Polot, świetna organizacja, dobra energia i fajerwerki. Z ręką na sercu: nie postawilibyśmy ani złotówki na to, że będziemy używać takich określeń w odniesieniu do występu Rakowa w Poznaniu. Ale tak, to prawda: Marek Papszun i jego ludzie wywożą z Bułgarskiej trzy punkty i nie pozostawiają żadnych złudzeń. To nie był kolejny przepchnięty mecz. To zwycięstwo zasłużone, pewne, kontrolowane, po zdominowaniu rywala i odebraniu mu wszystkich atutów.
Jeśli namówiliście swoją drugą połówkę na spędzanie walentynek przy meczu dwóch czołowych drużyn Ekstraklasy, to raczej nie wygoni was z domu. To nie był typowy hit w stylu: o rany, ale nas męczą. A jeśli jest kibicką Rakowa, to bawiła się dziś lepiej niż w najbardziej wykwintnej restauracji. Zespół z Częstochowy wreszcie wyglądał jak poważny kandydat do trofeum, który nie zamierza wygrywać poprzez mordowanie futbolu, a zależy mu też na piłkarskich walorach. Wreszcie nie nudził, nie wymieniał setki podań pomiędzy stoperami, a grał bezpośrednio, szukał wrzutek, pchał piłkę do przodu.
Piłkarze Lecha spacerując w weekend po Poznaniu będą co chwilę oglądać się za plecy w obawie, że wyskoczą zza nich zawodnicy Rakowa. Gospodarze zupełnie zgubili się w wysokim i intensywnym pressingu narzucanym przez rywali. Momentami Kolejorz nie potrafił wyjść z piłką z własnej połowy, a to przecież nie jest obrazek, do którego nas przyzwyczaił. Nie istniał środek pola – Sousa wrócił do gry, ale jakby wciąż go nie było, Murawski z Kozubalem nie nadążali. Berggren wyglądał przy nich jak piłkarz z innego świata, a to przecież gość, którego dopiero co umieściliśmy w jedenastce badziewiaków kolejki.
Wiele o tym meczu mówi fakt, że najlepszym i jedynym godnym pochwały zawodnikiem Lecha był Bartosz Mrozek. Interwencja po strzale Brunesa to z miejsca jedna z najlepszych parad całego sezonu. Czasu na reakcję praktycznie nie było – piłka po rykoszecie spadła na głowę napastnika, ten przytomnie uderzył z szóstego metra, a bramkarz Lecha doskonale został z nogami. Później wyciągał jeszcze groźne strzały Berggrena, Iviego czy Amorima w drugiej połowie.
Choć przy golu Svarnasa nie miał zbyt wiele do powiedzenia. To był ewidentnie przećwiczony wariant rozegrania rzutu rożnego – Ivi Lopez posłał odchodzącą wrzutkę prosto na głowę greckiego stopera, ten precyzyjnie posłał piłkę przy długim słupku. Zdziwiliśmy się, że przy strzelcu bramki stał akurat Kozubal, który nie miał żadnych szans w fizycznym starciu ze zdecydowanie bardziej rosłym rywalem – jak miało to zadziałać?
Na lewej stronie obrony dusił się Pereira, który miał ograniczone pole manewru do dośrodkowań. Najlepiej z przodu w Kolejorzu wyglądał Walemark, ale też nie stworzył niczego konkretnego. Lech zaatakował dopiero w końcówce, gdy nie miał już nic do stracenia, lecz nie stworzył sobie żadnej setki, ani razu nie pomyśleliśmy „o, ale było blisko”.
Najbliżej było jeszcze w pierwszej połowie, gdy Ishak w sumie trafił do siatki, ale z wyraźnego spalonego. Nieuznanego gola ma na koncie także Berggren, on z kolei przed uderzeniem głową powalił Murawskiego na ziemię. Szymon Marciniak, będący dziś w topowej formie, wszystko błyskawicznie wyłapywał, tak samo jak symulki w środku pola, liczne taktyczne faule czy… śnieżki rzucane przez kibiców Lecha w piłkarzy Rakowa, przez które – jak raportowała Daria Kabała-Malarz – istniało nawet ryzyko zakończenia spotkania przed czasem.
Raków wyglądał tak dobrze, że nawet Adriano Amorim nas nieszczególnie irytował. Oczywiście, zdarzyły mu się dwa strzały, które ledwo doleciały do bramki, ale ma też na koncie świetną główkę, to po jego strzale – wprawdzie odbitym od obrońcy, ale zawsze – setkę miał Brunes, który chyba prędko nie straci miejsca w składzie, bo Makuch i Rocha wyglądali po wejściu z ławki jak piłkarski Flip i Flap. Trzeba pochwalić jeszcze Otieno – napędzał akcje lewą stroną, ma na koncie wiele wrzutek i wygranych pojedynków, a i w defensywie stanowił zaporę, z którą trudno było się uporać.
Właśnie taki Raków chcemy oglądać, a nie tłumaczenia trenera, że nie ma jedenastu piłkarzy przygotowanych do gry. Dzisiaj częstochowianie pokazali, że naprawdę mogą się liczyć w walce o złoto. Ich forma na wyjazdach jest wybitna – wywieźli komplet z Warszawy i Poznania, nie przegrali w Krakowie i Białymstoku. Byle jeszcze tylko przełożyli dyspozycję z delegacji na domowe spotkania.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Walentynkowy paździerz dla miłośników Ekstraklasy. Cracovia zremisowała z Koroną
- Legia zgłasza nieprzygotowanie do rundy, Jagiellonia przeciwnie
- Stało się! Pogoń Szczecin z nowym inwestorem
Fot. newspix.pl