Gdy Widzew Łódź strzela bramki, to ma przy tym sporo szczęścia. W Radomiu niechlujnie wyrzucony aut i nieudana próba wybicia piłki przerodziła się w podanie, które znalazło adresata w gąszczu nóg. Z GieKSą piłkę dziwacznie odbił bramkarz, potem skiksowali dwaj obrońcy. Tylko czy można być zaskoczonym, że wpada w sposób sprzeczny z logiką, skoro inny scenariusz oznaczałby, że trafiać musiałby Said Hamulić?
Bo Widzew mógł wygrać z GKS Katowice w sposób absolutnie normalny, typowy. Strzelić bramkę, do której doszło nie dlatego, że mieliśmy serię niezrozumiałych wydarzeń, lecz taką, która wynikała ze składnej, schludnej akcji. Mógłby, gdyby Said Hamulić zajmował się tym, za co mu płacą — dokładał szuflę do takich podań, jak piłka posłana między piąty a dziesiąty metr przez Frana Alvareza.
Fran zrobił to w swoim stylu. Technika, przegląd pola, przyśpieszenie w odpowiednim momencie. Pech chciał, że Said też postanowił działać tak, jak zwykle. Zamiast złożyć się do strzału, podjął się karkołomnego wyzwania opanowania piłki, co skończyło się interwencją wracającego z sercem pod gardłem Marcina Wasielewskiego. Widzew w najlepszej sytuacji, jaką wykreował w całym spotkaniu, nie zdołał więc nawet oddać strzału.
Skoro tak, to trzeba było uśmiechnąć się do losu, pokazać palcem na Bośniaka i rzucić — spójrz, my z nim tak na co dzień. Szczęśliwy dla Sypka splot okoliczności, który pozwolił mu wpisać się na listę strzelców, trzeba więc odbierać właśnie tak. Jako zadośćuczynienie za to, że dyrektor sportowy Widzewa uznał: cholerka, na tym Hamuliciu to my będziemy budować pakę na puchary!
Ekstraklasa. Widzew Łódź — GKS Katowice 1:0 (0:0)
Lekką złośliwością będzie połączenie zwycięstwa gospodarzy z faktem, że Said zjechał do bazy w przerwie, ale… Czy na pewno? Czy przypadkiem jest to, że Widzew do przerwy oddał dwa niecelne strzały, że miał problemy i z zakładaniem wysokiego pressingu, i z zachowaniami w fazie finalizacji akcji akurat, gdy na dziewiątce biegał Hamulić?
Fran Alvarez mógł przecież rwać sobie włosy z głowy parokrotnie, nie tylko po absurdalnej decyzji napastnika z początku spotkania. Można sięgnąć pamięcią do sytuacji, w której pomocnik posłał mu wyśmienite podanie, którego Said znów nie opanował, tyle że tym razem w bocznym sektorze. Postanowił się poprawić, odwdzięczyć i zdołał jeszcze posłać dośrodkowanie w pole karne. Okropne, niecelne, o zerowym znaczeniu.
Hamulić na wojnie z drzwiami i rozumem. Niestety, sromotnie przegrywa
Samo wejście Bartłomieja Pawłowskiego w miejsce Hamulicia nie było momentem, który odwrócił wszystko, ale jednak — co za niespodzianka! — zespół bez Saida zaczął funkcjonować lepiej. Bardzo szybko uwolniona od Bośniaka ofensywa wykreowała świetną szansę dla Juljana Shehu, którego strzał na linii, nogą, zatrzymał Kudła. Odpowiadali za to Alvarez (rzecz jasna) i Lubomir Tupta. Sypek, zanim zaistniał w protokole, miał jeszcze jedną szansę. Potem bliski szczęścia był Pawłowski, który kropnął sytuacyjnie z pierwszej piłki.
Nie ma przypadków, są tylko znaki. Patryk Czubak powinien jednak pozostać przy tym, od czego zaczął i tego, co starał się praktykować jeszcze Daniel Myśliwiec. Mianowicie — trzymać Hamulicia z dala od kadry meczowej. I nie to, że chcemy mocno Widzew napiętnować, po prostu sam Czubak w Canal Plus zauważył, że to gol strzelony po przyjemnej akcji byłby impulsem dla zespołu, więc Said mógł zrobić coś naprawdę istotnego dla całego zespołu.
GKS Katowice zapłacił za nieskuteczność
Swoją drogą, jeśli mowa o tym, jak można się nagimnastykować, żeby gola nie strzelić, GieKSa może o tym powiedzieć sporo, naprawdę wiele. Sebastian Bergier od dawna nie jest już członkiem klubu zero, otworzył ekstraklasowe konto bramkowe, ale do klubu sto to się prędko nie zbliży. Raz uderzył niecelnie, innym razem tak długo się zastanawiał, że Mateusz Żyro zdążył się rozłożyć na linii strzału i zatrzymać jego próbę.
Wasielewskiemu nie wyszło umieszczenie piłki pomiędzy nogami Gikiewicza, gdy zagapił się Peter Therkildsen; Lukas Klemenz niby mierzył po słupku, ale jednak Gikiewicz zdołał to odbić; Oskar Repka nie trafił w bramkę. Tyle do przerwy, po niej dotarło do nas jeszcze parę westchnięć z sektora gości, gdy przyjezdni z Katowic oglądali, jak obok obramowania uderzał Arkadiusz Jędrych, albo jak Dawid Drachal przełożył Marka Hanouska tylko po to, żeby trafić w słupek.
Wreszcie — gdy Drachal położył dwóch gości i piłkę z linii bramkowej wybijał Lirim Kastrati. GieKSa miała więc punkty w zasięgu ręki, mogła skończyć jak Radomiak: głupio tracąc, ale cierpliwie straty odrabiając. Tym razem jednak w ten sposób się to nie skończyło i Widzew złapał chwilę ulgi w wyścigu o utrzymanie.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:
- Kolegium Sędziów odpowiada Jagiellonii. “Należało utrzymać decyzję z boiska”
- Od tragedii do rewelacji. Joao Henriques i Radomiak na kursie do utrzymania
fot. Newspix