Widzew Łódź ciągle jeszcze nie zmienił właściciela, wciąż nie sfinalizowano rozmów i negocjacji w tej sprawie. Dostaliśmy jednak kolejny sygnał, że temat idzie w dobrym kierunku. Wysłał go sam zainteresowany, Robert Dobrzycki, który spotkał się z Tomaszem Stamirowskim. Co wiemy po kolejnej odsłonie sagi?
— Wygląda na to, że komercyjnie doszliśmy do pełnego porozumienia w sprawie mojej inwestycji w Widzew Łódź. Liczę, że w ciągu kilku tygodni, z nadzieją, że nawet do dwóch, uda się nasze uzgodnienia przenieść na stosowne umowy i przypieczętować podpisami — przekazał Robert Dobrzycki w mediach społecznościowych, wlewając optymizm w serca kibiców.
Tym samym rozmowy, które miały swoje zwroty, upadki i powroty, zmierzają ku szczęśliwemu zakończeniu. Łódzcy dziennikarze zdradzają, jak wyglądały kulisy negocjacji, o których informuje Dobrzycki.
Pan i władca dojazdów do autostrad. Kim jest człowiek, który chce kupić Widzew?
Widzew Łódź zmienia właściciela. Tomasz Stamirowski dogadał się z Robertem Dobrzyckim
W ostatnim czasie sporo działo się w temacie przejęcia Widzewa Łódź. Rozmowy między Robertem Dobrzyckim i Tomaszem Stamirowskim wyhamowały, co wywołało protest kibiców na trybunach oraz nerwową reakcję obecnego właściciela RTS. Andrzej Klemba z Interii cytował Stamirowskiego, z którym miał okazję zamienić kilka słów po tym, jak fani wywiesili transparenty „zachęcające” go do sprzedaży klubu.
– Wszystko wyjaśnię i pokażę dokumenty. Chciałem też to wszystko wytłumaczyć fanom – deklarował biznesmen.
Z najnowszego tekstu Interii dowiadujemy się, co mogło być powodem zamrożenia rozmów. Tomasz Stamirowski, który zainwestował w Widzew dziesięć milionów złotych, chciałby nie tylko odzyskać pieniądze, ale też zarobić na transakcji sprzedaży klubu. Nie byłoby to możliwe, gdyby Robert Dobrzycki zgodnie z propozycją podwyższył kapitał spółki, zostając w ten sposób większościowym akcjonariuszem RTS. Klub miałby co prawda pieniądze na inwestycje, ale…
– Gdyby Stamirowski się na to zgodził, nie zarobiłby ani gorsza. Miałby 20 procent akcji, ale bez większego wpływu na działalność klubu. Może ktoś by kiedyś te akcje od niego odkupił, a może i nie. Na jednej z kolacji padło, że [Stamirowski — przyp. red.] chciałby za Widzew 50 mln złotych. Doceniam zasługi Tomka i należy mu się premia, bo w trudnym momencie się zaangażował i klub uniknął problemów – twierdzi cytowany przez Interię anonimowy informator.
Protest kibiców Widzewa Łódź
Po proteście odbyło się spotkanie z kibicami Widzewa, na którym — według wieści Interii — Stamirowski miał przekazać, że oczekuje 44 milionów złotych, jeśli miałby sprzedać klub. Podczas poniedziałkowego spotkania strony osiągnęły porozumienie w sprawie szczegółów transakcji. Informuje o nich łódzka Gazeta Wyborcza, która powołując się na swoje źródła, pisze:
— Dobrzycki chciał przejąć kontrolę nad klubem i wygląda na to, że zrobił ku temu wielki krok. I — jak słyszymy — chodzi o pakiet większościowy. Stamirowski nie zostanie z niczym, ma otrzymać zwrot nakładów i zatrzymać części akcji. Klub ma zyskać kilkadziesiąt milionów. Dobrzycki chce, by od nowego sezonu Widzew włączył się do czołówki ligi.
Nie znamy więc konkretnych szczegółów, ale wygląda na to, że panowie doszli do kompromisu. Teraz Robert Dobrzycki musi jeszcze przekonać do siebie przedstawicieli SRTS, czyli stowarzyszenia kibiców Widzewa Łódź. Wszystko dlatego, że — zgodnie z umową zawartą z Tomaszem Stamirowskim — muszą oni wyrazić zgodę na sprzedaż przez obecnego właściciela większościowego pakietu akcji wcześniej niż przed upływem dziesięciu lat.
Według Andrzeja Klemby kibice chcą poznać szerszy plan Roberta Dobrzyckiego na przyszłość klubu i inwestycje, jakich zamierza dokonać. Interia twierdzi jednak, że wyrażenie zgody na finalizację inwestycji przez SRTS jest formalnością. Oznacza to, że wkrótce temat przejęcia Widzewa Łódź zostanie zamknięty.
WIĘCEJ O WIDZEWIE ŁÓDŹ NA WESZŁO:
- Chorwacki John Travolta, fan nocnych treningów. Oto nowy trener Widzewa
- Mindaugas Nikoličius bierze się za Widzew. Litwin ma na to niezłe papiery
- Widzew może być wzorem. “Jest jak obraz van Gogha”
fot. Newspix