Reklama

Trela: Jak oni rotują? Korzystanie z szerokości kadry kluczem do przetrwania sezonu

Michał Trela

Autor:Michał Trela

12 marca 2025, 15:18 • 12 min czytania 1 komentarz

Simone Inzaghi i Diego Simeone najmocniej w europejskiej czołówce czerpią z całej szerokości kadr. Luis Enrique rotuje sporo, ale w obrębie dość ograniczonej grupy. Hansi Flick, Carlo Ancelotti i Arne Slot najmocniej żyłują natomiast swoich liderów. Rotowanie składem to dziś kluczowa umiejętność trenerów z najwyższej półki. Ale wszyscy podchodzą do tego tematu trochę inaczej.

Trela: Jak oni rotują? Korzystanie z szerokości kadry kluczem do przetrwania sezonu

Rewanż z Paris Saint-Germain był dla Liverpoolu 46. meczem w sezonie i to mimo, że udało się mu uniknąć lutowych baraży w Lidze Mistrzów. Żaden klub z europejskiej elity nie grał w tym sezonie częściej, z tym wynikiem równać się może jedynie Real Madryt. Kilka dni po bolesnej porażce piłkarze Arnego Slota znów będą musieli wznieść się na wyżyny. Walczą przecież o pierwsze trofeum w sezonie. Carabao Cup może nie być najbardziej prestiżowy, ale gdy dotarło się do finału, trudno nie grać o wygraną. Liderzy Premier League w ostatnich minutach dogrywki z PSG słaniali się na nogach, ale na oddech nie mają czasu. Tuż po niedzielnej rywalizacji z Newcastle United rozjadą się po świecie, by grać w reprezentacjach. W ich przypadku „przerwa na kadrę” oznacza bardziej „na kadrę” niż „przerwę”. Trener Liverpoolu jeszcze w wieczór odpadnięcia z Ligi Mistrzów przyznał, że musi przemyśleć podejście do nowej formuły rozgrywek. Premia za wygranie fazy ligowej okazała się dla jego zespołu minimalna. Najwcześniej jak mógł, wpadł przecież na jednego z najtrudniejszych rywali.

Znamienne, że UEFA w nowym formacie Ligi Mistrzów jako marchewkę, o którą drużyny walczą przez całą jesień, przewidziała akurat wolne terminy w kalendarzu. Dwa mecze do rozegrania mniej to kusząca perspektywa dla drużyn z wąskiej elity. Miejsce w pierwszej ósemce niekoniecznie gwarantuje uniknięcia rywala wagi ciężkiej już na rozpoczęcie fazy pucharowej, o czym oprócz Liverpoolu przekonały się też m.in. Atletico Madryt czy Bayer Leverkusen. Nie da się zaplanować, czy wpadnie się na Brugię, PSV, czy na Real. Opłaca się walczyć o pierwszą ósemkę dla spokojniejszego lutego, ale o pierwsze czy drugie miejsce nie warto się zabijać.

Przykład Liverpoolu pokazuje, że jest niemożliwością przejść przez sezon klubowy w obecnym kształcie całkiem suchą stopą. The Reds pędzą po mistrzostwo Anglii, w najbardziej konkurencyjnej lidze świata niemal nie zaliczają wpadek, do tego mogą wznieść jeden z krajowych pucharów. Z drugiego odpadły jednak z II-ligowym Plymouth, a w Europie przestali grać, zanim zabawa na dobre się zaczęła. A przecież jesienią byli imponującym przykładem drużyny, która w nowej fazie ligowej nie wpadła w żadne turbulencje. Unikała wstydliwych wpadek, ogrywała rywali wagi ciężkiej, we wszelkich modelach statystycznych była wskazywana jako najbardziej prawdopodobny zwycięzca Ligi Mistrzów. Zabraknie jej jednak nawet w ćwierćfinale.

Jesień wasza, wiosna nasza

Zagra tam PSG, którego sezon przybiera odwrotną trajektorię. Jesienią męczyło się niemiłosiernie. W Lidze Mistrzów notowało wpadkę za wpadką. Straciło u siebie punkty z PSV Eindhoven, gładko przegrało z Arsenalem, pechowo z Atletico. Wygraną z Gironą wymęczyło po pomyłce bramkarza rywali w ostatniej minucie. Przegrywając do przerwy z Manchesterem City, było na skraju odpadnięcia z europejskich rozgrywek, do Stuttgartu w ostatniej kolejce jechało z nożem na gardle. A jednak od nowego roku zaczęło wyraźnie rosnąć, bohatersko zwalczyło wszystkie problemy, przetrwało na wszystkich frontach. Jeśli utrzyma formę do końca rozgrywek, o jego początkowych trudnościach będzie się wspominać jedynie dla zwiększenia dramaturgii narracji.

Reklama

Hiszpańscy giganci nie mieli tak klarownej cezury między dobrymi a złymi okresami, ich sezon przypomina sinusoidę. Barcelona była już na wszystkich frontach koronowana, grzebana i znów koronowana. Real zaczął źle, by potem grać dobrze, a wreszcie w kratkę. W międzyczasie jeszcze Atletico zanotowało absurdalnie długą serię wygranych, by wpadką w Leganes przejść do okresu, w którym nigdy nie wiadomo, co pokaże. Aktualnie jeszcze cały tercet jest w grze o potrójną koronę i jego sezon może potoczyć się w każdą stronę. Na tryplet, złożony z Ligi Mistrzów oraz krajowego pucharu i ligi, oprócz hiszpańskiej trójki oraz PSG szansę ma jeszcze tylko Inter Mediolan. Jego sezon też nie przebiega jednak bez zawirowań. O ile przed rokiem mistrzostwo Włoch zdobył z 19-punktową (!) przewagą, o tyle teraz nad głównym konkurentem ma ledwie punkt. Równie dobrze może jeszcze zostać z niczym.

To nie grozi już Bayernowi Monachium, bo mistrzostwa Niemiec nikt mu nie odbierze. Ale wszystkiego też nie zgarnie, bo z krajowego pucharu odpadł jeszcze jesienią. W Lidze Mistrzów natomiast najbardziej regularny w pierwszych fazach sezonów zespół Europy – bez jesiennej porażki przez siedem edycji – przegrał w fazie ligowej aż trzy z ośmiu spotkań. Do 1/8 finału przebił się po dramatycznym boju z Celtikiem, gdy był o sekundy od porażki na własnym stadionie. Thomas Mueller żartobliwie stwierdził, że po tym, jak jego zespół w poprzednich latach bez problemów radził sobie w Lidze Mistrzów jesienią, a odpadał wiosną, tym razem postanowił zrobić odwrotnie. Dwumecz z Bayerem Leverkusen sugeruje, że w tych słowach mogło być ziarno prawdy, bo forma lidera Bundesligi zdaje się iść w górę.

Niemieckie wpadki

Cały krajobraz europejskiej piłki nie pozostawia wątpliwości, że mniejsze lub większe problemy nie omijają nikogo. Kluczową umiejętnością trenerów stało się rotowanie składem tak, by z jednej strony zawsze mieć na boisku zespół wystarczająco dobry, by jednym gorszym dniem nie zaprzepaścić sezonu, a z drugiej wystarczająco „wypoczęty”, by był w stanie utrzymać się od sierpnia do maja na bardzo wysokim poziomie. Wystawienie optymalnego składu, złożonego z jedenastu faktycznie najlepszych piłkarzy, zdarza się w tej sytuacji zadziwiająco rzadko. Umiejętność korzystania z szerokich kadr, rozdzielania minut między zawodników, ich i wpuszczania w trakcie meczów, jest dziś nieodzowna, by nie powiedzieć najważniejsza, dla trenera klubów z najwyższej półki. Jak to trudne, pokazał choćby poprzedni weekend.

Bundesliga jest w trakcie bezprecedensowej serii dziewiętnastu meczów bez wygranej gospodarza. Przyczyniło się do tego surrealistyczne popołudnie w minioną sobotę, gdy Borussia Dortmund przegrała u siebie z Augsburgiem, Bayer Leverkusen z Werderem Brema, a Bayern Monachium z VfL Bochum. Wyłączmy przypadek Dortmundu, który problemów ma w tym sezonie na tyle dużo, że porażki z Augsburgiem nie można złożyć na karb „kanapki” między starciami z Lille. Bayer i Bayern w kraju nie zwykły jednak przegrywać. Do zeszłego weekendu poniosły łącznie dwie porażki w lidze w ostatnich dziesięciu miesiącach. Przyszło im się zmierzyć z najsłabiej punktującym zespołem 2025 roku (Werder) i drużyną ze strefy spadkowej (Bochum). Trenerzy słusznie pomyśleli, że jeśli nie oszczędzą zawodników w takich meczach, nie zrobią tego nigdy. Obaj przegrali. Przesadzili ze skalą rotacji. Na boisku wprawdzie wciąż przebywały duże nazwiska, świetni piłkarze, ale brakowało im automatyzmów i pewności siebie właściwym zawodnikom regularnie grającym.

Stachanowiec Van Dijk

Nie wystarczy mieć na ławce jedenastu dobrych piłkarzy. Trzeba mieć ich zbudowanych, gotowych do wejścia, zgranych z resztą jedenastki. Wymieniać po dwa-trzy, maksymalnie cztery ogniwa. Inaczej przestanie istnieć stabilny kręgosłup. A bez niego różnice między najsilniejszymi a najsłabszymi przestają być aż tak wyraźne. Skoro dzieje się tak w Bundeslidze, tym bardziej z rotacjami trzeba uważać w Premier League. Przy czym najtrudniejsze zadanie mają trenerzy klubów występujących w Lidze Mistrzów. Liga Europy czy Liga Konferencji to też oczywiście obciążenia fizyczne i psychiczne, logistyka, podróże, brak możliwości regularnego trenowania. Ale nie zmuszają najlepszych za każdym razem do maksymalnego wysiłku, aż tak nie wysysają z piłkarzy z tego poziomu energii. Dobrze widać to na przykładzie Alonso, który w zeszłym sezonie w Lidze Europy często wystawiał kompletnie rezerwowy skład, i tak dochodząc do finału, a w lidze niemal nie stosował rotacji. Bayer rozegrał więcej meczów niż w obecnym roku, ale rzadziej był zmuszany do ekstremalnego wysiłku. Problem zaczął się w tym sezonie, gdy trener Leverkusen zaczął wystawiać półrezerwowe składy w Bundeslidze, szykując najlepszych na Ligę Mistrzów. To właśnie stąd wzięły się w dużej mierze wpadki, które szybko wypisały jego zespół z walki o obronę mistrzostwa kraju.

Reklama

Mimo że wyzwania są dla najlepszych podobne, trenerzy podchodzą do nich inaczej, ze względu na specyfikę ligi, w której rywalizują oraz swoją sytuację kadrową. Jeśli za europejską elitę uznać kluby z pięciu czołowych lig Europy, które uczestniczyły w 1/8 finału Ligi Mistrzów i we wszystkich rozgrywkach utrzymują średnią przynajmniej dwa punkty na mecz, w tym roku grono najlepszych tworzą Real, Barcelona, Atletico, Liverpool, Arsenal, Bayern, Bayer, Inter i PSG. Te kluby rozegrały przynajmniej czterdzieści spotkań we wszystkich rozgrywkach już na tym etapie sezonu i utrzymują ekstremalnie wysokie standardy, jeśli chodzi o średnią punktów. Dzieli je jednak sposób rozdzielania minut między członków kadry.

Indywidualnie najbardziej zapracowanym piłkarzem z pola (zmęczenie bramkarzy również oczywiście występuje, ale jest innego rodzaju i w innym natężeniu) w europejskiej elicie jest Virgil Van Dijk. W samym klubie do połowy marca Holender uzbierał 3627 minut na 4140, jakie rozegrał jego zespół. To więcej niż cały sezon Premier League od deski do deski, a przecież do końca rozgrywek zostały jeszcze dwa miesiące. Doświadczony stoper nie jest w drużynie wyjątkiem. Mohamed Salah, w meczach z PSG będący cieniem samego siebie, ma w nogach 3606 minut. Ryan Gravenberch i Alexis MacAllister też przekroczyli już trzy tysiące.

Trzy kategorie piłkarzy

Bazując na liczbie minut, piłkarzy roboczo podzielić na trzy kategorie. Powyżej trzech tysięcy minut rozgrywają absolutni liderzy, tworzący kręgosłupy drużyn, zawodnicy będących na boiskach praktycznie zawsze. Dwa tysiące minut na tym etapie sezonu przekraczają ważni zawodnicy podstawowej jedenastki, ale jednak podlegający rotacjom, ewentualnie mający od czasu do czasu problemy zdrowotne wymuszające przerwę. Przekroczenie tysiąca minut oznacza z kolei, że dany zawodnik niekoniecznie jest pierwszym wyborem, ale korzysta na sporym natężeniu spotkań i albo regularnie wchodzi z ławki, albo od czasu do czasu zaczyna w podstawowym składzie. Ewentualnie miał problemy zdrowotne, które wykluczyły go na dłuższy okres. Elitarni trenerzy różnią się pod względem tego, jak korzystają z poszczególnych grup.

Najwięcej piłkarzy w Europie z przeszło trzema tysiącami minut, czyli nieodzownymi liderami drużyn, mają Barcelona i Real. Hansi Flick i Carlo Ancelotti uzbierali w szatni po sześć takich postaci. Należą do nich największe gwiazdy, w rodzaju Kyliana Mbappe, Viniciusa, Lamine’a Yamala czy Roberta Lewandowskiego. Zawodnicy tak ważni i trudni do zastąpienia, że praktycznie nie opuszczają boiska. W czołowej trójce pod względem takich stachanowców jest także Liverpool, gdzie kręgosłup składa się z czterech postaci. Na przeciwległym biegunie są Atletico Madryt i Inter Mediolan. W obu drużynach jedynymi zawodnikami, którzy mają już ponad trzy tysiące minut w bieżących rozgrywkach, są bramkarze. Blisko takiego stanu jest również PSG, gdzie czas gry bramkarzy jest rozłożony bardziej równomiernie, ale tylko dwaj piłkarze z pola spędzili na murawach ponad trzy tysiące minut. Przy czym nie jest to związane z liczbą rozegranych meczów. Barcelona i Atletico rozegrały ich w tym sezonie dokładnie tyle samo.

Paryżanie przewodzą z kolei pod względem liczby piłkarzy, którzy rozegrali ponad dwa tysiące minut w sezonie. Mają takich aż trzynastu. Oznacza to, że Luis Enrique nie ma wielu piłkarzy grających zawsze, niezależnie od okoliczności, jak w Barcelonie czy Realu, ma za to szersze grono zawodników występujących relatywnie często. Mistrzowie Francji grają dużo, ale nie ocierają się o ekstrema. Najczęściej grającego Williana Pacho (3166 minut) od trzynastego wśród najczęściej grających Desire Doue dzieli 1100 minut. W Barcelonie różnica między pierwszym a trzynastym miejscem pod względem czasu gry wynosi aż 2100 minut. Najmniej piłkarzy z wynikiem przeszło 2000 minut ma natomiast Bayern, bo jest ich ledwie ośmiu. Joshua Kimmich nie podlega rotacjom, do niedawnego urazu, przez który opuścił półtora meczu, rozgrywał cały sezon od deski do deski. Kim Min-jae, któremu brakowało przez większość sezonu odpowiedniego zmiennika, bo Hiroki Ito się leczył, także ma w nogach ponad trzy tysiące minut. Kompany bardziej równomiernie rozkłada natomiast czas gry między całą szerokość kadry. Mueller, szesnasty wśród najczęściej grających, wciąż ma na koncie ponad 1200 minut.

Szeroka ławka Interu

Warto przy tym zaznaczyć, że wśród często grających klubów Bayern ma w nogach najmniej meczów. W Bundeslidze, w przeciwieństwie do La Liga, Premier League czy Serie A rozgrywa się 34, a nie 38 spotkań. Nie ma drugiego krajowego pucharu jak w Anglii, czy Francji. Z kolei Puchar Niemiec rozgrywa się w formie jednego meczu w każdej rundzie, bez rewanżów, jak w Hiszpanii czy Włoszech. Bayern i tak odpadł jednak z niego bardzo szybko. Gdyby nie baraże z Celtikiem, nie dobiłby nawet do 40 meczów na tym etapie sezonu. Jako że jednak prowadzi w lidze z komfortową przewagą, Kompany będzie mógł oszczędzać najważniejszych piłkarzy na kluczowe mecze w Lidze Mistrzów, co może okazać się atutem.

Simone Inzaghi, z którego Interem Bayern zmierzy się w kolejnej rundzie, takiego komfortu nie ma, bo jego zespół jest w trakcie zażartej walki o scudetto, a w półfinale Pucharu Włoch czeka go prestiżowy dwumecz z Milanem. Jednocześnie jednak trener nerrazzurrich korzysta z szerokości całej kadry mocniej niż jakikolwiek trener w Europie. Nie ma drugiej drużyny wśród kontynentalnej czołówki, w której aż dziewiętnastu piłkarzy miałoby w nogach ponad tysiąc minut. Widać to nawet na przykładzie Piotra Zielińskiego. Gdyby Inzaghi miał dziś do rozegrania finał Ligi Mistrzów i mógłby korzystać z każdego piłkarza, Polak pewnie nie znalazłby się w podstawowej jedenastce. Jednocześnie z niemal 1600 rozegranych minut trudno uznać go za rezerwowego. Dziewiętnasty pod względem czasu gry Kristjan Asslani spędził na boisku tylko 1700 minut mniej niż Alessandro Bastoni, najbardziej eksploatowany piłkarz z pola. W Barcelonie dziewiętnasty wśród najczęściej grających Ronald Araujo traci do Julesa Kounde aż 2600 minut. Obrazowo mówiąc: Araujo musiałby rozegrać 29 pełnych meczów, w których trakcie Kounde ani razu nie pojawiłby się na boisku, by obaj zrównali się czasem gry. Asslani, by dogonić najczęściej grającego kolegę z drużyny, potrzebowałby dziesięć spotkań mniej.

Zbliżona do Interu jest sytuacja Atletico, gdzie Diego Simeone bardzo regularnie korzysta z osiemnastu zawodników, co jest jednym z najlepszych wyników w Europie. Dziwić może natomiast przypadek PSG, które teoretycznie w niektórych meczach ligowych mogłoby rotować znacznie mocniej. Enrique jednak, choć nie żyłuje liderów tak, jak Flick, obraca się w dość hermetycznym gronie. Na tym etapie sezonu trudno jeszcze rozstrzygnąć, które podejście jest najlepsze, a które na dłuższą metę okaże się zgubne. Każdy z dziewięciu opisywanych klubów rozgrywa bardzo dobry sezon. Ale nikt nie może udawać, że konieczność rotowania składem, oszczędzania zawodników i dobierania składu nie tylko pod kątem formy piłkarzy, ale i ich przyszłego zmęczenia, go nie dotyczy. Nawet najbardziej wytrenowane organizmy wśród najbardziej elitarnych sportowców dopada w końcu zadyszka. Sezon klubowy zaczął przypominać wielkie turnieje reprezentacyjne, których zwyczajnie nie da się ich rozegrać perfekcyjnie. Nawet najlepszej drużynie w ciągu intensywnego miesiąca przytrafia się słabszy dzień. Największą sztuką jest wtedy nie odpaść.

Fot. Newspix

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Jagiellonia z konkretną ofertą za Pululu! Znamy kierunek i kwotę [NEWS]

Jakub Radomski
5
Jagiellonia z konkretną ofertą za Pululu! Znamy kierunek i kwotę [NEWS]

Anglia

Ekstraklasa

Jagiellonia z konkretną ofertą za Pululu! Znamy kierunek i kwotę [NEWS]

Jakub Radomski
5
Jagiellonia z konkretną ofertą za Pululu! Znamy kierunek i kwotę [NEWS]