Wisła Kraków wypiła piwo, którego sobie nawarzyła. Bicie głową w mur, czerwona kartka dla bramkarza — to wszystko nie przeszkodziło drużynie Mariusza Jopa w ograniu Górnika Łęczna. Może i rywal na kolana nie rzuca, ale zbyt często oglądaliśmy Wiślaków, którzy w takich okolicznościach okazywali się ofermami, które rozdają punkty, więc doceńmy, że udało im się oderwać od siebie tę łatkę.
Kontrast pomiędzy możliwościami Wisły Kraków i Górnika Łęczna można podsumować jedną scenką, przykładem. Pavol Stano w ostatnich tygodniach wystawiał na stoperze Marko Roginicia, nominalnego napastnika. Jest wysoki, dobrze gra głową, potrafi się przepchnąć — idealny, żeby załatać nieoczekiwaną dziurę na stoperze.
Chorwat w Krakowie wrócił już do swojej ulubionej roli, tworząc trójkę napastników z Przemysławem Banaszakiem i Damianem Warchołem. Nie oznacza to jednak, że trener Stano zwariował i na Reymonta wystawił skład ofensywny jak nigdy. Ot, posłał najlepsze, co miał do dyspozycji w biedującym ostatnimi czasy klubie. I niewiele brakowało, żeby wynik końcowy nie odzwierciedlał milionowych różnic pomiędzy stronami.
Kiks i czerwona kartka bramkarza Wisły Kraków
Rywalizacja Wisły Kraków z pierwszoligowcami ma dwa oblicza. Albo dochodzi do brutalnego obicia przeciwnika, albo wygląda to jak kopanie piłki o ścianę — uderzasz, ona wraca i sekwencja się powtarza. Górnik Łęczna robił to, co powinien robić każdy zespół liczący na ugranie czegoś z Wisłą, czyli próbował rozdzielić Angela Rodado i dziewięciu innych facetów w czerwonych koszulkach. Żadnych podań, żadnych kombinacyjnych akcji, jak najmniej strzałów.
Długo działało, mogliśmy co najwyżej zastanawiać się, czy do siatki wpadną strzały Kacpra Dudy lub Federico Duarte z dystansu. Nie wpadły.
Trzeba było poczekać do samiutkiej końcówki pierwszej części spotkania, żeby rozkręcił się najlepszy atak zaplecza Ekstraklasy. Łukasz Zwoliński doszedł do kapitalnej szansy po dośrodkowaniu ze stałego fragmentu gry, trącając piłkę nogą. Rodado natomiast popisał się skocznością i precyzją — zgarnął górną piłkę w taki sposób, że Branislava Pindrocha ratować musiał wybijający futbolówkę z linii bramkowej obrońca.
Łukasz Zwoliński ostatniego gola strzelił w listopadzie
Górnik odgryzał się z rzadka, w dodatku niezbyt groźnie. Nie pomógł fakt, że stracił kieł w postaci Przemysława Banaszaka, więc nie za bardzo było czym (kim) kąsać. Ciekawe jednak, że przy wszystkich tych ograniczeniach to goście złożyli najbardziej interesującą akcję. Alan Uryga musiał jechać na tyłku w polu karnym, żeby przeciąć płaskie podanie, które — zaryzykujmy, co nam szkodzi — z dużym prawdopodobieństwem przyniosłoby bramkę dla Górnika.
Kapitan uratował Wisłę przed skomplikowaniem sobie życia, lecz gospodarze uparcie dążyli do tego, żeby otworzyć Puszkę Pandory. Wyszło świetnie, bo w niegroźnej sytuacji Patryk Letkiewicz skiksował i zamiast wybić piłkę, podał ją pod nogi Roginicia. Chorwat niewiele myśląc spróbować go przelobować, wszak bramkarz Wisły stał samotny, bezradny na szesnastym metrze. Nieświadomy tego, że minimalnie wysunął się poza linię pola karnego, Letkiewicz machnął ręką i zatrzymał strzał, co na monitorze VAR dostrzegł Piotr Urban.
59′
CZERWONA KARTKA! Z boiska po weryfikacji VAR wylatuje Patryk Letkiewicz. Polak zbijał piłkę palcami przed polem karnym.
Wisła 0-0 Górnik#WISGKŁ [https://t.co/oyTTyMH71x] pic.twitter.com/BDmkv9Q75r
— Wisła News (@wislakrknews) March 9, 2025
Pół godziny w osłabieniu brzmi jak gotowy przepis na katastrofę i wymówkę dla kolejnej straty punktów przez balansującą na krawędzi strefy barażowej Wisłę. Okazało się jednak, że do gospodarzy uśmiechnął się los. Błędem na błąd postanowił odpowiedzieć Pindroch, który naiwnie liczył, że jeśli skoczy do dośrodkowania (autorem, jak się potem okazało, asysty, Rafał Mikulec) obok Wiktora Biedrzyckiego i głośno krzyknie, to sędzia uzna, że stoper Wisły go staranował.
Problem w tym, że wcale go nie staranował. Ba, ledwo go zaczepił, wspomniana dwójka stoczyła najnormalniejszą walkę o piłkę w powietrzu. Pindroch pokpił sprawę, zabrakło mu zdecydowania, więc gdy Biedrzycki głowę wygrał i trafił do siatki, dwadzieścia pięć tysięcy osób odetchnęło z ulgą. Wisła musiała jeszcze wynik utrzymać, ale jak wspomnieliśmy — Górnik to nie jest najtrudniejszy rywal. Kamil Orlik przetestował swojego imiennika, Brodę, i tyle byłoby z gry gości w przewadze.
Może stwierdzenie, że Wisła Kraków pokazała dojrzałość, byłoby na wyrost, ale przynajmniej pokazała, że potrafi zdobywać punkty, gdy nie wszystko idzie po jej myśli. Z tym drużyna Mariusza Jopa (ale też jego poprzedników) bardzo często miała problemy, więc gdy nie ma miejsca na łatwe rozdawanie punktów, trzeba taką postawę doceniać.
Wisła Kraków — Górnik Łęczna 1:0 (0:0)
- 1:0 – Wiktor Biedrzycki 75′
Czerwona kartka: Patryk Letkiewicz 59′
WIĘCEJ O 1. LIDZE NA WESZŁO:
- Co łączy Baracka Obamę i polski klub? Amerykańscy inwestorzy w Warcie Poznań
- 28-latek z Paragwaju trenerem ŁKS-u. Szaleństwo? Pracował z gwiazdami, zdobywał tytuły
- Historia z B klasy w I lidze. Bramkarz zagrał w polu!
fot. Newspix