To nie był nawet miodowy miesiąc, jeśli już, to prędzej miodowe trzy tygodnie, w dodatku niepełne. W tym czasie w Szczecinie układało się wszystko. Pogoń wygrywała i grała wspaniale, Nilo Effori tańczył z piłkarzami w szatni. W okolicach spotkania z Lechem Poznań sprawy zaczęły się psuć, po nim wzięły w łeb — nowy właściciel okazał się golasem, Portowcy wrócili do punktu wyjścia. Jak widać: także na boisku.
Najpierw było lanie od Lecha Poznań, ale to można było jeszcze wkalkulować, spisać na straty. Wystarczyło, że Pogoń wróci na właściwe tory we Wrocławiu i każdy zapomniałby o tym, że ekipa Nielsa Frederiksena sprowadziła Portowców na ziemię. Tyle że na tle Śląska, którego szanse na utrzymanie się w Ekstraklasie kręcą się w granicach jednego procenta, Pogoń wyglądała mizernie, nieruchawo. Gdzieś zniknęła biegowa maszynka, gdzieś zapodziała się błyskotliwa, pewna siebie drużyna.
Pogoń hamuje, może nie z pedałem wciśniętym w podłogę, to raczej hamowanie silnikiem. Ciekawe, jaki wpływ na to miało kolejne zamieszanie na górze.
Szybko poszło. Brazylijski właściciel ewakuuje się z Pogoni Szczecin?
Ekstraklasa. Śląsk Wrocław — Pogoń Szczecin 1:1
Jacek Magiera to znany filozof-gdybolog, który po czasie lubi się wychylić z tezą: gdybym nadal tam był, byłoby lepiej. O Śląsku mówił tak nawet u nas, zarzekając się, że z nim za sterami WKS poprawiłby dorobek w końcówce jesieni i nadal liczył się w grze o utrzymanie. Można jednak zaryzykować inne stwierdzenie: gdyby ktoś taki jak Ante Simundza wcześniej podmienił Magierę na stołku trenera Śląska, być może byłaby to drużyna zapewniająca przyjemniejsze wrażenia wzrokowe.
Nadal byłby to zespół z dość ograniczonym potencjałem, ale jednego Słoweńcowi nie można odmówić: pod jego batutą zawodnicy w końcu traktują futbolówkę jak narzędzie do gry, a nie bezużyteczny przedmiot, który trzeba wykopać jak najdalej, poza zasięg wzroku, w kierunku tego jednego gościa, który ogarnia, jak to bywało, gdy futbolu we Wrocławiu nauczał Magiera.
Z Pogonią Śląsk grał w piłkę całkiem przyjemnie. Rodowity Katalończycy zapewne wciąż pytaliby, czy my tu tak żyjemy, ale momenty były. Arnau Ortiz świetnie robił przewagę z piłką przy nodze, ciężko było mu ją zabrać, aż pięciokrotnie był powalany na ziemię przez rywali. Raz oznaczało to groźny rzut wolny, po którym Valentin Cojocaru musiał się wyciągnąć, żeby odbić strzał Petra Schwarza.

Jose Pozo potrafił dostrzec schowanego za obrońcami kolegę i świetnie go obsłużyć. Wreszcie dwa doskonałe prostopadłe podania posłał młodziutki Jakub Jezierski. Raz zapoczątkował w ten sposób groźną akcję duetu Ortiz — Assad Al-Hamlawi, przy drugiej okazji zanotował już asystę do świeżo upieczonego reprezentanta Palestyny.
Śląsk bardzo dobrze wychodził spod pressingu, rozpędzał się, mniej było też frywolnej, ryzykownej gry w okolicach własnej bramki. Raz zawalił Aleksander Paluszek, który podarował piłkę Pogoni, ale obeszło się bez kary.
Pogoń tymczasem grała w slowmotion, nie umiała wypracować sobie zbyt wiele. Kamil Grosicki siedział w kieszeni Tomasso Guercio, uciekł mu tylko raz, ale wtedy strzał Efthymiosa Koulourisa zdążył zablokować Paluszek. Koulouris bramkę strzelił, lecz zanim to zrobił, kilka razy skrył twarz w dłoniach, bo jego główki nie przyniosły zamierzonych efektów. Złożyło się jednak tak, że obejrzeliśmy grecką robotę w świetnym wydaniu.
Leo Borges podprowadził piłkę wysoko i zostawił ją Leonardo Koutrisowi, który trochę jak rasowy rozgrywający puścił futbolówkę idealnie pomiędzy Jezierskim, Serafinem Szotą i każdym pozostałym zawodnikiem Śląska. W ten sposób dotarła ona do Koulourisa w najlepszy możliwy sposób: tak, że Grek nie musiał nikogo przeskakiwać ani walczyć o piłkę. Po prostu posłał ją obok bramkarza, ratując Portowcom chociaż punkt.
Dla Śląska i tak jest to wynik niesatysfakcjonujący, ale nie czarujmy się — bardziej rozczarowana po tym meczu jest Pogoń. Nie dlatego, że mogła. Właśnie dlatego, że nie mogła, że nie była w stanie złapać niżej notowanego rywala i sprać go tak, żeby postawić krok w kierunku gry w Europie.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:
- Duch Puszczy, “Szrotomierz się grzeje” i “Co za tur!”. Historia Afimico Pululu
- Co jeszcze musi zawalić Kovacević, żeby Feio go posadził?
- Prezes Jagiellonii: Po meczu z Legią pozostał niesmak. Teraz chcemy wygrać wszystko [WYWIAD]
- Pochwała ciężkiej pracy. Czy Skrzypczak wzmocni środek obrony reprezentacji?
fot. Newspix