Po tym meczu jedno jest pewne. Valentin Cojocaru po pierwszej połowie zdjął rękawice i z przerażeniem odkrył, że na dłoniach porobiły mu się odciski. Wszystko przez to, że do tego czasu – tu oczywiście zamierzenie odrobinę przesadzamy, nie łapcie nas za słówka – futbolówka kontakt z jego rękami miała właściwie bez przerwy. A to wyłapał jakąś wrzutkę. A to się przytulił do jakiejś bezpańskiej piłki. Albo odbił jeden czy drugi niezły strzał gospodarzy. Legia naprawdę próbowała go pokonać, ale bramkarz Pogoni był dziś nie do przejścia. Zamurował i koniec, choć w drugiej połowie koledzy trochę go zluzowali.
Jakby wziąć pod uwagę, że Cojocaru z rękami umiał zsynchronizować nogi, to już w ogóle… Kibice i piłkarze Legii mogli się dziś przy Łazienkowskiej zapłakać. A nowy-stary dyrektor sportowy przyszedł na stadion, zobaczył, co się dzieje i pewnie zapisał Rumuna w notesiku. Bo z takim gościem to w Warszawie nikt nie miałby żadnego problemu z bramkarzami. No, chyba że rywale.
Klaun albo król. Jakim dyrektorem sportowym jest Michał Żewłakow? [CZYTAJ WIĘCEJ]
Legia – Pogoń 0:0. Portowcom mecz ustawił bramkarz
Początek starcia Legii z Pogonią zwiastował spore problemy dla ekipy ze Szczecina. Nieco akrobatyczną interwencją musiał swoich kolegów ratować wychodzący za pole karne Cojocaru. Później znów piłkę odbijał Rumun, znów będąc ostatnią instancją. Pierwsze pięć czy siedem minut to w ogóle szalony napór Legii, która przed własną publicznością chciała udowodnić, że dysponuje po prostu lepszą kadrą. I że w ogóle jest o wiele lepsza niż Portowcy.
I gdyby na gola swoją dobrą okazję zamienił w pewnym momencie Morishita, to spotkanie wyglądałoby zupełnie inaczej. Legia faktycznie mogłaby wyjść na swoje i wygrać.
A czy powiemy po tym meczu, że jest choć trochę lepsza? Można ukuć taką tezę, ale bronienie jej z czystym sumieniem zdaje się bezsensowne. Jeśli z dobrej gry i postawy, do której trener Feio właściwie nie może mieć wielkich zastrzeżeń, nie rodzi się ostatecznie żaden gol, to znaczy, że coś jednak było nie tak.
Skuteczność była nie tak, ale widać Legia nie jest jeszcze na takim etapie, by mogła mieć wszystko.
Atak tak, gole nie. Pogoń wiedziała, jak reagować
Nie chciał niemrawego Szkurina Goncalo Feio, więc go nie wystawił od pierwszej minuty. Z Białorusina w klubie z Warszawy do tej pory mieli tyle pożytku, co z wieszaka w taniej knajpie. Niby ludzie wiedzą, że gdzieś jest, ale i tak każdy rzuca kurtkę na oparcie siedzenia. Napastnikowi stołecznego zespołu brakuje błysku, który pomagał w poprzednim sezonie pokazać się z tej najlepszej strony. Bez niego na placu Legia była taka jakaś fajniejsza, przyznajemy. Gra się kleiła, akcje się zawiązywały niemal same. Było spoko.
Ale jak zaczęło się 0:0, tak też się skończyło. Pogoń oprócz dobrze dysponowanego bramkarza miała nieźle reagujący zespół. Trudno ich było zaskoczyć, a sami też potrafili nieco namieszać.
Konferencja Haditaghiego i Keslera. “Wyobraźmy sobie Neymara w Szczecinie” [CZYTAJ WIĘCEJ]
Sprytny był choćby pomysł z Grosickim na prawym skrzydle, oj sprytny. Chciał Robert Kolendowicz wykorzystać słabości Rubena Vinagre’a, dobrze to sobie obmyślił, zdziwił nas, Gonalo Feio, samego Vinagre’a, wszystkich zrobił w konia. I było na samym początku meczu parę momentów, w których kapitan jego drużyny przedzierał się przez niezbyt szczelną prawą flankę strasząc gospodarzy. Legia dociska? A dawajcie trochę ich zepchniemy, ale sprytniej. Dawajcie tego Grosika na prawej! Ten pomysł okazał się naprawdę dobry, bo gospodarze na chwilę musieli odpuścić i poukładać swoje tyły.
Wysoko, wyżej, najwyżej. Obrona Legii na dużym luzie
A że, przede wszystkim w pierwszej połowie, pod bramką Legii działo się nieco mniej niż u Cojocaru i jego kumpli z obrony, to i Pankov, i Kapuadi grali dziś ustawieni nieco wyżej. W tym swojej szansy miała upatrywać Pogoń, lecz pożytku z ich kontrataków ostatecznie nie było zbyt wiele, choć parę razy warszawscy obrońcy musieli się zebrać do roboty.
Bo urwał Grosik.
Bo raz wkręcił Pankova Przyborek.
Bo, to akurat nie z kontry, sieknął zza pola Ulvestad.
Nie zrozumcie nas źle, golem to tu za bardzo nie śmierdziało, bliżej była w swoich atakach Legia. Ale dziś jak na dłoni widzieliśmy, że oba zespoły miały na ten mecz po prostu inny pomysł. A to sprawiło, że bezbramkowy remis wcale nas za bardzo nie znużył.
Szaleństwo w Warszawie! 80 tysięcy chętnych na mecz Legii z Chelsea [CZYTAJ WIĘCEJ]
Rozrywka przez wielkie R to oczywiście nie była, ale paździerzem też nie możemy tego nazwać. Podział punktów bardziej pewnie boli Legię, ale ta już chyba powinna stanąć przed lustrem i śmiało przyznać, że o tytuł mistrza Polski się nie bije. Taki jest język faktów.
Zmiany:
Legenda
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:
- Widzew Łódź przyjemnie przywitał nowego trenera i właściciela
- Nowy wspaniały świat Widzewa [KOMENTARZ]
- Mateusz Borek już wie – agenci będą działać dla Żewłakowa!
ANTONI FIGLEWICZ
Fot. Newspix