Reklama

Beneluks – Włochy 3:0. Turbo PSV odprawiło Starą Damę

Paweł Marszałkowski

Autor:Paweł Marszałkowski

19 lutego 2025, 23:44 • 5 min czytania 14 komentarzy

Po pierwszej połowie mieliśmy wrażenie, że karty zostały rozdane w Turynie, a na rewanż obie ekipy wyszły tylko po to, aby dograć 90 minut. Bardzo się pomyliliśmy. Druga połowa i dogrywka udowodniły, że futbol totalny nie umarł i ma się dobrze. Głównie za sprawą nafaszerowanych witaminami Holendrów, bowiem Stara Dama wyglądała dziś na totalnie zmęczoną i bezradną. Teraz jest również smutna.

Beneluks – Włochy 3:0. Turbo PSV odprawiło Starą Damę

Do trzech razy sztuka. Na potwierdzenie tego wyświechtanego powiedzonka liczyli dziś zarówno w Eindhoven, jak i w Turynie.

W Eindhoven, ponieważ w tym sezonie Ligi Mistrzów PSV już dwukrotnie mierzyło się z Juventusem i dwukrotnie przegrało.

W Turynie, ponieważ we wtorek dwa włoskie kluby skonfrontowały się z ekipami z Beneluksu i oba odpadły (Milan z Feyenoordem, Atalanta z Club Brugge).

Piłkarzy Juventusu od kolegów z Mediolanu i Bergamo różniło to, że pierwszy mecz grali na własnym terenie i dzięki zwycięstwu 2:1 uciułali w nim jednobramkową zaliczkę.

Reklama

Cisza przed burzą

„Dobra, dobra, ale co działo się dziś na Philips Stadion?” – zapytacie. Otóż problem w tym, że na początku działo się niewiele.

Po dziesięciu minutach Thiago Motta zmuszony był do przeprowadzenia pierwszej zmiany. Kontuzjowanego Renato Veigę zastąpił Andrea Cambiaso.

A dwadzieścia minut później przed niespodziewaną szansą stanął Randal Kolo Muani. Wypożyczony z PSG napastnik znalazł się sam na sam z Benitezem po błędzie Ryana Flamingo, który dość pokracznie przepuścił piłkę po podaniu Teuna Koopmeinersa. Francuz jednak najwyraźniej przestraszył się (leżącego już na murawie) Waltera Beniteza i nie trafił do bramki.

I mówiąc szczerze, były to jedyne migawki z pierwszej części spotkania, które warto wynotować. Oglądaliśmy tak zwany mecz walki, czego najboleśniejszym potwierdzeniem była statystyka celnych strzałów: 0:1.

Wiaderko witamin

W przerwie Peter Bosz ściągnął okulary, spojrzał swoim zawodnikom głęboko w oczy i zapytał, czy faktycznie mają zamiar powalczyć o awans. Na co piłkarze PSV odpowiedzieli dwoma groźnymi (i celnymi!) uderzeniami tuż po powrocie na boisko.

Goście zrewanżowali się okazją Kolo Muaniego, jednak Francuz znów zachował się fatalnie, dzięki czemu Benitez nie miał problemów ze skuteczną interwencją.

Reklama

W ciągu kilku minut drugiej części spotkania wydarzyło się więcej niż przez całą pierwszą połowę. A najlepsze wciąż było przed nami!

W 53. minucie odmienieni gospodarze odrobili straty z Turynu. W rolach głównych wystąpili Noa Lang i Ivan Perisić. Obaj skrzydłowi PSV wyglądali, jak by w szatni przechylili po legendarnym wiaderku witamin od Kazka Węgrzyna. Holender ściął z lewej strony do środka, wjechał pomiędzy obrońców Juventusu, po czym zagrał do Chorwata, który nie miał problemów z pokonaniem Michele’a Di Gregorio.

Weah kontra pociąg

Gospodarze ewidentnie chcieli pójść za ciosem i coraz bardziej podkręcali obroty. Na co goście odpowiedzieli trafieniem Timothy’ego Weah. Początkowo gol nie został uznany przez sędziego Slavko Vincicia, ale po podpowiedzi VAR-u Słoweniec uznał, że Lloyd Kelly (będący na pozycji spalonej przy dośrodkowaniu Koopmeinersa) nie brał udziału w akcji.

Weah zasługuje na osobny akapit. I to z dwóch powodów. Po pierwsze, jego gol był wyjątkowej urody. Amerykanin huknął z powietrza tuż przy słupku, gdy obrońcy PSV wybili piłkę przed pole karne. Po drugie, został dziś pchnięty pod pociąg przez własnego trenera. Pociąg zwany Noa Langiem. Motta po raz kolejny wystawił 24-latka na prawej obronie, gdzie tym razem zmagać musiał się z szalejącym reprezentantem Holandii. Weah (a więc nominalny skrzydłowy) robił, co mógł, ale przy Langu (przez całą drugą połowę grającym w trybie turbo), mógł niewiele.

Stracony gol nie podłamał gospodarzy. Wręcz przeciwnie.

Chorwackie wino

Podopieczni Bosza cisnęli, cisnęli i znów wcisnęli. Na kwadrans przed końcem na 2:1 trafił Ismael Saibari. Większość roboty znów wykonał jednak niezmordowany Perisić, który prawą stroną napędził bramkową akcję.

Perisić z drugiej połowy powinien być sprzedawany wszystkim 36-latkom, którzy zmagają się z kryzysem wieku średniego. Były zawodnik Interu (dodatkowy smaczek) podszedł do dzisiejszego spotkania bardzo ambicjonalnie i zabrał jakiekolwiek argumenty tym, którzy dziwili się, że posadził na ławce Johana Bakayoko. Na szyi Chorwata można było dostrzec odciski stawianych baniek – może to jest przepis na efektowną długowieczność?

A więc gol co dziesięć minut. Zaczęliśmy marzyć o tym, aby ten mecz nie skończył się za szybko. I nasze marzenie zostało spełnione, bo pan Vincić zarządził dogrywkę.

Wspominaliśmy o statystyce strzałów po pierwszych 45 minutach. Aby najlepiej oddać przepaść pomiędzy połowami (i grą obu zespołów) wystarczy zaktualizować tę statystykę. 22:10 w strzałach (7:3 w celnych) – tak wyglądało to przed rozpoczęciem dogrywki. Dogrywki, która udowodniła, że sprawiedliwość istnieje.

Smutna Dama

Bo jedynym sprawiedliwym scenariuszem było dziś zwycięstwo PSV.

Holendrzy ani na moment nie opadli z sił i na dodatkowy czas gry wyszli równie rozjuszeni jak na drugą połowę. I tym razem na efekt nie trzeba było długo czekać. Już w ósmej minucie dogrywki do siatki trafił Flamingo.

Włosi padli na łopatki i nie wyglądali na gości, którzy byliby w stanie podnieść się z desek przed upływem liczenia.

Jeszcze przed golem na 3:1 czerwoną kartkę powinien obejrzeć Nicolò Savona, ale nawet w jedenastu turyńczycy nie istnieli. Co prawda Dusan Vlahović trafił w słupek w podbramkowym zamieszaniu, ale i tak to gospodarze byli bliżej kolejnego gola (Di Gregorio kapitalnie interweniował w sytuacji sam na sam z Guusem Tilem).

Fani Juventusu mogli pozbyć się wszelkich nadziei na odwrócenie sytuacji za każdym razem, gdy realizator pokazywał przybitego Thiago Mottę. Już na wiele minut przed końcowym gwizdkiem, trener Starej Damy wyglądał na kompletnie pozbawionego jakiejkolwiek wiary w sukces. Brazylijski Włoch był absolutnym uosobieniem smutku. Możliwe, że myślał o wszystkich złych decyzjach, które dziś podjął. A było ich naprawdę mnóstwo.

Tak więc do trzech razy sztuka! PSV wreszcie pokonało Juventus i zrobiło to w przepięknym stylu. W nagrodę dołącza do Feyenoordu (no i belgijskiego Club Brugge) w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Beneluks – Italia 3:0.

PSV Eindhoven – Juventus FC 3:1 (2:1) (0:0) – po dogrywce

  • 1:0 – Perisić 53′
  • 1:1 – Weah 63′
  • 2:1 – Saibari 74′
  • 3:1 – Flamingo 98′

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Kaszub. Urodził się równo 44 lata po Franciszku Smudzie, co może oznaczać, że właśnie o nim myślał Adam Mickiewicz, pisząc słowa: „A imię jego czterdzieści i cztery”. Choć polskiego futbolu raczej nie zbawi, stara się pracować u podstaw. W ostatnich latach poznał zapach szatni, teraz spróbuje go opisać - przede wszystkim w reportażach i wywiadach (choć Orianą Fallaci nie jest). Piłkę traktuje jako pretekst do opowiedzenia czegoś więcej. Uzależniony od kawy i morza. Fan Marka Hłaski, Rafała Siemaszki, Giorgosa Lanthimosa i Emmy Stone. Pomiędzy meczami pisze smutne opowiadania i robi słabe filmy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Prezes Puszczy: Mam nadzieję, że nie osiągnęliśmy jeszcze sufitu [WYWIAD]

Jakub Radomski
1
Prezes Puszczy: Mam nadzieję, że nie osiągnęliśmy jeszcze sufitu [WYWIAD]

Liga Mistrzów

Ekstraklasa

Prezes Puszczy: Mam nadzieję, że nie osiągnęliśmy jeszcze sufitu [WYWIAD]

Jakub Radomski
1
Prezes Puszczy: Mam nadzieję, że nie osiągnęliśmy jeszcze sufitu [WYWIAD]