Jako młody zawodnik wchodził do Puszczy Niepołomice, która występowała… w B-klasie. Nie zarabiał nic, po meczu dostawał tylko herbatę. Oprócz grania w piłkę prowadził piekarnię. Dziś Jarosław Pieprzyca jest prezesem Puszczy, która walczy w Ekstraklasie i ma szansę na finał Pucharu Polski. – Oglądamy każdą złotówkę. Funkcjonujemy racjonalnie, ale jednocześnie sami czujemy, jak inni odjeżdżają nam pod względem finansowym – mówi w rozmowie z Weszło. Pieprzyca wspomina też drogę Puszczy do najwyższej ligi i odnosi się do niecodziennej propozycji nowego właściciela Pogoni Szczecin.
Jakub Radomski: Co pan pomyślał, chwilę po losowaniu, gdy okazało się, że półfinał Pucharu Polski rozegracie na własnym boisku przeciwko Pogoni?
Jarosław Pieprzyca, prezes Puszczy Niepołomice: Ucieszyłem się, że zostaliśmy wylosowani jako pierwsi i że będziemy gospodarzem. To ma dla nas duże znaczenie. A co do rywala? Na tym etapie nie ma już słabych drużyn. Przyjazd Pogoni na pewno będzie dużym świętem dla niepołomiczan.
A kiedy nowy właściciel Pogoni, Alex Haditaghi, konkretnie i na poważnie wyszedł z propozycją przeniesienia meczu do Szczecina?
Uważam, że ta propozycja i sposób jej przedstawienia były niepotrzebne. Takich rzeczy się nie robi, po prostu. Chyba nikt nie miał wątpliwości, że nas to nie będzie interesowało. Nie wiem, jaki był zamiar pana Haditaghiego: czy on rzeczywiście liczył na to, że się zgodzimy. A może to była forma przedmeczowych gierek psychologicznych? Ciężko mi się do tego odnieść.
Pogoń chce zagrać półfinał Pucharu Polski w Szczecinie. Znamy odpowiedź Puszczy
Gdyby mógł pan teraz wybrać: albo triumf w Pucharze Polski, albo utrzymanie w Ekstraklasie, chyba jednak wiem, co by pan wskazał.
Zdecydowanie utrzymanie. Puchar Polski to piękna przygoda, która jednak w pewnym momencie się skończy. Mam nadzieję, że dopiero na Stadionie Narodowym. A liga trwa i utrzymanie się w niej jest szalenie trudne dla takiego klubu jak nasz. Myślę, że walka o ligowy byt będzie trwać do samego końca.
Spoglądam w tabelę: Puszcza zajmuje 14. miejsce i ma tylko dwa punkty przewagi nad będącą już w strefie spadkowej Stalą. W Mielcu właśnie zmieniają trenera, w Zagłębiu Lubin do takiej zmiany już doszło. Ale w Puszczy, gdzie Tomasz Tułacz pracuje od 10 lat, nie dojdzie, prawda?
Absolutnie. U nas nikomu by nie przeszło przez myśl, by zwalniać w najbliższym czasie trenera Tułacza. On jest jedną z najważniejszych postaci w całej historii klubu. To człowiek, który z zawodnikami i sztabem dokonuje cudu, żebyśmy byli w tym miejscu, bo obracamy się w określonych warunkach.
Jakie to warunki?
Dopiero niedawno zaczęliśmy grać w Ekstraklasie w Niepołomicach. Wcześniej rozgrywaliśmy domowe spotkania na obiekcie Cracovii. Jeden taki mecz to był wydatek rzędu 200-300 tys. złotych: nie tylko na wynajęcie stadionu, ale do tego dochodzi ochrona, catering i ludzie obsługujący spotkanie. Łącznie wydaliśmy pięć milionów złotych na to, żebyśmy mogli występować na Cracovii. Nie mówiąc już o tym, że traciliśmy przez to handicap własnego boiska. Cały sezon 2023/2024 graliśmy na wyjeździe, więc nasze utrzymanie w lidze w takich warunkach ma wyjątkową wartość.
Jarosław Pieprzyca i Mateusz Dróżdż, prezes Cracovii
Puszcza jest klubem miejskim, co często uważa się za niezdrowy czy wręcz patologiczny układ. Ale akurat wy możecie być przykładem dla całego kraju, że da się to sensownie zorganizować.
Puszcza zawsze była klubem miejskim. Obiekty są własnością miasta, jednak dofinansowanie nie jest na takim poziomie jak w innych zespołach. Nikomu nie zaglądam w tym momencie do kieszeni, ale w ubiegłym sezonie większość dotacji miejskiej poszła na opłacanie grania w Krakowie. Oglądamy każdą złotówkę z każdej strony. Musimy tak działać. Funkcjonujemy racjonalnie, ale jednocześnie sami czujemy, jak inni odjeżdżają nam pod względem finansowym. Poziom Ekstraklasy to duże pieniądze, ciężko jest funkcjonować w tych realiach.
Często mówię jednak, że Puszcza to ludzie, a my na pewno nadrabiamy te braki zaangażowaniem wielu osób wokół klubu. W Niepołomicach wszyscy nam dobrze życzą. Są tutaj ludzie, jak Roman Ptak, były burmistrz, którzy kiedyś byli zawodnikami Puszczy, dlatego rozpiera ich duma, gdy widzą zespół w Ekstraklasie i chcą dla niego jak najlepiej.
W dziewięciu ostatnich ligowych meczach Puszcza przegrała jednak pięć razy, po dwa razy wygrała i remisowała. To kiepski bilans.
Mam wrażenie, że trochę brakuje nam wiary. Jesteśmy świeżo po meczu z Cracovią. Oglądając go, do 30. minuty nawet nie pomyślałbym, że może nam się stać jakaś krzywda. Wyglądaliśmy dobrze, przeważaliśmy. Później przeciwnik zmienił ustawienie taktyczne. Przeszedł na grę czwórką obrońców, a po naszej stronie zabrakło reakcji. Straciliśmy bramkę, niedługo później drugą i powietrze z nas zeszło. Zabrakło pobudzenia. A po trzecim golu dla Cracovii mecz w zasadzie się skończył.
Pięć najbliższych spotkań to: Raków, GKS Katowice, Radomiak, Pogoń i Lech. Albo czołowe drużyny ligi, albo zespoły, którym ostatnio idzie.
Teraz gramy o finał Pucharu Polski, a w poniedziałek przyjeżdża do nas lider z Częstochowy. Jesteśmy w takiej sytuacji, że musimy szukać punktów z każdym przeciwnikiem i wyrywać je z murawy.
Pan, z tego co słyszałem, jest z Puszczą związany od dziecka.
Najpierw jako mały chłopiec chodziłem na mecze. Później grałem w Puszczy. Byłem środkowym pomocnikiem. Pamiętam, że zespół występował wtedy w B-klasie i A-klasie. Mecze rozgrywano w niedzielę, żeby były świętem dla miasta. Gdy dziś myślę o tamtych czasach, trochę zazdroszczę dzisiejszym piłkarzom, bo robią to, co kochają i jeszcze otrzymują za to niezłe pieniądze. Chyba nie ma piękniejszego zawodu.
My nie zarabialiśmy nic, grało się dla herbaty po spotkaniu czy treningu. Na nic innego nie mogliśmy liczyć. Łączyliśmy piłkę z pracą zawodową czy studiami. Ja skończyłem finanse i bankowość, prowadziłem piekarnię, cukiernię. Występowałem w Puszczy przez kilkanaście lat. Do drużyny seniorskiej wprowadzał mnie Mieczysław Kolasa – ostatni mistrz Polski z Cracovią, który niedawno zmarł w wieku 101 lat. Po latach, w 2009 roku, wróciłem już do klubu w innej roli. Najpierw jako pełniący obowiązki, a później już, od 2011 roku, jako prezes stowarzyszenia.
W Niepołomicach wszyscy pamiętają dwumecz barażowy o III ligę z Okocimskim Brzesko. To był 2006 rok. Puszcza na terenie rywala przegrała 1:2. U siebie prowadziła 3:0, by jednak dać sobie wbić trzy gole.
I do tej pory nikt nie jest w stanie wytłumaczyć racjonalnie, co się wtedy stało, tym bardziej, że drugi mecz świetnie się układał. Nagle zaczęło się dziać bardzo źle: traciliśmy kolejne bramki. Pamiętam kibiców, którzy już byli gotowi na świętowanie, a tu okazuje się, że mamy wielką stypę.
Trudny moment nastąpił też w sezonie 2013/2014, po naszym pierwszym awansie do I ligi. Niestety, nie umieliśmy się odnaleźć w nowych, dużo trudniejszych realiach. Przerosło nas to, zapłaciliśmy frycowe. Długo wierzyliśmy, że utrzymamy się na drugim poziomie rozgrywek, ale finalnie od razu spadliśmy do II ligi. Po tamtym spadku ciężko się było podnieść. Do tego stopnia, że mało brakowało, a Puszcza zleciałaby w 2015 roku jeszcze niżej, do III ligi. To był trudny czas. Zebranie się do kupy wymagało olbrzymiej pracy.
Kiedy pierwszy raz uwierzył pan, że Puszcza może awansować do Ekstraklasy?
Chyba w przerwie zimowej tamtego sezonu 2022/2023. Byliśmy na bardzo wysokim miejscu i w klubie jeszcze nikt nie mówił o tym wprost, na poważnie, ale widziałem wiarę w trenerze, sztabie i zawodnikach. Kluczowe było to, że udało nam się wtedy zatrzymać zawodników, którym kończyły się kontrakty i którzy mieli oferty z innych klubów: Jakuba Serafina czy Huberta Tomalskiego.
Na wiosnę były różne momenty: po porażce u siebie z Chrobrym Głogów było wiadomo, że w półfinale barażów straciliśmy atut własnego boiska, co było dla nas ważne. Jechaliśmy więc na Wisłę Kraków. Stadion pełen kibiców, oni byli zdecydowanym faworytem. Mało kto przypuszczał, że możemy zwyciężyć, a pokonaliśmy ich 4:1. Przed finałem z Termaliką mówiliśmy sobie: „Decyduje tylko jeden mecz. Jesteśmy bardzo blisko”. I po heroicznej walce, znów na obcym boisku, osiągnęliśmy to.
Tomasz Tułacz świętujący awans do Ekstraklasy. 2023 rok
Uważam jednak, że równie wielkim sukcesem było utrzymanie w Ekstraklasie w kolejnym sezonie. Mówiłem już, ile płaciliśmy za stadion Cracovii. Ale weźmy też pod uwagę, że w Polsce często z najwyższej ligi spadają beniaminkowie. Wtedy nie utrzymały się w Ekstraklasie ŁKS i Ruch Chorzów, a nam się to udało.
O Puszczy często, zwłaszcza w ubiegłym sezonie, mówiło się, że to zespół ograniczony piłkarsko czy wręcz grający prymitywnie. Pisano o waszych wrzutach z autu, ale też o tym, że przez całe spotkanie gracie na czas.
To było krzywdzące. Awansów do Ekstraklasy nie robi się przez przypadek. Nasi zawodnicy mają określone umiejętności, ale mają przede wszystkim olbrzymie serce do walki. To właśnie cechuje Puszczę – jesteśmy niewygodni dla każdego przeciwnika, bo zawsze zostawiamy na murawie wszystko. Nikomu nie gra się łatwo przeciwko nam. A co do tych stałych fragmentów – nikt innym drużynom nie broni ich ćwiczyć i też zdobywać po nich bramki.
Cofnijmy się jeszcze do czasów, gdy występował pan w Puszczy, a zespół grał w B-klasie. Gdyby ktoś powiedział panu wówczas, że za niecałe 30 lat drużyna będzie w najwyższej polskiej lidze…
Powiedziałbym takiej osobie by kupiła młotek i walnęła się nim w głowę. Ale mam nadzieję, że nie osiągnęliśmy jeszcze sufitu. Rzeczywistość jest brutalna, ale trzeba się z nią zmagać.
CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE NA WESZŁO:
- Wszystko się udało na otwarcie Nowej Bukowej [REPORTAŻ]
- “Radomiak ma najlepszą mentalność w lidze”
- Jan Urban przymierzany na trenera Legii
Fot. Newspix.pl