Takiego zawodnika każdy trener chciałby mieć w kadrze swojego zespołu. Rzadko będzie odgrywał pierwszoplanowe role, w blasku fleszy przeważnie znajdą się inni, ale też naprawdę rzadko zejdzie poniżej pewnego poziomu i nawet jeśli jest zawodnikiem rotacyjnym, nie stanie się zgniłym jabłkiem w szatni. To chyba dobry moment, żeby pochwalić Jarosława Kubickiego.
Pretekst jest oczywisty, Kubicki po raz drugi w tym sezonie zdobył dwie bramki w jednym meczu. W Radomiu dwukrotnie przepięknie strzelał z dystansu, teraz był mniej spektakularny, ale efekt oglądaliśmy ten sam: piłka dwa razy zatrzepotała w siatce Motoru Lublin. 29-letni pomocnik swoją postawą sprawia, że nikt nie tęskni za Nene, a Taras Romanczuk może spokojnie dochodzić do pełni formy.
Kozacy i badziewiacy 21. kolejki Ekstraklasy
I taki właśnie jest to piłkarz. Poradzi sobie na każdej pozycji w środku pola, niezmiennie w przekroju całego sezonu coś z przodu dołoży i zawsze jest w pogotowiu. W sezonie mistrzowskiej najbardziej potrzebny był jesienią, gdy Afimico Pululu jeszcze tak nie błyszczał i dość często na szpicy występował Jesus Imaz. Wtedy Kubicki ogarniał środek z Nene i Romanczukiem. Wiosną wyklarowała się żelazna jedenastka Adrianowi Siemieńcowi, więc stał się tym dwunastym/trzynastym, który jako pierwszy wchodził z ławki i też się przydawał. Teraz jego akcje wzrosły, zwłaszcza w obliczu zdrowotnych perypetii Romanczuka i drużyna niekoniecznie na tym traci. Z całej Jagiellonii w tym sezonie jedynie Imaz ma u nas wyższą średnią not niż Kubicki.
Jeżeli doskwierała mu kiedyś łatka ulubieńca Piotra Stokowca, który ciągnął go za uszy w Lubinie i Gdańsku, to już dawno ją od siebie oderwał.
Pewnie nie wszyscy ten fakt dostrzegają, ale wychowanek Zagłębia Lubin na polskim podwórku jest już spełniony. Z Lechią Gdańsk wywalczył Puchar i Superpuchar Polski, a w Białymstoku sięgnął po mistrzostwo i porządnie posmakował europejskich pucharów. Szkoda, że nie jest trochę młodszy, bo pewnie miałby jeszcze szanse na zagraniczną przygodę – nie mamy wątpliwości, że dałby radę w jakimś niezłym klubie tureckim, greckim czy cypryjskim – ale i tak siadając kiedyś w bujanym fotelu przy kominku, pozytywnych wspomnień mu nie zabraknie.
Oczywiście powtarzalna solidność czasami jednocześnie oznacza, iż zawodnik pewnego poziomu nie przeskoczy. Dopiero co mocno krytykowaliśmy Kubickiego po pierwszej połowie z Backą Topolą, gdy notował mnóstwo strat (po przerwie się ogarnął). Chyba jednak lepiej być kimś takim, niż gościem, który błyśnie trzy razy na rundę, a w pozostałych meczach rozczarowuje.
W tej kolejce wreszcie mogliśmy masowo chwalić zawodników Rakowa. Medaliki w Poznaniu zagrały jak za najlepszych czasów z pierwszej kadencji Marka Papszuna i były bezdyskusyjnie lepsze od Lecha. Fakt, iż najlepszym bramkarzem został Bartosz Mrozek z pokonanego Kolejorza, mówi sam za siebie.
Dużo indywidualnych laurów za spotkanie z Puszczą zebrali także zawodnicy Legii, choć po poniedziałku Morishita musi ustąpić miejsca w jedenastce Tomasowi Bobcekowi z Lechii Gdańsk, który wiosną świetnie uzupełnia się w duecie z Bohdanem Wjunnykiem. Najlepsze mecze w sezonie rozegrali Mateusz Żukowski i Piotr Samiec-Talar. W Śląsku Wrocław mogą się jeszcze łudzić w temacie utrzymania.
Zapewne część z was będzie pomstować za brak Josemy. Po słabszym weekendzie spokojnie znalazłby się w kozakach, ale tym razem konkurencja w defensywie okazała się naprawdę mocna i można było popatrzeć szerzej. Juniorskie zachowanie powodujące rzut karny dla Radomiaka przeważyło szalę na niekorzyść Hiszpana.
W badziewiakach taki tłok, że nie pomieściliśmy nawet wszystkich obrońców z notą 1, na czym najbardziej skorzystali przedstawiciele Puszczy: Piotr Mroziński i Michal Siplak.
Najwięcej reprezentantów ma tu Widzew i trudno się dziwić, skoro w kompromitującym stylu przegrał we Wrocławiu. Niesamowite, jakim składem węgla i papy dysponuje obecnie Daniel Myśliwiec. Poza wciąż nieźle wyglądającym personalnie środkiem pola – choć i tu widać tendencję zjazdową – i ewentualnie Mateuszem Żyro w obronie, po sprzedaży Imada Rondicia w łódzkim zespole nie ma nikogo, kto wybijałby się ponad ligową szarzyznę. Nawet będący głośniejszym nazwiskiem Rafał Gikiewicz daje za mało. Trener, chcąc nie chcąc, wystawia wielu młodzieżowców, ale żaden z nich nie potrafi się trwale wybić. Ciągle się rotują, czasami któryś wypadnie lepiej, potem jednak nie ma pójścia za ciosem. W aktualnej formie Widzew może się jeszcze na poważnie wmieszać do walki o utrzymanie.
W tej kolejce mieliśmy sporo dwójkowiczów wśród napastników i ostatecznie wybraliśmy z tego grona Macieja Rosołka. Piast stara się rozwiązywać swoje problemy na wielu pozycjach, lecz w ataku ciągle nędza. Jak już Andreas Katsantonis obiecująco zaczął wiosnę, to doznał kontuzji wykluczającej go z gry na rok. W efekcie w Katowicach Aco Vuković wolał ustawić wyżej Felixa z Chrapkiem, a Rosołek wystąpił na skrzydle, co się nie sprawdziło i już w przerwie doszło do korekty.
Strzeboński i Samper pewnie nie znaleźliby się w badziewiakach, gdyby nie ich czerwone kartki otrzymane za nierozsądne i głupie faule. Korona od momentu gry w dziesiątkę zaczęła się w Krakowie wyłącznie bronić (i straciła prowadzenie w ostatniej akcji), z kolei Motor w osłabieniu nie miał już nic do zaoferowania w konfrontacji z Jagiellonią, przez co został boleśnie wypunktowany.
CZYTAJ WIĘCEJ:
- Legia Warszawa i panic buying. Dlaczego transfer Ilji Szkurina nie ma sensu?
- To on miał być napastnikiem Legii. Straciła go na ostatniej prostej [NEWS]
- Lechia kompromituje się w gabinetach, ale na boisku powstała drużyna
Fot. Newspix