1:4 z Lechem, 0:3 ze Śląskiem i 0:4 z Pogonią. To wszystko przedzielone jednym, skromniutkim remisem z Cracovią. Tak, Widzew bez wątpienia zasłużył w 2025 roku na mało zaszczytne miano kolekcjonera ekstraklasowych wpierdoli. Tym razem łodzian rozwalcowała Pogoń Szczecin, w której brylował Efthymios Koulouris. Grek zaliczył swojego trzeciego hat-tricka na polskich boiskach.
Wizja poważnego inwestowania w Widzew Roberta Dobrzyckiego, prezesa i współwłaściciela firmy Panattoni Europe, nie pobudziła gospodarzy do lepszej gry. Łodzianie, którzy byli tragiczni tydzień temu ze Śląskiem we Wrocławiu, okazali się także koszmarni przeciwko Pogoni na własnym boisku. Co prawda jest to jakaś powtarzalność, ale coś nam mówi, że nie o taką chodziło trenerowi Danielowi Myśliwcowi.
Kibice Widzewa właściwie ani przez chwilę nie mogli dziś liczyć na to, że ich piłkarze postawią się Portowcom. O skali bezradności najlepiej świadczy fakt, że najlepszym zawodnikiem gospodarzy był przed przerwą… Hilary Gong, czyli piłkarz, który w ostatnich miesiącach stał się memem. 17 meczów, brak goli i asyst – to jego bilans przed sobotnim spotkaniem i, oczywiście, Nigeryjczyk nie zdołał go poprawić. Na plus trzeba mu jednak zapisać, że chociaż nie popełnił kompromitującego błędu, a nie każdy piłkarz Widzewa może to o sobie powiedzieć. Taki Fran Alvarez podarował Rafałowi Kurzawie chyba najłatwiejszego gola w jego, dosyć długiej przecież, karierze. Zobaczcie, co odjaniepawlił Hiszpan:
UPS! Rafał Gikiewicz mógł nieco lepiej wyprowadzić tę piłkę…
Pogoń takich błędów nie wybacza! Rafał Kurzawa otwiera wynik spotkania
Mecz trwa w CANAL+ SPORT 3 i w serwisie CANAL+: https://t.co/zr8n1cU2RX pic.twitter.com/O8QIirIH7C
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) February 22, 2025
Łodzianie przez całą pierwszą połowę wyprowadzali zresztą tę piłkę z własnego pola karnego niesamowicie topornie, jakby właśnie podczas dzisiejszego meczu uczyli się tego elementu gry. To oczywiście była woda na młyn Pogoni, która rzuciła się rywalom do gardeł od pierwszych sekund. Trzy rzuty rożne w niespełna pięć minut – już ta statystyka zwiastowała, że podopieczni Roberta Kolendowicza nie odpuszczą rywalom.
I faktycznie, rozpędzona ekipa Portowców przejechała się po przeciwnikach w Łodzi chyba jeszcze mocniej niż uczestnicy roastu Krzysztofa Stanowskiego w tym mieście tydzień temu po Robercie Mazurku. Nie było czego zbierać, a prym w drużynie gości wiedli doświadczeni piłkarze: Kurzawa (gol i rozpoczęcie akcji po której był karny), Kamil Grosicki (dwie asysty), czyli polska odpowiedź na Nieśmiertelnego Christophera Lamberta, i Koulouris. Grek zagrał pewnie mecz życia – skończył go z trzema golami i asystą (wcześniej hat-tricka w lidze strzelał Ruchowi Chorzów i Lechii Gdańsk)! Żałowaliśmy gdy w 69. minucie trener Kolendowicz zawołał go do bazy – Efthymios zdobywał dziś bramki z taką łatwością, że spokojnie mógł zakończyć ten mecz z, na przykład, pięcioma trafieniami.
Tak się nie stało, ale chłop i tak może być zachwycony, podobnie jak reszta jego kolegów – Portowcy w 2025 roku po prostu wymiatają. Cztery mecze, cztery wygrane – gdybyśmy nie znali historii szczecińskiego klubu, pomyślelibyśmy, że to początek – nomen omen – pogoni za liderem tabeli.
A Widzew? Jego kibice – którym po prostu współczujemy tego, co muszą w tym roku oglądać, bo swoją znakomita postawą nie zasłużyli na taki badziew – mogą liczyć na to, że zespół w kolejnych tygodniach podholuje Bartłomiej Pawłowski. Kapitan i lider drużyny wrócił dziś na boiska ekstraklasy po długiej pauzie, spowodowanej ciężką kontuzją. A przecież w zeszłym sezonie był to autor ośmiu ligowych goli, który napędzał grę ofensywną łodzian. Jeśli nie on, to już naprawdę nie wiemy, kto zdoła reanimować tego piłkarskiego trupa…
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ NA WESZŁO O EKSTRAKLASIE:
- Reprezentant Azerbejdżanu krok od Ekstraklasy [NEWS]
- Pięć polskich klubów w Europie? Jesteśmy najbliżej w historii!
- Spokój jako zdobycz Widzewa ostatnich lat. Czy już czas ją porzucić?
Fot. Newspix.pl