Reklama

Szansa, ryzyko, odbudowa. Czego się spodziewać po nowych graczach w Ekstraklasie?

Michał Trela

Autor:Michał Trela

25 lutego 2025, 10:40 • 9 min czytania 41 komentarzy

W zimowym oknie transferowym trafiło do Ekstraklasy 43 obcokrajowców z lig zagranicznych. Jak nie pogubić się w natłoku nowych nazwisk? Gdzie szukać potencjalnych gwiazd albo przynajmniej solidnych uzupełnień? Przy których ruchach zapala się czerwona lampka? Podział transferów na trzy kategorie pomaga wstępnie rozjaśnić sprawę.

Szansa, ryzyko, odbudowa. Czego się spodziewać po nowych graczach w Ekstraklasie?

Zimowe okno transferowe nie jest łatwe dla nikogo, a zwłaszcza dla będących nisko w europejskim łańcuchu pokarmowym. Najpierw polskie kluby czekają na piłkarzy z lig grających w systemie wiosna-jesień. Później na odpadających z europejskich pucharów. Dalej tych, którzy nie zmieścili się w czołowych ligach, a na końcu na całą resztę. Znaleźć klucz, kto na pewno wypali, a kto do niczego się nie nadaje, nie sposób, bo każdy przypadek jest inny. Ekstraklasa widziała już piłkarzy ze świetnym CV, którzy nie odegrali w Polsce większej roli, jak i takich, którzy teoretycznie nie mieli prawa wypalić, a jednak zostali gwiazdami.

Po zakończeniu okna transferowego warto spróbować usystematyzować nowe twarze w lidze pod względem punktu startowego. Niektórzy już zdążyli się zaprezentować w polskich klubach, inni dopiero dostaną ku temu okazję. W tym rankingu nie decyduje skauting, wycena na transfermarkt.de, filmiki z najlepszymi zagraniami, kwota transferu, sława kolegów, z którymi dany piłkarz grał, czy historia, jaką ma do opowiedzenia. Kryteria są proste: siła poprzedniego klubu według Opta Power Ranking i liczba minut rozegranych w minionej rundzie (w przypadku lig wiosna-jesień – sezonie). Zgodnie z roboczym założeniem, że kto grał w silniejszym klubie, powinien poradzić sobie w słabszym. A kto nie grał w słabszym, będzie miał trudno w silniejszym.

METODA

Metoda, jak przystało na chałupniczą i służąca jedynie pierwszemu przesiewowi nowych nazwisk, jest omylna i może służyć jedynie za ciekawostkową wskazówkę. Pierwszy raz zastosowałem ją przed rokiem, wyniki publikując na portalu X. Wówczas wśród dziesięciu teoretycznie najmniej ryzykownych ruchów udało się trafnie przewidzieć, że Mikkel Maigaard powinien wpasować się do Cracovii, a Lee Jin-Hyun do Puszczy Niepołomice. Nieźle zestarzało się też wskazanie Ryoi Morishity oraz Simeona Petrowa jako piłkarzy, którzy prędko wskoczą do podstawowego składu Legii Warszawa i Śląska Wrocław. Lirim Kastrati i Ioan-Calin Revenco, wbrew przewidywaniom, mieli natomiast problem z przebiciem się do składów Widzewa Łódź i Puszczy.

Reklama

Nauczony zeszłorocznymi doświadczeniami, uelastyczniłem kryteria. Wówczas granica między graniem a niegraniem była ustalona kategorycznie na 50% możliwych do rozegrania minut w lidze. Tymczasem są kluby, które regularnie występują na trzech frontach i niektórych piłkarzy wystawiają w krajowych lub europejskich pucharach, niekoniecznie w lidze. Dlatego tym razem oprócz kryterium 50% minut w lidze dołączyłem zamiennie także 1000 minut we wszystkich rozgrywkach. Jeśli ktoś w lidze uzbierał 30% minut, ale za to regularnie pojawiał się na innych frontach, był liczony jako grający. Nie trzymałem się tego sztywno. Jeśli komuś brakło do tysiąca niewiele i tak uznawałem, że ostatnio grał.

Tym razem mniej luźniej traktowałem też Opta Power Ranking w wyznaczaniu siły klubów. Różnice są często minimalne, a że to również tylko niedoskonałe narzędzie, nie ma powodu, by traktować je jak wyrocznię. Tym razem siła klubów jest przyjęta bardziej orientacyjnie. Kluby klasyfikowane przez Optę jako silniejsze od najsilniejszego jej zdaniem polskiego klubu (aktualnie Raków) zostały uznane za silniejsze. Słabsze od najsłabszej w Ekstraklasie (zdaniem Opty) Lechii Gdańsk jako słabsze. Wszystko pomiędzy poziomem Lechii a Rakowa było uznawane za poziom Ekstraklasy, a więc zbliżony do siły polskich klubów.

W rankingu uwzględniałem tylko zagranicznych piłkarzy przychodzących do Ekstraklasy spoza Polski. Nie ma w nim więc transferów wewnętrznych w obrębie Ekstraklasy, Polaków wracających z zagranicy albo ruchów między Ekstraklasą a niższymi ligami w Polsce. Z powodu braku danych nie zostali sklasyfikowani Abbati Abdullahi z Górnika Zabrze, Ibrahima Seck z Rakowa oraz Luizao z Pogoni Szczecin.

PAPIEROWI PEWNIACY – NAJMNIEJSZE RYZYKO WPADKI

Teoretycznie obarczone najmniejszym ryzkiem są te transfery, gdy zawodnik nie dość, że grał ostatnio regularnie, to jeszcze w klubie ze zbliżonego poziomu. Zeszłej zimy żaden klub z Ekstraklasy nie ściągnął piłkarza grającego w silniejszym klubie zagranicznym. Tym razem jest inaczej. Warto więc odnotować pozyskanie Filipa Prebsla przez Górnik Zabrze, Erika Jirkę przez Piasta Gliwice i Vladana Kovacevicia przez Legię. Slavia jest notowana znacznie wyżej od każdego polskiego klubu. 21-letni Prebsl w jej barwach uzbierał jesienią 739 minut w lidze, dokładając 18 w krajowym pucharze i 221 w europejskich pucharach. Do umownej granicy 1000 minut jesienią zabrakło 22 minut, ale trudno się jej trzymać sztywno, zwłaszcza że piłkarz w minionych miesiącach regularnie grał także w młodzieżowej kadrze Czech. Górnik nie pozyskał kogoś do odbudowy, przyspawanego do ławki. Do tego młodego i przychodzącego z wyższego poziomu. Do Zabrza został tylko wypożyczony, na razie uzbierał raptem 18 minut, ale na pewno warto zwrócić na niego uwagę.

Niewielkie ryzyko ze strony Piasta niósł też transfer Erika Jirki. W silniejszej Viktorii Pilzno uzbierał jesienią niezłe 891 minut, sporadycznie czas gry zwiększył także występami w jej rezerwach. Jako że mowa o piłkarzu bardziej doświadczonym niż Prebsl i do tego znającym Ekstraklasę, a nawet region, do którego trafił, trudno się dziwić, że szybko wskoczył do wyjściowego składu Piasta i nieźle zaprezentował się w pierwszych meczach. Gorsze wejście do Legii Warszawa ma Vladan Kovacević, ale też nie może dziwić, że Bośniak od razu wskoczył do bramki. Przychodzi do Polski ze znacznie silniejszego klubu (Sporting), w którym jesienią uzbierał we wszystkich rozgrywkach 930 minut. Nie prezentował się dobrze, wiosną nie miał perspektyw na grę w Portugalii, bramkarz to specyficzna pozycja, ale umiejętności, by być jedynką w jakimkolwiek polskim klubie byłemu graczowi Rakowa na pewno nie brakuje.

Reklama

Grupę piłkarzy grających regularnie w klubach z podobnego poziomu tworzą natomiast Leon Flach, który zamienił Philadelphię Union na Jagiellonię Białystok, Gustav Henrikson, który przeszedł z Elfsborga do Cracovii, czy Herve Matthys, który z ligi belgijskiej przeniósł się do Motoru Lublin. Nie może dziwić, że cała trójka szybko przebiła się do wyjściowego składu w nowych klubach. Do podobnej kategorii należą także Josip Corluka, nowy piłkarz Zagłębia Lubin pozyskany ze Zrinjskiego Mostar, Lubomir Tupta, nowy nabytek Widzewa, występujący dotąd w Slovanie Liberec oraz Benjamin Rojas, który przeszedł z chilijskiego Palestino do Pogoni Szczecin. W każdym z tych przypadków wciąż może oczywiście dojść do niewypału, bo ktoś nie zaadaptuje się do wymogów trenera albo nie zaaklimatyzuje się w nowym miejscu, ale raczej nie dlatego, że poziom piłkarski okaże się dla niego za wysoki.

SZUKANIE OKAZJI. JAK ZWAŻYĆ SZANSĘ I RYZYKO

Ściągnięcie do Polski kogoś, kto grał regularnie w silniejszym albo podobnym klubie niekoniecznie jest łatwe, dlatego kluby najczęściej muszą szukać nowych piłkarzy w innej kategorii. Wśród takich, którzy trafili do lepszych piłkarsko miejsc i z różnych powodów (piłkarskich, zdrowotnych, pozasportowych) od nich się odbili albo takich, którzy grali, ale w słabszych klubach bądź ligach i nie wiadomo, czy w polskim środowisku będą potrafili potwierdzić umiejętności. Wśród piłkarzy do odbudowy znajdują się Akim Zedadka, który zamienił Lille na Piasta Gliwice, Enzo Ebosse, który trafił do Jagiellonii z Udinese, Saad Agouzul, były stoper Auxerre, który zdobył ostatnio bramkę w debiucie dla Radomiaka oraz Mauro Perković, nowy piłkarz Cracovii, niełapiący się do składu Dinama Zagrzeb. To czwórka, co do której polskie kluby liczą, że nie przez przypadek znalazła się niedawno na znacznie wyższym poziomie, a w Ekstraklasie uda się chociaż w części odbudować ich formę.

Najwięcej było tej zimy nowych piłkarzy regularnie grających w klubach z poziomu słabszego niż Ekstraklasa. Można je porównać do transferów z I ligi, skąd kluby pozyskują zawodników ogranych, będących w rytmie meczowym, ale niekoniecznie przystosowanych do tempa i poziomu piłkarskiego najwyższej ligi w Polsce. Do tej grupy należy m.in. Jose Pozo ze Śląska Wrocław, który kiedyś był oczywiście w Manchesterze City, ale ostatnio występował w słabszym cypryjskim klubie. Jego wejście do Ekstraklasy jest obiecujące. Asystę w barwach Puszczy zdążył już zaliczyć Gierman Barkowskij, król strzelców ligi białoruskiej w barwach Dinama Brześć, notowanego jednak niżej od zespołu z Małopolski.

Wśród piłkarzy, którzy już zdążyli pokazać się w lidze, są też m.in. Gisli Thordarsson, którego Lech znalazł w Vikingurze Reykjavik, Steve Kingue, stoper ściągnięty do Radomiaka z Litwy, Pyry Hannola i Jean-David Beauguel, nowi piłkarze Stali Mielec, czy dwaj Szwedzi, którzy zasilili Zagłębie Lubin. Tu sprawy są najbardziej otwarte. Rok temu w tej właśnie kategorii znaleźli się m.in. Erick Otieno z Rakowa czy Ryoya Morishita z Legii, ale też, dla równowagi, Quendrim Zyba czy Jetmir Haliti. Tu najwięcej do wykazania się mają skauci, którzy muszą ocenić, czy dany zawodnik ma odpowiedni potencjał, by zrobić kolejny krok. Ściągają nie tylko to, co widzą, czyli aktualną grę danego piłkarza, ale muszą oszacować trajektorię jego rozwoju.

CZERWONA LAMPKA, CZYLI GRUPA ZAGROŻENIA

Jeśli dany piłkarz przychodzi do Ekstraklasy, choć ostatnio nie grał w klubie z podobnego lub niższego poziomu, zapala się czerwona lampka. Trzeba albo bardzo dobrze znać piłkarza, by wiedzieć, że jego potencjał jest wyższy niż pokazywany w ostatnich miesiącach, albo doskonale znać przyczyny, dla których ostatnio wpadł w problemy. Tak można powiedzieć choćby o Edim Semedo z Jagiellonii, który nie grał w Arisie Limassol, klubie z podobnego poziomu, ale zostawił po sobie dobre wspomnienia po okresie spędzonym w Radomiaku, a w Białymstoku ma być na razie skrzydłowym do rywalizacji, a nie numerem jeden na swojej pozycji.

W klubach z podobnego poziomu niewiele grali ostatnio także Marc Llinares ze Śląska Wrocław, Mario Gonzalez i Rasmus Carstensen z Lecha, Thierry Gale z Piasta, Matus Kmet z Górnika, Rafael Barbosa z Radomiaka czy Martin Miczew z Cracovii. Sporo entuzjazmu wywołało w Lublinie ściągnięcie Antonio Sefera z Hapoelu Beer Szewa, który miał tam dobre liczby w poprzednim sezonie. Ale w rundzie jesiennej był raczej zmiennikiem, a jego klub jest klasyfikowany jako ledwie nieznacznie lepszy od beniaminka Ekstraklasy (na poziomie gdzieś między Pogonią a Górnikiem). W tym przypadku trzeba więc liczyć na rozeznanie Pawła Golańskiego na rumuńskim rynku i to, że dyrektor sportowy Motoru dokładnie wie, kogo ściągnął.

Największe ryzyko, przynajmniej na papierze, niosą natomiast trzy transfery Radomiaka, który jako jedyny w Ekstraklasie ściągnął tej zimy piłkarzy siedzących na ławkach na poziomie niższym niż Ekstraklasa. Cała trójka to napastnicy. Pedro Perotti niewiele grał w brazylijskim Chapecoense, przez Optę umieszczanym na poziomie między Niecieczą a Wisłą Kraków, czyli czołówki I ligi. Renat Dadaszow zbierał ogony w Ankaragucu, klasyfikowanym w okolicach GKS-u Tychy i Znicza Pruszków. Pewną nadzieję daje jednak przypadek Abdoula Tapsoby, czyli piłkarza ściągniętego tej zimy do Ekstraklasy z najsłabszego klubu. Adanaspor, według algorytmu Opty, w Polsce byłby najgorszą drużyną I ligi. Burkińczyk nie dobił tam jesienią do 400 minut, a jednak w Ekstraklasie robi na razie całkiem korzystne pierwsze wrażenie. Perełkę da się znaleźć wszędzie. Może uda się to i Radomiakowi.

PODSUMOWANIE – RÓŻNE OCENY TRANSFERÓW

Oczywiście w ocenianiu transferów trzeba brać pod uwagę różne perspektywy. Nie każdy piłkarz pozyskiwany jest na już, byle tylko osiągnąć natychmiastowy efekt. W niektórych przypadkach chodzi o poszerzenie kadry albo inwestycję w przyszłość. Gdyby jednak skupić się wyłącznie na piłkarzach, których przeskok po zimowym transferze do Ekstraklasy powinien być najmniejszy, wymagają najmniejszej odbudowy i co za tym idzie najszybciej powinni zacząć odgrywać w nowych zespołach rolę w pierwszej jedenastce, najbardziej wybija się dziewięć nazwisk:

  • Filip Prebsl (Górnik Zabrze)
  • Erik Jirka (Piast Gliwice)
  • Vladan Kovacević (Legia Warszawa)
  • Leon Flach (Jagiellonia Białystok)
  • Gustav Henriksson (Cracovia)
  • Herve Matthys (Motor Lublin)
  • Lubomir Tupta (Widzew Łódź)
  • Josip Corluka (Zagłębie Lubin)
  • Benjamin Rojas (Pogoń Szczecin)

Czy tak faktycznie będzie, sprawdzimy za pół roku.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Feio wywiera presję na Legię. I chwali się znajomością ze słynnym agentem

Jakub Radomski
3
Feio wywiera presję na Legię. I chwali się znajomością ze słynnym agentem

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Feio wywiera presję na Legię. I chwali się znajomością ze słynnym agentem

Jakub Radomski
3
Feio wywiera presję na Legię. I chwali się znajomością ze słynnym agentem