Wprowadził Widzew do Ekstraklasy, świetnie w niej zaczął, a potem w końcówce ratował się przed zwolnieniem. Pobudził Ruch, ale nie na tyle, żeby się z nim utrzymać. Miał dać Stali spokój, a tylko dolał paliwa do pożaru i jest na drodze do drugiego spadku z rzędu. Janusz Niedźwiedź idzie w Ekstraklasie swoim stałym cyklem. Zaczyna obiecująco, wprowadza do szatni powiew świeżości, stawia na odważną piłkę, a potem szybko sprawia, że w danym klubie mają go dość. Gdybyśmy mieli określić tego trenera jednym hasłem, brzmiałoby ono: „szybko gasnący optymizm”.
Janusz Niedźwiedź i zwolnienie ze Stali Mielec
Scenka z Widzewa Łódź, która już nigdy nie odklei się od trenera zwolnionego w niedzielę ze Stali Mielec. Obóz przed sezonem 23/24. Szatnia RTS-u żyje niezrozumiałym konfliktem trenera i Kristoffera Normanna Hansena, który może liczyć przeważnie na nie więcej niż wejścia z ławki, mimo że zwykle wnosi dużo jakości. Norweg dostaje szansę w meczach kontrolnych, dobrze w nich wygląda, a Niedźwiedź mówi przy całej drużynie na koniec obozu: – Hansen to MVP całego okresu przygotowań.
A potem…
Pierwsza kolejka: 90 minut na ławce.
Druga kolejka: poza kadrą.
Trzecia kolejka: poza kadrą.
Czwarta kolejka: poza kadrą.
Piąta kolejka: poza kadrą.
Hansen po tej dziwnej serii rozwiązał kontrakt, poszedł do Jagiellonii, tam stał się gwiazdą i zdobył mistrzostwo Polski. A Niedźwiedź, którego zagrywki nikt nie potrafił zrozumieć… po chwili stracił pracę, więc Widzew został z pustymi rękami – bez trenera i bez piłkarza, który mógł dać mu sporo radości. A przecież wszyscy w Łodzi – i kibice domagający się Norwega na boisku, i zawodnicy piszący później publicznie na Instagramie, że nie zasłużył na takie traktowanie – gołym okiem widzieli, że mowa o skrzydłowym, który potrafi zrobić różnicę.
Powyższa scenka jest symbolem porażki Niedźwiedzia w Widzewie, gdzie ów szkoleniowiec uchodził za trenera zdolnego, z ciekawymi pomysłami, ale bardzo trudnego we współpracy. Chory upór w kwestii Hansena kompletnie mu się nie opłacił. Konflikt z Norwegiem to niezwykle jaskrawy przykład, lecz nie tylko on narzekał na relację z trenerem – podobny problem dotyczył wówczas większości obcokrajowców w RTS-ie.
Łukasz Grabowski opisywał na naszych łamach, że trudny charakter Niedźwiedzia wychodził też na wielu innych polach – potrafił zarzucać klubowym mediom winę za przegrany mecz (za późno wrzuciły kulisy, więc zdaniem trenera piłkarze nie mogli odpowiednio wcześnie zamknąć w głowach poprzedniego spotkania), pouczał kierowcę autobusu w kwestii obranej trasy czy podważał diagnozy fizjoterapeutów…
Człowiek o dwóch twarzach. Janusz Niedźwiedź [CZYTAJ WIęCEJ]
Podobne historie przechodzą w zespołach zupełnie bez echa, kiedy są wyniki. A jeśli ich nie ma, potrafią urosnąć do wielkiego problemu, pokazującego, że facet odpowiadający za rezultaty ma nie po kolei w głowie. A Niedźwiedzia wyniki w Ekstraklasie broniły tylko raz – w pierwszych tygodniach pracy w Widzewie. Później było już albo źle, albo bardzo źle.
Widzew Niedźwiedzia w Ekstraklasie – 1,17 (48 punktów w 41 meczach)
Ruch Niedźwiedzia w Ekstraklasie – 1,27 (19 punktów w 15 meczach)
Stal Niedźwiedzia w Ekstraklasie – 1,06 (19 punktów w 18 meczach)
Niedźwiedź – porażka w Ruchu
Po tym jak utrzymał Widzew wytrwał w nim później tylko siedem kolejek. To nie przypadek. Z Ruchu z kolei zwolniono go po sześciu meczach w I lidze, a jeszcze na koniec spadkowego sezonu Seweryn Siemianowski – niejako w uznaniu zasług Niedźwiedzia – mówił, że Ruch nie spadł z ligi, a po prostu nie zdążył się utrzymać. Takie słowa świadczyły o dużym zaufaniu wobec szkoleniowca, który może nie osiągnął zakładanego rezultatu punktowego, ale wykonał na tyle dobrą robotę, żeby postawić na niego także po degradacji.
I znów – optymizm wobec pracy trenera błyskawicznie zgasł, po zaledwie kilku tygodniach. W Ruchu Niedźwiedź mógł się bronić tym, że degradacja bardziej niż jego konto obciąża poprzedników – Jarosława Skrobacza i Jana Wosia. I rzeczywiście, jeśli spojrzymy na zwykłą średnią punktów, każdy z nich miał dużo gorszą (Skrobacz – 0,62, Woś – 0,83). 43-latek istotnie pobudził Ruch, dobrze wkomponował nowych piłkarzy takich jak Vlkanova, Josema czy Novothny, choć nie złapał na tyle dużego rozpędu, by Niebiescy mogli realnie myśleć o utrzymaniu.
O utrzymaniu, które było osiągalne.
Niedźwiedź skończył ze średnią punktów 1,27. Gdyby Ruch punktował tak przez cały sezon, miałby pewne utrzymanie w środku stawki. Bilans ten wygląda nieco gorzej, gdy odliczymy od niego dwa z pięciu zwycięstw, jakie Niedźwiedź zaliczył po przyklepaniu matematycznego spadku. Kiedy formalnie leciał z ligi, miał średnią punktów na poziomie 1,08 – niby lepszą niż Skrobacz i Woś, ale punktując w taki sposób przez cały sezon skończyłby z 37 oczkami, czyli… również spadłby z ligi.
Niedźwiedź – porażka w Mielcu
O ile w Chorzowie Niedźwiedź podjął się trudnej misji ratunkowej, o tyle w Mielcu jego zadanie wyglądało na względnie proste. Objął drużynę zbyt mocną na spadek i jednocześnie zbyt słabą na to, by władze klubu zaczęły zaraz bujać w obłokach z myślą o wielkich celach. Zaczął pracę we wrześniu, więc miał kawał czasu, żeby zarazić drużynę swoją myślą. Jawił się jako fachowiec, który nie tylko poprawi wyniki, ale też obroni zespół przed prymitywną piłką, jaką w końcówce swojej kadencji preferował Kamil Kiereś.
I rzeczywiście, postawił na odważną grę krótkimi podaniami, wychodzenie w ten sposób spod pressingu i skrupulatne budowanie akcji. Na Stal krótkoterminowo patrzyło się lepiej, lecz – znów! – w dłuższym terminie po raz kolejny nic za tym nie poszło. Bo Stal może i rozgrywa piłkę od bramki, ale wali przy tym babole w defensywie. Może i chce utrzymywać się przy futbolówce, ale nie ma na to dalszego pomysłu. Jak słyszymy – szatnia też nieszczególnie zachwycała się szkoleniowcem, pomiędzy piłkarzami a sztabem panowały raczej chłodne relacje, a sam Niedźwiedź kończy robotę z taką samą liczbą wygranych spotkań, co w Ruchu Chorzów.
Jeśli sezon zakończyłby się dziś, 43-letni trener miałby dwa spadki z Ekstraklasy w dwóch sezonach z rzędu. Był w trzech klubach na najwyższym poziomie, w każdym z nich poległ. Jeszcze trzy lata temu – po awansach z Górnikiem Polkowice i Widzewem – uchodził za jedno z bardziej ekscytujących nazwisk w zawodzie, ale to już dawno nieaktualne.
Januszowi Niedźwiedziowi będzie bardzo trudno wrócić na ligową karuzelę. Z trenera ekscytującego szybko stał się trenerem, który nie wnosi niczego ekstra.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:
- Wszystko się udało na otwarcie Nowej Bukowej [REPORTAŻ]
- Legia tworzy grupę rekonstrukcji historycznej? Urban przymierzany na trenera
- “Radomiak ma najlepszą mentalność w lidze”. Lech Poznań na drugim biegunie
Fot. Newspix