Wywiad z Pawłem Wojtalą, ale przecież nie tylko ten materiał, jest kolejnym dowodem na to, jak fatalne z perspektywy kibica – któremu faktycznie dobro polskiej piłki leży na sercu – są wybory na prezesa PZPN. Nie chodzi w nich bowiem o to, kto ma najlepszy program i pomysł na nasz futbol, ale o to, kto się najlepiej ustawi, kto najlepiej gra w gierki, kto się umie dogadać z tym i z tamtym.

Wiadomo: w zasadzie nic nowego, ale, cholera, jakie to jest męczące. Co parę lat cały czas to samo – minimum o programach, maksimum o tym, że ten się zna z Heńkiem, więc może liczyć na jego poparcie, a tamten się zna z Ryśkiem, więc Rysiek mu pomoże i jeszcze załatwi głosy od Zdzisia.
Ale to wszystko dopiero jak kandydaci wystartują, bo samo ogłoszenie startu też jest problemem. Nie można przecież wyjść i powiedzieć, że się startuje, że się ma program, gdyż to gotowy przepis na gniew centrali, przez co można utracić wpływy, dojścia, a to najważniejsze. Więc Padewski mówi, że może wystartuje, ale może nie wystartuje, Wojtala też nie chce się jeszcze zdeklarować, Cygan krąży w kuluarach, ale też na krążeniu pewnie się skończy.
I trudno w zasadzie winić powyższych panów, że PZPN jest tak skonstruowany, bo przynajmniej Wojtala i Cygan do niego dołączyli, gdy już był tak skonstruowany, ale znów – jest to z perspektywy kibica dołujące.
Wybory w PZPN: konkurs kumpli
W porównaniu do wyborów w związku, nawet polityczne starcia wydają się być bardziej cywilizowane, tam – rzadko, bo rzadko, ale jednak – stać jednych i drugich na jakiekolwiek debaty. A tutaj: wszystko po cichu, wszystko w tych cholernych kuluarach, by powiedzieć jak najmniej, żeby nie urazić tego, który trzyma ważną szablę (zawsze jest mowa o szablach, nie ma dymu bez ognia i nie ma wyborów w PZPN bez szabel).
Ktoś powie, że to różne pary kaloszy, gdyż jedne wybory są powszechne, a drugie nie i to naturalnie prawda, natomiast gdyby tam faktycznie szła gra o dobrą przyszłość naszego futbolu, a nie o dobrą przyszłość kandydatów, wyglądałoby to po prostu inaczej. Zresztą, grajcie sobie, panowie, w swoje gierki, ale przecież jest to jednak kuriozalne, że kandydaci na prezydenta światowego mocarstwa, jak w USA, mogą ze sobą debatować, natomiast kandydaci na prezesa związku zajmującego się kopaniem piłki, już nie.
Przypomnijcie sobie poprzednie wybory – Kulesza vs Koźmiński. Bardzo trudno było powiedzieć, jaki plan na nasz futbol ma Kulesza, za to bardzo łatwo było stwierdzić, kogo zna i gdzie bywa. Tym faktycznie z Koźmińskim wygrał, ale rządzi kilka lat i wciąż łatwiej rozmawiać o jego znajomościach niż planie na nasz futbol.
W normalnym – czemu niby idealnym – świecie wyglądałoby to tak, że kandydaci publicznie dyskutują. Ty uważasz, że musi być młodzieżowiec w Ekstraklasie, ja uważam, że nie i mówię dlaczego. Ty uważasz, że w szkoleniu leży to i to, ja uważam, że prawda, ale leży jeszcze to, więc trzeba ten plan zmienić, rozszerzyć i będzie lepiej. Głosujący tego słuchają i pomaga im to wiedzieć, na kogo się zdecydować.

Czy wciąż znaczenie miałyby znajomości? Oczywiście, że tak, od tego się nie da uciec, ale nie decydowałyby tylko znajomości. Dzisiaj decydują tylko znajomości, program nie ma większego znaczenia, bo nie nazywajmy programem obietnic, które się składa kolegom na kolacji. Zresztą program kandydata na prezesa PZPN ma raczej status w świecie na poziomie Yetiego, gdyż podobno istnieje, ale z kolei nie istnieją na to sensowne dowody. Kojarzycie bowiem rzetelnie napisane dokumenty, przygotowane przez kandydatów i ich sztaby, które idą w świat, by pokazać pomysł na nasz futbol? Nie kojarzycie, ponieważ nie możecie kojarzyć.
Wybory w PZPN: czy jest szansa na cywilizację?
Nie ma większych nadziei, że gdy już wszyscy staną na starcie, a nie będą tylko mówić, że może staną, to się jakkolwiek zmieni. Skoro Kulesza unikał programowych rozważań jako kandydat, trudno wierzyć, by nie unikał ich jako broniący stanowiska (i szabel!) prezes. Kolejne wybory rozbiją się o to, kto kogo zna i lubi, a nie o to kto zna polską piłkę i jej problemy.
Oczywiście, że wiara w poprawę tej nikłej, by nie powiedzieć żadnej jakości wyborów jest naiwna, ale to jest w zasadzie przerażające, że zarzut naiwności można postawić komuś, kto chciałby przeniesienia poziomu wyborów na poziom – po prostu – programowej rozmowy. Jesteśmy wszyscy tak przyzwyczajeni, że kumple zdecydują, kto będzie przez kolejne lata trząsł polską piłką, że nie jesteśmy w stanie uwierzyć, że wybory można ucywilizować.
I – co gorsza – ta wiara jest uzasadniona, ale cóż można zrobić: próbować. Zatem gdy już kandydaci będą oficjalni znani, Weszło zaproponuje wywiady na temat programów każdemu z nich, a także debatę między nimi. Kropla drąży skałę, potrzebna jest presja na to towarzystwo – często – wzajemnej adoracji.
Naprawdę ważne jest nie tylko to, kogo się wybiera, ale jak się wybiera.
WIĘCEJ O PZPN NA WESZŁO:
- Kulesza w UEFA dzięki… rosyjskiemu? Ujawniamy kulisy wyborczej walki
- Paweł Wojtala o wyborach w PZPN: Jestem gotowy do rywalizacji
- Kuleszy kłopoty z wiceprezesami. W PZPN nadchodzi rewolucja?
- Kulesza dla Weszło: Nie miałem przyjacielskich relacji z poprzednią władzą
- Wyścig o władzę w PZPN rozpoczęty!
- Rząd chce kobiet w zarządzie PZPN, PZPN się śmieje. Nitras, Kulesza i wolta klubów
Fot. FotoPyk