciej Żurawski.
Pudła Arkadiusza Głowackiego i Tomasza Kłosa sprawiły, że tytuł powędrował do Poznania.
W 2004 roku Lech Poznań wygrał Superpuchar Polski, bo zwyciężył w rzutach karnych po meczu ligowym
Dyskobolia nie chce grać o Superpuchar
W 2006 roku pomysł rozgrywania Superpucharu wrócił, a jego organizacji podjęła się powstająca właśnie Ekstraklasa SA, tworząc hybrydę – Superpuchar Ekstraklasy SA. Ale już druga edycja przyniosła poważne problemy. Zdobywcy Pucharu Polski, Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski, uznali, że zwyczajnie… nie chce im się grać w tym meczu. Rezygnację złożyli, argumentując to przygotowaniami do spotkań Pucharu UEFA.
Ekstraklasa zaproponowała więc udział finaliście Pucharu Polski, Koronie Kielce, ale ta także nie była zainteresowana. Głowiono się więc, co zrobić, aż ktoś rzucił pomysł: niech zagra zwycięzca Pucharu Ekstraklasy!
Spojrzano więc w drabinkę i zobaczono, że… ten też wygrała przecież Dyskobolia. Ostatecznie zaproszono więc finalistę tamtych rozgrywek, GKS Bełchatów. To oni zagrali 22 lipca 2007 roku przeciwko mistrzowi Polski, Zagłębiu Lubin, przegrywając 0:1.
Zagłębie z nagrodą za wygraną w Superpucharze Ekstraklasy – 50 tysięcy złotych
Kto wybierał drużyny do tego meczu?
Ostatnia edycja Superpucharu Ekstraklasy SA miała miejsce w 2009 roku, ale przywrócenie tradycyjnej formuły nie odbyło się bez turbulencji. Najgłośniejszym przypadkiem była niedoszła rywalizacja Wisły Kraków z Legią Warszawa z 2011 roku.
Spotkanie pierwotnie było zaplanowane na 23 lipca, ale – jak to przy okazji Superpucharu bywa – po prostu nie doszło do skutku. Wkrótce wymyślono więc, bez ironii, całkiem ciekawy pomysł: niech spotkanie o to trofeum będzie pierwszym meczem na nowiutkim Stadionie Narodowym! Raz – otwarcie obiektu odbędzie się z przytupem, dwa – UEFA chciała, by przed Euro 2012 na stadionie odbyły się przynajmniej dwa ważne wydarzenia. Wybrano nawet termin: 11 lutego 2012 roku.
Wtedy zaczęły się schody: policja powątpiewała w gotowość obiektu, podobne zastrzeżenia miały także straż pożarna i sanepid. Obawiano się też o bezpieczeństwo, a mecz uznano spotkaniem podwyższonego ryzyka. Próby wpływania na kibiców zakończyły się tym, że fani Białej Gwiazdy ogłosili bojkot Superpucharu, zaś kibice Legii oświadczyli, że na stadion wybiorą się tak czy siak – po to, by protestować przeciwko ówczesnym władzom miasta.
Wreszcie, na trzy dni przed planowanym spotkaniem, z ust Joanny Muchy padło jedno z najsłynniejszych pytań w historii polskiej piłki:
– Kto w ogóle wybierał drużyny do tego meczu? – zapytała ówczesna minister sportu.
Puenta tej historii nie będzie więc zaskoczeniem: mecz ostatecznie nie doszedł do skutku nigdy.
Puste trybuny na Łazienkowskiej
Wesoło było także rok później, gdy w Superpucharze znów miała rywalizować Legia, grając ze Śląskiem Wrocław. Tym razem pojawił się jeszcze ciekawszy pomysł: skoro w zeszłym roku nie graliśmy wcale, teraz zagrajmy dwa spotkania. Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić.
Efekt? Finalnie rozegrano jedno starcie.
W Warszawie, na Łazienkowskiej, choć formalnym gospodarzem tego meczu był Śląsk. Taki przebieg spraw rozwścieczył wrocławskich kibiców, którzy zbojkotowali starcie. Podczas meczu blisko 30-tysięczny stadion Legii był… niemal pusty. Frekwencja wyniosła około 3 tysięcy osób, na trybunach hulał wiatr.
Innym przykładem, kiedy Legia nie miała łatwo w organizacji Superpucharu, był 2020 rok i stracie z Cracovią. To spotkanie pierwotnie miało odbyć się 9 sierpnia, ale pod znakiem zapytania postawiła je diagnoza lekarska: u jednego z członków sztabu szkoleniowego Legii wykryto koronawirusa. Zbigniew Boniek wolał dmuchać na zimne i mecz przeniesiono dopiero na październik. Wówczas niewykorzystany rzut karny Pawła Wszołka zdecydował, że trofeum ostatecznie powędrowało do Krakowa.
Śląsk z wygranej w Superpucharze cieszył się przy niemal pustych trybunach
WIĘCEJ O SUPERPUCHARZE POLSKI NA WESZŁO:
- Kibice Jagiellonii bojkotują Superpuchar. “Wisła nie przystąpiła do paktu”
- Recepta na problemy z Superpucharem. Będzie (prawie) stała data
- Kulesza postawił się Jadze dla dobra Wisły. Trzeba pochwalić!
fot. 400mm.pl, Newspix.pl