Reklama

Trela: Football Manager na żywo. Jak znani piłkarze kupują sobie kluby

Michał Trela

Autor:Michał Trela

16 marca 2025, 09:24 • 10 min czytania 3 komentarze

David Beckham ściągnął do swojego klubu Leo Messiego. Ronaldo mają dość w Realu Valladolid. Jakub Błaszczykowski ratował Wisłę Kraków, a Lukas Podolski chce kupić Górnika Zabrze. Ci, którym udało się na boiskach nie tylko sportowo, ale i finansowo, coraz częściej zostają przy futbolu w roli, która w poprzednich pokoleniach była dla piłkarzy niedostępna: jako właściciele klubów.

Trela: Football Manager na żywo. Jak znani piłkarze kupują sobie kluby

Francis Henry Lee fortuny dorobił się na produkcji papieru toaletowego. Po 28 latach prowadzenia firmy spełnił marzenie i za trzy miliony funtów nabył większościowy pakiet akcji Manchesteru City, dla którego na przełomie lat 60. i 70. zagrał ćwierć tysiąca razy. Nic więc dziwnego, że kibice powitali go entuzjastycznie, a nowy właściciel dał się ponieść emocjom. „To będzie najszczęśliwszy klub w kraju. Piłkarze będą najlepiej opłacani, będziemy pić dużo szampana, świętować i śpiewać aż zachrypniemy”. Rok później klub spadł do II ligi. Po czterech latach rządów właściciel zostawił go na krawędzi III ligi. Wcześniej zdążył zagrozić, że po ewentualnym spadku rzuci się z jednej z trybun.

Kibice kilku polskich klubów przeżywają w ostatnim czasie niepewność związaną z tym, w czyje ręce trafiają ich ulubione drużyny. Dobrze, gdy jest to ktoś o konkretnym imieniu i nazwisku, którego wiarygodność można mniej więcej prześledzić. Często jednak potencjalny właściciel klubu pozostaje postacią kompletnie anonimową w środowisku piłkarskim i na wiarygodność oraz zaufanie musi dopiero zapracować. W światowej piłce coraz częściej jednak zdarza się, że właściciel jest największą gwiazdą klubu i nikt nie ośmieli się powątpiewać w jego znajomość piłkarskich realiów. Znani piłkarze mają nowy sposób na życie po karierze. Inwestują w kluby piłkarskie i coraz chętniej stają na ich czele.

Jak pokazał przypadek Lee, sposób nie jest całkiem nowy, bo były 27-krotny reprezentant Anglii Manchester City kupił już w latach 90. Zawodowo w futbol grał także Dave Whelan, w latach 50. i 60. zawodnik Blackburn Rovers i Crewe Alexandra, który potem doprowadził Wigan Athletic do Premier League oraz zwycięstwa w FA Cup. Giorgio Chinaglia, uczestnik mundialu w 1974 roku, był nie tylko snajperem Lazio, ale też później prezydentem tego klubu i właścicielem New York Cosmos. W polskich warunkach natomiast choćby Piotr Skrobowski prowadził w latach 90. Wisłę Kraków, w której grał kilkanaście lat wcześniej. Wszyscy jednak, oprócz dobrej gry na boisku, musieli najpierw wykazać się drygiem biznesowym. Dorobić się w innych branżach, a potem z pieniędzmi wrócić do futbolu. Wówczas jeszcze na murawach nie można było zarobić aż tyle, by później finansowo angażować się w piłkę nożną. Kto chciał zostać przy sporcie, miał do wyboru karierę trenera, dyrektora sportowego, agenta, eksperta telewizyjnego, ewentualnie prezesa. By samemu dowodzić wszystkim, mogli sobie pozwolić tylko nieliczni.

BECKHAM WYZNACZA STANDARDY

Dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Piłkarze jeszcze dobrze nie zdążą zejść z boiska, a już słychać o przejmowaniu przez nich klubów. Minionego lata 26-letni wówczas Kylian Mbappe wyłożył 15 milionów euro za 80-procentowy pakiet akcji II-ligowego Caen, a kilka miesięcy później namawiał Bruno Baltazara, wówczas prowadzącego Radomiak, by dał się skusić na przeprowadzkę do jego klubu. Motywacje bywają różne. Jedni zawczasu chcą się zabezpieczyć finansowo i inwestują w różne branże. Wchodzą więc w spółki, w których oni mają często dawać pieniądze i twarz, a ktoś inny zająć się rzeczywistym prowadzeniem klubu. Inni znajdują w ten sposób okazję, by płynnie przejść do życia po karierze. A spora grupa zwyczajnie chce się odwdzięczyć lokalnej społeczności, z której wypłynęła w wielki świat.

Reklama

Niezależnie od pobudek, widać wyraźnie, że grono piłkarzy-właścicieli klubów się rozrasta. Możliwości finansowe, jakie daje współczesny futbol i występujące w nim rozwarstwienie, pozwala graczom-milionerom przeznaczać nadwyżki na drogie hobby.

Zwykle znani i wielcy inwestują w kluby małe i nieznane, ale są wyjątki. Połączenie na najwyższym poziomie współcześnie dotyczy chyba brazylijskiego Ronaldo i Realu Valladolid. Z jednej strony jeden z najlepszych i najbardziej rozpoznawalnych piłkarzy świata w swoim pokoleniu. Z drugiej klub skromny, bez sukcesów, ale jednak występujący w jednej z najsilniejszych lig świata. Związek nie jest jednak na razie szczęśliwy. Klub zmierza z powrotem do drugiej ligi, kibice protestują przeciwko właścicielowi, a ten sprawia wrażenie niezainteresowanego losami drużyny. Ronaldo był też właścicielem akcji Cruzeiro, brazylijskiego klubu, z którego startował w świat, ale sprzedał je w 2024 roku. Za wzór piłkarza-właściciela trudno go na razie uznać.

Inne połączenie dotyczy Davida Beckhama i Interu Miami. Ono także odbywa się na bardzo wysokim poziomie, ale z innych powodów. Beckham jest wielką marką, a klub Leo Messiego musi być rozpoznawalny na świecie. To jednak kompletnie nowy twór. W 2007 roku, wyjeżdżając za ocean, Beckham zagwarantował sobie prawo promocyjnego zakupienia miejsca dla klubu w MLS. Skorzystał z niego siedem lat później, ale ze względu na opóźnienia w budowie stadionu Inter Miami został powołany do życia dopiero w 2020 roku. Angielska gwiazda wykorzystuje pozycję w świecie futbolu i showbiznesu do robienia z klubu z Florydy coraz większej marki. Przed nim wielką piłkę próbował zbudować w Miami Paolo Maldini, ale jego Miami FC nijak miało się do rozmachu „Becksa”. Od 2019 roku Beckham jest także współwłaścicielem angielskiego IV-ligowca Salford City FC. Wraz z nim klub wspierają finansowo także Nicky Butt, Paul Scholes, bracia Neville, czy Ryan Giggs. Beckham to dziś bezsprzecznie najbardziej znany właściciel klubu wśród byłych piłkarzy. I najbardziej znany były piłkarz wśród właścicieli klubów.

ESPANYOL DO KUPIENIA

Stany Zjednoczone to popularny kierunek inwestowania w piłkę. Didier Drogba pompuje pieniądze w Phoenix Rising, grający na drugim poziomie. Juan Mata to natomiast jeden z inwestorów San Diego FC, który pieniędzmi zasilali też m.in. Demba Ba, Eden Hazard, Yohan Cabaye czy Moussa Sow. Klub rozgrywa właśnie pierwsze tygodnie w MLS. Dekadę wcześniej Mata miał już przetarcie w inwestowaniu w klub piłkarski, bo w trakcie głośnej akcji crowdfundingowej ratował razem z Santim Cazorlą i Michu Real Oviedo. Jamie Vardy inwestuje w niewielki nowojorski klub Rochester FC. Alessandro Del Piero finansuje natomiast LA 10 FC z Los Angeles.

Jeśli chodzi o kraje pozaeuropejskie, Stany Zjednoczone to zdecydowanie najpopularniejsze miejsce inwestowania jako ciągle rosnący piłkarski rynek. Niektórzy jednak finanse lokują w jeszcze bardziej egzotycznych z tutejszej perspektywy miejscach. Lothar Matthaeus został niedawno współwłaścicielem ghańskiego Accra Lions, Mesut Oezil łoży na utrzymanie meksykańskiej Necaksy, ale pionierem był Mohamed Kallon, napastnik Interu Mediolan z początków XXI wieku. Jeszcze w 2002 roku za 30 tysięcy dolarów kupił klub Sierra Fisheries, trzykrotnego mistrza Sierra Leone z lat 80., przemianował go na Kallon FC i w 2006 roku doprowadził do kolejnego tytułu, a następnie zakończył w nim karierę. Egzotyczne z perspektywy azjatyckiej mogą natomiast być inwestycje japońskich gwiazd Keisuke Hondy i Shinjiego Okazakiego. Pierwszy już lata temu został jednym z właścicieli SV Horn, austriackiego II-ligowca. Drugi, mistrz Anglii z Leicester City, założył w Moguncji klub FC Basara, którego dziś jest trenerem na szczeblu VI ligi.

Reklama

Zdecydowana większość z kupujących kluby piłkarzy decyduje się jednak na inwestycje w Europie, która wciąż jest najważniejszym rynkiem w tej dyscyplinie. Już od dawna głośno było o finansach Gerarda Pique, który, gdy kończył karierę w Barcelonie, zwierzał się, że ma więcej majątku niż wynosi budżet Espanyolu. Nigdy nie zamierzał go jednak kupić. W przeciwieństwie do Martina Braithwaite’a, innego byłego piłkarza Barcelony, który również potrafi pomnażać pieniądze. „Marca” informowała w 2024 roku, że Duńczyk chciałby kupić mniejszy z klubów w stolicy Katalonii, bo… został źle potraktowany przez jego działaczy, gdy grał tam w piłkę. Donoszono wówczas, że chciałby kupić klub, by ich zwolnić. Jako że sprawa nie doczekała się od tego czasu finału, można uznać, że chyba się rozmyślił. Albo, że dziennikarzy opisujących tę dobrze brzmiącą historię jednak trochę poniosła fantazja.

LOKALNE WSPARCIE

Pique jednak ma klub, lecz nie w Barcelonie, tylko w Andorze. FC Andorra grała już przez dwa sezony w drugiej lidze hiszpańskiej, obecnie występuje jednak na trzecim poziomie i jest tylko jednym z elementów biznesowego portfolio mistrza świata i Europy. Wśród znanych hiszpańskich piłkarzy posiadanie akcji klubu jest jednak popularne. David Villa zainwestował w CF Benidorm, Cesc Fabregas, razem z Thierym Henrym, posiada część akcji Como, którego jest trenerem, Andres Iniesta sprzedał nabyte przed laty akcje Albacete, za to pod koniec minionego roku kupił duńskiego II-ligowca FC Helsingor. Zapowiedział, że plany wobec niego ma ambitne. Hector Bellerin, znany z ideologicznego zacięcia, zainwestował natomiast w Forest Green Rovers, V-ligowy klub promujący ekologiczny styl życia. Również w Anglii, ale na wyższym poziomie pieniądze ulokował Maxi Lopez, były argentyński napastnik Barcelony, który wchodzi w skład konsorcjum będącego właścicielem Birmingham City. Celem było przywrócenie klubu do Premier League, w której nie grał od 2011 roku, ale zaczęło się od spadku na trzeci poziom. Żywot właściciela, nawet teoretycznie znającego się na piłce, nie zawsze jest łatwy.

We Francji, oprócz Mbappe, inwestuje także choćby Sadio Mane. Senegalczyk kupił w 2024 roku klub Bourges Foot. Z IV-ligowcem chce dojść do drugiej ligi najpóźniej w 2030 roku. N’golo Kante zdecydował się natomiast na inwestycję w belgijski Royal Excelsior Virton. Do francuskich mistrzów świata, którzy inwestowali w futbol jako współwłaściciele, należą też Zinedine Zidane, Bixente Lizarazu i Alain Boghosian. Evian Thonon Gaillard grało wprawdzie w Ligue 1, ale zbankrutowało i przestało istnieć. Francja jest jednak atrakcyjnym rynkiem także dla obcokrajowców. Upadłe Girondins Bordeaux miałby ochotę podnosić z niebytu Oliver Kahn, były reprezentant Niemiec, a do niedawna prezes Bayernu Monachium, który dziś rozgląda się za klubem do kupienia. „Gdy widzę, że Gerard Pique uzbierał od inwestorów 60 milionów na swoją „Kings League”, to dla mnie zdumiewające. Przykład Davida Beckhama w Miami pokazuje natomiast, że silne połączenie między wiedzą sportową i inwestycyjną może przynieść klubowi sporo korzyści” – podkreślał Tytan w „Kickerze”.

Wciąż najczęstszą drogą jest jednak wspieranie swojego lokalnego klubiku. W tym roku Daniele De Rossi został właścicielem Ostiamare, drużyny z Serie D, w której stawiał pierwsze kroki jako piłkarz. Przykładem dla wszystkich znanych piłkarzy, którzy chcieliby pójść tą drogą, może być Gheorghe Hagi. „Maradona Karpat” zbudował w ojczyźnie klub Viitorul Konstanca, który oparł na szkoleniu młodzieży i wprowadził do najwyższej ligi trzy lata po powstaniu. W 2017 roku zdobył z nim mistrzostwo kraju. W 2021 roku w wyniku fuzji z mającym dłuższą tradycję Farulem Konstanca klub został wchłonięty i dziś funkcjonuje pod tą nazwą, a jego właścicielami są Hagi oraz Cipirian Marica, były 69-krotny reprezentant Rumunii. Prezesem zaś Gheorghe Popescu, 115-krotny reprezentant kraju, a trenerem… sam Hagi. W 2023 roku Farul zdobył mistrzostwo kraju.

POLSKIE PRZYKŁADY

Sukcesami pochwalić się może także Akademija Pandew, założona w 2010 roku przez Gorana Pandeva, jednego z najlepszych macedońskich piłkarzy w historii. Początkowo, jak sama nazwa wskazuje, nastawiony na szkolenie młodzieży, klub awansował z czasem do najwyższej ligi. Dwukrotnie zdobywał już medale mistrzostw kraju, choć na złoty wciąż czeka. W 2022 roku zmierzył się w eliminacjach Ligi Konferencji z Lechią Gdańsk. Rok później został sprzedany włoskiemu klubowi Brera Calcio i przyjął nazwę AP Brera Strumica. Zwycięzca Ligi Mistrzów i założyciel klubu zachował 10 procent akcji oraz pozycję prezydenta przemianowanego tworu. O takich osiągnięciach ze swoim Kiraly SE może natomiast na razie pomarzyć Gabor Kiraly. Klub założony w rodzinnym Szombathely przez słynnego węgierskiego bramkarza skupia się jednak głównie na szkoleniu i akademii, a nie na podbijaniu szczebli seniorskich. Czasem skierowanie strumienia pieniędzy w rodzinne strony może jednak potoczyć się inaczej, niż planowano. Zlatan Ibrahimović wywołał bowiem w ojczyźnie niemałą aferę, gdy zainwestował w Hammarby, co rozwścieczyło kibiców Malmoe, którego jest wychowankiem. Jego pomnik w tym mieście został po tej decyzji zdewastowany.

W Polsce tego rodzaju trendy na razie raczkują, bo też piłkarzy, którzy dorobili się wielkich fortun i już zeszli z boisk jeszcze nie dorobiliśmy się aż tak wielu. Tendencje są jednak podobne. Łukasz Piszczek, wspierając rozwój LKS-u Goczałkowice, poszedł w stronę budowania klubu od podstaw. Arkadiusz Milik pożyczał pieniądze Rozwojowi Katowice, gdzie się wychował, a wreszcie kupił tereny, na których stał jego stadion. Głośnym przykładem była historia Jakuba Błaszczykowskiego uczestniczącego w ratowaniu Wisły Kraków, a później przez kilka lat zarządzającym nią. Były reprezentant Polski do dziś jest posiadaczem mniejszościowego pakietu akcji Białej Gwiazdy, ale już nie pociąga w klubie za wszystkie sznurki. Podobną drogę może przejść wkrótce Górnik Zabrze, bo zainteresowany jego przejęciem jest Lukas Podolski. W rękach byłego niemieckiego piłkarza była już kilka lat temu Korona Kielce, ale Dieter Burdenski to zupełnie inny przypadek, bo z klubem, który kupił były bramkarz reprezentacji, nie łączyła go żadna emocjonalna więź. Zwykle jednak, gdy polski klub zmienia właściciela, do wyboru są w najlepszym wypadku albo lokalni biznesmeni, albo trudne do prześwietlenia postaci z zagranicy, ewentualnie agencja menedżerska.

Być może za kilka lat, wraz z końcem dużych międzynarodowych karier kilku polskich piłkarzy, na rynku pojawi się jeszcze jeden wariant właściciela. Były piłkarz z dużym nazwiskiem, który fortuny dorobił się na boisku.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. NewsPix.pl

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Chelsea nie umie grać na wyjazdach. I też ma swojego Kovacevicia

Jakub Radomski
1
Chelsea nie umie grać na wyjazdach. I też ma swojego Kovacevicia
Hiszpania

Simeone dalej wściekły po odpadnięciu z LM. “Mamy poczucie niesprawiedliwości”

Michał Kołkowski
2
Simeone dalej wściekły po odpadnięciu z LM. “Mamy poczucie niesprawiedliwości”

Felietony i blogi

Anglia

Chelsea nie umie grać na wyjazdach. I też ma swojego Kovacevicia

Jakub Radomski
1
Chelsea nie umie grać na wyjazdach. I też ma swojego Kovacevicia
Hiszpania

Simeone dalej wściekły po odpadnięciu z LM. “Mamy poczucie niesprawiedliwości”

Michał Kołkowski
2
Simeone dalej wściekły po odpadnięciu z LM. “Mamy poczucie niesprawiedliwości”